Od wielu wieków ludzie przybywają na Jasną Górę ze swoimi radościami i troskami, bo tam jest Ona. Chcą Jej powierzyć wszystko, co ich martwi i gnębi, podziękować za Opiekę. Każdego roku ze wszystkich stron przybywają, miliony pielgrzymów, aby spojrzeć w Jej przepełnione matczyną troską oczy. Jedni pociągami i autokarami,
inni motorami, rowerami albo pieszo.
Pierwszy raz pojechałem tam samochodem z moją matką chrzestną w 1983 roku. Potem byłem jeszcze parę razy na pielgrzymkach autokarowych, które organizował katecheta uczący nas religii. Lecz zawsze pragnąłem pójść do Niej z pieszą pielgrzymką. W końcu udało mi się to w 1988 r., kiedy miałem 16 lat. Poszedłem na moją pierwszą pielgrzymkę z Poznania na Jasną Górę. Szliśmy przez 10 dni w słońcu i deszczu, nie zważając na ból nóg i zmęczenie. Moja grupa nr 2 liczyła wtedy ponad 800 osób, a w całej pielgrzymce szło ponad 12 tysięcy pątników. Było to jeszcze za komuny i wiele osób szło, aby na pielgrzymce zaznać prawdziwej wolności, której na co dzień wszędzie brakowało ale nie na Jasnej Górze, gdzie króluje Ona, dając ją każdemu.

Ta pierwsza piesza pielgrzymka na zawsze pozostanie w mojej pamięci, jak i ludzie, których wtedy poznałem. Od tego czasu przez każdy następny rok wyczekiwałem z niecierpliwością na dzień 6 lipca, kiedy z poznańskiej katedry wyrusza piesza pielgrzymka, aby znowu móc iść do Niej razem z grupą drugą. Z czasem przestałem chodzić w grupie, bo przydzielono mnie do prowadzenia jej i kierowania ruchem w służbie drogowej. Przez te wszystkie lata przez pielgrzymkę i moją grupę przewinęło się tysiące ludzi, setki księży i sióstr zakonnych. Wielu z nich już niestety nie ma, ale myślę że mimo wszystko idą ciągle z nami. Niektórzy szli kilkanaście lub kilka razy w zależności od zdrowia, sił, wolnego czasu i obowiązków.
Jednego roku nie udało mi się pójść, bo wyjechałem do pracy za granicę. Strasznie ciężko było mi żyć ze świadomością, że nie pielgrzymuję z nimi, gdy idą do Matki. Następnego roku wróciłem. I w następne lata też. Nawet wybuch pandemii i to, że nie było oficjalnej pielgrzymki, nie zatrzymał mnie i paru moich znajomych przed wyruszeniem na pielgrzymkowy szlak. Czasami jedna pielgrzymka mi nie wystarczała i szedłem jeszcze w sierpniu na drugą, warszawską. Czasami szedłem sam, np. z Puław przez Kazimierz, Sandomierz i Kielce do Częstochowy. Parę razy szedłem do Niej samotnie na święto 3 maja, z Poznania w 96 godzin. Choć wydaje się to ciężkie do wykonania, zwłaszcza że szedłem z plecakiem i spałem w namiocie po parę godzin. Jednak udawało mi się to, chyba dlatego, że czułem jakbym podążał do domu, gdzie Ona na mnie czeka. Tam zawsze jest jak w domu, jak w bezpiecznych ramionach Matki.
Przez te wszystkie lata poszedłem do Niej pieszo ponad 40 razy. Mam nadzieję, że w tym roku pielgrzymka odbędzie się normalnie i będziemy mogli znów wyruszyć razem do Jej tronu, gdzie ciągle na nas czeka.
Pozdrowienia dla wszystkich z którymi kiedykolwiek pielgrzymowałem i podziękowania dla wszystkich, którzy mnie gościli.