Myślę, że nie da się być uczniem Jezusa bez głoszenia nauki, którą przyniósł, opowiadania o spotkaniu z Nim, chęci dzielenia się tym, czego doświadczamy, co widzimy, czym żyjemy. Czasami zadanie ewangelizowania jest dla nas łatwe i oczywiste, ale chyba częściej bywa tak, że nie wiemy, jak głosić dobrą nowinę, by to rzeczywiście pomogło ludziom zbliżyć się do Boga. Czasem kogoś zrażamy do Kościoła i jeszcze bardziej zamykamy, zamiast go zarazić radością spotkania z Panem.
Myślę, że nie da się być uczniem Jezusa bez głoszenia nauki, którą przyniósł, opowiadania o spotkaniu z Nim, chęci dzielenia się tym, czego doświadczamy, co widzimy, czym żyjemy. Czasami zadanie ewangelizowania jest dla nas łatwe i oczywiste, ale chyba częściej bywa tak, że nie wiemy, jak głosić dobrą nowinę, by to rzeczywiście pomogło ludziom zbliżyć się do Boga. Czasem kogoś zrażamy do Kościoła i jeszcze bardziej zamykamy, zamiast go zarazić radością spotkania z Panem.
O tym chcę napisać i zastanowić się, co warto zrobić, a czego lepiej unikać, gdy próbujemy pomóc komuś wrócić do wiary. To będzie tylko kilka wskazówek, mam nadzieję, że przydatnych. Proszę pamiętać, że nie da się napisać instrukcji człowieka. Instrukcji do tak ważnej, głębokiej części ludzkiego serca, jaką jest relacja ze Stwórcą. Spróbuję jednak powiedzieć tyle, ile się da.
Czym jest wiara?
Najpierw trzeba przez moment zastanowić się, czym w ogóle jest wiara. Czasem w pośpiechu i bez namysłu wydaje się nam, że wierzyć w Boga, to wypełniać określone praktyki religijne: modlić się w konkretny sposób, uczestniczyć we wszystkich nabożeństwach w parafii, chodzić codziennie na mszę, tymczasem to wszystko jest przejawem tego, czym wiara jest naprawdę, czyli relacji z Panem Bogiem. Szukamy Go, chcemy spędzać z Nim czas, spotykamy Go. Pobożność stanowi tylko jeden z przejawów tej miłości. Trzeba tutaj powiedzieć, że nie da się „zakochać w sobie” dwóch osób, nie da się sprawić, żeby ktoś kogoś pokochał. Można ludzi ze sobą poznać, zadbać, by się spotkali, stworzyć przestrzeń do takiego spotkania i obecności, ale na tym nasza rola się kończy. Tak jest też z ewangelizowaniem: opowiadamy o Panu Bogu, zachęcamy do spotkania z Nim, sprawiamy, żeby człowiek o Nim usłyszał, ale miłość czy wiara są darem i nie do nas należy nim obdarzyć.
Czasem niecierpliwimy się i próbujemy jakoś przyspieszyć proces nawrócenia. Sięgamy wtedy po niegodziwe środki: zmuszamy człowieka do modlitwy albo uczestnictwa w nabożeństwach, obrażamy się na niego, w skrajnych przypadkach nie siadamy z nim do stołu, nie rozmawiamy, stosujemy ostracyzm. To nie jest droga Ewangelii, nie ma z nią nic wspólnego. To nasza ludzka niecierpliwość i brak szacunku dla drugiego człowieka, rodzaj przemocy. Jezus nigdy nie głosił Ewangelii w podobny sposób. Kiedy nie chciano Go słuchać, odchodził, gdy nie było wiary, nie czynił cudów, uczniom kazał odejść z miejsc, gdzie ich nie przyjmują, synom gromu odmówił zniszczenia miast, które Nim wzgardziły. Jezus nie zmusza i nie mści się. Czeka. Kocha i czeka. Mamy być jak On.