Jak mają się spory o wizerunki sprzed trzynastu wieków do czasu kwarantanny w trakcie epidemii wirusa SARS-CoV-2? Zachęcam do uważnej lektury i wejścia w świat najbardziej złożonego przejawu sztuki chrześcijańskiej, jaki dotychczas powstał.
Stara tradycja mówi, że pierwszą ikoną na świecie był wizerunek Maryi z Dzieciątkiem namalowany przez św. Łukasza na blacie stołu z Nazaretu. Łukasz malujący Marię to zresztą częsty wątek w malarstwie. Obrazami, które są przypisywane apostołowi, można by zapełnić niejeden kościół… Dziś wiemy jednak, że to tylko piękna legenda – wyjaśniły to liczne badania naukowe. Nie wiemy, kto faktycznie „wymyślił” ikonę i namalował ją jako pierwszy.
Najstarsze ikony, które zachowały się do naszych czasów, pochodzą z klasztoru św. Katarzyny na Synaju. Ikona Chrystusa Pantokratora oraz ikona św. Piotra są wykonane w technice enkaustyki (wykorzystującej farby z woskiem nakładane na gorąco) i powstały w VI wieku. Stylistycznie są mocno osadzone w malarstwie późnego antyku – taką sztukę znali przecież pierwsi twórcy sztuki chrześcijańskiej.
Ikonoklaści i ikonodule
Dlaczego nie zachowały się jednak starsze ikony? Przecież sztuka chrześcijańska rozwijała się dobrze od czasów cesarza Konstantyna i edyktu mediolańskiego (313 r.), który wprowadził wolność wyznania wiary, otwierając chrześcijaństwu drzwi do eksplozji na wszystkie strony świata. Otóż sprawa rozegrała się kilka wieków później na gruncie debat, dyskusji, a nawet zbrojnej walki z wizerunkami i z tymi, którzy oddawali im cześć. Jedna ze stron sporu bardzo serio potraktowała biblijny zakaz obrazowania zawarty w Księdze Wyjścia: „Nie będziesz miał cudzych bogów obok mnie! Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał pokłonu i nie będziesz im służył” (Wj 20, 3–5). Rozpoczęła się regularna walka z obrazami. W 736 r. cesarz Leon III Izauryjczyk rozkazał usunąć ikonę Chrystusa znad bramy swego pałacu w Konstantynopolu. Uznawał kult, którym otaczano ikony, za zwykłe bałwochwalstwo. Zwołał sobór w Hiereii (754 r.), który nie został jednak zaakceptowany przez inne środowiska. Zaczęła się walka z wizerunkami, masowe niszczenie ich. W obronie ikon stanęli mnisi oraz liczni wierni. Jednak bardzo wiele świętych obrazów ucierpiało, a w rezultacie spuścizna pierwszej sztuki chrześcijańskiej pozostała do naszych czasów w tak szczątkowej formie jak pojedyncze ikony z Synaju.
Odpowiedzią ikonoduli, czyli zwolenników ikon, były teologia św. Jana z Damaszku i sobór w Nicei (787 r.), ostatni powszechny sobór niepodzielonego Kościoła. Myśl św. Jana jest podstawą teologii ikony. Jest też ważna dla późniejszej sztuki chrześcijańskiej i rozumienia, czym jest tak naprawdę sakralny obraz. Podstawowym argumentem Damasceńczyka był tzw. argument Wcielenia: sam Bóg przyjął ludzką, materialną postać, a Jezus jest Jego obrazem, który zawsze odwołuje się do Ojca i nie „zatrzymuje” czci na sobie. Wynika z tego, że ludzie również mogą tworzyć wizerunki osób świętych, które pośredniczą w kulcie. W ten sposób modląc się przed ikoną, nie modlimy się do deski, żółtka użytego jako spoiwa i barwników – oddajemy cześć samym osobom Chrystusa, Maryi i świętych.
Minęło trzynaście wieków. Czy to aktualne?
Takie podejście ma kilka aspektów ważnych dla współczesnej duchowości. Po pierwsze, zakłada ideę pośrednictwa – czyli zanoszenia naszych modlitw do samego Boga przez świętych czy „przekazywania” jej poprzez poświęcone obrazy.
Po drugie, przypomina, że w modlitwie i życiu duchowym ludzkie ciało ma swój ważny udział. Ikona ma fizyczną wielkość, ciężar, barwę i poprzez te środki oddziałuje na tego, kto na nią patrzy. Stąd też liczne gesty, które są szczególnie popularne na Wschodzie: pocałunki, które wierni składają na ikonach, głębokie pokłony (z greckiego prosynesis, po łacinie adoratio).
Po trzecie, przywołuje obecność samego Boga w miejscu, gdzie się znajduje. Na ten temat napisano wiele prac naukowych. Nie wdając się w szczegóły interpretacji tej idei, możemy pomyśleć o zdjęciach najbliższych, noszonych w portfelu czy wieszanych na ścianie portretach naszych przodków. Zdjęcia przywołują ich obecność, nawet gdy fizycznie nie są oni z nami. O ileż bardziej tę obecność przywołują ikony, które powstają zawsze po to, by służyć modlitwie; sam proces malowania powinien być związany z modlitwą, a treść zawiera wiele symbolicznych odniesień i teologicznej głębi.
„Nie rozumiem tej symboliki i nie znam się na ikonach. Wydają mi się smutne” – mówi wiele osób, szczególnie wychowanych na innych obrazach. W porządku – nie każdy musi przecież być teologiem czy historykiem sztuki. Warto po prostu otworzyć się na te wizerunki, pomyśleć, że ich piękno to piękno duchowe, które różni się od naszego pojmowania piękna w XXI wieku. Z czasem możemy sięgnąć do opisów, poczytać o sensie poszczególnych ikon i odkryć ich wartość. Warto zacząć jednak od innej strony.
Propozycja na czas kwarantanny
Czas pisania tego artykułu to narodowa kwarantanna, która trwa już kilka tygodni i nie wiadomo, kiedy się skończy. Przymusowe odosobnienie i wielotygodniowy post od sakramentów – w tym od Eucharystii – dają nam niesamowitą możliwość skupienia się na innych, prostych formach kontaktu z Bogiem. Do takich należy cicha adoracja ikony. Wystarczy prosty wizerunek czy choćby jego wydruk, świeca, wygodne miejsce do klęczenia lub siedzenia, odrobina ciszy i – przede wszystkim – czas. Patrząc na ikonę, możemy starać się nie skupiać na pędzących myślach i po prostu trwać w Bożej obecności. Pomocą mogą być słowa: „Panie Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem”, powtarzane w myśli miarowo w rytm oddechu. Możemy też rozważać tajemnice odkupienia w innej medytacyjnej modlitwie, np. różańcu. Materialna ikona – znak obecności Boga – może w tym czasie być dla nas wielką pomocą. Skoro modlitwa we wspólnocie jest uniemożliwiona, a nie każdy dzieli dom z rodziną, warto przypomnieć sobie o duchowych więziach – a w tym może pomóc właśnie ikona.
Bibliografia:
Ks. M. Janocha, „Ikony w Polsce: od średniowiecza do współczesności”, Warszawa 2008