Wojownicy Maryi: Chcemy być apostołami miłości
Dziś pierwsza sobota miesiąca, Wojownicy Maryi spotykają się na różańcu, a potem rozpoczynają pielgrzymkę przez Bydgoszcz. W jaki sposób zawiązała się wspólnota Wojowników Maryi?
Wspólnotę założył ks. Dominik Chmielewski kilka lat temu. Potem to się zaczęło rozrastać. Najpierw na spotkania do Lądu przyjeżdżało po 200–400 osób, potem 700, już się nie mieściliśmy, teraz przyjeżdża od 1500 do 2500 osób, samych mężczyzn, z czego około 300 jest pasowanymi Wojownikami Maryi. W różnych miejscach Polski organizowane są spotkania ogólnopolskie. Raz w miesiącu lub co dwa miesiące. W całej Polsce jest kilkanaście oddziałów regionalnych, do tego jest kilka oddziałów za granicą. Stale to się rozrasta. Co jakiś czas powstają nowe wspólnoty w różnych miastach.
Co Ci daje obecność we wspólnocie?
Przede wszystkim mam jakieś poczucie bezpieczeństwa, wspólnoty. Zawsze jest z kim porozmawiać o wszystkim, wesprzeć się razem słowem, modlitwą, uczynkiem. To jest bardzo dużo. W Maryi i osobach, które Ją kochają, można znaleźć prawdziwych przyjaciół, na których człowiek się nie zawiedzie w żadnej sytuacji.
Elementem przynależności jest uroczystość pasowania, na którą Wojownicy przynoszą miecze. Czy kryje się w tym etos rycerski?
Na pewno. Widać to także w okresach przynależności. Pierwszy rok jest formacyjny. Później następuje pasowanie mieczem, jest to przepiękna uroczystość. Często jesteśmy hejtowani za te miecze. Chciałbym jednak podkreślić, że my nie wojujemy mieczem. Na co dzień znajduje się on w naszych domach. Walczymy różańcem – głównie ze swoimi słabościami, ze złymi przyzwyczajeniami; to je chcemy naprawić. A jeżeli wyjdzie z tego coś dobrego, to trzeba dawać świadectwo miłości swoją postawą. Nie tyle słowem, ile właśnie postawą. Dzięki Maryi chcemy być apostołami miłości.
Jak przebiega formacja Wojownika Maryi?
Okres formacyjny trwa ok. roku, po czym osoby które przeszły formację i chcą zostać Wojownikiem Maryi przystępują do pasowania mieczem i to się odbywa raz w roku. Więcej szczegółów można uzyskać na spotkaniach regionalnych u liderów oraz naszej stronie internetowej. Zawsze jest dużo wzruszenia przy tej okazji.
Masz przy sobie spory różaniec. Wiem, że przywiozłeś go z Pompejów, będąc tam 13 listopada z okazji święta zdjęcia obrazu.
Tak. To się wydarzyło bardzo spontanicznie. Chciał jechać ks. proboszcz Józef Orchowski, ale niestety musiał zrezygnować. Przyszło takie tchnienie dobra, zebrałem kilku Wojowników i kandydatów na nich. Wraz z żonami pojechaliśmy do sanktuarium. Nie było mowy o tym różańcu, to wyniknęło w trakcie. Staliśmy pod kościołem o wpół do piątej rano, żeby tam wejść, a weszliśmy ok. szóstej. Pojechaliśmy tam, aby się pomodlić. To bardzo piękne sanktuarium. Później jeszcze raz tego samego dnia poszedłem na wieczorną mszę świętą, chciałem też w spokoju zwiedzić sanktuarium. Kiedy je opuszczałem, poczułem pragnienie, aby kupić różaniec w pobliskim sklepiku. Wychodząc z niego, zauważyłem, że kolejka robi się coraz dłuższa. Pomyślałem, że teraz z tym różańcem trzeba podejść do Maryi po błogosławieństwo. No i tak zrobiłem. Stałem w tej kolejce drugi raz, znowu ok. dwóch godzin, może więcej, poprosiłem Maryję o błogosławieństwo. Następnego dnia pojechaliśmy do Serracaprioli na nocleg. Tam gwardian pozwolił zostawić ten różaniec na noc koło grobu o. Mattea. Tam również kapłan go poświęcił. Były też modlitwy do o. Mattea z prośbą o błogosławieństwo i modlitwę za wszystkich, którzy będą się modlili przy pomocy tego różańca. Modliliśmy się również o błogosławieństwo u o. Pio i u sługi Bożego o. Rafaela – zakonnika, który żył w Serracaprioli. Stamtąd pojechaliśmy do Gargano, do sanktuarium Michała Archanioła. Jego figura stoi na ołtarzu, gdzie 1500 lat temu odprawiono pierwszą mszę. Jest tam też odciśnięta w kamieniu stopa anioła. Niespodziewanie kapłan pilnujący tego miejsca pozwolił mi wejść i dotknąć różańcem ołtarza. Natychmiast będący tam Włosi zaczęli mnie prosić, abym wziął także ich różańce. W efekcie podszedłem do ołtarza, mając dwie garście pełne różańców. Pomodliliśmy się też do Michała Archanioła, aby błogosławił tej idei. Stamtąd pojechaliśmy do Loretto. Tam też miała miejsce przepiękna sytuacja. Nie mówiłem o tym nikomu. W sanktuarium akurat był remont. Odmówiłem trzy dziesiątki różańca. Prosiłem Matkę Bożą o znalezienie jakiejś pamiątki. Pomyślałem, że gdyby tam był jakiś kamień, tobym go sobie wziął. Ukląkłem przy rusztowaniach remontowych, zacząłem się znowu modlić. I wtedy patrzę, a na ziemi przy ścianie leży kawałek cegły. Najprawdopodobniej spadł z sufitu podczas remontu. Postanowiłem go wziąć. Wierzę, że Maryja nam go dała, abyśmy mieli taką własną relikwię. Zostanie przyczepiony do różańca z Pompejów.
Jaką rolę będzie pełnił dla Was ten różaniec?
Myślę, że na stałe włączy się w nasz męski różaniec i będzie dla nas symbolem jedności, mającym nas łączyć podczas modlitwy i w życiu codziennym. Obecnie różaniec peregrynuje wśród rodzin członków wspólnoty.
A co byś poradził innym mężczyznom, którzy wahają się nad przystąpieniem do was? Co wspólnota Wojowników Maryi mogłaby im dać?
Przede wszystkim wsparcie duchowe. Można o wszystkim porozmawiać, podzielić się problemami, przecież tu są ludzie z różnymi zmartwieniami – zawsze ktoś coś może doradzić, jest też wspólna modlitwa. To jest na pewno duża wartość. Każdy Wojownik Maryi uczy się być dobrym mężem i ojcem. Dzisiaj jest kryzys małżeństwa, kryzys ojcostwa. I my to z Maryją chcemy naprawiać. A raczej to Maryja chce z nami naprawiać. Dlatego często po spotkaniach ogólnopolskich wychodzę połamany, mając świadomość, ile jeszcze muszę naprawić w relacjach z moimi żoną i dziećmi. I to jest piękne. Mówi nam, jak znaleźć w swoim otoczeniu Chrystusa. I to rozpoczynając od własnego najbliższego otoczenia.
Wiem, że odmawiasz nowennę pompejańską?
Tak. Robiłem to kilka razy. Ogólnie mówiąc, różaniec leży mi na sercu. Może nie jestem tytanem modlitwy, ale to jest piękna modlitwa. Pomaga w życiu i ratuje w wielu sytuacjach. Warto zawsze różaniec mieć i się nim dzielić. Maryja też prosiła, żeby mówić o różańcu i być jego czcicielem. Dlatego Wojownicy Maryi starają się to robić, jak tylko mogą. Różaniec to prawdziwy miecz do walki z Szatanem.
Mogą zainteresować Cię też: