Żyjemy w ciekawych czasach, a do tego niełatwych. Dlatego też, co oczywiste, zastanawiamy się, jak możliwie najlepiej przez nie przejść; szukamy rozmaitych recept, rozwiązań. Niektórzy upatrują je w takim czy innym ruchu politycznym lub ideologicznym, w najnowszych osiągnięciach technologicznych albo po prostu w szeroko rozumianym postępie. Wielu jednak, widząc, jak bardzo te wszystkie ludzkie środki są zawodne, woła do nieba, prosząc o pomoc i o poprowadzenie.
Na początku poprzedniego stulecia sytuacja była bardzo podobna. W obliczu tak wielu kryzysów, których kulminacją była I wojna światowa, i dogłębnie odczuwając ludzką bezsilność wobec nich, papież Benedykt XV wezwał Kościół do wielkiej modlitwy do Matki Najświętszej, prosząc Ją, by raczyła w jakiś sposób powstrzymać toczącą się właśnie rzeź.
I niebo odpowiedziało: Maryja sama zeszła na ziemię, w maleńkiej miejscowości o nazwie Fatima, by przez troje ubogich pastuszków przekazać tam Kościołowi oraz światu wielkie i wstrząsające orędzie: że zło, które nam zagraża, jest czymś realnym – a największym złem jest grzech, bo to on prowadzi do piekła – ale Bóg przygotował nam schronienie i środek ocalenia w Jej Niepokalanym Sercu.
Właśnie to czysto ludzkie, matczyne Serce, jedyne w swoim rodzaju, bo Niepokalane, jest niejako nicią przewodnią objawień fatimskich, a także tych, które siostra Łucja miała później w Tui i Pontevedrze. Poświęcenie się Niepokalanemu Sercu – już nie tylko indywidualne, lecz także wspólnotowe, dotyczące całych narodów – Bóg wybrał jako środek, za pomocą którego chce nieść ocalenie ludzkości w obecnych czasach. A wynagradzanie temuż Sercu poprzez nabożeństwo pięciu pierwszych sobót miesiąca wiąże się z wręcz nadzwyczajną obietnicą samej Maryi, że w godzinie śmierci przyjdzie Ona do nas ze wszystkimi łaskami potrzebnymi do zbawienia.

Zewnętrzne warunki są proste – wystarczy akt ofiarowania, a oprócz tego przez pięć kolejnych miesięcy: spowiedź, Komunia Święta, różaniec i 15-minutowe rozważanie. Jednak w rzeczywistości jest w tym coś znacznie więcej: jest to zaproszenie Maryi do zagłębienia się w życie religijne, do którego jesteśmy zobowiązani od przyjęcia chrztu. Chodzi o to, by prowadzić pogłębione, regularne życie sakramentalne i modlitewne, w głębokiej i bliskiej relacji z Matką Bożą. Jeśli ktoś podejdzie do tych warunków na poważnie i wytrwa w nich, to takie właśnie życie staje się otwartą drogą do – tak potrzebnej nam dzisiaj – świętości.
Dlaczego właśnie Maryja?
Święty Ludwik Maria Grignion de Montfort już ponad trzy wieki temu prorokował, że Bóg chce, aby Maryja była bardziej znana i kochana, a ponadto to właśnie Ona otrzymała od Niego zadanie przygotowania drogi dla Chrystusa, by mogło zapanować Jego królestwo. Miałaby tego dokonać za pomocą duchowej armii ludzi całkowicie oddanych Jej na wyłączność.
Ale dlaczego właśnie Maryja? – mógłby ktoś zapytać. Dla św. Ludwika jest to proste: bo skoro to właśnie poprzez Nią Bóg po raz pierwszy zstąpił na ziemię, stając się człowiekiem, to również za Jej pośrednictwem ma się ostatecznie urzeczywistnić Jego Królestwo. Oczywiście, nie w sposób fizyczny, jak za pierwszym razem, ale duchowo: przez to, że Maryja ukształtuje i przygotuje dusze chrześcijan na powtórne przyjście ich Mistrza i Pana.
Fiat Maryi doskonale streszcza całą Jej życiową postawę; jest to zarazem najwspanialsza odpowiedź, jaką stworzenie może dać Bogu. Jest to otwarcie drzwi, zgoda na to, by On mógł działać; przyjęcie Jego nieskończonej miłości. Ta właśnie postawa, którą Maryja może i chce nam wpoić, powinna cechować wszystkich, którzy przyznają się do Jezusa: by dzięki temu mógł On duchowo zamieszkać w naszych sercach w sposób tak pełny i doskonały, jak w Niepokalanym Sercu Maryi, a cieleśnie – w Jej łonie.
Matka zatroskana o los swoich dzieci
Dlatego właśnie Maryja nieustannie w tak wielu objawieniach woła do nas, wzywając do nawrócenia, napominając z matczyną troską, żebyśmy przestali grzeszyć i nawrócili się do Jej Syna. Ostrzega nas na różne sposoby, by nam uświadomić, że każdy grzech ma swoje konsekwencje – oddala nas od Boga, zamyka na Jego światło, życie i miłość, wskutek czego pozostajemy w śmierci, co ma bardzo realne i konkretne przełożenie na nasze życie doczesne, w którym jest coraz więcej nienawiści, chaosu, chorób i wszelkiego rodzaju kryzysów.
Tak często bywamy nieszczęśliwi i niespełnieni, a to dlatego, że szukamy zaspokojenia i szczęścia nie w Bogu, a w grzechu – niczym ewangeliczna Samarytanka, która szukała tego u sześciu kolejnych mężczyzn, z których żaden nie był w stanie ugasić jej pragnienia. Dopiero kiedy spotkała Jezusa i odkryła w Nim źródło wody żywej, jej własne życie zmieniło się całkowicie.
Chcemy brać sprawy w swoje ręce, budując sobie raj na ziemi, a nie widzimy, że wznosimy tak naprawdę tylko kolejną wieżę Babel. I to kosztem tak wielu uciskanych i wyzyskiwanych osób, a szczególnie tych najsłabszych, bezsilnych i bezbronnych. Ta wieża nieuchronnie, prędzej czy później, runie, grzebiąc pod swoimi gruzami naszą cywilizację, gdyż jest zbudowana na lotnym piasku ludzkich wyobrażeń i ambicji. Oddajemy cześć złotemu cielcowi pieniądza, składając mu w ofierze nawet własne dzieci, jak niegdyś Izraelici w dolinie Gehenny. Czcimy dzieła własnych rąk, a odwracamy się od Boga, który jest jedynym prawdziwym źródłem naszego istnienia, życia i szczęścia, zarówno kiedyś w niebie, jak i już tutaj, na ziemi.
Maryja, jako nasza Matka, której Jezus oddał nas, gdy umierał na Krzyżu, wie to wszystko i bardzo zależy Jej, by nas ocalić, uchronić przed losem, jaki sami sobie gotujemy, odwracając się z pogardą od Boga i Jego praw oraz chcąc żyć po swojemu, jak gdyby On nie istniał. Wie, że jeśli będziemy tak żyć, to w końcu czeka nas zagłada: najpierw ta fizyczna, doczesna, a następnie – co znacznie gorsze – ta duchowa, wieczna, w piekle.
Lekarstwo
I dlatego właśnie proponuje nam, żebyśmy ponownie zwrócili się do Jej Niepokalanego Serca; może po to, żebyśmy od Niej nauczyli się na nowo, jak w ogóle mieć serce: dla drugiego człowieka, a nade wszystko dla samego Boga. To Serce ma stać się naszą niezdobytą twierdzą i arką ocalenia w tych burzliwych czasach, w których grzech niczym potop wydaje się zalewać nas ze wszystkich stron (do tego stopnia, że już się niemal do niego przyzwyczailiśmy).

