Z ks. Błażejem Kwiatkowskim redakcja KRŚ zna się już 10 lat! W maju 2014 r. mieliśmy szczęście uczestniczyć w prymicji nowo wyświęconego kapłana. Kapłana, którego większość naszych Czytelników zna już… z telewizji!
–Jesienią 2013 r. wszystkie programy informacyjne mówiły o leku, który „reklamował” sam papież Franciszek. Mowa oczywiście o Miserikordynie, wynalezionej właśnie przez ks. Błażeja!
Księże Błażeju, kiedy pierwszy raz zrozumiałeś, że Pan Jezus wzywa Cię na swoją służbę?
W szkole średniej przeżyłem głębokie nawrócenie. Wtedy zacząłem świadomie się modlić, czytać Biblię, potem Katechizm Kościoła Katolickiego, z czasem zacząłem jeździć na rekolekcje, kilka razy w tygodniu przychodzić na Msze święte. Byłem „zakochany” w sprawach Bożych.
Wtedy pojawiły się pierwsze, bardzo ulotne myśli o kapłaństwie. Poważnie zacząłem modlić się o rozeznanie woli Bożej, gdy byłem w klasie maturalnej. Otrzymałem takie duchowe, wewnętrzne zapewnienie, że jestem powołany. Jednak pojawiły się wątpliwości, słabość, brak wsparcia ze strony otoczenia, tym bardziej, że nikomu nie mówiłem o swoich planach. I tak zdążyłem w międzyczasie skończyć studia farmaceutyczne.
Powołanie to lata dialogu z Panem Jezusem, to także czas próby, wierności, modlitwy, szukania i otwierania się na wolę Boga.
Należysz do Rycerstwa Niepokalanej, pochodzisz z parafii św. Maksymiliana Kolbego w Gdańsku. Jak postrzegasz wpływ Matki Najświętszej, a może i św. Maksymiliana na swoje życie i powołanie?
Jeśli chodzi o sprawy religijne, od kiedy sięgam pamięcią, bardzo była mi bliska Matka Boża, a kiedyś „Bozia” – tak mówiłem. Dobrze pamiętam, że jako kilkulatek bardzo gorliwie modliłem się przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej, który peregrynował po wszystkich domach w całej Polsce.
Nie potrafię tego wyjaśnić, ale jestem przeświadczony o macierzyńskiej opiece Maryi. Pewnie to dzięki modlitwie do Niej, traktuję tę swoją duchową Matkę poważnie i nie zapominam o Niej. Dużą wartość miała dla mnie formacja w Rycerstwie Niepokalanej, w której wzrastałem. Nie tylko modlitwy, ale i sanktuaria maryjne są mi bliskie. Te wielkie i znane, ale również te małe, jak np. Sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej w Gdańsku–Matemblewie.
Dodam, że odmawiałem także akt ofiarowania się Niepokalanej, który ułożył św. Maksymilian.
W jaki sposób przygotować rodzinę na wiadomość, że wybiera się seminarium lub życie zakonne, zamiast tzw. „normalnego życia” w świecie?
Niezależnie od tego, czy rodzina jest wierząca i praktykująca, czy też nie, należy rozmawiać, dzielić się tym, co leży w głębi serca, pytać o radę rodziców, księży, przyjaciół, ludzi mądrych i doświadczonych. A jeśli człowiek jest rzeczywiście nawrócony i zakochany w Bogu, to osoby z najbliższego otoczenia domyślą się i dostrzegą, że coś się dzieje.
Przed wstąpieniem do seminarium ukończyłeś farmację. Jeszcze jako student zacząłeś badać i opisywać temat homeopatii.
Początkowo nie wiedziałem, na czym ona polega. Potem byłem oburzony, że taka bezsensowna i szarlatańska metoda jest tak popularna w Polsce i w Europie. Obecnie nie mam wątpliwości, że pod względem naukowym jest to oszustwo, co zresztą potwierdzają autorytety medyczne. Homeopatia i związana z nią koncepcja człowieka, ma charakter religijny, którego nie sposób pogodzić z chrześcijaństwem! Opiera się na pewnych rytuałach magicznych. Spokojnie homeopatię można uznać za metodę okultystyczną, podobnie jak wszystkie formy bioenergoterapii i uzdrawiania za pomocą tajemniczych energii, inteligentnych sił itd.
„Chciałbym polecić wam lekarstwo. Ktoś zapyta: to teraz papież jest aptekarzem? To lekarstwo specjalne, po to, by konkretny wymiar nabrały owoce Roku Wiary, który zbliża się do końca. To lekarstwo złożone z 59 granulek dosercowych” – papież o Miserikordynie czyli różańcu.
Twoje studia na pewno przyczyniły się do wymyślenia Miserikordyny – „leku”, który stanowi… różaniec. Skąd tak zaskakujący pomysł?
Będąc klerykami w seminarium, pewnego razu potrzebowaliśmy jakiegoś upominku dla młodzieży. Ktoś wpadł na pomysł, aby było to coś w formie leku. Dla mnie wręcz oczywistym stało się, że najprościej jako lek można zaprezentować… koronkę do miłosierdzia Bożego. Miłosierdzie, przebaczenie grzechów, autentycznie uzdrawiająca łaska Boża jest dla duszy tym, czym lek dla ciała.
Doświadczyłem tego podczas własnego nawrócenia. Każda spowiedź przemienia serce. Spotkanie z Bogiem, źródłem czystej miłości, prawdy, piękna, pokoju i radości owocuje uzdrowieniem, wyleczeniem ran, konsekwencji zadanych przez zło, czyli grzech mój lub kogoś, kto mnie skrzywdził.
Co byś powiedział młodym, którzy zastanawiają się nad wyborem drogi życiowej i myślą także o pójściu drogą powołania kapłańskiego czy zakonnego?
Módlcie się, czytajcie Biblię, jak najczęściej przystępujcie do sakramentów, rozmawiajcie z mądrymi ludźmi, szukajcie woli Bożej, poczytajcie też coś o jej rozeznawaniu i pozwólcie działać Jezusowi. Zróbcie Mu miejsce, dajcie się poprowadzić, zaufajcie. A gdy przyjdzie czas, kiedy zobaczycie, że przeszliście już jakiś odcinek drogi, prowadzącej do jakiegoś celu i zrozumiecie, że nikt was do niczego nie zmusza, lecz czujecie, że następny krok należy już tylko do was – to ten krok zróbcie. Nawet największa podróż zaczyna się od pierwszego, choćby małego kroku.
Dziękuję za rozmowę!
P.S. Artykuł ks. Błażeja o szkodliwości homeopatii znajdziesz na stronie www.krolowa.pl