Apostazja …i co dalej?

Czym w jest apostazja? Katechizm określa ją jako „całkowite porzucenie wiary chrześcijańskiej” (kan. 2089). Wynika z tego, że można być apostatą bez formalnego aktu – jest nim każdy ochrzczony, który zanegował w całości wiarę. Promotorom akcji jednak to nie wystarcza – nawołują do formalnego złożenia aktu wystąpienia z Kościoła. I są tacy, którzy tym namowom ulegają.

Powody apostazji

Wbrew pozorom stosunkowo rzadką przyczyną formalnej apostazji jest zmiana wiary. Osoby zmieniające wyznanie zazwyczaj uznają chrzest katolicki za nieważny i chrzczą się ponownie, nie troszcząc się więcej o swoją katolicką tożsamość.

Podobnie jest chyba z utratą wiary. Człowiek, który nie wierzy w Boga, nie ma powodu dokonywać demonstracji. Po prostu nic go to zazwyczaj nie obchodzi i złożenie oficjalnego aktu byłoby zbędną fatygą – a to niczego, w jego przekonaniu, nie zmienia.

Najczęstszym powodem jest czynna niechęć do instytucji Kościoła. Jej przyczyny bywają różne: może nią być na przykład antykościelna propaganda lub niezgoda na głoszoną przez Kościół naukę moralną (nie tylko w sprawie aborcji – nie darmo mówi stare przysłowie „jeżeli nie żyjesz tak, jak wierzysz, to wkrótce będziesz wierzył tak, jak żyjesz”). 

Niestety, wśród motywów apostazji jest także zgorszenie postępowaniem ludzi wierzących (zarówno świeckich, jak i osób duchownych). I choć jest to powód niezbyt mądry (to tak, jakby przestać się leczyć po zrażeniu się do konkretnego lekarza), to jednak występuje. I chyba nie jest to rzecz nowa, skoro już w Liście do Rzymian święty Paweł ganił gorszycieli:

„Ty, który uczysz drugich, sam siebie nie uczysz. Głosisz, że nie wolno kraść, a kradniesz? Mówiąc, że nie wolno cudzołożyć, cudzołożysz? Który brzydzisz się bożkami, okradasz świątynię? Ty, który chlubisz się Prawem, przez przekraczanie Prawa znieważasz Boga. Z waszej to bowiem przyczyny – zgodnie z tym, co jest napisane – poganie bluźnią imieniu Boga” (Rz 2,21-24).

Nasz Pan Jezus Chrystus ostrzegał gorszycieli:

„Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu dla jednego z tych małych. Uważajcie na siebie!” (Łk 17,1b-2).

Niekiedy zdarza się (niestety ostatnio coraz częściej), że akt apostazji jest demonstracją polityczną. Dość groteskowe są publiczne deklaracje tego typu w ustach osób, które od lat nic wspólnego z Kościołem nie miały (nie zdziwiłbym się, gdyby niektóre z nich nigdy nie zostały ochrzczone).

Pewnym znakiem czasów jest apostazja ekonomiczna. W wielu krajach (na przykład w Niemczech czy Austrii) osoby wierzące płacą tzw. podatek kościelny. Niekiedy pracujący za granicą rodacy deklarują się jako ateiści, aby go nie uiszczać.

Zdarza się, że taka osoba wraca do kraju i jest bardzo zdziwiona, że na przykład nie może wziąć ślubu czy ochrzcić dziecka. Po prostu informacja o apostazji (podobnie jak m.in. informacja o zawarciu małżeństwa) jest przesyłana do parafii chrztu apostaty.

Jaki skutki ma apostazja? 

Pierwszym skutkiem jest ekskomunika. Właściwie nie jest to kara, tylko realizacja woli wyrażonej w złożonym akcie. Rodzi to bardzo poważne ograniczenia, niekiedy w sytuacjach zapewne dla wojującego niespodziewanych: nie tylko nie może sprawować sakramentów, ale i sakramentaliów (np. wielkosobotniej „święconki”), nie mówiąc już o kościelnym pogrzebie czy byciu świadkiem podczas ślubu.

Czy apostazja niweczy sakrament Chrztu Świętego?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, powiedzmy sobie najpierw, jakie są skutki chrztu (oczywiście skrótowo – to temat na książkę, a może nawet na całą bibliotekę). W Nowym Testamencie czytamy: „(…) przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie – jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca” (1 J 3,1.).

Każdy z nas w sakramencie chrztu umiera jako „stary człowiek”. Dzięki śmierci Chrystusa umarło nasze uzależnienie od grzechu. Narodziliśmy się ponownie, już nie jako potomkowie Adama i Ewy, lecz jako przybrane dzieci Boże, jako bracia i siostry samego Jezusa. „Zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy” (1 J 3,1.). Z wszystkimi konsekwencjami: „Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa” (Rz 8,17.).

Te słowa nie są tylko jakąś konstrukcją retoryczną: nowe życie jest realne. Realne – choć duchowe – jest pokrewieństwo pomiędzy ochrzczonym a Chrystusem.

Zdarza się, że ktoś wyrzeka się rodziny; nie akceptuje jej, nie chce mieć nic wspólnego ze swoimi rodzicami czy rodzeństwem. Cokolwiek by jednak zrobił, jego rodzony ojciec pozostaje rodzonym ojcem, a jego bracia – braćmi. 

 Identycznie jest z Bożą Rodziną (Kościołem) – można się go wyrzec w akcie apostazji, ale raz powstałe pokrewieństwo z Chrystusem i innymi katolikami nie zniknie – jest po prostu faktem.

Dobrze to ilustruje sam termin „apostazja”, pochodzący od greckich słów apo stasis („daleko stać”). Odstępujący oddala się od Kościoła, od Boga i innych ochrzczonych, ale nie jest to unieważnienie chrztu – nadnaturalna więź z Chrystusem jest niezniszczalna.

Święty Paweł w 12 rozdziale Drugiego Listu do Koryntian przedstawił Kościół jako mistyczne Ciało Chrystusa, którego chrześcijanie są cząstkami. Pozostając przy tym obrazie, apostata nie jest „amputowany” od tego ciała – pozostaje raczej jego chorą (a może nawet martwą) częścią, do której – na jej własne życzenie – nie dociera życiodajna krew. Dlatego też odstępujący są cierpieniem dla całego Kościoła („gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki” – 1 Kor 12,26) i również dlatego nie możemy powiedzieć, że skoro odeszli, ich los jest nam obojętny. Nie tylko brakuje ich w wykonywanej przez Kościół wielkiej misji przyprowadzania ludzkości do Chrystusa, ale też całkiem po prostu brakuje ich w naszej wspólnocie: „Nie może więc oko powiedzieć ręce: „Nie jesteś mi potrzebna”, albo głowa nogom: „Nie potrzebuję was”. Raczej nawet niezbędne bywają dla ciała te członki, które uchodzą za słabsze; a te, które uważamy za mało godne szacunku, tym większym obdarzamy poszanowaniem” (1 Kor 12,21-23a).

Droga z powrotem

Czy po apostazji można wrócić do wspólnoty z Kościołem? Czy trzeba się ponownie chrzcić?

Oczywiście można wrócić, po odpowiednim przygotowaniu (np. w archidiecezji poznańskiej jest to roczne przygotowanie). I nie trzeba powtarzać chrztu – nie ma ani takiej potrzeby, ani możliwości. Apostata pozostaje członkiem Kościoła. Do przezwyciężenia swojego „stania daleko” wystarcza zatem zwrócić się do Kościoła, a konkretnie – do swojego proboszcza. Ten przeprowadzi rozmowę, aby upewnić się, że zgłaszający ma poważne zamiary, i zwróci się w jego imieniu do biskupa ordynariusza. Jest to bardzo prosta procedura – myślę, że dużo trudniejsza jest sama decyzja powrotu z fałszywej, wiodącej do zatracenia drogi.

Jeśli ma się w rodzinie apostatę, warto wiedzieć, że na łożu śmierci zakaz przyjmowania sakramentów ulega zawieszeniu – oczywiście na zasadach dobrowolności i po wyrażeniu chęci nawrócenia. Po ewentualnym powrocie do zdrowia trzeba jednak przeprowadzić formalny powrót do Kościoła. Warto jednak pamiętać, że pozostawanie w stanie apostazji w nadziei na to, że na łożu śmierci się nawrócę, może być zawodne. No i jest chyba nieuczciwe w stosunku do Pana Boga, którego oszukać się nie da.

3.8 4 głosów
Oceń ten tekst
Photo of author

Marek

Piotrowski

Informatyk i analityk, publicysta, apologeta, autor katolickich książek.

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Irek
Irek
22 grudnia 2022 09:37

Tego typu teksty i tak nie pomogą. Ludzie będą odchodzić od Kościoła, bo sami duchowni pokazali, że wiara w bogów jest bezużyteczna i co chyba najważniejsze po prostu głupia. Wśród młodych ludzi jest to obciach. Wcale mnie to nie dziwi. Chcesz by mądrzy i wartościowi ludzie Cię szanowali, to nie wierz w te brednie.

marek
Admin
marek
24 grudnia 2022 11:05
Reply to  Irek

„Brednie” że Ktoś stworzył świat i sam zszedł z nieba, by stać się jednym z nas? Że z miłości do ciebie i każdego był gotowy oddać życie? To, że nie wierzysz w nic, nie znaczy, że Bóg nie istnieje.

Qenek
Qenek
22 grudnia 2022 12:13

Niedługo nie pozostanie po was nawet smród jak po PZPR z tamtą też trzeba było wystąpić.

marek
Admin
marek
24 grudnia 2022 11:00
Reply to  Qenek

Było już wielu, którzy wieszczyli koniec Kościoła. Budynki (niektóre) owszem, zamieniły się w ruinę, ale wyznawcy Jezusa trwają i przetrwają.

4
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x