anMari: Muzyka dla Boga powinna być na najwyższym poziomie! 

Autor: Michał Tuchowski

anMari podczas koncertu

anMari podczas jednego z koncertów © Fot. Piotr Nowakowski

Kochani Czytelnicy!
91% artykułów na naszej stronie jest dostępnych bez ograniczeń. Nie znaczy to, że nie istnieją koszty ich przygotowania i publikacji. Będziemy wdzięczni za zaprenumerowanie naszego czasopisma albo wsparcie naszej Fundacji. Dziękujemy za zrozumienie.
Redakcja

Dla wielu obserwatorów w kraju i za granicą jest wschodzącą gwiazdą alternatywnej muzyki chrześcijańskiej. Kompozytorka, multiinstrumentalistka, wokalistka, producentka. A wszystko zaczęło się w Radomiu, w Zespole Szkół Muzycznych imienia Oskara Kolberga.

Opowiedz o tych początkach i o etapach swojej drogi muzycznej w Polsce.

Gdy miałam 6 lat, już zaczęłam grać na pianinie. Później poszłam do szkoły muzycznej, właśnie w Radomiu. Ukończyłam dwa stopnie edukacji muzycznej w klasie instrumentów perkusyjnych. Są to instrumenty takie, jak marimba i wibrafon, czyli afrykańskie. Dlaczego instrumenty perkusyjne? Sama nie wiem do końca. To było po prostu naturalne pragnienie. Pamiętam, że chciałam grać na perkusji. Piękne ze strony moich rodziców było to, że zawsze mnie wspierali w moich wyborach i dawali wolność. Dziewczyna grająca na perkusji to na pewno niecodzienny widok. To się kojarzy z mężczyznami, chociaż są wyjątki (śmiech).

Pod koniec liceum wiedziałam, że nie chcę iść w stronę muzyki klasycznej i postanowiłam się rozwijać w zakresie muzyki rozrywkowej. Chociaż perkusja była dotychczas moim głównym instrumentem, zaczęłam wracać do gry na pianinie. Jeśli chodzi o wokal, zawsze śpiewałam. Profesjonalnie trenowałam śpiew od piętnastego roku życia. Warto wspomnieć tutaj, że prawie każdy z mojej rodziny uczęszczał do szkoły muzycznej. Jednak jako jedyna zostałam na tej drodze profesjonalnie.

Po ukończeniu szkoły średniej w Polsce wyjechałaś na studia muzyczne licencjackie i później magisterskie w Londynie. Jak wspominasz ten czas? Co dała nauka w London College of Contemporary Music?

Ojejku, to były przepiękne cztery lata! Prawdziwy strzał w dziesiątkę! Przez pierwsze trzy lata studiowałam kompozycję muzyki rozrywkowej. Studia za granicą wyglądają zupełnie inaczej. Tam uczelnia, wykładowcy kształtują ciebie, tworząc artystę, który po ukończeniu nauki jest już gotowy wejść na rynek muzyczny. Oprócz kompozycji muzyki rozrywkowej uczyłam się także tworzenia muzyki filmowej, występów na żywo, marketingu, a nawet prawa, żeby jako profesjonalny muzyk umieć sobie radzić z kontraktami. To były naprawdę niesamowite studia, które bardzo mnie rozwinęły. Pierwsze trzy lata pozwoliły mi określić, co muzycznie chcę robić. Po licencjacie były studia magisterskie, na których studiowałam pianino rozrywkowe. Jeśli ktoś ma okazję, polecam takie studia. Są bardzo praktyczne, z indywidualnym podejściem do studenta, gdzie każdy zna swoje imię. Mieliśmy superrelacje między wykładowcami i studentami. Celem obydwu kierunków było wykształcenie kogoś, kto może wejść na rynek muzyczny.

Komponujesz chwytliwe, neoklasyczne melodie fortepianowe, łączysz je z popowo-gospelowym wokalem. Śpiewasz po polsku i angielsku. Którzy muzycy, wokaliści w kraju i za granicą są dla ciebie inspiracją? Starasz się wpisywać w istniejące nurty gatunków czy eksperymentujesz? 

Bardzo fajne pytanie. Zawsze mówię, że nie mam konkretnego artysty, który mnie mocno inspiruje. Raczej obserwuję artystów, słucham i biorę od nich coś dla siebie. Jeśli chodzi o twórczość instrumentalną, bardzo mnie inspirowała Hania Rani, polska kompozytorka, ale znana na całym świecie. Inspirowało mnie w niej to, że eksperymentowała z pianinem, na przykład otwierała klapy od pianina i nagrywała wszystkie szumy, wszystkie mechanizmy. Bardzo mi się to podobało. Jej pierwsze albumy były takie niesamowite, proste. Wystarczyło samo pianino. 

Alicia Keys inspiruje mnie swoją autentycznością. Zawsze mi się wydawała taka bardzo prawdziwa i zgodna ze sobą. Jacob Collier, który łamie wszystkie zasady muzyczne, nauczył mnie, że nie ma czegoś takiego jak zła nuta. Jeśli chodzi o muzykę chrześcijańską, bardzo silny wpływ miał na mnie Kanye West. Chociaż może wydawać się to dziwne, bo tworzy muzykę hip-hop, w swoich chrześcijańskich tekstach mówi, że nie jesteśmy idealni, mówi o rzeczach trudnych, których nie słyszałam u innych artystów. Zainspirował mnie także tym, że wizualizacje są istotnym elementem oraz że muzykę chrześcijańską trzeba tworzyć na najwyższym poziomie. Teraz mam takie samo podejście – muzyka chrześcijańska musi być tworzona na bardzo wysokim poziomie, takim samym jak muzyka popowa. Moim celem jest, aby nawet osoba niewierząca, słuchając mojej muzyki, miała silne odczucie, że to coś dobrego. 

Twój talent i działalność muzyczna zostały dostrzeżone przez doktora Matthew Knowlesa, ojca i byłego managera Beyoncé. Śpiewając utwór „Heart of stone”, zwyciężyłaś w finale prestiżowego konkursu stypendialnego w Londynie, w którym brało udział 180 kandydatów! Głośno było o Tobie w BBC, ITV. To jednak nie koniec sukcesów. Zdobyłaś także 2. nagrodę w amerykańskim konkursie Virtuoso Competition, zarówno w kategorii wokalnej, jak i fortepianowej. W styczniu 2025 roku zagrasz w Carnegie Hall w Nowym Jorku. Opowiedz kilka słów o swoich wielkich sukcesach. 

Jeśli chodzi o stypendium od taty Beyoncé, kiedy wyczytali moje imię ze sceny, nie byłam w stanie prawie nic powiedzieć (śmiech). Byłam w takim szoku, że jak podali mi mikrofon, powtarzałam tylko cały czas „dziękuję”. Ogarnęła mnie wdzięczność, że moja ciężka praca została doceniona. Podczas monotonnych godzin, podczas ćwiczeń marzyłam o takim momencie i to się wydarzyło! Podczas finału konkursu zaśpiewałam utwór „Heart of stone” i to było niesamowite, pomyślałam sobie, że śpiewam utwór chrześcijański i dlatego mam mniejsze szanse. Śpiewałam „jestem tutaj Panie z moim sercem z kamienia”. Piosenka wyraźnie nawiązuje do Biblii, jest modlitwą. Mimo moich watpliwości wybrali właśnie mnie! To było nieprawdopodobne! Tak naprawdę do tej pory trudno mi wszystko przetrawić. Podobnie jest z Nowym Jorkiem.

Pamiętam, jak się dowiedziałam, że mam drugie miejsce, byłam taka szczęśliwa. Początkowo myślałam, że tylko zwycięzców pierwszego miejsca zapraszają do Carnegie Hall, ale okazało się, że dotyczy to wszystkich zwycięzców. Te nagrody są dla mnie jako chrześcijańskiej artystki bardzo ważne. Pokazują, że muzyka, którą tworzę, stanowi świadomy wybór i nie jest czymś gorszym. W dodatku okazuje się być uznawana na całym świecie. Pan Bóg pozwala mi osiągać takie rzeczy, jest dla mnie bardzo dobry. Zabiera mnie na największe sceny, bo zasługuje, żeby na największych scenach o Nim śpiewano. Oczywiście nie ujmując innym miejscom. To są tak wielkie rzeczy, że nie jestem ich w stanie nawet wypowiedzieć. Mogę uchylić rąbka tajemnicy, że w Nowym Jorku zagram dwa utwór z albumu Freedom – „If I could say how much I love you” oraz jeszcze niewydany „Love is simple”.

Twoje piosenki, których słowa piszesz oraz komponujesz do nich samodzielnie muzykę, mówią o relacji Bóg – człowiek. Dlaczego wybrałaś właśnie alternatywną drogę chrześcijańską? Jak kształtowała się Twoja tożsamość muzyczna?  

Na początku mojej twórczości zawsze był element wiary, ale bardzo subtelny. 

Mój radykalny wybór muzyki chrześcijańskiej, tak na sto procent, odbył się po rozmowie z Matthew Knowlesem, ojcem Beyoncé. Kiedy zajęłam pierwsze miejsce w konkursie muzycznym w Londynie, promowali mnie w telewizji i radiu – widzieli mnie jako gwiazdę muzyki pop. Może chcieli nawiązać jakąś większą współpracę. Pamiętam naszą rozmowę, kiedy powiedział mi: nie idź w muzykę chrześcijańską, to cię ograniczy, nie zagwarantuje wielkiego sukcesu. Wiedziałam, że jest bardzo skupiony na biznesie – bardzo wiele osiągnął w tej dziedzinie. Wtedy zagrałam mu jeden z moich utworów „Sunshine”. Wysłuchał go i zapytał: „O czym właściwie śpiewasz? Śpiewasz, że ty mnie kochasz, ja cię kocham?”. I pamiętam, że spojrzałam na niego i powiedziałam, że to utwór o Bogu. Był w szoku. Powiedział, że cofa wszystko, co stwierdził o muzyce chrześcijańskiej. Stwierdził też, że muszę dokonać wyboru, że muszę być autentyczna i że moi odbiorcy wyczują, czy jestem sobą, czy nie. Powiedział mi, że mam iść za głosem serca. Muszę pamiętać, że wchodzę na wąski rynek, gdzie trudniej zaistnieć i funkcjonować. Ja już jednak wiedziałam, że wybieram Pana Boga i muzykę chrześcijańską, że to jest coś, kim jestem, to moja tożsamość i nie mogę się jej wyprzeć. Tata Beyoncé był po tej rozmowie w szoku, ale uszanował moją decyzję. Mimo że pewnie nie do końca rozumiał, dlaczego wybieram coś mniejszego i ograniczonego. Pamiętam, że na koniec rozmowy powiedział mi jeszcze, okej, bądź chrześcijańską artystką, ale bądź najlepsza! To było w jego stylu i to było fajne. Kiedy wyszłam ze spotkania, dostałam takiego powera, że powiedziałam sobie: „okej, robię to na sto procent!”. Pan Bóg mnie prowadzi i pomaga. Jestem bardzo wdzięczna Matthew Knowlesowi za tę rozmowę. 

Na swoich profilach w social mediach piszesz: „Chcę budować coś więcej niż like i follow – Bóg i muzyka przepełniają moje życie i chcę się z Tobą tym dzielić. Społeczność Twoich słuchaczy rozwija się niezwykle szybko. Jak myślisz, co takiego kryje się w Twoich tekstach i muzyce, że poruszają one serca tak wielu osób? 

Jest dla mnie piękne, że coś tworzę, a ktoś się może w tym odnaleźć. To dla mnie taka wielka tajemnica, że tworzę jakiś utwór, a ktoś na przykład się wzrusza, bo odnajduje tam siebie. I wydaje mi się, że to do końca będzie jakąś tajemnicą. Na przykład piosenka „Daj mi serce swe” jest prosta, ale jednocześnie bardzo głęboka, jest modlitwą. Śpiewam w tym utworze do Boga, aby pomógł mi wstać, uczył mnie trwać, że zna najgłębsze zakamarki mego serca. Wie, że upadam, a mimo to kocha mnie. Wydaje mi się, że w tym utworze jest jednocześnie głębia i zarazem jest on mocno przystępny dla każdego wierzącego i może też niewierzącego. Mam nadzieję, że ktoś, kto słucha słów mojej piosenki, nie myśli o mnie – ona jest idealna, ale to co śpiewam, rezonuje w nim.

Żyjesz blisko Boga, jednak nie zawsze tak było, prawda? 

Tak, tak. Moje nawrócenie nastąpiło kilka lat temu. Wychowałam się w katolickiej rodzinie, ale miałam taki moment, właśnie pod koniec liceum, który był bardzo potrzebny. Nisko upadłam, gdzieś się pogubiłam mocno. Teraz Pan Bóg mi pokazał, że można żyć inaczej, mimo że było czasem bardzo trudno. Poźniej, właśnie w Londynie, w czasie pandemii zaczęłam więcej chodzić do kościoła, zaczęłam się modlić. Podjęłam wybór walki. Nie było tak, że jednego dnia stwierdziłam „okej, Duch Święty przyszedł i ja się zmieniłam”. To raczej świadomy wybór, że już nie chcę żyć tak, jak żyłam, w ogromnym smutku i pustce. Chcę się budzić i czuć, że jestem szczęśliwa. Myślę, że to wybór – codzienne wybieranie Pana Boga. Pomogła mi też wspólnota, poznałam wspaniałych ludzi w Londynie, mieszkałam w katolickim akademiku. Poznałam niesamowite osoby, pokazały mi modlitwę, która daje wolność. Zrozumiałam, że życie z Panem Bogiem to normalne życie – studiujemy, pracujemy, jesteśmy normalnymi ludźmi, ale też możemy się razem pomodlić i traktujemy Pana Boga na serio. Cieszę się, że społeczność moich słuchaczy się rozszerza. Myślę, że tym, co przyciąga publiczność do mnie, może być to, że w social mediach jestem taka normalna. Pokazuję, że nie trzeba być księdzem czy siostrą zakonną, a tak samo kochać Pana Boga i stawiać Go na pierwszym miejscu. Staram się pokazywać i odwracać myślenie „że to dziwne”. Można być po prostu normalną osobą, która jest szczęśliwa, młoda i kocha Jezusa. Wydaje mi się, że to też może rezonować w ludziach, że właśnie tak może wyglądać życie z Bogiem.

Kontynuując wątek relacji z Bogiem, właśnie chciałem zapytać, jaka duchowość jest Ci najbliższa? Podzielisz się z czytelnikami „Królowej Różańca Świętego”, jaki święty, święta jest Ci szczególnie bliska? Jaką formę modlitwy najbardziej lubisz, praktykujesz?

Kocham ciszę. Ktoś może myśleć, że jak to? Ale uwielbiam po prostu ciszę, medytację. Uwielbiam przychodzić i pozwalać się Panu Bogu kochać i nie mówić za wiele. To mnie po prostu „ładuje” do większych działań. Często po koncercie czy kiedy mam intensywny czas, ta cisza, nawet 2–3 minuty, daje mi odetchnienie. Cisza jest też trudna. Bo w ciszy trzeba stanąć w prawdzie przed sobą. Może to, co powiem, będzie kontrowersyjne, ale w modlitwie można też czasem uciekać od swojej rodziny czy obowiązków pod pretekstem właśnie modlitwy. Dlatego cisza pozwala nam stanąć w prawdzie i to uzdrawiające. Pozwala mi wrócić na nowo do Boga, do siebie. Jest mi też bardzo bliska duchowość karmelitańska, kontemplacja – przyjmowanie miłości Boga. W tym momencie Pan Bóg bardzo mocno powołuje mnie do wspólnot uwielbieniowych, aby Go uwielbiać poprzez śpiew we wspólnocie. Mój ulubiony święty – to bardzo trudne pytanie. Ja bardzo lubię radykalnych świętych, bo sama tak podchodzę do wiary. Bardzo lubię na przykład Świętego Franciszka, Świętego Jana Pawła II. Inspiruje mnie też Matka Teresa z Kalkuty, to była niesamowita kobieta. Bliscy mi są też Zelia i Ludwik, dlatego że byli świeckimi, małżeństwem i rodzicami świętej Tereski z Lisieux, a przede wszystkim świętym małżeństwem. Na nich mogę się wzorować. Inspiruje mnie także Joanna Mola, no i kocham świętego Józefa! 

Jestem też bardzo Maryjna. Cisza i maryjność we mnie rezonują. Każdego dnia jest różaniec. Wiem, że przez Maryję mogę najłatwiej i najszybciej dojść do Jezusa.

Czy czujesz tremę przed koncertami? 

Pomogła mi duża ilość występów. Cały czas trenuję technicznie wokal, więc na pewno to też pomaga. Wydaje mi się, że po prostu cieszę się tym. Może jakaś trema czasem się zdarzy, ale to ludzkie, że ci zależy. Na pewno nie jest tak, jak kiedyś, kiedy po prostu mnie paraliżowało. Niedawno zdałam sobie sprawę, że nie chodzi o to, aby być idealnym, tylko właśnie przekazać ludziom piękno, emocje i że jest okej, jeśli się czasem pomylę. Wychodząc na scenę, chcę wychodzić z radością i przekazać ludziom to piękno.

Z dnia na dzień stajesz się coraz bardziej rozpoznawalna. Piosenka „Daj mi serce swe” w ciągu kilku tygodni miała 300 tysięcy wyświetleń na Youtube. Z pewnością masz coraz więcej propozycji koncertów w Polsce i na Wyspach. Można powiedzieć, że twoje życie bardzo, bardzo przyspieszyło. Jak sobie z tym radzisz, z tym tempem, jak znajdujesz czas dla siebie?

Wiadomo, że dużo rzeczy się stało i dużo rzeczy się dzieje, natomiast uważam, że ciągle jestem na początku wchodzenia w świat muzyki chrześcijańskiej. Jak sobie z tym radzę? Chyba akceptuję zmiany, cieszę się tym i mam bardzo, bardzo duże wsparcie w rodzinie. To na pewno kluczowe, wiem, że właśnie oni mi pomogą. Ważne jest dla mnie to, że nawet jak przychodzi, tak po ludzku, zmęczenie, jednocześnie ogarnia mnie wdzięczność, bo robię, co kocham i dzieją się piękne rzeczy. Staram się więc traktować zmęczenie jako sygnał, abym dała sobie odpocząć, na przykład w następny dzień trochę zwolnić. Pozwalam sobie złapać równowagę. Oczywiście kluczową zasadą jest dla mnie to, aby nie pracować w niedzielę. Bardzo tego przestrzegam, nie ćwiczę wokalu, chyba że śpiewam dla przyjemności. W niedzielę staram się też nie wchodzić na social media. Chcę oddać ten czas Panu Bogu i rodzinie. Wydaje mi się, że ta reguła bardzo pomaga w utrzymaniu balansu. Mój zawód jest bardzo specyficzny, więc czasem zdarzy się koncert w niedzielę i to jest okej, bo wiem, że nawet jak gram w kościele w ten dzień, to ludzie też mają czas, żeby przyjść i tym też oddaję Panu Bogu chwałę. Wtedy staram się odpocząć innego dnia. Natomiast jeżeli mam wybór, nigdy nie wybieram pracy w niedzielę.

Obserwując Twoją działalność, zauważyłem, że dość dobrze radzisz sobie z fundraisingiem. Własnie zebrałaś fundusze na patronite na nowy teledysk. Jednak produkcja muzyczna, organizowanie koncertów, promocja to bardzo złożona działalność i chciałem zapytać, czy masz już swojego menadżera, agencję muzyczną? Czy masz kogoś, kto pomaga rozwijać Twoją karierę?

W tej chwili współpracuję z agencją w Londynie, ale to tylko agencja networkingowa, jestem w bazie danych i po prostu ktoś mnie może zobaczyć na ich stronie i skontaktować się. To nie tak, że jakoś mocno działają w mojej sprawie. Na razie nie mam jeszcze managera. Myślę o tym i wciąż szukam, daję sobie też czas. Myślę natomiast, że bez wątpienia bardzo by mi to pomogło ogarnąć techniczne kwestie, bo rzeczywiście jest ich bardzo dużo. W tej chwili działam bardzo niezależnie. Pamiętam też, że przyszedł taki moment w życiu, kiedy postanowiłam, że będę robić wszystko na sto procent i będę to robić tak dobrze, że jak ktoś się zainteresuje, zgłosi się sam. Mam nadzieję, że taka osoba się pojawi. Ja po prostu działam i staram się wszystko ogarniać. Otrzymuję dużo wsparcia od rodziny. 

Pracujesz teraz nad trzecim albumem. Możesz uchylić rąbka tajemnicy o projekcie, co to będzie? 

Planuję wydać na początku roku taki miniangielski album. Nagrałam utwory i chcę je wydać, mam nadzieję, wiosną 2025. Mam też bardzo duże zainteresowanie polskiej publiczności, więc zdaję sobie sprawę, że polskie teksty są oczekiwane, dlatego jednocześnie myślę o polskim albumie. Już zaczynam pracować nad takimi nagraniami. Chciałabym nagrać dla polskiej publiczności nowy album.

Dużo planów i tego właśnie dotyczy ostatnie pytanie. Zbliża się dużymi krokami rok 2025. Jakie masz plany i marzenia?

Myślę, że po prostu najzwyczajniej będę robić to, co teraz, czyli starać się regularnie wypuszczać muzykę, przynajmniej raz w miesiącu jeden singiel. To samo w sobie jest ogromnym celem i wysiłkiem, więc bardzo chcę prężnie działać w tym kierunku. Pojawia się dużo propozycji koncertowych, myślę, że na pewno będzie też wiele koncertów w Polsce i za granicą. Jak wspomniałam, skupię się na trzecim albumie, komponowaniu i nagrywaniu po polsku. Mam bardzo dużo planów. Jest to po prostu kontynuacja wszystkiego, co się dzieje teraz. A marzenia na przyszłość? Wydaje mi się, że jak każda artysta marzę, by zagrać na wielkich scenach i żeby moja muzyka była coraz bardziej znana. Marzę też o współpracy z innymi artystami. Myślę, że dla mnie jako artystki chrześcijańskiej, bardzo istotne jest to, żeby się nie skupiać tak bardzo na liczbach, bo można się w tym wszystkim zatracić. Wspaniale mieć kilkaset osób przed sobą i występować dla nich, ale ważna jest nawet jedna, gdy coś do niej trafi. Wtedy dla mnie to już jest wielkie, kiedy dostaję wiadomość, że moja muzyka pomogła komuś powrócić na drogę wiary. 

Tak naprawdę pierwsza odpowiedź, jaka mi przyszła do głowy na pytanie, jakie są moje marzenia, to zostać świętą i dojść do nieba!

Dziekuję za rozmowę.

Michał

Tuchowski

Politolog, dziennikarz i teolog, działacz społeczno-kulturalny. Mieszka w Anglii.

Mogą zainteresować Cię też:

0 0 głosów
Oceń ten tekst
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments