„Wtargnięcie Boga, gwałtowne, totalne, przynosi radość, która nie jest niczym innym, jak szczęściem uratowanego, szczęściem topielca wyciągniętego w ostatniej chwili z wody”
André Frossard
Powyższe słowa wypowiedział w kontekście własnego nawrócenia André Frossard, francuski pisarz i publicysta, autor wielu publikacji o Ojcu Świętym, Janie Pawle II, członek Akademii Francuskiej, który urodził się w 1915 r. w Paryżu, w rodzinie żydowsko-protestanckiej.
Jego ojciec, Ludwik Oskar Frossard, był znanym francuskim politykiem i ateistą. To właśnie on w 1920 r. założył Francuską Partię Komunistyczną i został jej pierwszym sekretarzem. Matka Andrégo była niepraktykującą protestantką, a jego babka żydówką. Młody Frossard uważał Kościół katolicki za ostoję ciemnoty i zacofania. Od trzynastego roku życia czytał dzieła Woltera i Rousseau, a jego serce i umysł nasiąkały zawartym w nich jadem kłamstwa i wrogości do katolicyzmu oraz chrześcijaństwa. Zupełnie nie znając religii, w wieku 20 lat otrzymał łaskę wiary.
W 1935 r. dwudziestoletni André Frossard pracował w Paryżu jako początkujący dziennikarz. Chociaż był ateistą, to jednak zaprzyjaźnił się z praktykującym katolikiem Andrém Villeminem, który bezskutecznie starał się doprowadzić go do wiary w Boga. Ósmego czerwca tegoż roku Villemin zaprosił Frossarda na obiad. Pojechali do centrum Paryża rozklekotanym samochodem. Zatrzymali się przy ul. d’Ulm przed kaplicą Sióstr Adoratorek Wynagradzających, w której trwała nieustająca Adoracja Najświętszego Sakramentu. Villemin poprosił Frossarda, aby na niego poczekał kilka minut, ponieważ ma ważną sprawę do załatwienia w kaplicy. Ten, znudzony czekaniem, wszedł w końcu sam do kaplicy. Rozejrzał się dokoła, a wówczas posłyszał jakiś natarczywy głos wewnętrzny. Podniósł oczy ku górze i ujrzał monstrancję z Najświętszym Sakramentem. Ponieważ nigdy dotąd nie bywał w świątyni, nie wiedział, co oznacza ów złoty przedmiot w kształcie krzyża z białym opłatkiem pośrodku, ale intuicyjnie, w jakiś tajemniczy sposób, uwierzył wówczas w istnienie Boga. Gdy wyszedł z kaplicy, przyjaciel – widząc go głęboko wstrząśniętym – zaniepokojony spytał, co się z nim stało. Odpowiedział:
„Bóg istnieje. Ja Go spotkałem!”. Tę chwilę cudownego nawrócenia opisał tak: „Byłem (…) ateistą, kiedy przechodziłem przez drzwi kaplicy, i pozostawałem nim nadal w jej wnętrzu. Obecni tam ludzie, widziani pod światło, rzucali tylko cienie, między którymi nie mogłem odróżnić swojego przyjaciela, i coś w rodzaju słońca promieniowało w głębi kaplicy. Nie wiedziałem, że był to Najświętszy Sakrament. Nie doznałem nigdy zmartwień miłosnych ani niepokoju, ani ciekawości. Religia była starą chimerą, a chrześcijanie gatunkiem opóźnionym na drodze historycznej ewolucji. (…) Jeszcze dzisiaj widzę tego dwudziestoletniego chłopca, którym wtedy byłem. Nie zapomniałem jego osłupienia, kiedy nagle wyłaniał się przed nim z głębi tej skromnej kaplicy świat, inny świat – o blasku nie do zniesienia, o szalonej spoistości, którego światło objawiało i jednocześnie zakrywało obecność Boga, tego samego Boga, o którym jeszcze przed chwilą przysięgałby, że istnieje tylko w ludzkiej wyobraźni. Jednocześnie spływała na niego fala słodyczy zmieszanej z radością – o mocy, która może skruszyć serce i której wspomnienie nigdy nie zaniknie, nawet w najgorszych chwilach życia, niejednokrotnie przenikniętych lękiem i nieszczęściem. Odtąd nie stawia sobie innego zadania, jak tylko świadczyć o tej słodyczy i o tej rozdzierającej czystości Boga, który mu pokazał owego dnia przez kontrast, z jakiego błota został ulepiony… Owym światłem, którego nie ujrzałem cielesnymi oczyma, nie było to, które nas oświeca lub powoduje opalanie. To było światło duchowe, tzn. światło pouczające, jakby żar prawdy. Odwróciło ono definitywnie porządek rzeczy. Od chwili, kiedy je ujrzałem, mógłbym powiedzieć, że dla mnie tylko Bóg istnieje, a wszystko inne jest jedynie hipotezą (…). Podkreślam: to było obiektywne doświadczenie, prawie z dziedziny fizyki, i nie mam nic cenniejszego do przekazania, jak tylko to: poza tym światem, który nas otacza i którego cząstką jesteśmy, odsłania się inna rzeczywistość, nieskończenie bardziej konkretna niż ta, w której na ogół pokładamy ufność. Jest ona ostateczną rzeczywistością, wobec której nie ma już pytań”.
Rozradowany Villemin długo się nie zastanawiał i natychmiast zawiózł go do Anity i Stanisława Fumetów, w których domu spotykała się na modlitwie grupa młodych ludzi świeżo nawróconych na katolicyzm, w większości żydowskiego pochodzenia. Wszyscy oni w pewnym okresie swojego życia odkryli, że chrześcijaństwo to nie jest jakiś system idei czy moralności, ale Osoba zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa, który żyje i działa w swoim Kościele. Wszyscy ci konwertyci odkryli Jezusa Chrystusa i osobiście się z Nim spotkali, i doświadczyli Jego miłości tak jak uczniowie z Emaus. W czasie wspólnych spotkań mówili tylko o Chrystusie, gdyż każdy inny temat wydawał się im nudny i bez znaczenia. Ojciec ze Zgromadzenia Ducha Świętego podjął się przygotowania Andrégo do chrztu. Nauka Kościoła, którą jemu przekazywał, tchnęła prawdą w każdym szczególe i zapoznawał się z nią ze wzrastającym entuzjazmem.
Frossard przyjął chrzest i stał się gorliwym katolikiem. Po swoim nawróceniu dalej pracował jako dziennikarz. Pierwszego września 1936 r. rozpoczął zawodową służbę w marynarce wojennej. Został mianowany sekretarzem i przydzielono go do pracy w urzędzie ministerstwa marynarki wojennej w Paryżu. Prowadził życie mnicha w świecie. Każdego dnia wcześnie rano uczestniczył we Mszy św. w kościele św. Magdaleny. W ministerstwie w wolnych chwilach odmawiał brewiarz dla świeckich. W południe przez godzinę adorował Najświętszy Sakrament u św. Rocha, a później szedł na obiad do małej restauracji. Po godzinach służbowych czytał Pismo św. oraz dzieła św. Teresy z Avili. Ten młody człowiek w życiu chrześcijańskim odznaczał się umiłowaniem modlitwy, szczególnie różańcowej. Sprawy związane z Bogiem, z życiem duchowym stały się jego naturalnym żywiołem.
Na pytanie redaktora „Lourdes Magazine”, czy odmawia różaniec, dał następującą odpowiedź: „Jest to moja pierwsza i moja jedyna modlitwa. Jeżeli nie pozdrawia się gospodyni domu przy wejściu do Ewangelii, nie można zrozumieć słów Chrystusa… Cała Ewangelia staje się jasna, kiedy pozdrawia się Maryję. Bez tego pozdrowienia przebiega się przez tekst święty w buciskach lub skafandrze, wchodzi się tam z człowiekiem, a wychodzi z trupem na ramionach, nic więcej. Jeżeli zaś pochylamy się przed Maryją tak jak anioł, Ona otwiera nam Ewangelię! Maryja jest drzwiami Ewangelii! Jeżeli nie wchodzi się przez drzwi, przez Maryję, to głowa uderza o mur z cegieł”.
W czasie II wojny światowej uczestniczył we francuskim ruchu oporu. W 1943 r. został aresztowany przez gestapo w Lyonie. Od początku lat sześćdziesiątych współpracował z dziennikami „Le Figaro” i „L’Aurore”.
Zmarł w święto Ofiarowania Pańskiego, 2 lutego 1995 r. Tuż przed śmiercią wyznał z emfazą, że Maryja jest dla niego mądrością chrześcijańską, ponieważ przyjęła Boga i wraz z Nim wypowiedziała słowo „Fiat”, „które dwa razy dało narodziny Światłu: pierwszy raz – światłu ziemskiemu, drugi raz – Światłu, którym jest Chrystus”.