Aleksander Wat, właściwie Chwat, poeta, prozaik, tłumacz, redaktor. Jeden z wybitnych polskich pisarzy XX wieku. Stulecia, które nazwał „swoim”.
Dlaczego? Urodził się bowiem 1 maja 1900 roku, w dzień komunistycznego święta. Ta ideologianaznaczyła nie tylko całe stulecie, ale i jego życie. Z marksizmem się zgadzał, wspierał, następnie jako radziecki więzień – spierał i w końcu zwalczał. Urodził się w rodzinie żydowskiej, zasymilowanej z polskością. Dorastał w atmosferze pobożności i pamięci o wielkich przodkach – rabinach. Myliłby się jednak ten, kto zaliczyłby dom Chwatów do tych, gdzie ściśle przestrzegano zasad Tory, Miszny i Gemary. Matce i rodzeństwu Aleksandra daleko było do ortodoksji, a on sam wspomina, że tolerancyjny ojciec pozwalał dzieciom na wiele, nie dbając szczególnie o dyscyplinę religijną czy obchodzenie świąt. Tylko najstarszy brat Aleksandra znał hebrajski. W domu mówiono po polsku, jidysz posługiwał się prawdopodobnie tylko ojciec. Mendel Chwat pozwolił córkom – choć nie bez oporów – na poślubienie katolików. Jedna z nich, Seweryna Broniszówna, została znaną aktorką. Wat powiedział po latach: „Żydów widziałem tak, jak ich widzą antysemici, w chałatach brudnych i jako kupców – pieniądz. Dzieciństwo miałem właściwie antysemickie. Potem dopiero za czasów studenckich poczułem się solidarny”.
W jego wspomnieniach Wata pojawiła się postać, do której sentyment pozostanie mu na całe życie i nawet znajdzie odbicie w twórczości literackiej. Była to Anna Mikulak, katoliczka i opiekunka małego Aleksandra. Tak wspominał liczne dziecięce spory: „już jako sześcio- czy siedmioletni brzdąc byłem darwinistą i z naszą Anusią drażniłem się, mówiłem, że Boga nie ma i człowiek pochodzi od małpy”. Anusię – jak ją zdrobniale nazywał – cechowała żarliwa, ludowa pobożność. Opiekunka potajemnie zabierała Aleksandra na nabożeństwa do kościoła. Obraz kadzideł i rytuałów katolickich wywarł na chłopca wpływ: „To robiło na mnie szalone wrażenie. Ta liturgia została mi na całe życie (…)”. Zachował się także sentymentalny wiersz o Anusi, w którym dojrzały już poeta nawiązuje do doświadczeń z dzieciństwa (fragment):
Letnimi wieczorami brała mnie ukradkiem
aż do Bonifratrów na mroczne nieszpory.
Tam ktoś z krucyfiksu podniósł na mnie oczy.
O, jak ja chciałem być ministrantem w białej komeżce…
Rozpoczęcie studiów zbiegło się z debiutem literackim. Wat studiował filozofię i filologię na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie zetknął się z awangardowymi prądami artystycznymi. Był związany z ruchem futurystycznym, a sławę przyniósł mu debiutancki tomik poezji „JA z jednej strony i JA z drugiej strony mego mopsożelaznego piecyka”, napisany – jak twierdził – z wysoką gorączką. Jego twórczość cechowało nowatorstwo stylistyczne, tworzenie nowych rozwiązań lingwistycznych, a od strony przesłania: prowokacja, obrazoburstwo oraz ateizm.
W okresie międzywojennym Aleksander Wat zaangażował się w działalność polityczną. Był zaangażowanym komunistą i redaktorem lewicowych pism literackich. Jego aktywność prowadziła do aresztowań i przesłuchań. W tym okresie poślubił Paulinę Lew, żydówkę z kupieckiej rodziny. Potwierdziła, że: „Aleksander (…) w tym okresie życia był ateistą. (…) Ślub… Oboje wzdragaliśmy się przeciwko tym wszystkim obrządkom i formalnościom, ale mowy nie było, żeby przeciwstawić się rodzicom. (…) 24 stycznia 1927 roku stanęliśmy więc w południe pod baldachimem z ciemnoczerwonego adamaszku. Dawał nam ślub rabin w czarnym, atłasowym, długim stroju i czapie z sobolowym otokiem na głowie. Paliły się świece”.
Wczytując się w twórczość Wata, nie sposób przeoczyć, że w głowie ateisty rodziły się głębsze przemyślenia o upadku bezbożnej cywilizacji. Dowodem niech datowany na rok zaślubin tom opowiadań „Bezrobotny Lucyfer”. Tytułowa nowela przedstawia diabła, który przychodzi na świat, aby siać zło. Okazuje się, że nikt w niego już nie wierzy. Sztuczki, jakimi chce przekonać do siebie, wywołują śmiech i zażenowanie – świat zna podobne „atrakcje”. Okazuje się, że nie jest nikomu potrzebny, bo ludzkość już zdąża ku samozagładzie. Ostatecznie diabeł znajduje zatrudnienie w branży rozrywkowej. Nie zdradzając zakończenia, wskażę tylko, że ma ono wymiar profetyczny..
Czas wojny i… wizja diabła
Wojna wybuchła w 40. roku życia Wata. Czterdzieści to liczba symboliczna – w Starym i Nowym Testamencie pojawia się w kluczowych momentach. Nawiązuje do czasu oczyszczenia, pokuty i nawrócenia. Wiek XX odcisnął się kolejnym krwawym znakiem na życiu pisarza. Niemal cała rodzina Wata zginęła w holocauście, natomiast Aleksander, Paulina i ich syn Andrzej uchodzili z życiem z kolejnych opresji, tułając się po Związku Radzieckim. Uciekli bowiem jeszcze we wrześniu do Lwowa, gdzie Wat krótko służył ideologii sowieckiej. Rodzina została brutalnie rozdzielona. Aleksander trafił do więzienia, Paulina z Andrzejem na kazachski step.
Doświadczenia wojny miały ogromny wpływ na duchowość i twórczość Aleksandra. Trudno je streścić w jednym tekście, postaram się zatem przedstawić najważniejsze wątki. Wat znalazł się w więzieniu w Saratowie, gdzie nie miano względu na jego zasługi na rzecz komunizmu w Polsce. W nieludzkich warunkach, w przepełnionej celi umierał z obaw i tęsknoty za rodziną. Przesłuchiwany, nigdy nie przyjął sowieckiego paszportu i nie wyrzekł się polskości.
W więzieniu w Saratowie doświadczył przerażającej wizji diabła. Stała się jednym z kluczowych momentów jego życia duchowego. Wat opisał to doświadczenie jako realne widzenie, które miało miejsce w nocy. Usłyszał nagle diaboliczny śmiech. Zbliżał się i oddalał, wprowadzając Wata w stan głębokiego przerażenia. Było to dla niego doświadczenie wykraczające poza zwykłe halucynacje spowodowane wyczerpaniem i głodem. Wat – jak twierdzi – ujrzał wtedy diabła. Wizja ta wstrząsnęła nim i skłoniła do głębokich refleksji nad naturą zła i jego obecnością w historii. Z jednej strony była to dla niego symboliczna reprezentacja bolszewizmu jako wcielenia zła w XX wieku, z drugiej, przekonanie o istnieniu zła osobowego.
Nawrócenie
Zmieniająca się sytuacja polityczna i pakt Sikorski-Majski, otworzyła wielu Polakom bramy więzienia, jakim była Rosja Radziecka. Wat pozornie odzyskał wolność, nie mógł bowiem opuścić Sowietów. Tłumaczono mu, że nie posiada polskiego nazwiska zakończonego na -ski, -cki czy też -dzki. Aleksander wycieńczony więzieniem trafił do Ałma Aty, stolicy Kazachstanu. Kochający mąż i ojciec nie znał losów żony i syna. W pewnym polskojęzycznym periodyku umieścił wiersz „Wierzby w Ałma Acie”, dedykowany zaginionej rodzinie.
Wierzby są wszędzie wierzbami…
Pięknaś, w szronie i blasku, wierzbo ałmaatyńska.
Lecz jeśli cię zapomnę, o sucha wierzbo z ulicy Rozbrat,
niech uschnie moja ręka!
Góry są wszędzie górami…
Tiań-Szań przede mną żegluje w fioletach –
Pianka ze świateł, głaz z barw, blaknie i niknie –
Lecz jeśli cię zapomnę, daleki szczycie tatrzański,
Potoku Biały, gdzie z synem barwne roiłem żeglugi,
żegnani cichym uśmiechem naszej dobrej patronki, –
Niech się w kamień tiańszański obrócę!
Jeśli Was zapomnę
Jeśli Cię zapomnę miasto me rodzinne…
Nocy warszawska, deszczu i burzo warszawska, gdzie
„w bramie dziad wyciąga rękę
pies rozerwał mu sukienkę”…
Śpij Jędrusiu…
Rozrzucam ręce żałośnie jak polska płacząca wierzba
Jeśli was zapomnę,
Lampy gazowe Żurawiej – stacje mej męki miłosnej,
Świetliste serca wtulone w ciemną wstydliwość liści,
I szept, i szmer, i deszcz, w alei turkot dorożki
I złotopióry świt gołębi…
Jeśli Cię zapomnę, walcząca Warszawo,
W krwi spieniona Warszawo, piękna dumą swych mogił…
Jeśli Cię zapomnę…
Jeśli Was zapomnę…
W wierszu uważny czytelnik zauważy bogactwo odniesień biblijnych, lecz znajdujemy też informacje, które pozwalają określić i zlokalizować podmiot liryczny w danym miejscu i ustalić sytuację. Ponieważ często wówczas zdarzały się praktyki przedruku z pominięciem nazwiska autora, Wat zawarł w utworze elementy bardzo osobiste, np.: kołysankę dla syna Jędrusia, której twórca jako dziecko słuchał z ust opiekunki, Anusi, nazwy ulic (Rozbrat – mieszkanie Wata, przed którym rosły wierzby, Żurawia, przy której mieścił się dom rodzinny Watowej) czy wspomnienie wspólnych wypraw górskich. Wierzył, że wiersz pomoże scalić rodzinę.
I tak się stało. Paulina wspominała, że widok Aleksandra odnalezionego po latach zrobił na niej wstrząsające wrażenie. Był już to inny Aleksander, zniszczony fizycznie. Diagnoza lekarska mówiła o wycieńczeniu, szkorbucie, osłabieniu mięśnia sercowego i arteriosklerozie tętnicy głównej. Lekarz dawał pisarzowi dwa tygodnie życia. Wat był zarazem człowiekiem odrodzonym duchowo. Niedługo wcześniej w paczce nadesłanej od Polonii odnalazł książkę będącą klasyką mistycyzmu chrześcijańskiego: „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza à Kempis. Dzieło to miało kluczowe znaczenie w procesie duchowej przemiany Aleksandra. Była dla niego formą duchowego wsparcia i ucieczką od brutalnej rzeczywistości. Wat wielokrotnie wspominał, że ta właśnie lektura pozwoliła mu odnaleźć siebie w opozycji do niesprawiedliwego świata, w którym przyszło mu żyć. Dzieło dostarczało mu duchowej siły i nadziei w obliczu cierpienia. Była to również próba zrozumienia funkcji świata nadprzyrodzonego i realności osobowego zła, którego Wat doświadczył w wizji diabła. Mówił po latach: „W ostatnich miesiącach więzienia, ja, stary zakuty bezbożnik, uwierzyłem w Boga i moją jedyną książką w biedzie kazachstańskiej było «Naśladowanie Chrystusa». Przechowuję dotąd ten egzemplarz przesłany z Londynu przez kogoś bardzo mądrego, który zrozumiał, że książka Tomasza à Kempis pasuje do naszej niedoli i nada sens jej absurdalności w środku wieku dwudziestego. Nosiłem też krzyżyk mały, bakelitowy, ciemnobrązowy z tychże darów Polonii amerykańskiej”. Spotkanie z Bogiem wyrażał też w poezji.
Długo broniłem się przed Tobą
długo nie chciałem Ciebie poznać
długo przed Tobą umykałem
w zaułki ślepe
w absynt poezji
i w zapał walki
i w zgiełk jarmarku,
gdzie antreprener z somnabuliczką
wyczarowują
raj utracony.
Wat w dziele Tomasza à Kempis odnalazł wiarę. Jednak do chrztu pozostawała wciąż daleka droga.
Powrót do Polski
Dopiero w 1946 roku rodzinie udało się wrócić do Polski. Jego twórczość z tego okresu charakteryzuje się głęboką refleksją nad losem człowieka, problematyką religijną oraz doświadczeniem totalitaryzmu. Ideologia socrealistyczna i niepewność bytu tragicznie odbiły się na zdrowiu Aleksandra, powodując ciężką i bolesną chorobę neurologiczną. Paulina wspominała: „Atak Aleksandra nastąpił (…) pod koniec 1952 roku. (…) Wyszedł po zebraniu bardzo rozgorączkowany, zbulwersowany, na mróz (…). Zaraz następnego dnia zaczęły się straszliwe szumy w uszach, niesłychanie udręczające. (…) Nagle dostał szalonego zawrotu głowy, a właściwie, jak potem mówił, pokój wirował razem z nim. (…) Usłyszeliśmy wtedy dziwne pukanie do drzwi wejściowych, za którymi nic nie było. (…) Od tej pory zaczęło się jego męczeństwo, które trwało szesnaście lat”. Czym było owo tajemnicze pukanie? Zapewne nie halucynacją, skoro świadkami były dwie osoby. To jeden z wielu takich zagadkowych epizodów w jej życiu.
Choroba przyspieszyła decyzję o chrzcie. Małżonkowie na początku 1953 w tajemnicy przyjęli ten sakrament w kościele św. Marcina w Warszawie, do którego przygotowywały ich zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek z Lasek. Decyzję o przyjęciu sakramentu przynagliła wiadomość o możliwej operacji mózgu w Sztokholmie i o związanym z nią zagrożeniu paraliżem, utratą świadomości, a nawet ryzyku śmierci. Z drugiej strony, dzięki paszportowi rodzina mogła wyjechać z Polski w poszukiwaniu leczenia. Jednak choroba, która charakteryzowała się ciężkimi bólami głowy, była nieuleczalna, a ulgę przynosiła jedynie zmiana klimatu.
Spotkanie z ojcem Pio
Kilka lat później, w 1957 roku, w czasie szczególnego nasilenia się bólów, Aleksander skierował swoje kroki do o. Pio, którego sława cudotwórcy rozprzestrzeniła się po całym świecie. Wspominał: „znów szukałem ratunku od cierpień i zamętu uczuć i myśli”. Spotkanie to odcisnęło dramatyczne piętno na życiu twórcy i wspominał je źle. Watowie byli w pobliżu kapucyna trzy dni. Celem przyjazdu było poszukiwanie „ratunku od cierpień i zamętu uczuć i myśli”. Pragnienie uzdrowienia było głównym motywem, niemniej – tak jak przy okazji chrztu – Aleksander mówił też o nadziei na „dostąpienie spokoju wewnętrznego”. Dodajmy, że swoją chorobę postrzegał w sposób demoniczny. Mówił: „Lekarze nie mogę mnie wyleczyć, ale dobry egzorcysta na pewno by mnie wyleczył”.
Od zamieszkałych w San Giovanni Rotondo Polaków Watowie otrzymali należącą do o. Pio rękawicę, którą pisarz przykładał przez noc do twarzy. Mieli też list polecający od o. Agostino, który zobowiązał się tłumaczyć rozmowy. Do spotkania ze świętym doszło na korytarzu. „Przywitał mnie ślicznym czułym uśmiechem (…), dotknął mojego czoła i policzka (wiedział już widocznie od padre Agostino o moich bólach) i zapytał (po neapolitańsku): «Jakżeście się tam pozbyli Rosjan?» Było to wiosną roku 1957. Zaskoczony, zrobiłem znak głową i ramionami, że niestety nie pozbyliśmy się, chciałem to wypowiedzieć dokładniej, (…) ale pobłogosławiwszy mnie, padre Pio znikł za drzwiami”. Następnego dnia udał się do spowiedzi. Wat wspomniał: „Gdy wymógł na mnie odpowiedź, że tyle lat po chrzcie, po raz pierwszy przystępuję do spowiedzi (…) wypchnął mnie ze spowiadalnicy (…)”. Wat doznał zawodu: „bóle, bóle i – nie będzie cudu! – czułem się odtrącony przez Boga, skazany na mękę wiekuistą”.
Jak rozumieć tę sytuację? Wiele razy czytamy opowieści o ludziach wyrzuconych ze spowiedzi przez o. Pio. W tych historiach penitenci jednak zawsze wracali skruszeni, kiedy tylko zrozumieli swój grzech. W tym przypadku tak nie było. – Doświadczenie Wata ma dwa aspekty. Przede wszyskim Wat nie ukrywał, że jechał do o. Pio jako do cudotwórcy. Z pewnością nie był przygotowany do sakramentu pokuty. Bardziej oczekiwał spotkania z cudotwórcą niż z mistykiem, bo to właśnie cierpienie fizyczne było główny bodźcem przyjazdu. W Wacie tkwiło też pochodzące z judaizmu myślenie magiczne. Spodziewał się zobaczyć cudotwórcę, cadyka ze starych żydowskich opowieści, magika, który zdjąłby zeń wszelkie choroby i rozterki. Kogo spotkał? Pogrążonego w cierpieniu stygmatyka, człowieka zmęczonego wielogodzinną posługą.