Rzeczywistość współistnienia na jednej ziemi Izraela i Palestyny to motyw, który wzbudza wiele kontrowersji, sprawa wciąż niezałatwiona i należąca do tych, które ciężko podejmować z przyczyn politycznych. Czy jednak tylko tym żyje mieszkaniec Izraela? Czy to jedyny aspekt, nad którym refleksję prowadzą Palestyńczycy?
Podczas swoich wypraw odkrywam , że rzeczywistość jest jeszcze bardziej skomplikowana, niż ją kreują mainstreamowe media. Wielość i różnorodność na tak małym skrawku ziemi, jaki zajmuje obecnie państwo Izrael wraz z częściowo kontrolowaną przez siebie Autonomią Palestyńską, uczy mnie, że wciąż należy sprawdzić samemu, zanim wyda się werdykt. Sprawdzam to zatem wciąż, od kilku lat nagminnie nadużywając czasu i zasobów swojego portfela, odwiedzając do znudzenia te same miejsca. Po Jerozolimie już dawno nie poruszam się z mapą. Nie jest mi obca szczegółowa kontrola podczas przeprawy na samolot powrotny, a kierunek jazdy wielu arabskich autobusów znam na pamięć. Tamtejszy jadłospis nie stanowi dla mnie tajemnicy, a szczerość ludzi może i nieco zdumiewa, lecz nie jest to już to samo zaskoczenie co kiedyś. Przywykłem nawet do hałasu zatłoczonego Starego Miasta w Jerozolimie, do wyglądającego na opuszczony dworca w Ramallah, do tułających się pospiesznie pielgrzymów, licznie tam przybywających oraz do wrzaskliwych często i rozgorączkowanych sprawami, na które Europejczyk nie zwróciłby może uwagi, palestyńskimi mężczyznami. Zajadłość w sporach tych ostatnich jest niebywała, nawet gdy są w nich rozjemcami.
Nadal jednak zadziwia mnie wiele w tym miejscu. Izrael, Palestyna, Ziemia Święta, a może Kanaan – nie mnie to rozstrzygać, choć ból jest nad wyraz dotkliwy, a jego źródłem jest niemoc wobec narastających problemów społecznych, z jakimi przyszło mi się zetknąć. Zaskoczenie budzi we mnie wciąż niejednoznaczność zamieszkujących Izrael ludzi. Kraj niewielkich rozmiarów, a tak zróżnicowany w wielu sferach, jest fenomenem na skalę galaktyki. Chyba nigdzie indziej ludzie nie różnią się tak bardzo pod względami religijnymi, etnicznymi, kulturowymi. Jeśli miałbym pokusić się o porównanie, to nie znajduję żadnego. Tętno życia, prowokowane często palącym słońcem, wyrywanie pustynnych rubieży pod uprawę, trudy codziennej i zwykłej egzystencji, medialna otoczka wokół społecznego problemu konfliktu izraelsko-palestyńskiego – to elementy niepozwalające spokojnie zasnąć, gdy byłem już w pędzącym z Tel Awiwu do Jerozolimy pociągu. I to nawet mimo tego, że noc obfitowała w ogrom atrakcji, nowo poznanych ludzi, wymiany myśli i spostrzeżeń.
Wędrówka Anno Domini 2023
Starłem się niegdyś w słownej utarczce z podróżnikiem z krwi i kości, który na ścianie swojego gabinetu zawiesił mapę świata. Na niej to „odhacza” kolejne miejsca przez siebie zwiedzone i rości sobie prawo do miana odkrywcy świata. Zapytany przez niego, gdzie tym razem się wybieram w okresie letnich wakacji, odparłem z dumą i pewnością siebie, że do Izraela, a jakżeby inaczej! W odpowiedzi dostałem gradem po uszach! ów mężczyzna był już w Izraelu piętnaście lat temu i nie zamierza tam na razie wracać, bo przecież tyle jest na świecie do zobaczenia. W rzeczy samej – do zobaczenia. A czy do przeżycia i odkrycia?
Wędrówka odbyła się jednak, mimo zaskakującego mnie czasem niezrozumienia bliskich mi ludzi. Cel był konkretny – praca i zwiedzanie, a to drugie miało się odbyć, jak tylko czas pozwoli. Zwiedzanie pojmuję jednak jako czas przygotowania do wędrówki i jej rozciągnięcie w czasie. Nie interesują mnie przelotne wizyty. Wolę delektować się miejscem, jego historią i stanem obecnym. Tym razem do listy dopisałem mie jscowości przez „zwykłych” turystów często pomijane. Tel Azeka, Kirbet Qeiafa, Bet Guwrin, Maresza, Lakisz, Kiriat Gat, Wadi Qelt to miejsca, do których raczej nie docierają pielgrzymi lub turyści podczas rekreacji. Zdarza się też, że wielu z nich zapomina, że Pole Pasterzy wcale nie znajduje się w Betlejem, tylko w kolejnej arabskiej mieści nie, jaką jest Beit Sahur. Czymś raczej normalnym jest wizyta w Nazarecie lub w Tyberiadzie. Rzadziej jednak już w Jerycho, do którego wjazd może zostać okupiony poważnym strachem o siebie i o swoje zdrowie, o ile ktoś zbyt mocno się przejmie. Wcześniejsze moje przyjazdy również obfitowały w odwiedziny miejscowości, do których mało kto się zapędza. Aszkelon, Aszdod, Megiddo, Ramallah, Akko lub Herodium – miejsca, o których wielu słyszało, może są w stanie wskazać je na mapie, jednak to na tyle, jeśli chodzi o ich znajomość. A warto poznać je bliżej, bo znajomość historii tych i innych miejsc pozwala uzmysłowić sobie, jak skomplikowaną przeszłość ma ziemia, którą się nawiedza. Konia z rzędem tej Czytelniczce lub temu Czytelnikowi, którzy kiedyś rozmyślali, jak byłoby dobrze odwiedzić Jokneam lub Afulę. I chodzi mi tu o wskazanie na to, że Izrael to nie tylko Wzgórze Świątynne lub Bazylika Grobu Pańskiego. Miejsc jest aż za nadto, by odwiedzić je podczas weekendowej wyprawy. A i wtedy pozostaje ona nadal muśnięciem klimatu. Tygodniowy pobyt jest już znacznie bardziej pożądaną wersją odwiedzin Izraela.
Teolog na wykopaliskach
Nie raz też słyszałem, że po teologii to nie ma pracy i po co mi tam jakieś studiowanie o Bogu. Praca jednak jest, aż jej za nadto. Trzeba tylko wiedzieć, co chce się robić. Może nie przynosi ona zbyt wielkiej liczby finansowych profitów, jednak wrażenia są ogromne. A cóż nam z życia zostaje jak nie wspomnienia? Dla nich jednak trzeba z wielu rzeczy zrezygnować i stać się na poły wędrowcem na tej ziemi. Tak jak przed laty wędrowali przez Judeę asyryjscy wojowie, gdy zdobywali kolejne twierdze, by wreszcie dotrzeć pod mury Jerozolimy. Napięcie tych czasów z końca VIII wieku przed Chrystusem oddaje tytuł jednej z naukowych książek, który brzmi: „Sennacheryb u bram Jerozolimy”. Czytelnicy zrozumieją zapewne, jak wielkim echem odbiła się ta wyprawa, nie tylko dla jej świadków, lecz i późniejszych pokoleń starożytnych Izraelitów. Ktoś, kto ma zacięcie do historii, zwłaszcza antycznej, zrozumie zapewne, że piszącemu te słowa na wspomnienie o archeologicznej przygodzie minionego lata wciąż serce bije nieco mocniej. Uczyć się archeologicznego fachu pod okiem doświadczonych badaczy i to w takim miejscu, to nie lada przywilej! Poprzedni rok kalendarzowy stanowił okazję do odwiedzin archeologicznego stanowiska, choć wtedy pobyt w Megiddo był znacznie krótszy i mniej wymagający. Tym razem miesięczna eskapada w Lakisz należała do bardzo trudnych doświadczeń. Pobudka o 4.15, gdy bliscy w Polsce dopiero co przewracali się na drugi bok, praca w kurzu i spiekocie, zagrożenie ze strony jadowitych pająków i pędzących po ziemi skorpionów, nie były w stanie przyćmić dumy z pobytu w tak ważnym dla historii starożytnego Izraela miejscu. Rozgrzebywanie historycznej przeszłości ma w tym przypadku swój urok i głęboko przeżywane może stanowić wstęp do wielkiej miłości. Prawdziwej miłości do ziemi i skarbów przez niej skrywanych.