Całun Turyński. Zbieżność z Ewangeliami. Cz. 1

Autor: Red.

Obraz ukazuje złożenie Jezusa do grobu, refleksja nad Męką Pańską w kontekście katolickim. Sztuka chrześcijańska, Święte Triduum Paschalne.

Zawinięcie ciała Chrystusa w całun, Fot. © K. Sadło

Kochani Czytelnicy!
91% artykułów na naszej stronie jest dostępnych bez ograniczeń. Nie znaczy to, że nie istnieją koszty ich przygotowania i publikacji. Będziemy wdzięczni za zaprenumerowanie naszego czasopisma albo wsparcie naszej Fundacji. Dziękujemy za zrozumienie.
Redakcja

„Na dom Dawida i na mieszkańców Jeruzalem wyleję Ducha pobożności. Będą patrzeć na tego, którego przebili, i boleć będą nad nim, jak się boleje nad jedynakiem, i płakać będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym”. (Za 12,10)

Całun Turyński jest dużym (o wymiarach 4,4 × 1,1 m), lnianym płótnem o ściegu jodełkowym, na którym utrwalił się pełny wizerunek dobrze zbudowanego, ubiczowanego i ukrzyżowanego, martwego mężczyzny, który mierzył między 179 a 183 cm wzrostu (trudno dokładnie orzec z uwagi na kurczenie się i rozszerzalność materiału, a także jego wielokrotne zwijanie i rozwijanie), którego ciało zostało zawinięte w płótno nie później niż 2–3 godziny po zgonie (świadczy o tym ilość krwi, jaka zdążyła wypłynąć, zanim skrzepła, oraz fakt, że ciało było zawijane w Całun w stanie maksymalnego zesztywnienia) i znajdowało się (nieruchomo) wewnątrz płótna co najmniej 24 godziny (wskazuje na to  stopień krystalizacji krwi), a krócej niż godzin 40 (brak śladów wskazujących na rozkład ciała).

Obok wizerunku ciała na Całunie (powstałego w niewytłumaczalny dla nauki do dziś sposób) utrwaliły się także w naturalny sposób krwawe ślady ponad 700 różnego rodzaju ran i obrażeń. Tysiące chrześcijan na całym świecie jest przekonanych, że tkanina ta jest autentycznym płótnem pogrzebowym Jezusa Chrystusa i że to właśnie Jego Oblicze i Jego Krew widnieje na Całunie.

Stanowisko Kościoła

A jakie jest oficjalne stanowisko Kościoła w sprawie Całunu? Nie ma niczego takiego jak dogmat o prawdziwości Całunu, wiara w autentyczność Całunu nie jest nikomu do zbawienia koniecznie potrzebna. Kościół kwestię badania autentyczności płótna pozostawia naukowcom i nie narzuca nikomu konieczności oddawania czci Całunowi (podobnie jak i innym relikwiom). Warto jednak zwrócić uwagę, że Całun cieszył się dużym zainteresowaniem zwłaszcza ostatnich papieży, którzy chętnie do niego pielgrzymowali.

Ułożenie ciała wg odbicia na Całunie Turyńskim
Ułożenie ciała wg odbicia na Całunie Turyńskim Fot. © K. Sadło

Męka Chrystusa. Całun a Ewangelie

„Przebodli ręce i nogi moje, policzyć mogę wszystkie moje kości. A oni się wpatrują, sycą mym widokiem; moje szaty dzielą między siebie i los rzucają o moją suknię”. (Ps 22,17-19)

Najbardziej uderza zbieżność, jaka zachodzi pomiędzy relacją Ewangeliczną a tym, co widoczne jest na Całunie. Z Ewangelii dowiadujemy się, że Pan Jezus w czasie swojej męki przeżywał trwogę w Getsemani, był bity po twarzy i po głowie (zarówno w czasie przesłuchiwania przez Żydów, jak i w pretorium przez Rzymian), został ukoronowany cierniem, był biczowany, szedł Drogą Krzyżową na Golgotę, został tam przybity do krzyża, na krzyżu umarł i przebito mu bok, a z niego wypłynęły krew i woda. Potwierdzenie wszystkich tych faktów jest odzwierciedlone na Całunie.

W zasadzie przy dłuższej analizie każdy jest w stanie większość tych obrażeń rozpoznać, były one też kilkukrotnie przedmiotem bardziej wnikliwych analiz prowadzonych przez lekarzy i patologów sądowych, którzy uszczegółowili wiele obserwacji.

Bity przed Sanhedrynem i w Pretorium

„Tymczasem ludzie, którzy pilnowali Jezusa, naigrawali się z Niego i bili Go. Zasłaniali Mu oczy i pytali: «Prorokuj, kto Cię uderzył». Wiele też innych obelg miotali przeciw Niemu”. (k 22,63-65)

Przede wszystkim twarz odbita na Całunie nosi ślady bardzo rozległej opuchlizny (mówi się nawet o jej asymetryczności) będącej rezultatem bicia. Policzki noszą ślady uderzeń zadanych w sposób odpowiadający żydowskiemu (innemu od naszego) sposobowi policzkowania, tj. zewnętrzną stroną ręki. Nos jest pęknięty w połowie wysokości. Od pękniętego nosa biegnie szrama rozcinająca cały prawy policzek (a więc lewy, patrząc na Całun) aż po ucho. Obrażenie to powstało prawdopodobnie na skutek uderzenia kijem lub laską w twarz.

Biczowanie

„Piłat wziął Jezusa i kazał Go ubiczować”. (J 19,1)

Trudno jest znaleźć na Całunie obraz ciała wolny od śladów obrażeń związanych z biczowaniem, zwłaszcza z tyłu ciała, od karku aż po pięty. Naliczono ponad 120 ran ciętych i szarpanych. Bicze powodowały różne uszkodzenia – na zewnątrz ciała: rany miażdżone, cięte i szarpane; wewnątrz: krwotoki z organów wewnętrznych, zatrzymanie pracy nerek, krwiaka opłucnej itd. Obrażenia pochodzą od dwóch rodzajów biczy – ok. 80% od rzymskiego flagrum (bicza których się kończył trzema rzemieniami, na których końcach znajdowały się metalowe kulki); 20% od innego bicza, który kończył się ostrymi i nieregularnymi końcówkami, mogły nimi być ostre kawałki kości, krzemienia, szkła czy blachy. Z układu obrażeń dowiadujemy się też, że biczowania dokonały dwie osoby, które wyraźnie różniły się wzrostem. Aby taka liczba ran mogła pojawić się na ciele, musiano takimi biczami zadać ponad 60 razów. Lekarze są zdania, że przeciętny człowiek 40 takich uderzeń mógłby już nie przeżyć. Od II wieku przed Chrystusem Rzymianie czasem biczowali („mała śmierć”) tych, których skazywano na krzyż („wielka śmierć”). Zasadniczo było to jednym ze sposobów na przyspieszenie śmierci na krzyżu.

Korona cierniowa

„Żołnierze zaprowadzili Go na wewnętrzny dziedziniec, czyli pretorium, i zwołali całą kohortę. Ubrali Go w purpurę i uplótłszy wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę. I zaczęli Go pozdrawiać: «Witaj, Królu Żydowski!»”. (Mk 15,16-18)

Ślady obrażeń na głowie, które znajdują się na Całunie, wskazują na kształt korony cierniowej. Okazuje się, że wyglądała inaczej, niż utrwaliło się to w tradycji, tzn. że był to czepiec z kolczastych gałęzi, który pokrywał – a więc też i ranił – całą głowę. Co ciekawe, ojcowie Kościoła w pierwszych wiekach po Chrystusie opisywali koronę cierniową właśnie jako hełm. Na podstawie zapisków starożytnych pielgrzymów do Ziemi Świętej wiadomo, że relikwia korony cierniowej, którą czczono pierwotnie w Jerozolimie, w pierwszych wiekach chrześcijaństwa również miała postać czepca. Skąd zatem wziął się znany nam wszystkim wieniec? Otóż, jak ok. 590 roku pisał św. Grzegorz z Tours, drewniana konstrukcja korony zeschła się, gałązki się połamały i ciernie zaczęły odpadać. Dodatkowo z cierni zaczęto czynić także pomniejsze relikwie.

W końcu w XI wieku relikwia już w postaci wieńca znalazła się w Konstantynopolu, skąd do Paryża, w połowie XIII wieku, zabrał ją król francuski, św. Ludwik IX. Kiedy przywiózł wieniec do Francji, stał się on wzorem dla korony cierniowej, jaką wprowadziła sztuka gotycka (uprzednio w sztuce bizantyjskiej czy romańskiej nie przedstawiano Jezusa w koronie cierniowej, nawet na pasyjnych przedstawieniach był prezentowany w pięknej złotej aureoli) i w zasadzie model ten pozostał w sztuce do dnia dzisiejszego.

Droga Krzyżowa

„A On sam dźwigając krzyż wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota”. (J 19,17)

Ślady widoczne na tkaninie wskazują, że na plecach znajdowały się obrażenia związane z dźwiganiem krzyża. Nie da się stwierdzić, czy Chrystus dźwigał cały krzyż czy tylko belkę. Widoczne obrażenia na ramionach i łopatkach krzyżują się mniej więcej pod kątem prostym, co według niektórych mogłoby przemawiać za całym krzyżem, ale podobny ślad mogłaby też pozostawić belka, gdyby raz była dźwigana na jednym, a raz na drugim ramieniu. Patologowie mówią o zwichniętym biodrze, skręconej lewej stopie i wywichniętym, zdeformowanym na skutek męki i ciężaru, barku. Co ciekawe, wschodnia tradycja ikonograficzna zna tzw. skrzywienie bizantyjskie w sposobie przedstawiania Chrystusa – miałoby ono wskazywać, że Chrystus już od urodzenia miał jakieś deformacje w budowie ciała. Jeśli jednak maniera ta wzięła się od Całunu, to wytłumaczeniem nieregularności z punktu widzenia współczesnej medycyny są jednak obrażenia nabyte w czasie męki i utrwalenie takiej nienaturalnej pozycji ciała pod wpływem stężenia pośmiertnego, a nie wrodzonej deformacji. Na nogach, w okolicy kolan znajdują się ślady stłuczeń, oderwana z przemieszczeniem została też lewa rzepka kolanowa.

Przybicie do krzyża

„Tam Go ukrzyżowano, a z Nim dwóch innych, z jednej i drugiej strony, pośrodku zaś Jezusa”. (J 19,18)

Obraz nóg i rąk odbity na Całunie pozwala dowiedzieć się nieco więcej o obrażeniach związanych z ukrzyżowaniem. Ewangelie mówią dość lakonicznie o ukrzyżowaniu, nie wspominając o dokładnym miejscu wbicia gwoździ. Mesjański Psalm 22 mówi o przebitych rękach (a nie stricte o dłoniach). W tradycji chrześcijańskiej często zastanawiano się, w jaki dokładnie sposób przybite były do krzyża ręce i nogi, większość dawniejszych krucyfiksów wskazuje, że przebity był środek dłoni. Całun wskazuje (na płótnie widoczna jest zewnętrzna strona ręki), że przebite były nadgarstki, gwoździe przeszły przez sam środek nadgarstka, zwany szczeliną Destota.

Warto zauważyć, że na płótnie nie widać kciuków – przebicie nadgarstków wywołało skurcz, który sprawił, że kciuki złożyły się do wewnątrz dłoni. Lekarze twierdzą, że przebicie nadgarstków mogło być najbardziej bolesne ze wszystkich obrażeń na Całunie, ponieważ w pobliżu wspomnianej szczeliny przebiega nerw pośrodkowy – jego uszkodzenie może spowodować nawet paraliż.

Jeśli chodzi o stopy – trwa dyskusja wśród badaczy, czy były przybite jednym długim gwoździem czy dwoma osobnymi. Sposób zesztywnienia nóg w kostce wskazuje, że stopy były przybite bezpośrednio do krzyża, bez użycia jakiejś belki czy podstawki (tradycja z podstawką z jednej strony wywodzi się ze Wschodu i jest związana z domniemaną deformacją, o której mowa była wcześniej; z drugiej strony na Zachodzie z innego zapamiętanego sposobu ukrzyżowania w czasach masowych prześladowań chrześcijan w II i III wieku, kiedy Rzymianom nie zależało na szybkim uśmierceniu ukrzyżowanych, a na kilkudniowej agonii z wycieńczenia organizmu). Taki klasyczny sposób przybicia miał utrudnić podnoszenie (podciąganie) się na krzyżu w celu oddychania – człowiek ukrzyżowany w pozycji Y ma ograniczoną wydolność oddechową i co jakiś czas musi się unosić, aby zaczerpnąć powietrza. Z każdym podciągnięciem jednak siły jest coraz mniej.

W końcu aby przyśpieszyć śmierć na krzyżu, Rzymianie łamali skazańcom nogi, co miało uniemożliwić wspomniany ruch, prowadząc po kilku lub kilkunastu minutach do uduszenia, choć niektórzy lekarze zwracają uwagę, że skazani bardzo często mogli konać na skutek samego faktu przetrącenia goleni (otwarte złamania z przemieszczeniem, możliwość wystąpienia zatorów tłuszczowych i powietrznych). Na Całunie nie ma żadnych obrażeń wskazujących na złamanie nóg, co zgadza się z Ewangelią.

Wartą uwagi ciekawostką jest fakt, że Chrystus kona na krzyżu w momencie, kiedy przed Świątynią Jerozolimską są zarzynane baranki paschalne (por. Wj 12). Przed zarżnięciem takiego baranka kapłani dokonywali rytuału kołysania (por. Kpł 14), co może przypominać wspomniane unoszenie się ciała na krzyżu. Warto także zwrócić uwagę na słowa Jezusa wypowiedziane z krzyża, bo w opisanych okolicznościach każde z nich musiało Go kosztować bardzo wiele wysiłku, a co za tym idzie – nie ma tam żadnego przypadkowego słowa.

Agonia

„A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: «Wykonało się!». I skłoniwszy głowę oddał ducha”. (J 19,30)

W medycynie przyjęło się współcześnie uważać, że w świetle relacji ewangelicznej i Całunu Turyńskiego śmierć Chrystusa miała charakter wieloczynnikowy. Pośród kilku czynników lekarze wymieniają: niewydolność oddechową, znaczący upływ krwi i wyczerpanie ciała poprzez liczne wstrząsy (pourazowy, krwotoczny, hipowolemiczny, anafilaktyczny i traumatyczny), zespół mokrego płuca, zawał czy nawet rozerwanie serca lub worka osierdziowego. Krzyk Jezusa (por. Mk 15,37) przed wyzionięciem ducha może być objawem pęknięcia mięśnia sercowego. Ewangelie pokazują, że mimo wszystko Chrystus aż do momentu śmierci ciągle pozostawał świadomy.

Przebity bok

„Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda”. (J 19,33-34)

Ewangelie nic nie mówią na temat przebicia serca – choć chrześcijanie od wieków wierzą, że na krzyżu Serce Jezusa zostało przebite. Ewangelie nie zawierają także informacji, który bok został przebity – ciekawe jest, że 95% przedstawień w sztuce wskazuje na prawy bok. Całun Turyński również potwierdza, że przebity został prawy bok. Patrząc na Całun, widzimy ślad na lewym boku, ale aby na Całunie ślad był po lewej, w rzeczywistości na ciele musiał być po prawej. Rana jest szeroka na 5 centymetrów, mogła być głęboka na kilkanaście centymetrów, co odpowiada długości ostrza rzymskiej włóczni (średnio 15–18 cm), zwanej pilum, o której jest mowa w Ewangelii. Zadana została dość wysoko, między piątym a szóstym żebrem, zatem mogła sięgać do serca. Kiedy zbadano krwawy ślad, który się tam znajduje, okazało się, że krew w tym miejscu podzieliła się na dwie frakcje – przezroczyste osocze (potocznie woda) oraz cięższą, czerwoną część krwi, co odpowiada relacji św. Jana o wypłynięciu krwi i wody z przebitego boku. Frakcyjny podział krwi potwierdza śmierć (krew dzieli się tylko u człowieka zmarłego), a ponieważ osocze nie wyodrębniło się całkowicie od części czerwonej krwi, można wysnuć wniosek, że bok musiał być przebity 30–40 minut po zgonie. Warto tutaj nadmienić, że taka podzielona krew niedługo po śmierci nie mogła wypłynąć z żyły czy jakiejś pośredniej tkanki, musiała pochodzić ze zbiornika, w którym musiało się jej nagromadzić stosunkowo dużo. Wiele wskazuje na to, że pochodziła z serca, worka osierdziowego i opłucnej (aby dostrzec podział, musiało jej być dużo, nawet kilka razy więcej niż widać na Całunie).

Krew, która pozostała czerwona

„Wy natomiast przystąpiliście (…) do Pośrednika Nowego Testamentu – Jezusa, do pokropienia krwią, która przemawia mocniej niż [krew] Abla”. (Hbr 12, 24-26)

Niezwykła jest także sprawa krwi na Całunie. Jest ona czerwona, tymczasem wiadomo, że zasychająca żylna krew (taka dominuje na Całunie) przybiera barwę brązową bądź czarną. W starożytności czy średniowieczu ludzie także o tym wiedzieli, ale nie było to wielkim problemem – skoro Całun był cudowny, to i krew mogła być cudownie czerwona. Od czasów oświecenia jednak kolor stał się przedmiotem kontrowersji, wielu zaczęło drwić, że z uwagi na kolor zapewne jest to farba. Dość długo nie dało się tego zbadać. W 1981 r. jednak krew z Całunu zbadano i określono, że jest to krew grupy AB (ta sama grupa pojawia się na innych relikwiach związanych z męką Pańską oraz przy Cudach Eucharystycznych). Ze względu na wiek i stan krwi nie jest możliwe określenie Rh ani przeprowadzenie badań DNA (we krwi nietrwałe i obecne tylko w białych krwinkach). Grupa AB występuje u 5% populacji świata (u 7% Polaków), natomiast u Żydów u 18%, czyli praktycznie u co piątego Żyda.

W dalszym ciągu jednak nie potrafiono wtedy wytłumaczyć, dlaczego jest czerwona. Dopiero pod koniec lat 90. ubiegłego wieku udało się rozwikłać tę zagadkę – wspominane wcześniej wstrząsy wiążą się ze zmianami biochemicznymi we krwi, przede wszystkim z degradacją czerwonych krwinek oraz znaczącym wzrostem stężenia bilirubiny (barwnik żółty) we krwi. Wszystko to sprawia, że krew w momencie krzepnięcia nie ciemnieje w normalny sposób. Jednym z objawów towarzyszących wspomnianym wstrząsom jest także pocenie się krwią (hematohydrozja), co, jak wiemy z Ewangelii (por. Łk 22,39-46), przytrafiło się Jezusowi w Getsemani.

Szansa dla Dobrego Łotra

„Na świecie było [Słowo], a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego – którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili”. (J 1,10-13)

W świetle zgodności z Ewangeliami Całun czasem nazywany jest nawet piątą z nich. Często też mówi się o nim jako o ikonie, która najpełniej obrazuje to, w jaki sposób dokonało się nasze zbawienie. Może się na koniec pojawić w nas pytanie, czemu musiało dojść do tego w tak okrutny sposób? Czy nie można było inaczej? Czy Bogu było to potrzebne? Bogu nie, Bóg nie potrzebował cierpienia swojego Syna – to było potrzebne nam. Wiele osób w czasach, gdy ludzie pozbawieni są wrażliwości, aby przekonać się o Bożej Miłości i Prawdzie, potrzebuje wstrząsu. Mają oni w sobie coś z Dobrego Łotra i Setnika, którzy przecież nie nawrócili się dlatego, że widzieli cuda Chrystusa czy dlatego, że słyszeli Jego mądre nauki, a dlatego że widzieli, jak On cierpiał i umierał. Może jest wśród nas wielu takich Dobrych Łotrów?

A może nawet każdy z nas ma w sobie coś z Dobrego Łotra?

Krzysztof Sadło


Mogą zainteresować Cię też:

Historia, Numer 69

Cud 1949

0 0 głosów
Oceń ten tekst
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments