Świadectwa z „Królowej Różańca Świętego” nr 42

Marta: O zdrowie psychiczne dla córki Moją pierwszą nowennę odmówiłam w intencji córki. Gdy skończyła 12 lat, coraz częściej słyszałam, że nie ma na nic siły, że nikt jej nie lubi; niechętnie odrabiała lekcje. Problemów w szkole nie miała. Widziałam, jak z dnia na dzień gaśnie w niej radość życia. Na wszelkie prośby, rozmowy reagowała złością, agresją. Jak większość osób o nowennie dowiedziałam się z internetu. Już w trakcie nowenny stan córki się poprawił. Zmieniła się nie do poznania – jest szczęśliwą nastolatką, zawsze przychodzi zadowolona ze szkoły. Stan smutku i przygnębienia minął bezpowrotnie. Zachęcam gorąco do odmawiania nowenny, ta modlitwa ma ogromną moc! Kamil: Maryja uczy nas, jak kochać To była moja pierwsza nowenna, jak później zrozumiałem – najważniejsza. Tworzyliśmy z żoną udany związek, pełen młodzieńczej miłości i pasji. Z biegiem czasu Bóg obdarował nas wspaniałymi dziećmi i mimo problemów i przeciwności byliśmy szczęśliwi. Jednak po kilku latach coś zaczęło się między nami psuć, pojawiły się wzajemne oskarżenia, zmęczenie, poczucie braku wsparcia. Coraz bardziej oddalaliśmy się od siebie, bez nadziei na porozumienie; nasze małżeństwo dryfowało w bardzo złym kierunku. Ja uważałem, że wina jest po drugiej stronie, że moja żona się zmieniła, a ja robię wszystko jak najlepiej. Postanowiłem ratować nas za pomocą nowenny pompejańskiej. Modliłem się o przemianę mojej żony, a ponieważ znana mi była moc tej modlitwy, z wiarą zabrałem się do dzieła. Już po kilku dniach odmawiania zacząłem wszystko widzieć w innym świetle, dostrzegać starania żony, jej troski, problemy, którym musi stawiać czoło sama, bo mnie przy niej wtedy nie ma. Z każdym kolejnym dniem i tygodniem odkrywałem, że to moje grzechy i słabości, egoizm, małostkowość i pycha były powodem naszych problemów. Zacząłem więc przemianę od siebie i choć nie było to łatwe, przez cały czas czułem wsparcie Matki Bożej. Szybko przekonałem się, że im bardziej poświęcam siebie, im więcej od siebie daję, tym więcej miłości i wsparcia otrzymuję w zamian. Choć minęło już wiele lat, nasze uczucia i relacje cały czas rozkwitają, a Maryja otacza nas swoją opieką. Bywają i gorsze dni, to naturalne, lecz teraz już wiemy, gdzie jest „wróg”, a nie jest nim druga osoba – to nasze grzechy i słabości i to z nimi mamy walczyć. Maryja wysłuchała mojej prośby, lecz przede wszystkim dała mi łaskę poznania, czym tak naprawdę jest dojrzała miłość, i nauczyła dzielenia się tym darem i przyjmowania go od drugiego człowieka. Kasia: Wymodlona miłość Moja historia z nowenną pompejańską zaczęła się ok. siedmiu lat temu. Od tej pory modliłam się kilka razy do umiłowanej Matki Boskiej. Czy intencje były wysłuchane? Owszem, chociaż nie wtedy, kiedy ja chciałam. Maryja pokazała mi, że to nie była moja droga, ale osoby, w których intencji się modliłam, otrzymały wyproszone łaski. Matka Boża pomogła mi również wymodlić dobrego i kochającego męża. Ważnym elementem tego świadectwa jest to, że mam już 35 lat. W zeszłym roku przez pierwsze sześć miesięcy spotykałam się z pewnym mężczyzną. Jemu bardzo na mnie zależało, ale niestety nie potrafiłam odwzajemnić Jego uczucia. Męczyło mnie to, bo miałam wrażenie, że oszukuję Jego i siebie. Pół roku to czas, kiedy już można zacząć podejmować pewne poważne decyzje, ale ja bardzo się tego bałam. Ciągle mi coś nie grało w naszej znajomości. Czułam, że się duszę. Nie wiedziałam, jaką decyzję podjąć: z jednej strony męczyłam się z Nim, a z drugiej nie chciałam znowu być sama. Postanowiłam zawierzyć to Matce Boskiej. Swoją intencję sformułowałam tak: „Matko Boża, proszę Cię o dobrego męża, takiego, jakiego pragnie moje serce; jeśli to jest ten, to proszę o wlanie miłości w moje serce, a jeśli nie – to o siłę na zakończenie tej relacji”. Nie musiałam długo czekać, tydzień później byłam już pewna, że ten związek nie ma przyszłości. Rozstaliśmy się z klasą, chociaż dla mnie to była ulga, a On poczuł się zawiedziony… Nowennę odmawiałam dalej. Mniej więcej w tym samym czasie znajomi zaproponowali spotkanie towarzyskie, na które niespecjalnie miałam ochotę iść. Jednak siłą perswazji wyciągnęli mnie z domu. Byłam jedyną samotną osobą, ale dla nich to nie był problem, ponieważ mieli już plan zapoznania mnie ze swoim przyjacielem. Wieczór minął przyjemnie, ale żadne z nas nie zaproponowało spotkania (z Jego perspektywy problemem był Jego wyjazd za granicę). Jakie było moje zdziwienie, gdy trzy miesiące później odezwał się do mnie i zaprosił na wesele. Można powiedzieć, że od tej uroczystości nasza znajomość zaczęła przybierać kształt związku. Pierwsze dwa miesiące poznawaliśmy się telefonicznie, ponieważ On pracuje w Szwecji i tydzień po weselu wyjechał. Z perspektywy czasu myślę, że Pan Bóg wszystkim kierował. Mogliśmy wtedy z dystansem podejść do tej znajomości, porozmawiać jak znajomi, a nie zauroczona sobą para. Dziś jesteśmy zaręczeni, ślub planujemy na 21 listopada 2020 roku. Tę datę chyba wybrała sama Maryja: Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny. Matka Boża cały czas była patronką moich poszukiwań dobrego męża. Rok temu w marcu zapisałam się do róży o przyszłego męża na stronie Projektroza.pl, którą polecam. A w sierpniu podczas jasnogórskich zawierzeń zaniosłam prośbę do Matki Bożej o poznanie przyszłego męża do końca roku 2018. Szczerze mówiąc, nie wierzyłam, że Matka Boża tak szybko zadziała 😉 Zaufajcie Maryi, zawierzcie Jej swoje pragnienia, ale nie zapominajcie, że szczęśliwe życie to nie tylko życie w związku. Kochajcie swoje życie, rozwijajcie pasje. Ja byłam pogodzona z myślą, że mogę zostać sama. Przestałam się nad tym użalać, chociaż nie było to łatwe, ponieważ moje młodsze rodzeństwo zakładało swoje rodziny, a ja kończyłam kolejny związek. Zaczęłam inwestować we własny rozwój, szukać nowych pasji. Wcale nie wiązało się to z wielkimi kosztami. Spełnione życie to nie tylko życie małżeńskie. To życie pełną piersią, nawet gdy jest się tzw. singlem 😉 A Pan Bóg już sam będzie działał, znając pragnienia naszego serca. Tylko Go cierpliwie proście 🙂 Dominik: Uratowane życie Szczęść Boże. Odmawiałem wraz z żoną nowennę pompejańską trzy lata temu. Prosiliśmy Maryję o zgodę w mojej rodzinie. Prośba została wysłuchana może nie tak, jak tego oczekiwaliśmy, ale dostaliśmy jeszcze inne łaski od Maryi. Muszę powiedzieć, że czuwała nad naszym życiem, trzy razy mnie ocaliła. Ten trzeci incydent był najgorszy – podczas powrotu do domu z pracy mieliśmy wypadek. Samochód z podporządkowanej ulicy uderzył w nasz z dużą prędkością; nasze auto poszło na złom, a nam, można powiedzieć, włos z głowy nie spadł. Wtedy już wiedziałem, że Maryja czuwała nad nami, mało tego – policjant, który był na miejscu zdarzenia, powiedział do mnie: „To jest wielki cud, że z takiego wypadku wyszliście cało, bez najmniejszego uszczerbku na zdrowiu”. Jakiś czas później Maryja uratowała moją żonę, gdy ta wracała z pracy. Samochód jadący z przeciwka zmierzał prosto na nią, ale w ostatniej chwili ją minął. Maryjo, dziękuję Ci za otrzymane nasze życie. Prowadź nas i bądź zawsze z nami. Amen. Agnieszka: Uwolnienie Wczoraj zakończyłam odmawiać moją drugą nowennę pompejańską. Intencją było uwolnienie od mocy złego ducha mojego męża. Ale od początku. W październiku 2019 r. postanowiłam odmówić BO w intencji mojego zdrowia. Minął tydzień, może dwa, a w moim małżeństwie zaczęło się źle dziać. Nie było zdrady, nie. Osobą, która stanęła między nami, był Bóg. Nagle mój mąż stał się o Boga zazdrosny, kazał mi wybierać. Powiedział, że nasz ślub i chrzest naszej córki to były moje wymysły, że on tego wcale nie chciał; że do kościoła już nigdy nie pójdzie, bo chodził tylko dlatego, że ja go zmuszałam. Mówił jeszcze wiele innych rzeczy, ale przytaczając je, obraziłabym Pana Boga. Byłam w szoku. Jego spojrzenie było pełne nienawiści, a oczy zupełnie nie jego, jakby nagle patrzył na mnie ktoś inny. Wtedy przypomniałam sobie obejrzane w internecie świadectwo kobiety, która odmawiała nowennę za męża dręczonego przez Złego. Powiedziałam mu: „Zły cię niewoli”. Wyśmiał mnie. Przerwałam nowennę w mojej intencji i zaczęłam w intencji uwolnienia dla męża. To był bardzo trudny czas. Kłóciliśmy się, mąż straszył, że odejdzie, były nocne lęki, koszmary, było zwątpienie, że to nie ma sensu. Były głosy w głowie, że Boga nie ma. Wtedy wzywałam św. Benedykta. Pod materac męża włożyłam medalik ze św. Benedyktem i różaniec. Odmawiałam koronkę. Najpierw kryłam się z modlitwą przed mężem, aby nie wzbudzać jego agresji. Przyznałam się po zakończeniu części błagalnej. Znów mnie wyśmiał, a ja dalej się modliłam. Kiedy po raz enty powiedział, że tego diabła nie wyrzucę, nasza pięcioletnia córeczka powiedziała przy nim: „Panie Jezu, wyrzuć z taty tego diabła”. Wtedy coś zaczęło się zmieniać. Zaakceptował moją modlitwę, stał się spokojniejszy. Ostatniego dnia przyglądał mi się w trakcie odmawiania różańca. Zapytałam, czy chce odmówić go ze mną, a on nie zareagował agresją, tylko spokojnie, wręcz ze smutkiem powiedział, że nie umie. Następnego dnia w naszej parafii była spowiedź. Spytałam, czy pójdzie ze mną. Powiedział, że mnie zawiezie, ale sam nie pójdzie. Wtedy odparłam mu, że Jezus go niesamowicie kocha i szanuje jego wolną wolę, bo mógłby w tej chwili razić piorunem albo w inny sposób się okazać, a On tylko prosi: „Wróć”. Pojechał ze mną, wszedł do kościoła. Walczył ze Złym do końca, już miał wychodzić z kościoła, ale wytrwał i poszedł do spowiedzi, a ja już wiem, że będzie dobrze, bo Bóg wrócił do naszego domu. Aleksandra: W najlepszym czasie Żałuję, że tak późno poznałam różaniec – łaski płynące z modlitwy różańcowej są ogromne. Ale widać musiało tak być, choć o nowennie pompejańskiej słyszałam już kilka razy wcześniej. Wstyd mi bardzo przyznać, jak było przed nawróceniem – nie przepadałam za różańcem, zmówienie jednej części (50 „Zdrowaś, Maryjo”) było dla mnie żmudne i nudne, tajemnic nie rozważałam, bo szkoda mi było czasu, ponadto nie wierzyłam w sens tej modlitwy. Teraz za to Maryję bardzo przepraszam. Rozpoczęłam pierwszą nowennę pompejańską dzięki temu, że zauważyłam ją w internecie. Podeszłam do tej modlitwy w  popularnej w naszych czasach formie wyzwania – 54 dni modlitwy. Pierwszego dnia zorientowałam się, że cała modlitwa to nie jedna, ale trzy części dziennie (wcześniej to do mnie nie docierało). Początki, ok. 10–14 dni, były ciężkie: modliłam się, ćwicząc, bo szkoda mi było czasu na modlitwę. Cały czas myślałam, że jestem beznadziejna, i chciałam porzucić tę modlitwę, bo źle się modliłam. Ale po pewnym czasie zauważyłam, że potrzebuję modlitwy każdego dnia, i ciągle jest mi mało. Co więcej, nie nudzi mi się, trzy części zmawia mi się teraz lżej niż kiedyś jedną. Zaczęłam też odmawiać codziennie tajemnice szczęścia św. Brygidy i szukać Jezusa w Biblii, świadectwach i konferencjach. Ogrom łask widzę w połączeniu z przyjmowaniem Najświętszego Sakramentu. A czemu zaczęłam? Otóż czułam nieustający brak czegoś w moim życiu, mam 37 lat i trudno to opisać, skoro mam „wszystko”. Ale nic nie było w stanie wypełnić pustki we mnie, ciągle mi było mało (inni mają lepiej, więcej, są szczęśliwsi, wszystko przychodzi im łatwiej). Ogarniała mnie ogromna zazdrość, nienawidziłam siebie i swojego wyglądu, kompulsywnie się objadałam, byłam nerwowa. To można porównać do lawiny – mała złość pociągała za sobą narastającą wściekłość. Teraz widzę, jak różaniec mnie zmienia: jestem opanowana, mam więcej pokory, zaniechałam narzekań i przytyków, zaczynam się uśmiechać i cieszę się, że inni mają lepiej, choć wiem, że ja mam najwięcej, bo odkryłam różaniec. Teraz żadna przeszkoda w życiu nie jest mi straszna. Bardzo bym chciała, żeby wszyscy odkryli moc modlitwy, bo mam odczucie, że tylko to się w życiu liczy. Moimi intencjami (trudno to zrozumieć, jeśli się tego nie przeżywa i nie widzi) były spokój i otwarcie się dla mojego trzyletniego synka. On na wszystko był zamknięty, ze wszystkim był na „nie”, innego słowa nie używał; niemalże co noc od urodzenia się budzi, płacze, a raczej wrzeszczy, codziennie rano budził się z płaczem. Szukałam intencji dla siebie, ale kolejny taki poranek po kolejnej ciężkiej nocy pokazał mi, za kogo mam się modlić. Nowenny jeszcze nie skończyłam, ale już widzę ogromną poprawę, widzę w nim w końcu dziecięcą radość, budzi się bez płaczu, nocne ataki są znacznie rzadsze. Łaski, które otrzymałam, to: cierpliwość, wytrwanie w modlitwie, otwarcie na Bożą wolę, spokój ducha i tęsknota za Jezusem. Mimo że jestem wierząca, od małego myślenie o życiu wiecznym paraliżowało mnie i przerażało, a powinna to być wyczekiwana radość. Teraz dzięki modlitwie do Maryi jest już lepiej. Za słowami Jezusa: „Królestwo moje nie jest z tego świata” wiem, że ludzką miarą tego nie pojmę, ale oczekuję życia wiecznego w przyszłym świecie z tęsknotą. Dziękuję każdemu, kto zostawia świadectwo; czytam je codziennie i bardzo mnie to umacnia. Chwała Bogu! Joanna: Zniewolenie Chciałam podzielić się z Wami problemami, które mnie dotknęły. Z głupoty bawiłam się we wróżki, czytałam horoskopy, senniki… Kiedy zdałam sobie sprawę, że to oszustwo i postanowiłam się od tego uwolnić, Zły mnie zaatakował. Zrobił to z taką siłą, że miałam myśli samobójcze. Mój stan był bardzo poważny, nie mogłam spać, miałam straszne stany lękowe, że coś się stanie mojemu dziecku, że zapadnie na jakąś chorobę, z której nie będę go w stanie uratować. Chorowało bardzo często i nie miałam nawet odpoczynku. Modliłam się, trwałam w nadziei, że Pan Bóg mi wybaczy i mnie uratuje. W mojej głowie pojawiła się myśl, żeby pójść do spowiedzi. Zrobiłam to. Odbyłam szczerą spowiedź, nie regułkę na raz-dwa; mówiłam szczerze, od serca. Od tamtej pory ustąpiło wszystko – mój zły stan i choroby syna. Pan dał nam nawet szansę na zmianę miejsca zamieszkania. Wielka jest moc Boża. Dziękuję Ci, Panie, chwała Tobie. Julia: Modlitwa za mojego tatę Rok temu podjęłam się nowenny pompejańskiej w intencji mojego taty o łaskę nawrócenia i uzdrowienie z alkoholizmu. Gdy dzisiaj patrzę na to wszystko, myślę, że w głębi serca modliłam się o jego obecność w moim życiu. Bardzo brakowało mi ojca. Przez większość mojego dzieciństwa nie było go przy mnie. Alkohol zniszczył naszą rodzinę. Moi rodzice się rozwiedli i znaleźli sobie nowych partnerów, założyli nowe rodziny i oczywiście żyli w grzechu ciężkim. Byli daleko od Boga. Bardzo mnie to bolało, dlatego chciałam to zmienić. Wiedziałam, że sama nic nie mogę, ale z Bogiem mogę wszystko. Więc sięgnęłam po najlepszą broń – różaniec – i zaufałam Matce Najświętszej. Nieraz miałam ochotę przerwać. Różne negatywne myśli mnie dopadały. Zły próbował zrobić wszystko, żeby mnie zniechęcić. Fale zwątpienia zalewały mój umysł. Jednak mimo wszystko modliłam się dalej, Matka Boża nieustannie dodawała mi sił. I tak dzięki Niej dotarłam do końca nowenny. Cały ten czas czekałam na jej owoce, jednak nic szczególnego się nie działo. Powoli zaczynałam wątpić w moc nowenny, w obietnice Maryi. Zaczynałam wątpić w Boga… Rok minął, a Bóg wywrócił życie mojego taty o 180 stopni. Jego dziewięcioletni związek niesakramentalny się rozpadł. Otworzyły mu się bramy do sakramentów. Zapragnął pojednania się z Panem i przyjęcia Go do swojego serca. Powoli, małymi krokami się nawraca. Może nadal popija, ale już nie w takich ilościach jak kiedyś. Zaczyna pokładać ufność w Panu, w chwilach trudnych łapie za różaniec. Bardzo mnie to umacnia, bo wiem, że wtedy trzyma rękę Maryi, a przy Niej jest całkowicie bezpieczny. Ona zawsze swoje dzieci prowadzi do Jezusa, do prawdziwej wolności, miłości. Przez ten rok oczekiwania Bóg pokazał mi, że wystarczy Mu zaufać, oprzeć się na Nim i cierpliwie znosić przeciwności. On poukłada wszystko w swoim czasie. Tata dostał szansę nowego życia, życia z Panem Bogiem i co ważne, zamieszkał ze mną, dostaliśmy łaskę odbudowania i uzdrowienia naszej relacji. Czuję, że to będzie czas wypełniania braków miłości i gojenia się naszych ran. Chwała Tobie, Panie, i dzięki Ci, Kochana Mateńko! Agata: Otrzymane łaski Pierwszą nowennę odmawiałam w 2013 r., gdy byłam w bardzo trudnej sytuacji, pogrążona w depresji i bez nadziei na poprawę mojego życia. O nowennie dowiedziałam się od mamy, ale to mój brat zachęcił mnie do modlitwy, kładąc przy moim łóżku książeczkę z modlitwami. Było mi bardzo ciężko, miałam wiele trudności, chwil zwątpienia i załamania. Ale wytrwałam i ostatniego dnia nowenny byłam już inną osobą, szczęśliwą; wtedy też poznałam chłopaka, zakochałam się i moje życie nabrało innego znaczenia. Drugą nowennę zaczęłam odmawiać w październiku 2019 r. w intencji uratowania mojego małżeństwa. Otrzymałam wiele łask, przede wszystkim jestem spokojna, wyciszona, zawierzyłam Matce Bożej i wiem, że modlitwa pomaga mi pokonywać codzienne trudności. Obecnie odmawiam trzecią nowennę, również w intencji mojego małżeństwa. Chociaż mąż odszedł ode mnie, modlę się wytrwale i z nadzieją, że nasze małżeństwo i nasza rodzina się odrodzą. Dzięki nowennie jestem osobą bardziej wierzącą, jestem bliżej Boga i staram się żyć lepiej. Dziękuję za otrzymane łaski i zachęcam do odmawiania nowenny, która pomaga w problemach i daje nadzieję oraz umacnia w wierze. Kamil: Dwie wysłuchane nowenny Pierwszą nowennę zacząłem odmawiać, bo wykryto u mojej żony zmiany w mózgu. Podczas tomografii postawiono diagnozę.: stwardnienie rozsiane… Szok, płacz, myśli, jak to będzie. Jakoś trafiliśmy na modlitwę nie do odrzucenia! Nowennę pompejańską zacząłem odmawiać w intencji żony, ale ją przerwałem i musiałem zacząć od nowa. Było bardzo ciężko: rozproszenie, dziwne myśli pojawiające się tylko po to, by odciągnąć uwagę od modlitwy. Ale modliłem się dalej, a Zły atakował cały czas! Gdy tylko zaczynałem się modlić, od razu pojawiała się senność! Czy to był dzień, czy wieczór, czy rano, zawsze chciało mi się spać, a po modlitwie jak ręką odjął… Z wielkim bólem skończyłem nowennę i okazało się po różnych badaniach i pobycie w szpitalu na oddziale neurologii, że zmiany są, ale to nie jest stwardnienie! Wystarczy obserwować, czy zmiany się nie powiększają. Po paru latach żona zaszła w ciążę i drugą nowennę zacząłem odmawiać w intencji  zdrowia maluszka i, Bogu dzięki, już tydzień jest z nami zdrowy chłopak! Tym razem też Zły atakował i podsuwał mi różne myśli, zwłaszcza obraźliwe w stosunku do Najświętszej Panienki. Nie przejmowałem się tym. Teraz odmawiam trzecią nowennę w intencji powrotu do sprawności mojej mamy, która niedawno wyszła ze szpitala po zapaleniu płuc. Leżała dwa tygodnie przykuta do łóżka, a ponieważ jest po udarze mózgu, to teraz nie chodzi. Widać już jednak postępy, Maryja zaczęła działać! Dziękuję Jej z całej siły za wszystko i za inne wielkie dary, o które nawet nie prosiłem… Jeżeli ktoś ma problem, polecam zawierzyć go Maryi i Jezusowi – Oni dadzą radę! Iwona: O ratunek dla małżeństwa To już moja kolejna nowenna i kolejne intencje. Dzięki nowennie po kilku latach zmieniłam pracę na lepiej płatną, mąż wyszedł z ciągu alkoholowego, zdrowie taty, który zachorował na serce, uległo poprawie. Ostatnią nowennę zakończyłam w dniu św. Szczepana. Modliłam się o to, by nasze małżeństwo, które trwa prawie 15 lat, zostało uzdrowione. Mąż po trudnym okresie załamania, które próbował „leczyć” alkoholem, powiedział, że nie wie, co do mnie czuje; że kiedyś by za mnie oddał życie, ale teraz sam nie wie, a okłamywać mnie nie chce. Nie, nie chodziło o inną kobietę. Zresztą nasze małżeństwo jest ogólnie skomplikowane. Ja mieszkam z dziećmi u moich rodziców, bo tak było wygodniej. Dzieci były małe, mąż pracował w delegacji, a mi pomagali rodzice. W międzyczasie wybudowaliśmy dom, w którym mieliśmy sami zamieszkać. Ale moi rodzice teraz wymagają stałej opieki, ja mam pracę, dzieci – szkołę. Najgorsze jest to, że sytuacja jest patowa. Ale mam nadzieję, że polecając swoje troski Matce Przenajświętszej poprzez kolejne nowenny, znajdziemy rozwiązanie. Tak jak teraz – zaczęliśmy się z mężem do siebie ponownie zbliżać. Mąż zaczął z nami ponownie uczęszczać do kościoła. Wiem, że zawierzając Panu Bogu i Matce Przenajświętszej swoją rodzinę, w nowym roku dostąpimy wielu łask Bożych. A nowenna pompejańska to moja codzienna modlitwa, którą mogę spokojnie odmawiać w drodze do i z pracy. Szpony Szatana a potęga Boga Z przekazu ustnego Teresy – mamy Rafała  Dwadzieścia lat szatańskich więzów zrobiło swoje – alkohol, kumple, kradzieże… W takim zamroczeniu zdolności umysłowe są niewielkie. Mózg zlasowany przez alkohol sprowadził życie na margines: brud, smród, ubóstwo. Zostają jedynie zwierzęce żądze. Brak chęci do życia. Niezdolność do założenia rodziny. Samotność. Wewnętrzna pustka. I w taką nędzę wchodzi Szatan – jeśli nie został do niej wcześniej zaproszony Bóg, bo człowiek nie znosi pustki. Życie Rafała to była nędza fizyczna i duchowa. Nie był w stanie grosza odłożyć, bo wszystko przepijał. Jego ojciec jest w podobnym stanie. Rafał wziął z niego przykład. Pewnego wieczoru Rafał wrócił do domu „wstawiony”. Usiadł w kuchni i rozmawialiśmy ze sobą. Żałość mnie brała, gdy widziałam jego tragedię. Z załzawionymi oczami powiedziałam do niego: „Kiedy ty przestaniesz? Widzisz, jak zdrowie i życie marnujesz?”. – „Mamo, myślisz, że tak łatwo jest zawrócić? Gdybym drugi raz się narodził, to wiedziałbym, jak żyć” – z głębokim westchnieniem powiedział Rafał. Bywało, że w alkoholowym omamieniu widział „czerwone ludziki”, które chciały go złapać i zabrać ze sobą. Kiedyś powiedział do mnie: „O, zobacz. Te czerwone już tam siedzą” – wskazując na okno. Pewnego razu, gdy był w swoim pokoju, na jawie albo we śnie wydawało mu się, że jedzie pociągiem, a „czerwone ludziki” zaglądały do niego przez okno. Chwycił doniczkę z kwiatkiem i rzucił nią w okno. Rozpadająca się podwójna szyba narobiła wiele hałasu w całym domu. Niedługo potem zaczął przesuwać meble, aby nimi zatarasować drzwi, bo również i drzwiami „ludziki” chciały się do niego dostać. Życie Rafała toczyło się dalej: dorywcza nieregularna praca, ciągłe picie. Miesiąc po rozmowie ze mną, kiedy Rafał ponownie wrócił do domu pijany, a przywidzenia „czerwonych ludzików” się nasiliły, w stanie krytycznym został przewieziony do szpitala do izby przyjęć. Podłączono mu zaraz kroplówkę. Po niedługim czasie Rafał wyjął wenflon z ręki, odłączając się od kroplówki. Po spytaniu, dlaczego to zrobił, odpowiedział, że ktoś mu  kazał. Lekarz dał mu lek uspokajający i wypisał skierowanie do innego szpitala z powodu stanu zdrowia zagrażającego życiu. Po kilku godzinach przewieziono go tam i ponownie otrzymał zastrzyk uspokajający. Na drugi dzień stan Rafała się pogorszył i przewieziono go do jeszcze innego szpitala. Tam już cały czas ktoś z rodziny był przy nim. Jego stan tak się pogorszył, że dwa dni był nieprzytomny. Życie podtrzymywały kroplówka i podawany tlen. Lekarz stwierdził, że jego stan jest krytyczny – doszło do ogólnego zatrucia organizmu. Badanie krwi wykazało, że jest zarażony sepsą, ma postępujący rozpad mięśni, niepracujące nerki, ok. stukrotnie przekroczone wartości enzymów wątrobowych. Pielęgniarki mówiły do nas: „Tu nie ma po co przychodzić i odwiedzać, tu leży trup”. Gdy stan Rafała był beznadziejny, zabiegałam o to, aby znaleźć księdza. Kiedy przyszedł, Rafał otrzymał sakrament chorych, został namaszczony świętymi olejami. Kilka godzin potem Rafał odzyskał przytomność. Nie mógł mówić i nikogo z rodziny nie rozpoznawał. Na zadawane pytania odpowiadał ledwo dostrzegalnym ruchem głowy. Pytałam lekarza, czy odzyska mowę. W odpowiedzi usłyszałam: „Niech pani martwi się o to, czy on w ogóle przeżyje”. Nie mógł ruszyć ani ręką, ani nogą. Przez cały czas choroby modliliśmy się; msze święte w jego intencji odprawiane były w różnych miejscach i każdy prywatnie modlił się tak, jak umiał. W szpitalu założyłam mu na szyję medalik z Matką Bożą i św. Michałem Archaniołem. Wcześniej pytałam się Rafała, czy chce medalik, a on potwierdził kiwnięciem głowy. Zapewniłam go również o modlitwie w jego intencji, ale poprosiłam też, by sam modlił się o łaskę zdrowia. Odpowiedział, że tak zrobi. Ufałam miłosierdziu Bożemu, że wyzdrowieje, a gdyby nawet Pan Bóg go zabrał, to wierzyłam, że przebaczy mu grzechy i Rafał będzie zbawiony. Pomimo tak beznadziejnego – początkowo – stanu zdrowia z dnia na dzień następowała poprawa. Po tygodniu lekarz stwierdził, że sepsy nie ma. Wyniki badań wykazywały, jakby jej w ogóle nie było. Przy tak strasznym zatruciu organizmu lekarze dziwili się bardzo, że po trzech tygodniach nerki zaczęły pracować (do tej pory wykonywano dializy). Wcześniej nawet sam Rafał mówił ze łzami w oczach: „Z tego już nic nie będzie, umrę”. Tracił nadzieję na wyzdrowienie. Rozmawiałam z nim i mówiłam mu, aby nie tracił nadziei, ale ufał Bogu, że będzie dobrze i wyjdzie z tego. Teraz byłam z nim już dłużej w szpitalu. Opiekowałam się nim jak dzieckiem: myłam go, prowadziłam do łazienki, kąpałam, karmiłam, przebierałam w czystą bieliznę. Gdy nerki wróciły do funkcjonowania, zaczął chodzić z balkonikiem. Lekarze – nadal jeszcze zdziwieni powrotem zdrowia Rafała – postanowili rozpocząć rehabilitację. Należało usprawnić ruchy rąk i nóg. Młody, silny organizm powoli wracał do normalnego działania. Lekarze z innych oddziałów przychodzili, rozmawiali z lekarzami z tego oddziału i dziwili się, że pacjent będący w tak krytycznym stanie powraca do zdrowia. W szpitalu Rafał przebywał półtora miesiąca. Po tym czasie stwierdzono, że może wrócić do domu. Kupiłam mu kule, aby mógł sam się po nim poruszać. Po wyjściu ze szpitala nie użył ich ani razu. Sam zaczynał chodzić, bez kul, ku zdziwieniu wszystkich. Do domu wrócił kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Przez zimę dochodził do siebie. Zaczął starać się o grupę inwalidzką, aby pójść do jakiejkolwiek pracy. Otrzymał ją na rok i zatrudnił się w warsztacie ślusarskim. Po roku pracy chciał odnowić grupę inwalidzką, ale nie otrzymał jej, ponieważ nie było już takiej potrzeby; nie stwierdzono u niego żadnej formy inwalidztwa. Pomimo ciężkiej pracy i zmęczenia Rafał pracuje nadal fizycznie w warsztacie ślusarskim. Po roku trzeźwości inaczej widzi rzeczywistość. Pracuje, jest oszczędny. W sprawach technicznych jest bystry. Ostatnio zrobił prawo jazdy kategorii A i B. Egzamin zdał za pierwszym razem. Obecnie jego pasją jest wędkarstwo. Wyrobił sobie kartę wędkarską, kupił sprzęt i odpoczywa podczas łowienia ryb. Po tak tragicznych doświadczeniach, jakimi były zatrucie alkoholowe, omdlenie, niefunkcjonowanie organów wewnętrznych, to cud Boski, że – jak sam mówił – otrzymał drugie życie i chęć do niego. Dzięki Bogu zachowuje całkowitą abstynencję od alkoholu i innych do niej zachęca. Kiedy Rafał był w trudnym stanie, modliłam się, prosiłam Boga i Matkę Bożą o łaskę uzdrowienia i wyrwanie go z nałogu pijaństwa. Jednak mimo że zdrowie fizyczne wróciło, Rafał żyje, jakby Boga nie było. Nie wiem, czy się modli. Na pewno nie chodzi do kościoła i nie przyjmuje sakramentów świętych. Modlę się i czekam na następny cud dla Rafała – o łaskę wiary. Spisał br. Krzysztof Dzido – franciszkanin, brat Teresy  
0 0 głosów
Oceń ten tekst

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x