Modlitwa nie może zastępować życia, ale ma być jego inspiracją. Jeżeli z modlitwy nie wynika lepsze życie, coś w modlitwie nie jest tak – mówi o. Piotr Włodyga
Życie monastyczne jest dla wielu ludzi owiane tajemnicą. Jakie mogą być powody małego zainteresowania tą formą duchowości? Rzeczywiście, można powiedzieć, że życie monastyczne jest owiane tajemnicą, ale wbrew pozorom cieszy się ono obecnie dużym powodzeniem. Rozwijają się klasztory w Rosji, na zachodzie wiele nowych wspólnot, które powstały w ostatnim czasie sięga do stylu życia mnichów, mamy wielu mnichów i mniszek w krajach misyjnych. Prawdą jest jednak także, że w niektórych rejonach Kościoła, jak choćby w Polsce, życie monastyczne nie jest tak bardzo powszechne, jak na przykład życie franciszkańskie. Ale i w naszym kraju mamy dość dużo zgłaszających się do klasztorów monastycznych, inna rzecz, że niewielu z nich ma dar wytrwania. Przy okazji tego pytania możemy poszerzyć spektrum i opowiedzieć coś o charakterystyce życia mnichów. Najpierw, które to są zakony mnisze. Wyróżnia się 5 rodzin: pachomiańską, bazyliańską, benedyktyńską, kartuską i paulińską. Rodzina pachomiańska to mnisi koptyjscy (egipscy), bazyliańska to przede wszystkim mnisi prawosławni, benedyktyńska to obok benedyktynów także cystersi, trapiści i kameduli. W Polsce mamy przedstawicieli rodziny benedyktyńskiej (benedyktyni, cystersi i kameduli) i paulińskiej (Jasna Góra, Skałka). Kiedyś byli jeszcze kartuzi, ale zanikli w czasie rozbiorów. Cechą życia mnichów jest prostota: prosty strój, jasny, niemalże niezmienny porządek dnia podzielony na modlitwę, pracę i studium, proste czynności codzienne. Także życie wewnętrzne mnicha cechuje prostota. Nie wytworzyły się żadne „szkoły duchowości” monastycznej. Mnich jest nastawiony na proste przebywanie z Bogiem i proste poszukiwanie Boga. Trzeba powiedzieć, że cechą charakterystyczną mnichów jest małomówność i milczenie panujące w ich klasztorach, ale także rozmowa braterska i duch wspólnoty, i to nawet w rodzinach nastawionych na życie pustelnicze. Wszystko wskazuje na to, że prostota mnisza jest jednocześnie tym, co pociąga, i tym, co zraża. Prostota zawsze daje poczucie czegoś tajemniczego, niecodziennego, ale praktykowana na co dzień naraża na pokusę szukania atrakcji. I tutaj widziałbym wyzwania dla ewentualnych chętnych do życia mniszego – trzeba się nastawić na zwyczajność, nawet w najbardziej nadzwyczajnym zakonie monastycznym. Z drugiej jednak strony zachwyt nad Regułą i życiem kontemplacyjnym doprowadził do poszerzenia instytucji oblatów benedyktyńskich. W jaki sposób żyją takie osoby i jak realizują założenia św. Benedykta? Mimo że jestem benedyktynem od wielu lat, mały mam kontakt z oblatami benedyktyńskimi. Kilka rzeczy mogę jednak powiedzieć. Po pierwsze oblaci, podobnie jak mnisi, przynależą do konkretnego klasztoru, mają więc coś w rodzaju stałości. Po drugie są to ludzie całkowicie świeccy, czyli posiadający rodziny albo żyjący samotnie, ale z własnego wyboru. Bycie oblatem nie pociąga za sobą zmiany stylu życia. Oblaci starają się żyć Regułą św. Benedykta w swoim środowisku, czyli świadomie dzielą swój dzień na modlitwę i pracę. Świadomie starają się przeżywać swoją modlitwę, jako żywy kontakt z wielką modlitwą całego Kościoła (jak mnisi), a swoją pracę jako miejsce spotkania z Bogiem w dziele tworzenia i służby. Ponadto oblaci mają swoje regularne spotkania formacyjne, dni skupienia, konferencje i rekolekcje. Mają także miejsce spotkania zaprzyjaźnionych ze sobą grup oblatów z różnych klasztorów. W niektórych klasztorach oblaci pełnią rolę zewnętrznego wsparcia: dbają o zakupy, rachunki, załatwiają niektóre sprawy w urzędach w zastępstwie mnichów czy mniszek. Zakon benedyktyński zalicza się do grupy wspólnot monastycznych. Jaki aspekt życia benedyktyńskiego odróżnia tę wspólnotę od pozostałych? Cechą charakterystyczną wspólnot monastycznych (poza przynależnością do wspomnianych rodzin) jest fundamentalne nastawienie na kontakt z Bogiem przy jednoczesnym „nieokreśleniu” konkretnego zadania w świecie czy Kościele. To nieokreślenie jest najbardziej charakterystyczne. Wolność mnicha polega na tym, że mieszka on w klasztorze, który de facto nie ma konkretnego zadania poza chwaleniem Boga. Czyli w klasztorze, który nie jest nastawiony na głoszenie rekolekcji (chociaż niektórzy bracia to robią), nie jest nastawiony na prowadzenie szkoły (chociaż niektóre klasztory prowadzą szkoły), nie jest nastawiony na prowadzenie ogrodu, piekarni itp. (chociaż każdy klasztor je ma), nawet nie jest nastawiony na wystawność liturgii (chociaż każdy klasztor sprawuje ją najbardziej uroczyście jak tylko może) – to są cechy wspólnot monastycznych. Często zastanawiamy się, jak się modlić. Postanowienie regularnej modlitwy jednym przychodzi lepiej, innym zaś gorzej. Jaki jest ogólny obraz modlitwy i co należy uczynić, by jej nie porzucić, gdy natrafimy na jakieś przeciwności? Żeby się modlić, trzeba się modlić. Zasadniczo nie ma modlitwy złej, może być modlitwa trudna, niedbała, wyśrubowana. Ważne jest bazowanie w modlitwie na skarbach Kościoła, czyli uprawianie jednocześnie przynajmniej trzech form modlitwy, a nigdy tylko jednej. Czyli na przykład odmawianie przynajmniej jakiejś części Liturgii Godzin (chociaż można by pytać dlaczego nie całej, skoro jest ona modlitwą codzienną Ludu Bożego), jednocześnie praktykowanie Lectio Divina i praktykowanie cichej adoracji Najświętszego Sakramentu. To wszystko nie musi być bardzo rozwlekłe, pewnie w świeckim życiu wystarczy, jak zajmie to pół godziny każdego dnia, a co jakiś czas 45 minut. Ważne jest również, żeby analizować przeciwności na modlitwie. Mądry z nimi dialog pozwala właściwie ukształtować praktykę modlitwy. Modlitwa nigdy nie może zastępować życia, ale ma być jego inspiracją. Jeżeli z modlitwy nie wynika lepsze życie, coś w modlitwie jest nie tak. Przeciwności pozwalają zwrócić uwagę na błędy w praktyce modlitwy. Najczęstszym błędem jest to, że człowiek chce się modlić za dużo. Długość modlitwy winna być dostosowana do aktualnego etapu życia a nie do marzeń czy niespełnionych dążeń. Innym błędem, który pokonać pozwalają trudności, jest wygórowane wyobrażenie o sobie samym, innymi słowy, że modlący się chce na modlitwie doznawać konkretnych odczuć, na przykład głębokiego skupienia, mądrych myśli i wniosków, światła, ukojenia, ulgi – chce poczuć swoją wyjątkowość. Z takim nastawieniem najlepiej się rozstać od razu. Modlitwa ma być prosta, możliwie krótka i możliwie częsta.Sercem modlitwy benedyktynów jest wspólnotowa Liturgia Godzin. Trudno ją praktykować w życiu świeckim. Wierni podejmują się często modlitwy różańcowej. Jak i kiedy benedyktyni odmawiają różaniec? Modlitwa różańcowa jest pozostawiona osobistemu rozeznaniu każdego z mnichów i poszczególnych wspólnot. Wiem, że są wspólnoty, gdzie odmawia się różaniec, czy to codziennie, czy w październiku. Ale nie ma tutaj żadnej ogólnej zasady. Benedyktyni nie są ściśle związani z kultem maryjnym. Nie oznacza to jednak, że w duchowości poszczególnych zakonników brakuje modlitwy do Matki Bożej. Jakie poza różańcem, wskazałby ojciec formy modlitewnego zwrócenia się do Maryi, które osoby świeckie mogą wykorzystać w swoim życiu duchowym? Można powiedzieć, że mnisi są bardzo maryjni, bo w centrum ich życia, podobnie jak w centrum życia Matki Bożej znajduje się Jezus Chrystus, więc mnisi z Maryją patrzą w tym samym kierunku. Ponadto są, podobnie jak Maryja, nastawieni na słuchanie Słowa, które stało się Ciałem i ma się stać także Ciałem w życiu mnicha. Do tego maryjnego ukierunkowania można dodać ogólny klimat klasztoru, który bardzo mocno przypomina codzienne życie w Nazarecie. Maryja na pewno bardzo swojsko i u siebie czuje się w klasztorze benedyktyńskim. Nie sama modlitwa czyni z człowieka świętego. Jak zatem brać przykład z Maryi? Co robić w codziennym życiu, by stale trwać przy Jej Synu tak, jak Ona to robiła? Dwie rzeczy bym wskazał. Po pierwsze podejmować decyzje na wzór Maryi, często powtarzać Jej słowa „Niech mi się stanie według Twojego Słowa”. Rozpoznawać Słowo Boże i mu się poddawać. Słowo Boże jest istotą człowieka i świata, a nie sprzecznością wobec człowieka i świata. Idąc za Słowem Bożym docieramy do sedna, obcujemy z tym co najważniejsze. Po drugie – rozważać je w sercu. Jezus dla Maryi nie był łatwym dzieckiem, był niekończącym się pasmem bardzo poważnych zaskoczeń. Maryja uczy rozważania w sercu, czyli długomyślności, zatrzymania i czekania, aż ukaże się właściwe znaczenie wydarzeń. Ona czekała aż do zmartwychwstania. Ta postawa Maryi jest lekiem na obowiązujący dzisiaj pośpiech w rozumieniu – dziś chcemy albo wszystko zrozumieć od razu, albo zaczynamy to leczyć i zmieniać – to jest błąd. W ten sposób bardzo łatwo można się rozminąć ze Słowem Boga, które na naszych oczach być może właśnie staje się ciałem.