„Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół” – tak, nasze Credo zawiera w sobie całą naukę o Kościele. Głosimy, że jest on święty – bo założony przez Pana Jezusa, który w nim trwa i dysponuje wszelkimi środkami potrzebnymi do uświęcenia; powszechny, czyli katolicki – bo jest posłany do wszystkich ludzi wszystkich czasów i wszystkich, choć różnorodnych kultur; apostolski – bo powstał z przepowiadania Apostołów i nadal prowadzi swoją misję.
Sumiennie traktując swoją wiarę oraz kochając Kościół Chrystusowy, odczuwałam od dziecka swoje własne posłanie do świata jako drogę uświęcania, odpowiedzialności za bliźniego, za jego życie doczesne i wieczne. W moim własnym życiu towarzyszyły mi od dawna i towarzyszą nadal słowa naszej powieściopisarki Zofii Kossak-Szczuckiej z Górek Wielkich (miejscowości, która graniczy ze Skoczowem): „Człowiek rodzi się dla służby, żyje dla służby, umiera w służbie. Człowiek nie może nie służyć. Wolność polega jedynie na wyborze Pana”.
Służba we wspólnocie
Właśnie dlatego, wraz z wielką rzeszą ludzi, których Bóg postawił na mojej drodze czy to w latach szkolnych, czy zawodowych, czy obecnie, wybrałam służbę we wspólnocie, która sięga swoimi korzeniami niemal wszystkich kontynentów świata. Bóg powołuje do tej wspólnoty wyjątkowych ludzi, pełnych miłości do drugiego człowieka. Nawet jeśli niektórzy z nich byli daleko od Boga i Kościoła, poprzez otwarcie swego serca na czyny odnaleźli światło prowadzące do Jezusa Chrystusa. Bo misje to czyny i modlitwa.
Jestem dumna, że mieszkam w zabytkowym Skoczowie, mieście urodzenia Świętego Jana Sarkandra – kapłana i męczennika, który przelał swoją krew za wiarę. Zapewne to właśnie Święty Jan otworzył kiedyś drzwi mojego serca i dodał mi odwagi do współpracy z ówczesnym skoczowskim proboszczem – ks. prałatem Alojzym Zubrem, a potem i z kolejnymi proboszczami oraz parafianami kościoła Świętych Apostołów Piotra i Pawła. I to tutaj, w tej parafii, spełniły się dziecięce marzenia nie tylko moje, ale i wielu gorliwych parafian oraz wspólnot spoza parafii – o misjach i kontynuowaniu dzieł Maryi – Matki Bożej Bolesnej i Matki Bożej Królowej Różańca Świętego z Pompejów.
Moc błogosławieństwa
Pragnę podzielić się z Wami, Kochani Czytelnicy, opowieścią o tym, jak służba misyjna, oparta na fundamencie modlitwy (od dwudziestu lat modlitwy nowenną pompejańską) oraz niezliczonej ilości odprawionych mszy świętych za cały świat misyjny, rozwijała się i rozwija na Chwałę Bożą oraz dla bliźnich. Nie mogę nie wspomnieć, że cały czas towarzyszyło nam błogosławieństwo biskupów, duchowieństwa oraz zespół wspaniałych ludzi, głównie członków Apostolstwa Dobrej Śmierci i Rodziny Pompejańskiej przyległej do wspólnoty, członków, których nazywamy „inteligencją Pana Boga” albo „szaleńcami Bożymi”.
Misja na afrykańskiej ziemi
Nigdy nie sięgałam pragnieniami aż tak daleko, ażeby stanąć kiedyś na afrykańskiej ziemi z misją założenia wspólnoty Apostolstwa Dobrej Śmierci, krzewienia nowenny pompejańskiej oraz tworzenia kolejnej wielkiej rodziny adopcyjnej. Bóg jednak czasem zaskakuje człowieka. Tak stało się ponad pięć lat temu, gdy w towarzystwie dwóch kapłanów, proboszcza i wikarego z parafii św. Floriana w Żywcu, siostry misjonarza Romy, lekarki, która cały czas w różnych formach wspierała i wspiera brata i jego misję w Shirati, mojej wnuczki Kingi oraz projektanta i budowniczego świątyni dotarliśmy na misję w Shirati w Tanzanii.
Ludzką nędzę, niedożywienie dzieci, wysoką umieralność, analfabetyzm znałam już wcześniej z różnych artykułów w czasopismach, z rekolekcji misyjnych prowadzonych przez siostry klawerianki ze Zgromadzenia św. Piotra Klawera w Krośnie, a także z licznych kontaktów z misjonarzami ewangelizującymi w różnych miejscach świata. Wśród naszych wspólnot i w naszej społeczności szukaliśmy więc „rodziców” dla afrykańskich dzieci. Sporym sukcesem było zaadoptowanie około 250 dzieci z misji saletyna ks. Mariana Sajdaka na Madagaskarze czy z misji misjonarza Karola Brysia i sióstr michalitek w Kamerunie, czy też z misji ks. Jerzego Siuty ewangelizującego w odległej Brazylii, a także objęcie opieką głodujących rodzin z misji o. Artura Wilczka, redemptorysty z Syberii. Nie sposób wymienić wszystkich misjonarzy, którym nieśliśmy pomoc materialną i duchową. Teraz rozszerzyliśmy ją o Tanzanię, Papuę Nową Gwineę, a ostatnio jeszcze o Ukrainę. Przyznać trzeba, że rozwija się ona nadal, i to z coraz większym dynamizmem.

Malaryczny komar
Dzisiaj pragnę się skupić na Tanzanii. O wyprawie do tego kraju opowiadałam szczegółowo na łamach „Królowej Różańca Świętego” w 2018 roku. Był to krótki, ale bardzo gorliwy i owocny pobyt. Był czas na poznanie przyjaznego biskupa Michaela, spotkaliśmy czarnoskóre siostry służebniczki, które też kiedyś nawiedziły Skoczów, a także wielu misjonarzy i to nie tylko z Polski. Zobaczyliśmy słynny, wypełniony fauną park Serengeti. Spacerowaliśmy brzegiem jeziora Wiktoria, gdzie mijaliśmy ogromne drzewa ze zwisającymi owocami papai i bananowce. Ale nade wszystko urzekły nas dzieci, często głodne, ale gorąco kochające Boga, oraz parafianie radośnie wielbiący Boga mimo nadzwyczajnie trudnego życia na ziemi spękanej słońcem i umęczonej brakiem wody. Tam też dowiedziałam się, że mam we krwi duży poziom zarodźca malarii, który upatrzył sobie moje prawe oko (nieustannie leczone – jednak cudem widzi). Ten malaryczny komar uczy mnie ciągle zgadzania się z wolą Bożą. Ale napiszę o nim więcej w kolejnym numerze „Królowej Różańca Świętego”.
Droga do polskiej misji położonej w północno-zachodniej części Tanzanii wiodła przez Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie-Łagiewnikach. Wcześniej przez całe lata co dwa miesiące jeździliśmy jako wspólnota ADŚ do Krakowa na nocne czuwania, ażeby u Jezusa Miłosiernego upraszać łaskę nawrócenia dla grzeszników, szczególnie tych zatwardziałych. W dowód wdzięczności Panu Jezusowi chcieliśmy ufundować okazałą monstrancję. Ówczesny kustosz tego Sanktuarium ks. dr Franciszek Ślusarczyk odwiódł nas od tego zamiaru i zaproponował, abyśmy ofiarowali Panu Jezusowi „domeczek” (tabernakulum) w okazałej świątyni budowanej na misji w Shirati w Tanzanii. Niewyobrażalna radość napełniła nasze serca, czuliśmy się zaszczyceni i szczęśliwi. Boży „domeczek” dla Pana Jezusa w krótkim czasie został w całości sfinansowany i obecnie budzi zachwyt w sercach nie tylko miejscowych parafian, ale i wszystkich odwiedzających tę piękną świątynię pod wezwaniem Matki Bożej Zwycięskiej, Królowej Różańca Świętego.
Rosnąca siła Apostolstwa w parafii Matki Bożej Zwycięskiej
Bóg obdarzył nas w Afryce kolejnym zadaniem powołania wspólnoty Apostolstwa. W czasie konsekracji świątyni biskup diecezji Musoma, Michael Msonganzila jako jeden z pierwszych zapisał się do Apostolstwa Dobrej Śmierci i poprosił mnie, abym po mszy świętej przedstawiła parafianom to ważne dzieło Matki Bożej Bolesnej i zachęciła ich do przynależności do Apostolstwa, a proboszcz ks. Konrad Caputa, budowniczy tej świątyni, wspierał mnie swoim tłumaczeniem. Natychmiastowa reakcja ks. biskupa Michaela bardzo mnie uradowała, bo właśnie z tą misją utworzenia wspólnoty i błogosławieństwem ks. Grzegorza Górnika, dyrektora Krajowego Apostolstwa, jak również z materiałami przetłumaczonymi na język suahili przyjechałam do Tanzanii. U nas śmierć nie jest tematem popularnym, tam, w Afryce, śmierć członka rodziny to nie żałoba, ale święto, bo oni traktują śmierć jako początek. Mówiąc o owocach przynależności do wspólnoty ADŚ oraz o łasce dobrej śmierci, wywołaliśmy duże zainteresowanie parafian i chęć przylgnięcia do Matki Bożej Patronki Dobrej Śmierci. Siostry służebniczki w nieludzkim upale, używając języka suahili, zapisały w tym dniu do wspólnoty prawie 60 osób, bo tyle przywiozłam dyplomików, różańców i ulotek. Resztę potrzebnych materiałów po powrocie do Polski natychmiast wysłaliśmy pocztą na misję do Shirati.

Apostolstwo w tej parafii rozwija się dzięki proboszczowi ks. Konradowi, który na tej misji ewangelizuje i szafuje sakramentami już ponad 35 lat, a także dzięki wyjątkowej zelatorce – Rozie Atieno. Wspólnota ADŚ obecnie liczy ponad 700 osób, w każdą środę miesiąca odmawiany jest w kościele Różaniec do Siedmiu Boleści, natomiast raz w miesiącu, również w środę, sprawowana jest msza święta za żywych i zmarłych członków Apostolstwa, a także za umierających grzeszników. Dzięki gorliwości jedynej w Tanzanii zelatorki Dobrej Śmierci – Rozie – rozwija się jeszcze Apostolstwo w dwóch odległych diecezjach. Jest ona bardzo bliska mojemu sercu, co sprawia, że rozumiemy się prawie bez słów i dzięki temu nie dzieli nas bariera językowa. Pragnę teraz przedstawić Czytelnikom tę wyjątkową kobietę.
Roza – roznosicielka światła wiary
Roza Atieno urodziła się w 1972 r. w wiosce Sota przynależącej do parafii Shirati. Jest matką siedmiorga dzieci i ma jeszcze pod opieką troje innych. Ma też pięcioro wnuków oraz 79-letnią matkę. Jest wdową od pięciu lat. Mąż zmarł po ciężkiej chorobie, zostawiając ją z 12-osobową rodziną. Jako 12-letnia dziewczyna przyjęła sakrament chrztu świętego oraz pierwszą komunię świętą, a w rok później sakrament bierzmowania. Roza ma też przygotowanie zawodowe jako katechetka i przedszkolanka. Uczyła małe dzieci w rodzinnej wiosce przez 3 lata, jednak z uwagi na trudności w nauczaniu: brak klasy, naukę na wolnym powietrzu i brak nawet symbolicznego wynagrodzenia za pracę, zrezygnowała z nauczania, zajęła się rodziną i służbą na niwie Bożej. W 2014 r., kiedy rozpoczęła się intensywna budowa nowego kościoła parafialnego (obecnej świątyni), Roza postanowiła, że będzie bezpłatnie pracować przy budowie kościoła aż do jego ukończenia, co też czyni do dnia dzisiejszego, pełniąc obecnie obowiązki sekretarki przy parafii. Oprócz tego od 7 lat angażuje się w szukanie młodzieży, która odeszła od kościoła, jak również i niekatolików. Odwiedziła już wszystkie rodziny katolickie w swojej wiosce, co zaowocowało licznymi ślubami oraz chrztami dzieci.

Od samego początku, czyli od pierwszych zapisów do ADŚ, jest zaangażowana całym sercem i całym swoim jestestwem w rozpowszechnianie dzieła Matki Bożej Bolesnej i nowenny pompejańskiej i to nie tylko w swojej parafii. Założyła, jak już wspomniałam, kolejne dwie wspólnoty w odległych diecezjach i dzięki księżom proboszczom oraz zainteresowaniu parafian prowadziła tam dni Skupienia Apostolstwa (dojeżdżając transportem motorowym, zwanym tu taxi, przez sawannę po trzysta kilometrów). Roza aktywnie uczestniczy ze swoimi wspólnotami w Międzynarodowym Jerychu Różańcowym, poprzez wytrwałą modlitwę powierzając Bogu losy całego świata.
Wizyta w Tanzanii w misji Shirati zaowocowała również adopcją serca dzieci i młodzieży, co uwidoczniono na zamieszczonych tablicach. Aktualnie mamy zaadoptowanych ponad 120 dzieci. Ostatnio misjonarz ks. Konrad dosłał nazwiska i zdjęcia kolejnych 30 dzieci do adopcji, ale o tym napiszę w następnym numerze. Może i Ty dołączysz swym wrażliwym sercem do nas i ofiarujesz komuś szansę na nowe, lepsze życie…