Trudno uporządkować, co najbardziej uderza w tej perykopie, jakby każdy element opowieści celowo uderzał w zastane przez Pana Jezusa żydowskie obyczaje. Wydarzenie nie tylko wywracało tradycje panujące w Judei w I wieku, ale do dziś słowa Chrystusa wytrącają z równowagi niejedną osobę zajmującą się posługą w swojej rodzinie albo wspólnocie.
Już w pierwszym zdaniu szokuje Łazarz – albo raczej jego nieobecność. Z Ewangelii Janowej dowiadujemy się, że wśród rodzeństwa był mężczyzna, a jednak Łukasz wyraźnie relacjonuje, że Jezusa przyjęła kobieta, Marta. Wskazuje to, że to ona rządziła domem, ona podejmowała decyzje, a Łazarz pozostawał milczący, jakby w cieniu. Podkreślmy: dla mężczyzny w tamtej kulturze przyjęcie przez kobietę było czymś co najmniej niestosownym. A jednak taki dom wybrał Jezus. Może dlatego, że Łazarz mógł przypominać Mu milczącego, a przecież uważnego na Syna, Józefa?
Maria
Do pełni obrazu niezwykłego rodzeństwa brakuje jeszcze Marii. Ona siedzi u stóp Jezusa i słucha. Dotąd wokół pobożnych rabbich gromadzili się mężczyźni, to oni słuchali wyjaśnień Prawa i Proroków. Zajęciem przynależnym kobietom była troska o gościnność, o domowe posługi, o dzieci, o rodzinę. W domu Marty porządek ulega przemianie, widać już pierwsze przebłyski tego, o czym św. Paweł napisze: „Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Ga 3, 28). To także świadczy o autentyczności tej narracji – jej oryginalność jest zupełnie niecodzienna na owe czasy. Marię wyróżnia jeszcze jeden szczegół – to, w jaki sposób słucha Pana. Musiało być w tym coś niezwykłego, wyjątkowego dla niej, co przykuło uwagę ewangelisty. Słowo, którego użył do opisania jej postawy, gr. parakathisasa, pojawia się w całej Biblii tylko raz, właśnie tutaj. Maria dosłownie „siedziała obok” Jezusa. Takie pojedyncze, raz użyte słowo określa się mianem hapax legomenon. Jego zadaniem jest skupienie uwagi czytelnika, wskazanie mu, że sprawa, o której pisze autor natchniony, jest wyjątkowa, godna przemyślenia, inna, niż moglibyśmy pomyśleć, wchodząc w myślowe przyzwyczajenia. Maria siedziała „inaczej” i nie chodzi tu przecież o ekstrawagancką pozycję ciała u stóp Pana.
Marta
Zupełnie zwyczajna była za to Marta, ona „zajmowała się wystawną obsługą”, gr. perispao. Inne tłumaczenia mówią: „uwijała się” albo „krzątała”. Ponownie użyty tu czasownik nie pojawia się w innym miejscu w Nowym Testamencie. Znajdziemy go jednak w Septuagincie, greckim przekładzie Starego Testamentu. Pierwszy raz wykorzystany zostaje w opowiadaniu o liturgii przeniesienia Arki Przymierza do Jerozolimy przez króla Dawida. W opisie znajdujemy zapis, że jeden z niosących Arkę, Uzza, dotknął jej, aby podtrzymać ją na wozie szarpniętym przez ciągnącego ją woła. Zostawmy na boku Uzzę i jego historię. Tym razem interesuje nas wół, bo to jego zachowanie opisane jest słowem, które Łukasz odnosi do Marty. Wół szarpnął się, może potknął, może wierzgnął w odruchu swojej narowistej natury. Na pewno szedł bez czci, bo jakąż cześć mogło wykazać bezrozumne zwierzę wobec Arki. Szedł, bo tak został wytresowany. Wierzgnął, bo taki był.
Kolejne miejsca z czasownikiem gr. perospao pojawiają się w Księdze Koheleta. Znajdujemy tam stwierdzenie, że Bóg wlał synom ludzkim „drażniący niepokój”, aby go „zaspokajali” (por. Koh 1, 13). W greckim tekście autor posłużył się grą słów perispasmon – perispasthai – jakby człowiek miał trudzić się czymś, co samo w sobie jest trudne, żmudne i niedające satysfakcji. Kohelet mówi dalej: „Przyjrzałem się też trudom, jakimi obarczył Bóg synów ludzkich, by się męczyli” (Koh 3, 10, BPK).
Agata Skorupska-Cymbaluk