Troska o sprawy Pana

Photo of author

Autor: Agata Skorupska-Cymbaluk

Trudno uporządkować, co najbardziej uderza w tej perykopie, jakby każdy element opowieści celowo uderzał w zastane przez Pana Jezusa żydowskie obyczaje. Wydarzenie nie tylko wywracało tradycje panujące w Judei w I wieku, ale do dziś słowa Chrystusa wytrącają z równowagi niejedną osobę zajmującą się posługą w swojej rodzinie albo wspólnocie.

Chrystus w domu Marii i Marty, Diego Velazquez, 1618 r.

Chrystus w domu Marii i Marty, Diego Velazquez, 1618 r. © Wikicommons

Kochani Czytelnicy!
91% artykułów na naszej stronie jest dostępnych bez ograniczeń. Nie znaczy to, że nie istnieją koszty ich przygotowania i publikacji. Będziemy wdzięczni za zaprenumerowanie naszego czasopisma albo wsparcie naszej Fundacji. Dziękujemy za zrozumienie.
Redakcja

Trudno uporządkować, co najbardziej uderza w tej perykopie, jakby każdy element opowieści celowo uderzał w zastane przez Pana Jezusa żydowskie obyczaje. Wydarzenie nie tylko wywracało tradycje panujące w Judei w I wieku, ale do dziś słowa Chrystusa wytrącają z równowagi niejedną osobę zajmującą się posługą w swojej rodzinie albo wspólnocie.

Już w pierwszym zdaniu szokuje Łazarz – albo raczej jego nieobecność. Z Ewangelii Janowej dowiadujemy się, że wśród rodzeństwa był mężczyzna, a jednak Łukasz wyraźnie relacjonuje, że Jezusa przyjęła kobieta, Marta. Wskazuje to, że to ona rządziła domem, ona po­dej­mowała decyzje, a Łazarz pozostawał milczący, jakby w cieniu. Podkreślmy: dla mężczyzny w tamtej kulturze przyjęcie przez kobietę było czymś co najmniej niesto­sownym. A jednak taki dom wybrał Jezus. Może dlatego, że Łazarz mógł przypominać Mu milczącego, a przecież uważnego na Syna, Józefa?

Maria

Do pełni obrazu niezwykłego rodzeństwa brakuje jeszcze Marii. Ona siedzi u stóp Jezusa i słucha. Dotąd wokół pobożnych rabbich gromadzili się mężczyźni, to oni słuchali wyjaśnień Prawa i Proroków. Zajęciem przynależnym kobietom była troska o gościnność, o domowe posługi, o dzieci, o rodzinę. W domu Marty po­rządek ulega przemianie, widać już pierwsze przebłyski tego, o czym św. Paweł napisze: „Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Ga 3, 28). To także świadczy o autentyczności tej narracji – jej oryginalność jest zupełnie niecodzienna na owe czasy. Marię wyróżnia jeszcze jeden szczegół – to, w jaki spo­sób słucha Pana. Musiało być w tym coś nie­zwy­kłego, wyjąt­kowego dla niej, co przykuło uwagę ewangelisty. Słowo, którego użył do opisania jej po­stawy, gr. parakathisasa, pojawia się w całej Biblii tylko raz, właśnie tutaj. Maria dosłownie „siedziała obok” Jezusa. Takie pojedyncze, raz użyte słowo określa się mianem hapax legomenon. Jego zadaniem jest skupienie uwagi czytelnika, wskazanie mu, że sprawa, o której pisze autor natch­­niony, jest wyjątkowa, godna prze­myślenia, inna, niż moglibyśmy pomyśleć, wcho­dząc w myślowe przyzwyczajenia. Maria siedziała „inaczej” i nie chodzi tu przecież o ekstrawagancką pozycję ciała u stóp Pana.

Marta

Zupełnie zwyczajna była za to Marta, ona „zajmowała się wystawną obsługą”, gr. perispao. Inne tłumaczenia mówią: „uwijała się” albo „krzątała”. Ponownie użyty tu czasownik nie pojawia się w innym miejscu w Nowym Testamencie. Znajdziemy go jednak w Septuagincie, greckim przekładzie Starego Testamentu. Pierwszy raz wykorzystany zostaje w opowiadaniu o liturgii przeniesienia Arki Przymierza do Jerozolimy przez króla Dawida. W opisie znajdujemy zapis, że jeden z niosących Arkę, Uzza, dotknął jej, aby podtrzymać ją na wozie szarpniętym przez ciągnącego ją woła. Zostawmy na boku Uzzę i jego historię. Tym razem interesuje nas wół, bo to jego zachowanie opisane jest słowem, które Łukasz odnosi do Marty. Wół szarpnął się, może potknął, może wierzgnął w odruchu swojej narowistej natury. Na pewno szedł bez czci, bo jakąż cześć mogło wykazać bezrozumne zwierzę wobec Arki. Szedł, bo tak został wytresowany. Wierzgnął, bo taki był.

Kolejne miejsca z czasownikiem gr. perospao pojawiają się w Księdze Koheleta. Znajdujemy tam stwierdzenie, że Bóg wlał synom ludzkim „drażniący niepokój”, aby go „zaspokajali” (por. Koh 1, 13). W greckim tekście autor posłużył się grą słów perispasmon – perispasthai – jakby człowiek miał trudzić się czymś, co samo w sobie jest trudne, żmudne i niedające satysfakcji. Kohelet mówi dalej: „Przyjrzałem się też trudom, jakimi obarczył Bóg synów ludzkich, by się męczyli” (Koh 3, 10, BPK).

Widzimy więc Martę, panią domu, owszem, oddaną usługiwaniu gościom, ale umęczoną tą posługą, jak wół w kieracie. Robi to, co należało zrobić, tak została wychowana. Może odrobinę wierzga, ale przecież obowiązki same się nie spełnią. To one są ważne, do tego stopnia, że Marta przerywa Jezusowi nauczanie i zwraca się z żądaniem oddelegowania Marii do pomocy. Zary­sowuje to pytanie, z którym zetknęły się pierwsze gminy chrześcijańskie, do których swoją Ewan­gelię adresował św. Łukasz: jak odnaleźć równowagę między dbaniem o zaspokojenie podstawowych potrzeb potrze­bujących a zadaniem ewangelizacji. Refleksja nad nim zaowo­cowała ustanowieniem posługi diakonatu: „Nie jest słuszne, że zaniedbujemy Słowo Boże, a ob­sługujemy stoły” (Dz 6,2). Marta jednak dopiero szuka tej należytej relacji między diakonią a słuchaniem Słowa. Na razie usiłuje dużo robić, żeby przypodobać się bos­kiemu Gościowi, a tymczasem On pragnie, aby cieszyć się Nim, a prawdziwym przyjęciem jest słuchanie Jego słów.

Pochwała Marii

Wskazówki udziela jej Jezus poprzez pochwałę postawy Marii: „obrała najlepszą cząstkę”. Zauważmy, Chrystus nie krytykuje, nie karci Marty, ale przesuwa punkt ciężkości z aktywności na umiłowanie kontemplacji. Marta zachowuje się tak, jak opisane w Starym Testamencie kobiety: wdowa z Sarepty i Szunemitka, które okazały gościnność Eliaszowi i Elizeuszowi – jednak nowość Ewangelii, nowość rodzącego się Kościoła, wymaga nowych postaw, których ona jeszcze nie od­kryła. Pan Jezus zwraca się do niej czule: „Marto, Marto”. Jest to też zwrot uroczysty, zapowiadający powołanie. Dwukrotnie zwraca się przecież Bóg do Mojżesza i Samuela, a potem Szawła, wyznaczając im swoje zadania do wypełnienia. Nowe powołanie Marty zaczyna się od uświadomienia jej, że źle obrała przedmiot swoich zmartwień. W dalszej części swojej Ewangelii św. Łukasz przytacza nauczanie Chrystusa: „nie martwcie się o życie, co będziecie jeść, ani też o ciało, w co macie się przyodziać. (…) Starajcie się raczej o Jego [Ojca] królestwo, a te rzeczy będą wam dodane” (Łk 12, 22.31). Później św. Paweł doda wobec szczególnie powołanych do ewangelizacji: „Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przypodobać Panu” (1 Kor 7, 32). Nadmierna troska o sprawy zewnętrzne może stać się przyczyną utraty Słowa Bożego w życiu człowieka, staje się ono wtedy jakby zagłuszone przez ciernie troski i pozostaje bezowocne (por. Łk 8, 4-15).

„Maria wybrała dobrą cząstkę i nie zostanie jej ona zabrana”. Reprezentuje wszystkich, którzy zdecydowali się na odłożenie zewnętrznych trosk na dalszy plan, a postawili na rozkwit Królestwa Bożego w swoim życiu. Udało jej się, na pewno nie bez natchnienia Ducha Świętego, rzeczywiście pragnąć Pana Jezusa, chcieć słuchać Jego słów i trwać w Jego obecności. Z jej postawy bije pełnia pokoju. Inaczej jest u Marty, ona „niepokoi się” – a nawet, tłumacząc dosłownie, robi zgiełk, hałas, może nawet małą awanturę. Tak, nawet dobre intencje usłużenia bliźniemu, jeśli nie są uzgodnione z pragnieniem Boga, z Jego wolą, nie przynoszą pokoju serca, ale zamęt i niepotrzebny stres.

Starsza siostra, według Orygenesa, jest symbolem Izraela, utrudzonego wypełnianiem 613 przykazań, niezauważającego nadejścia Mesjasza, bo zbyt zajętego wypełnianiem Prawa. Maria oznacza Nowy Izrael, który – jak Maryja w czasie zwiastowania – rozpoznał godzinę swego nawiedzenia. Poznaje ona głos Oblubieńca, siada u Jego stóp. Już nadeszły zapowiadane Gody, Maria z uczennicy Prawa staje się uczennicą Pana.

Czy chodzi więc o życiową bierność, odejście od obowiązków stanu i zajęcie się wyłącznie kontemplacją? Na pewno nie, taka interpretacja prowadziłaby do absurdu. Nawet kontemplacyjne mniszki spędzające życie za klauzulą poświęcają część swojego czasu pracy i trosce o domowe obowiązki. Z Ewangelii wynika wska­zanie do ustanowienia właściwej hierarchii priorytetów. Pierwszą troską chrześcijanina musi być słuchanie Słowa Bożego, poszukiwanie Jego woli, reszta akty­wności rodzi się właśnie z niego i dzięki niemu mo­że przebiegać w pokoju serca. To jest ta dobra cząstka, której Maria nie zostanie pozbawiona. Cząstka, z której wyrasta Królestwo Boże w życiu wierzącego.

Starochrześcijański pisarz Orygenes, komentując tę perykopę, nakreślił ideał Marty i Marii, życia jednocześnie kontemplacyjnego i aktywnego, w którym działanie wypływa z modlitwy i przebywania w Bożej obecności. Kiedy o tym myślę, od razu pojawia mi się przed oczami bliska mi święta – Jadwiga Królowa. Jej kierownik du­cho­wy, dominikanin Henryk z Brzegu, wezwał ją do naśla­dowania obu sióstr, co święta doskonale zrealizowała. Z kontemplacji krzyża na Wawelu wypływały usłyszane słowa: „Czyń, co widzisz”. Za tym poszła decyzja o ślubie z Jagiełłą i ewangelizacji Litwy. Z głębokiego życia modlitwy młodej królowej rodziły się pomysły na dzieła dobroczynne, na wsparcie Akademii Krakowskiej czy fundowanie sprzętów liturgicznych dla tworzonych na Litwie parafii. Święta tak przylgnęła do ewangelicznego ideału, że jako swój znak obrała splecione dwie litery M.

Bycie Martą zabiegającą o to, żeby jak najwięcej dla Boga uczynić, to nie koniec drogi chrześcijanina, na którym stoi mur Bożego niezadowolenia. To wezwanie, by stać się jak obie siostry, by jak Maria i Marta łączyć w sobie życie oblubieńczej modlitwy z wypływającą z niej aktywnością.

Photo of author

Agata

Skorupska-Cymbaluk


Mogą zainteresować Cię też:

0 0 głosów
Oceń ten tekst
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments