Tyle pytań i telefonów: „Kiedy będzie nowa Królowa?”. I oto jest! Znów więcej stron! Zobaczmy, co w najnowszym wydaniu!
Santiago de Compostela
O małym człowieku na wielkim rowerze i jeszcze większym Bogu – cz. III
Czego nauczyła mnie pielgrzymka z Lublina do Santiago de Compostela i Fatimy, która trwała przez całe 95 dni? Czy przejechanie 4 tysięcy kilometrów coś zmieniło w moim życiu? Czy było warto?
O małym człowieku na wielkim rowerze i jeszcze większym Bogu – cz. II
Jak dojechać rowerem na drugi koniec Europy? Jak podjąć wysiłek, kiedy ciało, czasem też psychika, szwankuje i unieruchamia w łóżku? Jak pokonać zniechęcenie, ból, następnie ruszyć 4 tysiące kilometrów, tam, gdzie od lat dziecięcych wyrywa się serce?
O małym człowieku na wielkim rowerze i jeszcze większym Bogu
Moją opowieść należy zacząć od polnej drogi, którą przemierzałem w za dużych butach po starszym bracie. Było to gdzieś w województwie świętokrzyskim, długie kilometry od domu. Miałem zaledwie 11 lat, lecz mogę przysiąc, że tego sierpniowego popołudnia serce zaczęło mi bić jak u dorosłego. Dwójka ludzi, których twarzy dziś nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć, opowiadała o innej, równie cudownej drodze, ale prowadzącej o wiele dalej niż Jasna Góra, na którą pielgrzymowaliśmy wtedy pieszo wszyscy razem.
Pieszo do… Santiago de Compostela
W 2007 roku poszedłem pieszo do Fatimy, aby uczcić 90. rocznicę objawień maryjnych. Przez 84 dni szedłem z Polski przez całą Europę, po drodze nawiedzając także sanktuaria maryjne w La Salette i Lourdes (co opisywałem w poprzednich numerach). Trasę mojego marszu dla Maryi chciałem jeszcze poprowadzić przez Santiago de Compostela, gdzie znajduje się grób świętego Jakuba.