W kolejnej części naszych rozważań w 15. rocznicę listu „Rosarium Virginis Mariae” zatrzymamy się nad pewnym „technicznym” aspektem modlitwy różańcowej: tempem i rytmem jego odmawiania.
We wcześniejszych częściach tych rocznicowych rozważań pisałem o medytacji i kontemplacji, które Jan Paweł II wskazał jako nieodłączne atrybuty różańca. Harmonijne połączenie tych dwóch elementów wraz z rozważaniami i spokojną recytacją modlitw przekłada się na głębię naszego zaangażowania duchowego. Przypomnijmy tu, że Jan Paweł II jednocześnie przestrzegał nas zarówno przed ograniczaniem różańca do „bezmyślnego powtarzania formuł”, jak i przed „technikami o charakterze psychofizycznym, opartymi na powtórzeniu i symbolice”, które choć są podobne do różańca, to nie dają się „zintegrować z doświadczeniem chrześcijańskim, często kryją w sobie podbudowę ideologiczną nie do przyjęcia”.
Różaniec kontra mantra
Papież podkreśla przy tym, że różaniec „ma swe własne cechy charakterystyczne, które odpowiadają typowym wymogom specyfiki chrześcijaństwa”. Trzeba więc tu jasno zaznaczyć, że jest czymś innym niż mantrowanie w hinduizmie, buddyzmie czy jodze. Opiszę tę sprawę w dużym skrócie: w hinduizmie mantrowanie polega na wielokrotnym, jednostajnym i dość monotonnym składaniu czci wybranemu bóstwu, a pomocą do odliczania mantr służy dżapamala, czyli sznur koralików, nieco przypominająca wyglądem różaniec. Tego rodzaju mantrą, zauważalną w naszym kręgu kulturowym, jest na przykład powtarzanie słów „Hare Kryszna” ku czci tego hinduskiego bóstwa. Mantrowanie to też powtarzanie krótkich wersetów z pogańskich świętych ksiąg. W Polsce nawet na świeckim gruncie rozpowszechnia się mantra, która ma korzenie w ezoteryzmie i polega na powtarzaniu słowa „om”. Ten „pradźwięk” – jak tłumaczą propagatorzy – ma jednoczyć z wszechświatem, łączyć z bóstwami i pobudzać energię z „czakr”, co jest też związane z układami ciała i pokłonami. Tego rodzaju mantra pojawia się w jodze oraz – jak alarmuje pewna nasza czytelniczka – nawet w błahych ćwiczeniach mających oduczyć dzieci jąkania.
Mantra pełni funkcję religijno-obrzędową i nie da się jej oderwać od pogańskich korzeni ani połączyć z prawdziwym objawieniem, jakie dokonało się w Jezusie Chrystusie. Afirmacje bożków to nic innego, jak łamanie pierwszego przykazania Dekalogu. I to jest właśnie ta „podbudowa ideologiczna nie do przyjęcia”, jaka pojawia się w takich praktykach medytacyjnych. Jan Paweł II w liście o różańcu zauważa z żalem, że „nie brak chrześcijan, którzy, nie znając dobrze chrześcijańskiej tradycji kontemplacyjnej, ulegają wpływom tych propozycji”. Dlaczego nasi bracia i siostry im ulegają? Odpowiedzi mogą być różne: może po prostu nie poznali jak dotąd głębi różańca czy modlitwy Jezusowej lub po prostu idą za modą na dalekowschodnie nowinki.
Bywa też, że modlitwa różańcowa jest postrzegana przez chrześcijan, którzy ją słabo znają, jako jakaś odmiana „chrześcijańskiej mantry”, wywodząca się z Dalekiego Wschodu i zaadoptowana na potrzeby katolicyzmu. Nie możemy jednak zatrzymać się na podobieństwie budowy różańca i dżapamali jako nanizanych na sznurek koralików. Jeśli potraktujemy modlitwę na sposób pogański, czyli jako proste mantrowanie, to pojawia się niebezpieczeństwo, że odmawianie różańca może zostać w praktyce zredukowane do mechanicznego powtarzania formuł, z pomijaniem tajemnic różańcowych oraz elementów medytacji i kontemplacji. Dla wyjaśnienia posłużmy się przykładem.
Tempo różańca
Na jednym z naszych różańcowych spotkań poznałem człowieka, który pochwalił mi się, że odmawia całą nowennę pompejańską (czyli 15 tajemnic różańca) przez mniej więcej pół godziny dziennie. Zastanowiło mnie to tempo modlitwy…
Dla porównania – przygotowane przez naszą redakcję nagrania 15 tajemnic z rozważaniami i modlitwami nowenny pompejańskiej w normalnym tempie trwają około 65 minut. Wynika z tego, że aby zmieścić się w 30 minutach, należałoby przyspieszyć je dwukrotnie. Chociaż technicznie jest to możliwe do zrobienia, to nie da się ukryć, że tak zawrotne tempo modlitwy nie sprzyja kontemplacji i medytacji. Modlitwa zaczyna przypominać monotonny zlepek słów. Niestety, takie nagrania różańca na YouTubie cieszą się popularnością. Ktoś posunął się nawet do tego, że przyspieszył słowa Jana Pawła II odmawiającego różaniec, jakby nie zważając na jego wskazówkę w liście o różańcu: słowa jakże wymowne w kontekście niniejszego tematu, które powiedział Paweł VI: „Różaniec bowiem z natury swej wymaga odmawiania w rytmie spokojnej modlitwy i powolnej refleksji, by przez to modlący się łatwiej oddał się kontemplacji tajemnic życia Chrystusa, rozważanych jakby sercem Tej, która ze wszystkich była najbliższa Panu, i by otwarte zostały niezgłębione tych tajemnic bogactwa”.
„Rytm spokojnej modlitwy i refleksji” – oto, jaki ma być różaniec! Ta modlitwa powinna być daleka od pośpiechu i bezmyślnego powtarzania formuł. Kto odmawia różaniec w pośpiechu, niech weźmie tę wskazówkę do serca: czas zacząć odmawiać różaniec na spokojnie, w wyciszeniu, w oderwaniu od tych spraw, które nas absorbują. To nie wyścig z czasem – to raczej oderwanie się od czasu i codziennych spraw. Kiedy więc zaczynasz modlitwę, spróbuj wcześniej przez chwilę się wyciszyć, by zwolnić tok myśli, odrzucić od siebie liczne sprawy czekające na załatwienie. Problemy nie uciekną, ale niech też nie przyczyniają się do słabej jakości twojej modlitwy. Czas na modlitwę to czas dla Boga. A wobec spotkania ze Stwórcą wszystko inne może poczekać.
Niestety, takie internetowe „przyspieszone” różańce są atrakcyjne dla osób, które wiecznie nie mają czasu. Są one silną pokusą do tego, by odmówić różaniec i nowennę pompejańską byle szybko, byle jak… Ktoś zaoponował, że przecież każdy ma swoje indywidualne tempo modlitwy, że trzeba dać ludziom możliwość wyboru „ekspresowego różańca”. Skoro tak, to mam inną propozycję: niech taka osoba spróbuje obejrzeć film w przyspieszonym tempie. Niech codzienne ćwiczenia wykona dwa razy szybciej niż zwykle. Dwa razy szybciej niech zje obiad i dwa razy szybciej niech odbędzie codzienny spacer czy pobiega. Niech dwa razy szybciej wykona codziennie obowiązki. Z tego też będzie „oszczędność czasu”, prawda? Da się? Owszem, ale zobaczmy, jakie są tego owoce: zmęczenie i zniechęcenie do danej czynności. Jeśli więc modlisz się dwa razy szybciej, na granicy swoich możliwości, to czy odnajdziesz radość, spokój, odpoczynek na modlitwie?
Nie poddawajmy się zatem pokusie szybkiej modlitwy, ale dbajmy o jej jakość, o wyciszenie, skupienie. Szczególnie w dzisiejszych chaotycznych i przepracowanych czasach pojawia się – jak zauważa Jan Paweł II w „Rosarium Virginis Mariae” – „potrzeba medytacji, która znajduje czasem w innych religiach dość atrakcyjne sposoby realizacji”. Jest niestety ryzyko, że wskutek złego świadectwa z naszej strony, kiedy nasi bliscy zobaczą, jak pospieszna, nieskładna i mechaniczna jest nasza modlitwa, skorzystają z tych innych „atrakcyjnych sposobów realizacji”, które z powodu pogańskiej podbudowy będą odsuwać ich od prawdziwej wiary. Odpowiedzmy na ich duchowe potrzeby, pokazując, że można, a wręcz należy modlić się bez pośpiechu, w spokojnej medytacji, wyciszeniu. Bądźmy dla nich dobrym punktem odniesienia.
4.34głosów
Oceń ten tekst
Marek
Woś
Redaktor naczelny KRŚ, polonista, filmoznawca, edytor, ekonomista, człowiek od "brudnej roboty".