Swą trzecią boleść Matka Boża przeżywa, pielgrzymując z dwunastoletnim Jezusem i Józefem do Jerozolimy. Ewangelista Łukasz opowiada o tym bezpośrednio po opisie ofiarowania Syna Bożego w świątyni. Podaje on, że rodzice Chrystusa każdego roku udawali się do Jerozolimy, aby celebrować tam najważniejsze z żydowskich świąt, czyli Paschę.
Krótka historia pielgrzymek do Jerozolimy
Pielgrzymki stanowiły ważny element życia religijnego Izraelitów. Wiązało się to z przekonaniem, iż pewne miejsca zostały przez Boga uprzywilejowane poprzez objawienie się w nich Jego chwały. Człowiek pielgrzymował, aby spotkać się z Bogiem i doświadczyć Jego mocy. Potwierdza to fakt, że nawet samo określenie „szukać Jahwe” (hebr. dârað JHWH) bywało utożsamiane właśnie z pielgrzymowaniem do miejsca świętego.
W czasach Chrystusa jedynym miejscem kultu, a zatem także jedynym celem pielgrzymek, była świątynia jerozolimska. To tutaj uroczyście obchodzono trzy najważniejsze święta roku liturgicznego: Paschę, Pięćdziesiątnicę i Święto Namiotów. Warto wspomnieć, że Prawo nakładało obowiązek pielgrzymowania jedynie na mężczyzn, począwszy od dwunastego roku życia. Fakt, iż do Jerozolimy udaje się także Maryja, świadczy o Jej szczególnej pobożności.
Pielgrzymi zwykle podróżowali w większych grupach, a w okresie świątecznym liczba ludności w mieście wzrastała co najmniej kilkukrotnie. Tłumaczy to, dlaczego rodzice Jezusa początkowo nie byli zaniepokojeni Jego nieobecnością (sądzili, iż jest wśród innych pątników powracających do Nazaretu) oraz dlaczego tak długo trwało poszukiwanie Go (ogromna liczba osób zgromadzonych w Jerozolimie).
Pielgrzymka Świętej Rodziny do Jerozolimy
Opowieść o zgubieniu i odnalezieniu Jezusa zamyka Ewangelię dzieciństwa, zapowiadając zarazem Jego przyszłą działalność publiczną. Święty Łukasz pisze, że Zbawiciel ma lat dwanaście, jest więc niejako w przededniu dorosłości, którą w Izraelu osiągało się w wieku lat trzynastu. Komentatorzy podają, iż w Jerozolimie Jezus prawdopodobnie zatrzymał się w jednym z portyków na dziedzińcu pogan, tam bowiem żydowscy nauczyciele uczyli Prawa.
Ewangelista lakonicznie opowiada o poszukiwaniach młodego Mesjasza przez zaniepokojonych rodziców. Za powściągliwymi słowami kryje się jednak ogromny ból Matki zatroskanej o los swojego Dziecka. Uczucia Maryi w pewien sposób oddaje czasownik „szukać” (anazéte). Termin ten w języku greckim oznacza dokładne i wytrwałe poszukiwanie. Szukający, mimo iż natrafia na przeciwności, nie zniechęca się, ponieważ motywuje go głęboka wewnętrzna potrzeba. Słowo to występuje w Nowym Testamencie tylko trzykrotnie, z czego dwa razy w interesującym nas fragmencie. Maryja i Józef poszukują Jezusa pomiędzy uczestnikami pielgrzymki, a następnie szukają Go w Jerozolimie. Można powiedzieć, iż rodzice Chrystusa przetrząsają całą karawanę, a następnie całe święte miasto w poszukiwaniu Syna, taki jest bowiem dosłowny sens użytego tu czasownika.
Reakcja Maryi na zgubienie Jezusa
Możemy domyślać się, jak dramatyczny był dla Maryi moment uświadomienia sobie faktu, iż Jezus się zgubił. Co się stało z moim Synem? Czy nic Mu nie grozi? Czy Go odnajdę? Serce Maryi krzyczy, kiedy z niepokojem rozpytuje Ona o Jezusa wśród krewnych i znajomych. Kiedy zagląda do pielgrzymich namiotów rozstawionych wokół miasta. Kiedy przebiega uliczki Jerozolimy, puka do kolejnych drzwi i kiedy z nadzieją opisuje wygląd Syna napotykanym przechodniom.
Niepokój Maryi to z jednej strony naturalny, matczyny odruch, przejaw rodzicielskiej miłości i odpowiedzialności. Jej boleść jest tym dotkliwsza, że po raz pierwszy w swoim życiu zostaje Ona pozbawiona obecności Jezusa, po raz pierwszy nie ma Go przy Niej. Trzy dni poszukiwania stanowią analogię do trzech dni pomiędzy ukrzyżowaniem a zmartwychwstaniem, w symboliczny sposób łącząc pierwszą i ostatnią Paschę Jezusa. To czas ciemności spowodowanej Jego nieobecnością. Gdy zatem po trzech dniach szukania w końcu udaje się Maryi odnaleźć Jezusa, z Jej przeszytego mieczem serca wyrywa się pełna bólu skarga: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”.
Ból, o którym mówi Maryja, zostaje oddany poprzez grecki termin odunáo. To określenie o wielkim ładunku emocjonalnym, oznaczające udrękę, ostry i przenikliwy ból, zarówno fizyczny, jak i psychiczny. To smutek, który boli, porównywalny do żałoby po stracie kogoś bliskiego. W takim kontekście używa go autor Dziejów Apostolskich, mówiąc o żalu, jaki odczuwają Efezjanie, żegnając się po raz ostatni ze św. Pawłem (Dz 20, 38). Jeszcze mocniej siłę tego słowa uświadamia nam użycie go przez św. Łukasza w przypowieści o bogaczu i Łazarzu, gdzie oznacza on cierpienia, jakich bogacz doświadcza w Szeolu (Łk 16, 24-25). Cierpienie Matki Jezusa jest zatem ogromne, miecz bólu głęboko przenika Jej duszę. Tracąc Syna z oczu, traci Ona wszystko i pogrąża się w niepojętym smutku.
Wizje bł. Benwenuty
Pewne wyobrażenie o tym, jak wielki był ból Maryi, daje nam mistyczne doświadczenie bł. Benwenuty, która podczas rozmyślania o zgubieniu Jezusa zwróciła się do Matki Bożej z prośbą, by Ta pozwoliła jej współuczestniczyć w swym smutku. W odpowiedzi na to odczuła tak dotkliwą boleść w sercu, iż – bojąc się, że umiera – błagała, by Maryja jak najszybciej ją od niej uwolniła. Wtedy usłyszała słowa: „Wiedz, córko moja, że boleść, którąś doznała, była słabym tylko odcieniem doznanej przeze Mnie podczas zniknienia Jezusa”.
Mimo swojego bólu Maryja nie pozostaje jednak bierna. Wszystkie swe siły angażuje w poszukiwania. I w końcu – znajduje Syna. Znajduje Go w świątyni, w miejscu, gdzie przed dwunastoma laty ofiarowała Go Bogu. I gdzie po raz pierwszy miecz boleści przeszył Jej duszę.
Słowa, które odnaleziony Chrystus kieruje do Matki, pierwsze, które wypowiada On w Ewangelii, są z pozoru zaskakujące. „Czemuście mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Wymiana zdań, a w zasadzie pytań, pomiędzy Matką a Synem stanowi punkt kulminacyjny całego opowiadania. Zamiast oczekiwanej radości ze spotkania pojawia się nieznane dotąd napięcie. Miecz jeszcze mocniej zagłębia się w serce Maryi.
Cierpienie, które odczuwa w tym momencie Matka Chrystusa, płynie z niezrozumienia sytuacji, w której nagle się znalazła. W świątyni Jezus objawia się Jej jako Bóg, Syn Ojca. Ta nieoczekiwana epifania budzi w Niej lęk, bo Ten, który dotąd wydawał Jej się tak bliski, nagle się od Niej oddala. Jego słowa wymykają się Jej zrozumieniu. Po ludzku Maryja mogła się poczuć odtrącona, boleśnie dotknięta słowami Syna. Być może jednak w obliczu zaskakującej sceny, jaką musiał być widok Jezusa pośród uczonych w Piśmie, Maryja zdaje sobie sprawę, iż Jej usilne poszukiwania nie służyły jedynie odnalezieniu Syna, ale głębszemu poznaniu Jego osoby.
To musiał być moment przełomowy dla rodziny z Nazaretu, a szczególnie dla Maryi. Do tej pory wychowywała Ona Jezusa i otaczała Go troską – podobnie jak każda inna matka. Teraz stanęła wobec Niego z nową świadomością. Stanęła przed Nim jako przed Synem Bożym. Choć przez minione lata nosiła Ona w sercu słowa Archanioła i proroctwo starca Symeona, być może dopiero teraz stały się one dla Niej w pełni zrozumiałe. Wielkość Jej Syna musiała budzić w niej dumę i radość, a jednocześnie – napawać znajomym lękiem. „Oto Ten przeznaczony jest na powstanie i upadek wielu w Izraelu”. Miecz, który przed laty przeszył serce Maryi właśnie tutaj, w świątyni jerozolimskiej, na nowo przepełnia Jej duszę bólem. Oto Jej ukochany Syn, który dzisiaj ukazuje się światu w swej wielkości, wkrótce stanie się Tym, „któremu sprzeciwiać się będą”.
Prośmy Matkę Pana, aby przez swą boleść przy zgubieniu Jezusa, uprosiła nam łaskę, abyśmy w swoim życiu nigdy Go nie utracili, abyśmy tęskniąc za Nim, wciąż na nowo Go szukali, aby był On dla nas wszystkim.