Pożegnanie Apostoła Matki Bożej Żółkiewskiej przez jego siostrę.
Ave Maria! Pozwolicie, kochani, że podzielę się kilkoma okruchami wspomnień o moim kochanym Bracie. „Przybądź, Duchu Święty, i rozpal nasze umysły i serca mocą swojej miłości i prawdy. Amen”.
Po tym wezwaniu następowało zaproszenie: „Usiądźmy!”. Tymi właśnie słowami mój brat rozpoczynał każdą swoją homilię i naukę. Za Herbertem powiem dzisiaj – „Mam mało czasu, trzeba dać świadectwo” o Nim i przede wszystkim podziękować Bogu za Jego życie.
Tak się złożyło, że nasze dzieciństwo upłynęło w bardzo bliskim sąsiedztwie kościoła. Stąd jako dzieci lubiliśmy się często bawić w odprawianie Mszy świętej. Najczęściej to ja byłam księdzem, a mój brat – ministrantem. w dojrzałym życiu role się odwróciły – to Stasiu został kapłanem i zakonnikiem. A my z siostrą jak ministrantki szłyśmy za nim. Podążałyśmy nie zawsze tak, jak być powinno, jak tego oczekiwał.

Zawsze kochał Matkę Bożą, zawsze Jej służył. Na szkolnych koloniach nigdy nie opuścił pacierza, stąd nazywano go wtedy „Paciorkiem”. Powołanie do służby bożej wzrastało razem z nim. Nasze dzieciństwo było piękne. Dziękuję Ci za nie, Stasiu.
Wzrastaliśmy w wierze, otoczeni troskliwą opieką rodziców i dziadków. To oni przekazali nam dar wiary świętej i wspierali nasz rozwój fizyczny, intelektualny i duchowy. Od dziecka Stasiu zawsze zachwycał się pięknem przyrody, podziwiał ją i kontemplował. To on naszą młodszą siostrę wprowadzał w świat przyrody – uczył ją rozpoznawać kwiaty na łące i odróżniać wszelkie owady. Czuł się za nią odpowiedzialny. Kochał najbliższych, zawsze się o nas troszczył, ale nade wszystko kochał Matkę Bożą.
W szkole średniej najważniejsze, obok wiary, były dla niego matematyka, szachy i oczywiście góry. Co roku latem przemierzał szlaki górskie podczas obozów wędrownych organizowanych przez profesora matematyki. Historią fascynował się od najmłodszych lat.
Podczas studiów matematycznych nadal chętnie wyjeżdżał w góry, należał do klubu wysokogórskiego, trenował nawet wspinaczkę. W tym studenckim czasie trafił do duszpasterstwa ojców dominikanów w Poznaniu. Miał szczęście spotkać na swej drodze studenckiej wspaniałych duszpasterzy – ojców: Honoriusza Kowalczyka, Jana Spieża, Tomasz Alexiewicza i ojca Jana Górę. Wszyscy już w niebie… To oni właśnie w tym czasie wywarli duży wpływ na jego duchową formację. Na ten czas przypadł również początek pontyfikatu świętego Jana Pawła II. Jako student Stasiu uczestniczył we wszystkich pielgrzymkowych szlakach i spotkaniach z Ojcem Świętym podczas jego pielgrzymek do ojczyzny.
Zawsze podziwiałam to, że doskonale pamiętał fakty i daty. Stale nas tym zadziwiał. Kiedy myślę dzisiaj o Stasiu, to myślę o kapłanie i zakonniku, dla którego różaniec i koronka do Miłosierdzia Bożego (obok Eucharystii oczywiście) były najważniejsze. Większość swojego życia kapłańskiego poświęcił na głoszenie nauk i rekolekcji. Był to bardzo intensywny dla niego czas. Potrafił głosić od kilku do kilkunastu nauk dziennie – dopóki miał na to siły.
Jego słowa nigdy nie były puste, zawsze miały sens i niosły przesłanie wiary i prawdy o Bogu i Ewangelii. Troszczył się o ludzi i ich zbawienie. Ufał w Boże miłosierdzie, pomoc Ducha Świętego i Maryi. Wszystkie decyzje, rekolekcje i inicjatywy przemodlał. Często noce spędzał w kaplicy przed Najświętszym Sakramentem.
Każdy jego przyjazd do domu to były wspaniałe, nasze rodzinne rekolekcje: chłonęliśmy życiorysy świętych, fragmenty Pisma Świętego i prawdy wiary. Stanisław był troskliwy, ale jeśli chodzi o sprawy wiary – to bardzo wymagający. Nie było mowy, aby odpuścić sobie kiedykolwiek koronkę o godz. 15, żadnego wytłumaczenia, aby opuścić różaniec. O Fatimie mógł mówić bez końca! Oprócz fascynacji matematyką, muzyką, szachami, wędrówkami górskimi i wspinaczkami – interesował się prawdziwą historią Polski, którą kochał.
Stanisław miał niebywałą zdolność łączenia faktów i wnioskowania. Doktorat z filozofii i licencjat z mariologii to była wyboista droga, ponieważ zawsze pojawiały się inne, ważniejsze sprawy. Nie miał czasu dla siebie, na swoją pracę naukową. Zawsze była potrzebna pomoc innym w potrzebie, wspieranie często w nocnych rozmowach, albo trzeba było iść na front, dawać świadectwo wiary, albo walczyć o prawdę. Zawsze można było na niego liczyć!
Dar, który otrzymał od Boga, to nieprzeciętny umysł. Był bardzo kreatywny w myśleniu. Miał wyjątkowy dar analizy, a jednocześnie zaskakującej syntezy faktów i treści. Potrafił porwać i zachwycić odkrywczym spojrzeniem na prawdy wiary czy na wydarzenia biblijne. Miał otwarty umysł. Zawsze mi tym imponował.
Heroizm w chorobie
Okres ten trwał długo. Choroba, która dopadła Stasia, była bardzo ciężka i podstępna. Wyniszczała systematycznie jego organizm. Bronił się, jak mógł – stawiał jej bezustannie opór. Uciążliwe diety, przygotowywanie posiłków. Pobyty w szpitalu coraz częstsze i dłuższe. Po ludzku brak szansy na wyzdrowienie, a jednak do końca ufaliśmy, że jednak się uda i będzie żył. On nigdy nie narzekał, choć przytłaczał go głaz cierpienia.
Ostatni etap jego ziemskiego życia – to dla nas wielka łaska. Jestem wdzięczna, że mógł być z nami.
Tu, w Poznaniu, zaczęło się jego powołanie dominikańskie i tu się zakończyło.
Warszawa – to ukochane jego miasto. Spędził tam większość życia kapłańskiego. Już w czasach studenckich z ojcem Honoriuszem tradycyjnie kończyliśmy każdy mazurski spływ kajakowy 1 sierpnia przy kwaterach powstańczych na Powązkach. Stolicę Stanisław ukochał bezgranicznie. Służył do końca w klasztorze służewieckim u Matki Bożej Żółkiewskiej, który kochał nad życie i zawsze tęsknił do sanktuarium, do akatystu, za który dzisiaj bardzo dziękuję… Marzeniem Stasia było, żeby podczas pogrzebu był zaśpiewany akatyst.
Podziękowania
W imieniu mamy, siostry i swoim pragnę serdecznie podziękować wszystkim, którzy zawsze wspierali Stasia, z oddaniem i sercem towarzyszyli mu na drodze cierpienia. Dziękuję ludziom, którzy wspierali go modlitwą, pomocą, darami, ratowali w chorobie, leczyli.
Królowo Różańca Świętego – opiekunko Zakonu Kaznodziejskiego Świętego Dominika i Świętego Jacka, oraz błogosławiony ojcze Michale Czartoryski, wprowadźcie Go przed oblicze Trójcy Świętej. Amen.
Do zobaczenia w niebie, Stasiu, mam nadzieję.