W niedzielę 13 września 2015 r., w samo południe, wyruszyłem spod mojego kościoła pod wezwaniem św. Jana Pawła II w Luboniu na moją kolejną pieszą pielgrzymkę. Tym razem za cel obrałem sobie belgijske miasto Brugia, w którym znajduje się sanktuarium Najświętszej Krwi Chrystusa.
Jest w nim przechowywana fiolka z zakrzepniętą krwią naszego Zbawiciela, którą Józef z Arymatei zebrał po ukrzyżowaniu, a później w wyniku wielu zawirowań historii trafiła właśnie tam. Trasę mego marszu wytyczyłem również przez inne znane chrześcijaństwu miejsca, jak Katedra św. Piotra i Najświętszej Marii Panny w Kolonii, w której znajduje się relikwiarz ze szczątkami Trzech Króli, którzy oddali hołd nowonarodzonemu Jezusowi, a także przez Aachen, czyli Akwizgran, gdzie również stoi katedra kryjąca wiele relikwi, między innymi suknię Maryi, którą miała na sobie, kiedy urodziła Chrystusa, płótno, w które Go zawinęła, a także płótno, którym był On przepasany, gdy umierał na krzyżu.
Może właśnie dlatego, że miałem iść przez miejsca, które w jakiś sposób były związane z narodzinami i śmiercią naszego Pana, postanowiłem iść tym razem w intencji wszystkich nienarodzonych dzieci, które zostały zabite jeszcze przed swoim narodzeniem, aby wszyscy ludzie zrozumieli, jak wielkim złem jest aborcja. Swoje zmęczenie i ból postanowiłem ofiarować za nawrócenie tych, którzy dokonali tego czynu, aby zrozumieli, że tylko Krew Zbawiciela może zmyć z nich ten grzech. Chciałem iść przez Europę z hasłem „Stop aborcji!”, aby ludzie wreszcie zrozumieli, jak wielkim jest ona złem. W tym celu, kiedy przechodziłem przez większe miasta, zakładałem charakterystyczną, żółto-czerwoną koszulkę Fundacji Pro–Prawo do Życia.
Do granicy niemieckiej szedłem przez 3 dni. Pierwszego dnia doszedłem do Opalenicy, pod którą rozbiłem namiot. Następnego dnia, po pokonaniu ponad 80 kilometów, trafiłem do Świebodzina. Całe szczęście, że mam tam ciocię, u której przenocowałem i zregenerowałem siły, by nastepnego dnia, po Mszy świętej w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia i nawiedzeniu figury Chrystusa Króla, wyruszyć w dalszą drogę do Rzepina. W mieście tym mieszkałem do 4. roku życia. Tam też udało mi się przenocować, tym razem u mojej przyszywanej cioci, ale był to koniec moich luksusów. Dalej musiał mi wystarczyć już tylko namiot, który rozbijałem przed zmrokiem w lasach. Kolejnego dnia, w południe, doszedłem do Słubic, w których się urodziłem, przeszedłem przez most na Odrze i znalazłem się we Frankfurcie. Tam trafiłem na szlak do Santiago de Compostella, którym przez jakiś czas szedłem, jednak w końcu gdzieś go zgubiłem, albo po prostu on zniknął, bo nikt nim nie chodzi. Przez następne 11 dni kroczyłem po niemieckiej ziemi.
Trochę obawiałem się, co mnie na niej spotka, bo media i internet rozpętały histerię przeciwko uchodźcom. Jednak muszę przyznać, że na trasie mojego marszu spotkałem ich tylko w jednym ośrodku, który mijałem po drodze, i byli oni bardzo spokojni. Może dlatego, że starałem się iść bocznymi drogami i przez mniejsze brandenburskie i saksońskie miasta, takie jak: Briesen, Starkow, Trebbin, Beelitz, Belzig i Schónebeck, gdzie przeszedłem przez most na Łabie.
Następnie szedłem przez pełne średniowiecznych kościołów miasto Halberstadt, w stronę gór Hartzu, po których przejściu udałem się przez Duderstadt, skąd, po ominięciu bokiem Getyngi, udałem się do Kassel, a następnie, przez Korbach, górzysty Winterberg, Schmalenberg i Lennenstadt, zszedłem z gór do Olpe. Dalej, przez Gummersbach i Overath, już do samej Kolonii, gdzie po przejściu przez most na Renie dotarłem w końcu do Katedry pw. św. Piotra i Najświętszej Maryi Panny, aby oddać hołd relikwiom tych, którzy jako pierwsi oddali hołd naszemu Zbawcy.
Pokonanie ponad 800 kilometrów z Lubonia do Kolonii zajęło mi 14 dni. Przez ten czas szedłem różnymi drogami: od zwykłych polnych, przez rowerowe, na drogach szybkiego ruchu kończąc. Dwa razy zdarzyło się, że ściągała mnie z nich policja. Idąc przez Niemcy, zrozumiałem, dlaczego tak bardzo są im potrzebni emigranci, do tego stopnia, że przestali myśleć o zagrożeniach, jakie oni ze sobą mogą nieść. Większość wschodnio-niemieckich miast wygląda bowiem jak wymarła, straszą całe puste osiedla, w których nie ma kto mieszkać. Gołym okiem widać, że jeśli coś się nie stanie, to w przeciągu kilkunastu lat te miasta wymrą. Z drugiej strony, mijałem też miasta pełne gwaru i bawiących się dzieci na ulicach.
Nie wiedziałem już, co jest grane. Skąd nagle tu takie życie? Dopiero po jakimś czasie zwróciłem uwagę na ciemniejszą karnację tych dzieci i docierało do mnie, że te gwarne miasta w większości zasiedlane są przez tureckich emigrantów. Nie było tam widać żadnych rodowitych Niemców. Stawiając na dobrobyt, hedonistyczne podejście do życia, pragnienie luksusu i wygody, zapomnieli oni o tym, że najważniejsze są miłość i rodzina, którą ona tworzy, której konsekwencją powinny być dzieci. Jednak tam nie ma dzieci, natomiast całkiem normalną rzeczą stała się aborcja. Ten stan trwa dalej, bo mało komu nie chce się rodzić i wychowywać dzieci. Znacznie łatwiej jest wygodnie sobie żyć, bez żadnych obowiązków, i myśleć o tym, żeby inni robili to za nich. A przecież po to przyszliśmy na ten świat, aby kochać i dawać życie innym, aby mogli żyć na chwałę Pana Boga. Z pewnością nie po to, aby myśleć o karierze, zarabianiu pieniędzy i przyjemnościach. Szkoda, że Niemcy, zamiast inwestować w rodzinę i tradycyjne wartości chrześcijańskie, zaczęli z nadzieją witać przybywających tam uchodźców, którzy zaludnią Europę i tym samym zmienią jej oblicze i zislamizują ją zupełnie.
Katedra w Kolonii
Ale wracajmy do Kolonii. Docieram do katedry około 18.00, jest przed nią pełno ludzi. Wchodzę do środka, zwiedzam i jak zawsze budowla robi na mnie wielkie wrażenie. Klękam przed relikwiarzem Trzech Króli i oddaję im cześć. Ich relikwie mają piękną historię: zostały najpierw znalezione na Ziemii Świętej przez matkę cesarza Konstantyna św. Helenę, razem z relikwiami Krzyża Świętego. Następnie trafiły do Konstantynopola, skąd przewieziono je do Mediolanu. W 1164 roku trafiły w ręce cesarza Fryderyka Barbarossy, który podbił miasto. Ten następnie ofiarował je arcybiskupowi Kolonii (w 2014 roku obchodzono 850. rocznicę tego wydarzenia). Od tego czasu rośnie prestiż miasta, które staje się jednym z najbardziej znanych miejsc pielgrzymkowych w średniowiecznej Europie, co staje się impulsem do budowy wielkiej katedry, która mogłaby pomieścić rzesze pielgrzymów. Rozpoczęto ją w 1248 roku i trwała z przerwami ponad 600 lat, do 1880 roku. Przez ten czas powstała jedna z największych katedr na świecie. Jej wieże mają ponad 157 metrów i są drugimi najwyższymi na świecie. Mało kto wie, że w złotym relikwiarzu, który jest największym, jaki powstał w średniowieczu, oprócz Kacpra, Melchiora i Baltazara spoczywają jeszcze relikwie świętych: Nabora, Feliksa i Grzegorza ze Spoleto, zmarłych śmiercią męczeńską w IV wieku. Podziwiam jeszcze sklepienia, kolumny i przepiękne witraże, by w końcu wyjść na zewnątrz, aby spojrzeć na wysokie wieże, piękne figury i zdobienia. Później udaję się w dalszą drogę, aby jeszcze przed zmrokiem wyjść jak najdalej z miasta i móc się rozbić pod namiotem.
Katedra w Aachen
Następnego dnia, a właściwie jeszcze w nocy, bo wstałem o 3.00 nad ranem, udałem się w dalszą drogę. Była niedziela i chciałem dotrzeć do katedry w Aachen, czyli w Akwizgranie, aby być tam na Mszy świętej. Jednak w samo południe, gdy przechodziłem przez miasto Duren, usłyszałem bicie dzwonów w jednym z tamtejszych kościołów. Nie mogłem się oprzeć i poszedłem tam na Mszę. Całe szczęście, bo gdy dotarłem do katedry w Aachen około 18.00, okazało się, że nie ma tam wieczornej liturgii. Jednak pobyt tam i tak wywarł na mnie bardzo wielkie wrażenie, mimo że byłem tam po raz drugi, po 11 latach. Tym razem wszystko było wyremontowane i wyeksponowane, i mogłem spokojnie i dowoli modlić się przed relikwiarzem z płótnem, którym był przepasany Chrystus, gdy skonał na krzyżu, a także z suknią Maryi, którą miała na sobie, gdy Go rodziła, i chustą, którą Go przewijała. Jest tam również chusta, w którą zawinięto ściętą głowę Jana Chrzciciela, a także relikwiarz z ciałem cesarza Karola Wielkiego, który ufundował tę katedrę. Początkowo władca ten został ogłoszony świętym, jednak potem uznano go „tylko” błogosławionym.
Są to jedne z najważniejszych relikwii w chrześcijaństwie. Zostały tam sprowadzone w 799 roku przez Karola Wielkiego, który otrzymał je od patriarchy Jerozolimy. Od 1349 roku są udostępniane do publicznej adoracji przez wiernych co 7 lat. Ostatni raz miało to miejsce od 20 do 29 czerwca 2014 roku. Badania naukowców potwierdziły ich autentyczność, dowodząc, że tkaniny te pochodzą z Bliskiego Wschodu i mają około 2000 lat. Adorowałem dość długo wszystkie te relikwie, aż do zamknięcia katedry o godzinie 20.00. Przez to nie zdążyłem wyjść z miasta przed zmrokiem i musiałem rozbić namiot w jakimś parku.
Następnego dnia wcześnie rano przekroczyłem granicę niemiecko-holenderską i doszedłem do Mastricht, by następnie przejść jeszcze granicę holendersko-belgijską, na rzece Mozie. Byłem już coraz bliżej mego celu – Brugii, czyli Jego Krwi, która może zmyć wszystkie nasze grzechy.