Przy drodze łączącej miasto Buk z miejscowością Dobieżyn stoją obok siebie dwie figury Maryi. Na cokole statua Maryi Niepokalanej, a obok niej posąg Matki Bożej, Wspomożycielki Wiernych. Ta druga nie ma dłoni, a czerwona farba, niczym ślady krwi, podpowiada, że wiążą się z nią jakieś dramatyczne wydarzenia…
Historię figury opowiedział nam mieszkający w jej pobliżu Stanisław Targosz, który wraz z małżonką Zofią, na początku 1990 roku rozpoczął starania o możliwość postawienia figury Matki Bożej. Miała ona stanąć w miejscu, gdzie przed II wojną światową stała inna figura Maryi, ufundowana ok. 1900-1903 r. przez Agnieszkę i Stanisława Piętków. Państwo Targoszowie nabyli w Nowej Soli figurę i rozpoczęli przygotowania do jej ustawienia. Do pomocy zgłosili się wszyscy sąsiedzi: Ossowscy, Steinke, Wiśniewscy, Nagórscy.
Wówczas sprawy zaczęły przybierać niespodziewany obrót. Najpierw w gospodarstwie Maćkowiaków znaleziono ośmiokątny cokół, na którym stała przedwojenna figura. Mieszkańcy Dobieżyna zaczęli kojarzyć fakty. Ujawnili się świadkowie dramatycznych wydarzeń, jakie rozegrały się tutaj na początku II wojny światowej.
Upadek
Wśród nich był Czesław Prokop, pracujący u pewnego Niemca. W świetle jego relacji, ów Niemiec, wracając pijany z Buku, zatrzymał się przed figurą Maryi i zaczął do niej strzelać. Mierzył najprawdopodobniej do figurki Dzieciątka Jezus, którą Maryja trzymała w rękach. Cała figura została strącona z cokołu i rozpadła się na kilka części.
Niemiec rozkazał mieszkającemu nieopodal Walentemu Maćkowiakowi, aby zebrał części figury i utopił je w odległym bagnie. Stary Maćkowiak nie posłuchał jednak rozkazu i nocą, po kryjomu, wywiózł figurę w nieznane miejsce.
Kiedy w 1990 r. odnalazł się w jego gospodarstwie cokół, na którym stała Madonna, Stanisław Targosz postanowił za zgodą jego syna, Bogusława Maćkowiaka, przekopać ogród w poszukiwaniu figury. Ponieważ rozpoczęły się już żniwa i było mnóstwo pracy, jego znajomy, Henryk Kudlak rzekł: „Ty idź młócić, a ja pójdę kopać”.
Początkowo poszukiwania nie przynosiły efektu, jednak przypadkowe uderzenie łopaty pod krzakiem bukszpanu uchyliło rąbka tajemnicy. Na niewielkiej głębokości odnaleziono różne elementy figury, ale bez Dzieciątka, dłoni i głowy Madonny oraz bez berła… Mimo to zdecydowano, że pozostałości starej figury zostaną umieszczone obok nowej. Obie poświęcił 8 września 1990 ks. Jan Majchrzak, ówczesny proboszcz bukowskiej parafii.
Sprawa miała jednak swój dalszy bieg! W tym czasie o istnieniu głowy figury przypomniała sobie pani Dymna. Opowiedziała, że w dniu zniszczenia posągu, wracała z kościoła z babcią. Rzekła jej ona: „Chodź dziewczę, chociaż tę główkę schowamy”. Ukryły głowę posągu w chuście, a potem w czworakach na strychu. I rzeczywiście, w 1990 r. za jedną z belek odnaleziono głowę, owiniętą w niemiecką gazetę!
Nadal brakowało jednak Dzieciątka Jezus, dłoni i berła, które – jak sugerują świadkowie – kule karabinu roztrzaskały „w drobny mak”. Dlatego na figurze, po jej renowacji, namalowano krwawiące rany…
Co się zaś stało z Niemcem, który strzelał do Madonny? Wkrótce po tych dramatycznych wydarzeniach został powołany do wojska. Wrócił do Dobieżyna… bez lewej ręki, prawa była sparaliżowana.
Wkrótce zbiegł do Niemiec, w obawie przed nadciągającymi Rosjanami. Jego dalsze losy pozostają nieznane.
Tymczasem w Dobieżynie we wrześniu 2015 roku upłynęło 25 lat od ufundowania nowej figury i odnalezienia starej!