Rozmawiamy z ks. dr. Janem Glapiakiem, który obok wielu funkcji w Archidiecezji Poznańskiej, od 2012 roku jest także asystentem kościelnym „Królowej Różańca Świętego”.
Oprócz licznych funkcji w Kurii Metropolitalnej w Poznaniu, związanych m.in. z dyscypliną sakramentów oraz roli obrońcy węzła małżeńskiego w Sądzie Duchownym, jest Ksiądz także diecezjalnym moderatorem Żywego Różańca. Na czym polega Księdza posługa w tej dziedzinie?
W grudniu minie już dziesięć lat, odkąd otrzymałem to zadanie od księdza arcybiskupa. Wcześniej nie było takiej funkcji w naszej diecezji. Moją pracę rozumiem jako pomoc dla proboszczów, którzy są opiekunami parafialnych wspólnot Żywego Różańca. Często podkreślam, że są to wspólnoty parafialne, a ja służę pomocą w tym znaczeniu, że kiedy mnie zaproszą, to jadę z kazaniami i mówię o wielkości modlitwy różańcowej, zachęcam do wspólnotowego odmawiania różańca, bo taką właśnie formą jest Żywy Różaniec, i na tę wspólnotę kładę akcent.
Organizuję też rekolekcje i spotkania modlitewno-formacyjne dla członków Żywego Różańca, zwłaszcza dla zelatorów i nadzelatorów. Zelator stoi na czele dwudziestoosobowej róży, natomiast nadzelator czuwa nad całą wspólnotą Żywego Różańca w parafii.
Są parafie, gdzie jest tylko jedna róża i są parafie, gdzie jest czterdzieści róż Żywego Różańca. Mówię im: „Wy nie czekajcie, aż proboszcz wam wszystko zorganizuje, podpowie, wy musicie działać. Bierzcie sprawy w swoje ręce!” Oczywiście zawsze za wiedzą i pod kierownictwem księdza proboszcza, który jest opiekunem tej wspólnoty. I wiem, co mówię, bo odwiedzając parafie, widzę, że tam gdzie jest taka „szefowa”, ta nadzelatorka, albo taki „szef”, który ma pomysły, ma energię i chce mu się działać, to naprawdę ta wspólnota Żywego Różańca jest żywa. I oni nie tylko wtedy się modlą, ale też angażują się w dzieła charytatywne i apostolskie w parafii, organizują wspólne pielgrzymki. O to właśnie chodzi: żeby ta modlitwa różańcowa stawała się też naszym życiem, konkretną chrześcijańską postawą.
Kiedy rozważamy tajemnice światła, to mamy być świadkami tych tajemnic, mamy być apostołami, i tak właśnie często się dzieje w tych parafiach; że ci, którzy należą do Żywego Różańca, nie ograniczają się tylko do modlitwy, ale udzielają też w Caritasie i w innych wspólnotach. Te same osoby działają na różnych frontach.
Jakie Żywy Różaniec ma tendencje statystyczne, czy liczba róż wzrasta, czy „wymiera”? Bo generalnie mówi się, że w różach są przede wszystkim starsi ludzie.
Niestety, większość to starsze osoby. A czy ten ruch wzrasta, czy wymiera? Ja bym powiedział, że jest w nim teraz ożywienie. Do wspólnot Żywego Różańca w naszej archidiecezji należy osiemdziesiąt tysięcy osób. Są takie parafie, w których ta wspólnota w ostatnim czasie się powiększyła. Zawsze też bardzo się cieszę, gdy zauważam, że w Żywym Różańcu są mężczyźni. I tak życzę każdej parafii, aby była w niej przynajmniej jedna męska róża.
Jak to wygląda w stosunku proporcjonalnym?
Są nieliczne parafie, gdzie tych męskich róż jest tyle co kobiecych, ale to są wyjątki. Dużo zależy od tradycji jaka się wytworzyła w parafii i od tego jak proboszcz tej sprawy pilnuje. Jest właśnie tradycją, że kiedy umiera matka, to córka podejmuje jakby tę sztafetę i wstępuje do Żywego Różańca w jej miejsce; bo w danej parafii zawsze tak było, że ktoś z domu był w Żywym Różańcu.
Owszem, są i takie parafie, np. tutaj w Poznaniu, gdzie wierni choć modlą się na różańcu, to nie chcą przynależeć do wspólnoty. Mówią: „Ja się modlę na różańcu, i samemu, i z Radiem Maryja, więc po co mam należeć do Żywego Różańca?”. Dlatego, kiedy głoszę kazania po parafiach, to mocno akcentuję wartość tej wspólnotowej modlitwy. – „Gdzie dwaj albo trzej są zgromadzeni w imię moje, tam jestem pośród nich”. Poza tym, Żywy Różaniec jest świadectwem wobec całej parafii o potrzebie modlitwy w naszym życiu. W wielu parafiach jest tak, że proboszcz zapowiada, iż w przyszłą niedzielę przed mszą św. różaniec poprowadzi kolejna róża Żywego Różańca. Wówczas reszta wiernych słyszy, że jest tam w ogóle taka wspólnota. Tutaj dużo zależy od podejścia proboszcza.
Zawsze podkreślam, że szczęśliwy ten proboszcz, ten wikariusz, ci katecheci, którzy są na froncie działalności duszpasterskiej, a którzy codziennie, regularnie omodleni są przez wspólnotę Żywego Różańca. Bo choćby nie wiem jak się starali, jeśli Pan Bóg nie pobłogosławi, to i tak ich wysiłek będzie marny. Owszem, intencji w Żywym Różańcu jest wiele, ale ta o skuteczność duszpasterstwa parafialnego zawsze musi być jedną z pierwszych. I to jest taka nasza wspólna odpowiedzialność za parafię, za tego drugiego człowieka, może zwłaszcza za tego, który na niedzielną mszę św. nie przyjdzie. Ale mnie musi zależeć na tym, aby on też się zbawił, aby on też kiedyś ze mną był w niebie. I o to się modlę. Jeśli już inaczej nie mogę mu pomóc, to chociażby dobrym przykładem mojego życia i modlitwą; a Pan Bóg dokona reszty. Wierzę przecież w moc modlitwy.
Mija dziesięć lat od Roku Różańca ogłoszonego przez Jana Pawła II. Jak z perspektywy tego czasu możemy oceniać owoce Roku i Listu o różańcu?
Starałem się, żeby do świadomości wiernych należących do Żywego Różańca, mocno dotarło to, jak bardzo Ojciec Święty kochał modlitwę różańcową, jak często ją praktykował i jak bardzo mu zależało, żeby nam przypomnieć o jej wielkości. Przypomnieć całemu katolickiemu światu, bo dokument, który został wydany z okazji Roku Różańca Świętego, czyli List apostolski Rosarium Virginis Mariae o Różańcu Świętym, został skierowany do całego katolickiego świata.
Sam fakt, że Ojciec Święty swój jubileuszowy, 25. rok pontyfikatu nazwał Rokiem Różańca, było podkreśleniem wielkości tej modlitwy. W tym dokumencie Jan Paweł II dał osobiste świadectwo, czym dla niego był różaniec i jak wiele tej modlitwie zawdzięczał od najmłodszych lat. Ojcu Świętemu zależało, aby jego doświadczenie piękna i mocy różańca, stało się także naszym doświadczeniem. Żebyśmy i my zakosztowali tej modlitwy i tak sobie organizowali czas, aby starczyło go przynajmniej na tę jedną dziesiątkę różańca dziennie.
Mówię tutaj w nawiązaniu do Żywego Różańca, gdzie jest obowiązek odmówienia jednej dziesiątki różańca dziennie i rozważenia jednej tajemnicy. W życiu tych, którzy tak się modlą, sprawdzają się ewangeliczne słowa, na pozór może trudne do zrozumienia: „Kto ma, temu będzie dodane”. Bo kto posmakował tej modlitwy, ten na nowo jej szuka, a szukając, tak sobie organizuje czas, by te kilka minut wygospodarować, a Pan Bóg mu swe łaski jeszcze dokłada. Biedny zaś ten, który w ogóle nie skosztował, bo nawet nie wie co traci. Dlatego jedyny sposób, by zakosztować tej modlitwy, to po prostu zacząć się modlić.
Jan Paweł II nie był pierwszym papieżem, który tak bardzo wyróżnił modlitwę różańcową, wpisuje się natomiast w poczet tych papieży, którzy tę modlitwę wychwalali. Cytował np. papieża Pawła VI, który to z kolei cytował Pismo Święte: „Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie” i chce przez to powiedzieć, że nie w ilości powtarzanych formuł modlitewnych leży istota modlitwy różańcowej, tylko w medytacji, w kontemplacji, w rozmyślaniu, w zastanawianiu się nad tajemnicami naszego zbawienia zapisanymi na kartach Ewangelii. Jakie one mają odniesienie do mnie, konkretnego człowieka, dzisiaj żyjącego, z takimi radościami, z takimi smutkami. I zastanawiam się jak ja mam przeżywać tę tajemnicę, żeby siebie zbawić, żeby pomóc się zbawić innym? Żeby ta modlitwa mnie przemieniała, żeby z tych rozważań, tych myśli, rodziły się słowa, czyny i prawdziwie chrześcijańska postawa.
Modlitwa nas przemienia. Ja wierzę, że tak jest, jeśli ktoś się dobrze modli na różańcu. Niektórzy się boją tej modlitwy, bo jej nie rozumieją, myślą, że chodzi tylko o odklepanie zdrowasiek. A tu chodzi o trwanie przy Bogu, jednoczenie się z Nim. To rytmiczne powtarzanie zdrowasiek jest melodią, która pomaga nam się wyciszyć i jakby nastroić na tę falę, na której przemawia do nas sam Bóg. I kto się tak modli, ten doświadczy, że na początku trudno się skupić, ale potem przy drugiej, trzeciej dziesiątce różańca człowiek się wycisza i jakby czuje tę bliskość Boga, do tego stopnia, że chciałby powiedzieć: „Dobrze nam tu być, Panie”, jak uczniowie na górze Tabor mówili.
To jest łaska, kiedy człowiek doświadcza w ten sposób różańca. Ale nie zawsze tak jest. A może nawet bardziej się Panu Bogu podoba, kiedy trudno jest się skupić i trzeba się wysilać, aby coś przeżyć? Może akurat ten trud ofiarowany Bogu będzie najbardziej owocny?
Co Ksiądz sądzi o nowennie pompejańskiej?
Kogo na to stać, ten niech praktykuje, niech się modli. Jeśli rzeczywiście człowiek bardzo pragnie danej łaski, to jest zdolny do takiego wysiłku, że nawet trzy albo cztery części różańca jest w stanie codziennie odmówić przez tyle kolejnych dni. Myślę, że ten zapał jest proporcjonalny do pragnienia otrzymania łaski i sytuacji, w której się człowiek znalazł. Zresztą nie chodzi tu jedynie o siebie samego, bo można przecież tę modlitwę ofiarować za kogoś. I to będzie moim zdaniem szczególny dowód miłości, jeżeli ktoś potrafi dokonać takiego wysiłku w intencji innej osoby.
Oczywiście punktem wyjścia jest wiara w moc modlitwy. Owszem, może się zdarzyć, że ktoś będzie w pewien sposób wystawiał Pana Boga na próbę, że zobaczymy, odprawię, może się spełni. Ale nawet i wtedy, kiedy by chciał potraktować Pana Boga na zasadzie straży pożarnej – jak Pan Bóg potrzebny, to Go szybko wołam – to też tylko na dobre mu to wyjdzie. Zresztą Pan Bóg szuka różnych sposobów, żeby człowieka do siebie przyprowadzić.
Na koniec może jakaś osobista refleksja o miejscu różańca w Księdza życiu?
Jako ministrant chodziłem na nabożeństwa październikowe. Odpowiedni klimat tych nabożeństwach, taki, który pozwala się skupić: i półmrok, i kadzidło, i śpiewy, i to wszystko przed Najświętszym Sakramentem. Każdy, kto w tym uczestniczy i to przeżywa, to rozumie. Mnie nigdy nikt nie musiał do różańca jakoś specjalnie zapraszać. Myślę, że to taka łaska, że zawsze chętnie się na różańcu modliłem. Byłem zdziwiony, jak kiedyś podczas rozmowy z jedną siostrą zakonną okazało się, że ona w ogóle nie modli się na różańcu, bo go nie lubi. Dziwne, prawda? Ale wytłumaczyła mi, że ona jest z Kaszub, a tam wpływy protestanckie, że tam nie modlili się na różańcu. Myślę, że z samego niezrozumienia tej modlitwy wynikała taka niechęć. Jakże potem mi było miło, kiedy po latach dostałem od tej siostry wiadomość, że już modli się na różańcu i że nawet tę modlitwę polubiła. Jak mówiłem, to łaska i do tego się nikogo nie przymusi.
Muszę podkreślić jeszcze ten nurt maryjny w moim życiu, bo tym się rzeczywiście chlubię, że z Matką Bożą od początku trzymałem. W końcu pochodzę z parafii pod wezwaniem Matki Bożej Pocieszenia, z sanktuarium w Górce Duchownej koło Leszna, i tam się wychowywałem, jakby w cieniu sanktuarium maryjnego. Zawsze było mi blisko do Matki Bożej. I potem w seminarium też. Kiedy obmyśliwałem, jaki zrobić sobie obrazek prymicyjny, to wziąłem słowa „Niewiasto, oto syn Twój”, „Oto Matka twoja”. Chociażby dlatego, że moim patronem jest święty Jan Apostoł, który stał pod krzyżem i otrzymał Matkę Chrystusową jako swoją Matkę.
Serdecznie dziękuję Księdzu za rozmowę!
Odwieczne podziękowanie,matce Boskiej i Księdzu Janowi Glapiakowi,za mój powrót do życia po 10 dniowej śpiączce wynik wypadku samochodowego w wieku 23 lat, i zmianie życia,która całkowicie dokonała się po mym zawale 21 sierpnia 2019 roku który miał miejsce w mieście Paryż w którym mieszkam od lat,pisząc,wiersze,książki i występując jako biały mim u podnóża Bazyliki Sacre coeur.z wyrazami szacunku i dozgonnym poważaniem Arkadiusz Żyła