30 czerwca w sanktuarium w Pompejach, a także w wielu włoskich i zagranicznych miastach,
miała rozpocząć się pobożna praktyka piętnastu sobót różańcowych, zwieńczonych wielkimi październikowymi uroczystościami. To właśnie w przeddzień pierwszej soboty różańcowej, Królowa Niebios postanowiła dać ludowi Mandurii pewien cudowny znak, wyrażając w ten sposób
swoje zadowolenie z ćwiczeń duchowych, jakie jej ukochane dzieci podejmowały przez trzy
kolejne miesiące ku czci Matki Bożej w sanktuarium w Pompejach oraz w tysiącach różnych miejsc.
Mowa tu o doskonaleniu się w pobożności, czyli o tym, co rok później papież Leon XIII miał rozpowszechnić na świecie za pomocą dekretu z 21 września 1889 roku.
Młoda, dwudziestoczteroletnia Angela Massafra od trzech lat była przykuta do łoża. Zniedołężniała, dotknięta całkowitym paraliżem i różnymi ranami w końcu utraciła wszystkie siły. Lekarze dawno się poddali, a zaświadczenie lekarskie wydane przez Tommaso Massariego potwierdzało brak nadziei na poprawę jej stanu zdrowia.
Sama schorowana pacjentka gotowa była umrzeć. Już pod koniec czerwca 1888 roku przyjęła wiatyk i sakrament ostatniego namaszczenia. Nigdy jednak nie opuściła modlitwy różańcowej i do końca otaczała czcią wizerunek Matki Bożej Pompejańskiej, której bezustannie się polecała.
Znajdując się u kresu życia, przybliżając z każdą kolejną godziną do śmierci, pewnego wieczoru ujrzała w drzwiach swojego pokoju nieznaną jej kobietę, która podeszła do łóżka, jak gdyby przyszła w odwiedziny, i oddaliła się, nie mówiąc ani słowa. Angela powiadomiła o zdarzeniu rodzinę, która nie przywiązała do tego żadnej wagi, uważając, że były to halucynacje wynikające z osłabienia organów.
29 czerwca wieczorem, a był to piątek poprzedzający sobotę rozpoczynającą nabożeństwo sobót różańcowych, Angela ujrzała tę samą kobietę w lśniąco białej szacie, która w postawie wyrażającej dobroć i współczucie weszła do pokoju, zbliżyła się do łóżka i usiadła obok niej.
Młodą dziewczynę najpierw ogarnął strach, ponieważ nie wiedziała, kim była ta tajemnicza postać ani w jakim celu złożyła jej wizytę. Chwilę później zauważyła jednak, że nieznajoma kobieta, wstawszy z krzesła, postawiła na łóżku alabastrowy wazon pełen kwiatów – lilii i, nie rzekłszy ani słowa, rozsypała ich część po łóżku. Było ich piętnaście, a na każdej z nich jak na karteczce widniał napis składający się z dwóch słów: „piętnaście sobót”.
Niezwykła i tajemnicza kobieta, która do tej pory działała w milczeniu, zwróciła się ku niedołężnej Angeli i wskazując palcem na napis, odsłoniła się i przemówiła do niej. Okazało się, że była to właśnie Matka Boża Różańcowa z Pompejów. Spowiednik dziewczyny dotkniętej kalectwem, zachowując ostrożność, postanowił nie publikować słów wypowiedzianych przez Matkę Bożą. Jedna rzecz jest jednak pewna: Królowa Różańca Świętego ma szczególne upodobanie do sposobu, w jaki czci się ją na świecie, a zwłaszcza w jej ulubionym sanktuarium w Pompejach. Co więcej, obdarza ona wielkimi łaskami tych, którzy wielbią ją, praktykując nabożeństwo sobót różańcowych.
Matka Boża Pompejańska niejako na dowód, że nigdy nie zstępuje do wzywających ją dzieci bez wcześniejszego znaku swojej troski i miłosierdzia, również materialnego, z niewypowiedzianą dobrocią zdjęła chustę z głowy i osuszyła nią całe ciało Angeli. Osłupiała dziewczyna, odczuwając zbożną bojaźń, nie była w stanie wykrztusić z siebie ani słowa.
Skończywszy swoją czynność, Matka Boża pozbierała rozłożone na łóżku lilie, obróciła się w stronę drzwi i oddaliła wolnym krokiem, zostawiając za sobą smugi światła.
Zdębiałą Angelę przepełniała nieopisana radość, a jej duszę zalała niebiańska słodycz. Nagle wyzdrowiała i nie mogła się doczekać poranka, żeby stanąć na własne nogi i krzyczeć na cały głos, że doszło do cudu.
Rankiem 30 czerwca, a była to pierwsza z piętnastu sobót różańcowych, Angela wstała z łóżka, próbowała poruszyć nogami, które przez ostatnie trzy lata odmawiały posłuszeństwa, i ku zdziwieniu swojemu i wszystkich obecnych, zrobiła pierwsze kroki. Samodzielnie się ubrała, a w chwili gdy opowiadała mamie o tym, co się wydarzyło, lekarz Tommaso Massari wszedł do mieszkania.
Widząc dziewczynę stojącą, ubraną i poruszającą się o własnych siłach, a także mając w pamięci, że dzień wcześniej bliżej jej było do śmierci niż do życia, Massari nie mógł się powstrzymać i wykrzyknął: „Cud! Istny cud!”.
Jednak gdy później pojawiło się zwątpienie, a lekarz znalazł czas, aby zastanowić się nad sprawą, nie wierzył w to, co widział na własne oczy i chciał nabrać pewności. Uważnie przebadał Angelę i obejrzał ją z każdej strony: ani śladu po ranach, osłabieniu, paraliżu. Nic nie dolegało już młodej dziewczynie, którą wszyscy spisali na straty.
Ona sama odczuwała, że w jej kościach, żyłach i wszystkich kończynach płynie nowe życie, zupełnie jakby się odrodziła. W zaistniałej sytuacji myślała tylko o tym, aby osobiście udać się do kościoła i podziękować swojej niebiańskiej Dobrodziejce.
Zatem niczym ktoś, kto nie rozpamiętuje przeszłości i zostawia ją za sobą, Angela postawiła sobie jeden wyraźny cel: być wdzięczną i dziękować Panu. Wyszła z domu jako zdrowa dziewczyna i bez niczyjej pomocy udała się prosto do kościoła.
Chodzącą pewnym krokiem Angelę, która od trzech lat leżała bezwładnie z owrzodzeniami żylakowymi, zatrzymywały spotykane po drodze osoby i otaczając ją, zadawały tysiące pytań.
Wiadomość o cudownym wydarzeniu rozeszła się w mgnieniu oka po całej Mandurii, a wielu mających małą wiarę w cuda po prostu milczało.
Od tamtego dnia liczba osób oddanych Dziewicy Różańcowej z Pompejów znacząco wzrosła, a co za tym idzie – jeszcze bardziej rozpowszechniło się nabożeństwo piętnastu sobót, tak mocno związane z Matką Bożą. Zaczęło się od tego, że wszyscy na własne oczy ujrzeli kogoś, kto doświadczył cudu dzięki wstawiennictwu tak cudotwórczej Królowej Uzdrowicielki.
Prawdziwość niezwykłego wydarzenia mającego miejsce w Mandurii potwierdziła nie tylko cała miejscowa ludność, lecz także wybitny lekarz, doktor Tommaso Massari, który opiekował się niedołężną pacjentką, a przede wszystkim tamtejszy szanowny ksiądz proboszcz i spowiednik młodej dziewczyny Leonardo Tarentini, który udzielił jej wiatyku i sakramentu ostatniego namaszczenia. Powyższe istotne świadectwa odnaleźć można w czasopiśmie „Il Rosario e la Nuova Pompei” („Różaniec i Nowe Pompeje”).
Zob. „Il Rosario e la Nuova Pompei”,
wrzesień, rok VI, 1889.