Metoda wychowawcza Bartola Longo

Mario Moscini trafił do zakładu wychowawczego w wieku siedmiu lat i po roku nie zdradzał żadnych oznak poprawy. Tak jak i inni został przez naukę zakwalifikowany jako przyszły zbrodniarz. Nie nawiązywał przyjaźni z resztą chłopców, ale, o dziwo, tylko jemu wałęsający się przy zakładzie wychowawczym kot pozwalał się głaskać i brać na ręce. Sam też miał koci charakter, był złośliwy i chytry, uśmiechał się ironicznie i tylko z kotem chciał robić sobie zdjęcia. Był mistrzem kłamstwa, potrafił na poczekaniu wymyślać niestworzone historie, które opowiadał z takimi szczegółami i obojętnością, że wyprowadzał w pole swoich przełożonych. Mario jako jedyny z chłopców nienawidził swojego ojca. Na własne oczy widział, jak zabił on jego matkę. Z tego powodu, jak zauważył Bartolo Longo, „nigdy nie przebaczał, a zemsta była mu rozkoszą. Odgrywał się zawsze, z wyrachowaniem, na zimno, a lubił już wcześniej dać do zrozumienia przeciwnikowi, że się zemści. Był prawie nieczuły na własne cierpienia, co psychiatrzy nazywają analgezją, i co ma też dowodzić, że ktoś z urodzenia ma nieczułość moralną, że nie rozróżnia dobra od zła” Któregoś dnia Bartolo zauważył pierwszy sygnał poprawy. Był już późny wieczór. Chłopcy jeszcze pracowali w drukarni, żeby dokończyć składanie książeczek. Dyrektor zwolnił ich z pracy i poszli się bawić. Tylko najmłodszy z nich składał arkusze papieru. Po pewnym czasie dyrektor spytał, czy ktoś zechce zastąpić go na chwilę. Kiedy nikt się nie zgłosił, zapytał ponownie: – Czy nikt nie ma litości nad najmłodszym kolegą? – Wtedy niespodziewanie zgłosił się Mario. Był to pierwszy zwiastun nadchodzącej przemiany.

Królowa Różańca Świętego nr 20Zamów to wydanie "Królowej Różańca Świętego"!

…i wspieraj katolickie czasopisma!

Zobacz Zamów PDF
Przez kolejny rok chłopiec przygotowywał się do Pierwszej Komunii. Bartolo opisał walkę, jaką stoczył Mario w dzień, kiedy miał przyjąć Pana Jezusa do swojego serca. Łaska Boża pomogła mu przemóc nienawiść, pozostał jednak jakiś wstręt do ojca. Sakramenty czyniły w nim stopniową przemianę, więc zawsze, kiedy ledwo mógł utrzymać swój trudny charakter na wodzy, szedł do spowiednika i przyjmował Komunię Świętą. Zmienił się nie do poznania: z tyrana wyrósł na obrońcę słabszych, pierwszy przebaczał i wstawiał się za kolegami u przełożonych. W święto Matki Bożej Pompejańskiej Bartolo zachęcił go, by pomodlił się za ojca i napisał do niego list. Mario przystał na tę propozycję. Odpowiedź przyszła szybko. Ojciec był przekonany, że syn nie czuł do niego nic poza nienawiścią. Ta wiadomość wlała w jego serce ogromną radość. Z wielkim żalem prosił o przebaczenie. Mario słuchał w milczeniu, jak Bartolo czyta list. Szybko zbladł, a z oczu popłynęły łzy. – Tato, mój tatusiu! – zajęczał. Zaraz razem uklękli, modląc się za nieszczęśliwego ojca. Kilka lat później, kiedy Mario szykował się do opuszczenia zakładu, Bartolo napisał: „Przeglądałem sprawozdania z ostatnich lat. Mario Moscini był zawsze prymusem i sprawował się najlepiej ze wszystkich”. Czy trzeba było większych dowodów skuteczności Bożej szkoły pod kierownictwem Bartola?

Fragmenty z książki „Bartolo Longo. Od kapłana szatana do apostoła różańca”.

5 1 głos
Oceń ten tekst
Photo of author

Marek

Woś

Redaktor naczelny KRŚ, polonista, filmoznawca, edytor, ekonomista, człowiek od "brudnej roboty".
Więcej tekstów tego autora

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x