Marianna Popiełuszko

Nikt z nas nie rodzi się i nie wyrasta na pustyni czy bezludnej wyspie. Na to, kim jesteśmy przez całe życie, decydujący wpływ ma nasza rodzina i otoczenie. Jeśli prześledzimy biografie wielu osób zasłużonych dla Kościoła, uderza to, że wiele z nich wychowało się w środowisku bardzo religijnym, gdzie Bóg i wiara były postawione na pierwszym miejscu. Można by wymienić tu dziesiątki przykładów.

Jednymi z takich osób, dla nas, Polaków, bardzo znaczących, są bł. ks. Jerzy Popiełuszko i jego rodzice, a zwłaszcza matka, Marianna. Charakterystyczna postać tej niewielkiej wzrostem, starszej kobiety na zawsze zespoliła się z postacią jej bohaterskiego syna, będąc widomym świadectwem nie tylko matczynego bólu, ale też, co chyba najważniejsze, niezłomności w niesieniu swego ziemskiego krzyża.

Marianna Popiełuszko w Królowej Różańca Świętego"

Marianna, z domu Gniedziejko, przyszła na świat w roku 1920, w pod­­białostockim Grodzisku. Istnieją różne wersje jej daty urodzin. W jej dokumentach widniał rok o dekadę wcześniejszy – 1910. Nie wiadomo, z jakich powodów tak się stało. W owych czasach powszechne było fałszowanie dat narodzin chłopców, by nieco później poszli do wojska. Ale w przypadku dziew­czynki? Jednak znamy prawidłową datę jej urodzin. Została ona zapisana w księdze chrzcielnej parafii w Suchowoli i jest to 7 listopada 1920 roku. Co prawda, oryginalny egzemplarz nie przetrwał pożogi wojennej, jednak został pieczołowicie odtworzony, dlatego też owa data nie budzi żadnych wątpliwości. Podawała ją zre­sztą sama zainteresowana. Chrzest odbył się się w parafialnym kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła, tym samym, gdzie ochrzczono potem jej dzieci.

Rodzice – Marianna z domu Kalinowska i Kazimierz – pochodzili z rodzin od pokoleń osiadłych na Podlasiu. Stryjecznym wujem Marianny miał być, wedle rodzinnej tradycji, Rafał Kalinowski, uczestnik powstania styczniowego, karmelita bosy, wyniesiony na ołtarze przez Jana Pawła II w 1983 roku. Fakt beatyfikacji został z ogromną radością przyjęty przez ks. Jerzego. Któż mógł przypuszczać, że i dla niego szykowana jest podobna droga…

Marianna i Kazimierz mieli siedmioro dzieci, z czego pierwsza trójka zmarła we wczesnym dzieciństwie. Przyszła matka Błogosławionego była pierwszym z potomków, które dożyły wieku dorosłego. Oddajmy jej głos: „Wiara była u nas twarda, w serce wbita każdemu, dziadom, pradziadom”. Wiara była twarda, bo też i ówczesne warunki życia takie były. W obliczu wszystkich codziennych trudności ludzie zwracali się ku Bogu i świętym.

Marianna i Kazimierz Popiełuszkowie, Fotografia z archiwum rodziny Popiełuszków udostępniona przez Pana dra Roberta Zadurę

Mała Marianna od najmłodszych lat uczestniczyła w życiu religijnym. Wraz z matką należała do działającego w parafii Bractwa Straży Honorowej Najświętszego Serca Pana Jezusa. Brała udział w uroczystościach i ludowych obrzędach, takich jak na przykład święcenie pól. Rodzice zabierali ją też na pielgrzymki do nieodległego sanktuarium maryjnego w Różanymstoku, które po latach wspominała szczególnie mile.

Dziewczynka uczęszczała do szkoły w Lewkach, około dwóch kilometrów od Grodziska. Była bardzo pilną uczennicą. W tym też okresie przeszła bardzo ciężką chorobę – tyfus. Jej młode życie zawisło na włosku. By ją ratować, rodzice sprze­dali krowę. Zabiegi medyczne okazały się nad wyraz skuteczne. Mała Marianna już nigdy więcej nie chorowała.

Dorosłość Marianny Popiełuszko

Prosty, skromny, aczkolwiek szczę­ś­liwy czas dzieciństwa zakończył się dramatycznie wraz z wybuchem II wojny światowej. Dorastająca już wówczas dziewczyna była świadkiem dziejowego dramatu, okupacji niemieckiej i sowieckiej, zagłady Żydów, eksterminacji miejscowej inteligencji. W wyniku zniszczeń Suchowola utraciła prawa miejskie, które odzyskała dopiero w latach 90. ubiegłego wieku. Barbarzyńcy hitlerowscy nie oszczędzili miejscowego kościoła. Wycofując się, wysadzili w powietrze jego front.

W 1942 r. Marianna wyszła za mąż. Wspominała zawsze, że powierzyła całkowicie swoje sprawy sercowe Maryi. Długo i gorąco modliła się o wskazanie jej właściwego człowieka. Kiedy więc w jej życiu pojawił się starszy o dziesięć lat Władysław, od razu czuła, że jest to ten, o którego prosiła Maryję. Władysław pochodził z tej samej parafii, więc zwią­zek małżeński zawarto w suchowolskim kościele parafialnym. Młodzi zamieszkali w Okopach, wraz z rodziną Władysława. Żyli takim trybem, do jakiego obydwoje byli przyzwyczajeni od maleńkości. Utrzy­manie dawało im siedemnastohektarowe gospodarstwo. Pracowali ciężko, znosząc represje ze strony władzy ludowej, nakazującej rolnikom obowiązkowe kontyngenty.

Matka kapłana

W 1947 r. urodził się Jerzy. Na chrzcie otrzymał imię Alfons, na cześć św. Alfonsa Liguoriego. To imię, mało w Polsce popularne, nosił brat Marianny – żołnierz AK, zamordowany przez Rosjan, zapamiętany w rodzinnych wspomnieniach jako prawy człowiek i patriota. Alfons, czyli przyszły ks. Jerzy, był jednym z pięciorga dzieci Marianny i Władysława. Niestety, już wtedy rodzina doświadczyła dramatu, jakim była śmierć niespełna dwuletniej córeczki Jadwisi. Matka przeżyła jej odejście bardzo ciężko, niemniej jednak nie mogła się załamać. Trzeba było trwać dalej. Pracować, wychowywać pozostałe dzieci.

Marianna dołożyła wszelkich starań, by przekazać im to, czym sama przesiąkła w dzieciństwie. Wedle jej słów: „Najważniejsze w życiu to dać dzieciom Boga”. Wiadomo, że jej marzeniem było, by jeden z jej synów został kapłanem. Modliła się o to. Z pewnością była szczęśliwa, obserwując, jak kształtuje się stopniowo duchowość małego Alka. Czuła, że jej prośby są wysłuchiwane.

Od najmłodszych lat cechowała Alka głęboka duchowość. Dużo czasu spędzał w kościele. Każdego dnia uczestniczył we mszy świętej. „Co widział w domu, to sam robił. Jakie ziarno zasiejesz, takie plony zbierasz” – to też słowa Marianny.

Chłopięca religijność nie spotkała się z przychylnością ze strony nauczycieli. W latach szkolnej nauki Alek, tak jak wszyscy, był poddawany komunistycznej indoktrynacji. Pani Marianna wspominała potem, jak pewnego dnia, kiedy syn był już uczniem suchowolskiego liceum, wezwano ją „na dywanik” po to, by zagrozić chłopcu obniżeniem stopnia ze sprawowania z powodu jego przesiadywania w kościele i odmawiania różańca. W obliczu trudnej sytuacji dzielna kobieta nie straciła rezonu. Odpowiedziała, że jest wolność wyznania. Ostatecznie do obniżenia stopnia nie doszło. Pani Marianna zawsze potem powtarzała, że tamtą ripostę zawdzięczała natch­nieniu Ducha Świętego.

W 1965 r. Alek wstąpił do Seminarium Duchownego w Warszawie. Wkrótce zmienił imię na Jerzy. Dla obydwojga rozpoczął się wtedy nowy etap w życiu. Dla Marianny bycie matką kapłana było spełnieniem marzeń, ale też i początkiem nowego krzyża, kiedy ukochany syn został powołany do jednostki wojskowej w Bartoszycach. Doświadczał tam wielu udręczeń, mających go złamać i sprawić, by zre­zygnował z kapłaństwa. Nie o wszy­stkim mówił rodzicom, chcąc oszczędzić im zmartwień. Potem nadeszły lata posługi, zakończone męczeńską śmiercią.

Marianna może być wzorem tego, jaka powinna być w życiu żona i matka. Jej postawa, z jaką przyjęła męczeńską śmierć syna, zasługuje na najwyższy szacunek. „Bo tak jest – tak jest dobrze. Pan Bóg przecież wie, co robi” – powtarzała.

Marianna Popiełuszko zmarła 19 listopada 2013 roku. Pod koniec życia spotkało ją niezwykłe wyróżnienie. 6 czerwca 2010 r. uczestniczy­ła w beatyfikacji swo­jego syna. Jej mąż nie dożył tej chwili. Zmarł w 2002 roku.

5 1 głos
Oceń ten tekst
Photo of author

Agata

Witkowska

Historyk sztuki, przewodniczka miejska, dziennikarka i podróżniczka.

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x