O Matce Bożej Gidelskiej, Kąpiółce i niezwykłych łaskach Maryi rozmawiamy z ojcem Rafałem Grońskim, duszpasterzem pielgrzymów, rekolekcjonistą, sekretarzem kapituły konwentu, odpowiedzialnym za „Księgę łask” ze świadectwami uzdrowień, prowadzącym warsztaty śpiewu liturgicznego.
Spotykamy się na początku roku, w okresie bożonarodzeniowym. Słyszymy, jak gra słynna gidelska szopka!
Zacznijmy od ciekawostki muzycznej. Okazuje się, że w Gidlach istniała bardzo dobra kapela. Zespół muzyczny działał przy klasztorze od samego początku, czyli od roku 1615 do 1932. Powstały na ten temat opracowania historyczne. W katalogu muzykaliów gidelskich znajdują się również utwory kompozytorów najwyższej klasy, na przykład Mozarta. Kapela słynęła z wysokiego poziomu wykonań. Dla sanktuarium zostały napisane specjalne dzieła o wysokiej klasie muzycznej. Jeden z dominikanów, o. Dawid Kusz, obronił nawet doktorat na Akademii Muzycznej w Krakowie, a jego rozprawa dotyczyła działalności kapeli istniejącej przy klasztorze dominikanów w Gidlach. W archiwum naszej prowincji mamy pokaźny zbiór gidelskich rękopisów muzycznych. To bardzo interesujące, że tak wysokiej klasy muzyka była praktykowana w klasztorze położonym w małej wiosce. To świadczy o wyjątkowości tego miejsca nie tylko pod względem religijnym i duchowym, lecz także kulturalnym.
Liczne obrazy wskazują, że działy się tu niezwykłe cuda za przyczyną Matki Bożej Gidelskiej, także wskrzeszenia. Czy również współcześnie znane są cuda, którymi mógłby Ojciec podzielić się z naszymi czytelnikami?
Czteroletni Adaś cierpiał na martwicę aseptyczną kości stopy, co wiązało się z bólem nóżki. Przestał chodzić. Rodzice, Elżbieta i Józef, pojechali z nim do Częstochowy, a potem do Gidel prosić o uzdrowienie. Jego matka mówiła, że Maryja odesłała ich z Jasnej Góry do Gidel. Kiedy przybyli do naszego sanktuarium, spędzili prawie 3 godziny w kaplicy Matki Bożej Gidelskiej, prosząc o uzdrowienie syna. Następnie zanieśli go w „koszyczku” splecionym z rąk do przydrożnej kapliczki, upamiętniającej koronację cudownej figurki Matki Bożej, gdzie chwilę się pomodlili. Wrócili na nocleg do Domu Pielgrzyma w Częstochowie. Przed pójściem spać matka, modląc się na różańcu, natarła nóżkę Adasia resztką pozostałego z Gidel wina. Kiedy rano się obudzili, ku swojemu zdziwieniu zauważyli, że Adasia nie ma w łóżku. Odnaleźli go biegającego po schodach. Zdziwiony tata zapytał synka, czy boli go noga, na co Adaś odpowiedział z radością, że nie. „Jeszcze nie tak dawno nie mógł się poruszać nawet po pokoju i trzeba go było nosić, a teraz bez żadnej pomocy nie tylko chodził, ale samodzielnie biegał po schodach!” – wspominał zdumiony rodzic. „Z niewypowiedzianą radością w sercach udaliśmy się do Kaplicy Matki Bożej, by przed Jej wizerunkiem za to natychmiastowe uzdrowienie podziękować. Moja żona swoją wielką wdzięczność i wzruszenie wyraziła w ten sposób, że powiesiła w kaplicy biżuterię, jaką wówczas miała przy sobie”.
Elżbieta, mama Adasia, opowiadała również historię nawrócenia, którego była świadkiem w czasie Warszawskiej Akademickiej Pielgrzymki Diecezjalnej na Jasną Górę w sierpniu 1991 roku: „Wśród młodych rosyjskich intelektualistów była pewna dziennikarka. Odnosiłam wrażenie, że jej zadaniem jest pilnowanie swoich towarzyszy, aby w czasie pielgrzymki ich «jedynie słuszny światopogląd» nie uległ «wypaczeniu». Zadawała więc nasączone złośliwością podchwytliwe pytania. Próbowała podważyć moje argumenty. Jeszcze przed dojściem do miejscowości Gidle zdążyłam im opowiedzieć o znajdującej się w kaplicy sanktuarium figurce Matki Bożej Gidelskiej, którą opiekują się ojcowie dominikanie. Zapoznałam ich z historią znalezienia tej figurki, opowiedziałam o wielu uzdrowieniach, o tym, jak dobra jest Matka Najświętsza dla ludzi cierpiących. Nie pominęłam też historii uzdrowienia mojego syna Adasia. Kiedy o tym wszystkim mówiłam, widziałam zdziwienie w oczach rozmówców, a z ust jednego z nich padły słowa: «Taka maleńka, a uzdrawia?». Tylko dziennikarka uśmiechała się ironicznie, jak to zwykle robią ludzie niewierzący.
W Gidlach jedynie nasza grupa, ze względu na Rosjan, weszła do samej kaplicy. Zajęli tam miejsca i z zaciekawieniem przyglądali się maleńkiej figurce. Dziennikarka przylgnęła do kraty u wejścia do kaplicy. Twarz wcisnęła między pręty i trwała tak w bezruchu. Jej wzrok był skierowany w centralny punkt ołtarza z figurką Matki Bożej Gidelskiej. Mijał czas, inni pielgrzymi dawno już opuścili kaplicę, a ona w dalszym ciągu tkwiła wpatrzona w postać Maryi, nie reagując na moje ponaglanie do wyjścia. Kiedy się do niej zbliżyłam, spostrzegłam, że dzieje się z nią coś niezwykłego, coś, co trudno określić słowami. Samochód z napisem «Koniec pielgrzymki» czekał cierpliwie przed kościołem. Inni pielgrzymi już poszli do przewidzianych na nocleg miejsc.
Po bardzo długim trwaniu w bezruchu kobieta osunęła się na kolana, po czym jakby nic nie rozumiejąc, pozwoliła się odprowadzić do drzwi kościoła. W drodze nikt nie mógł się do niej zbliżyć, bo zaraz przystawała, a na jej twarzy malował się dziwny grymas, świadczący o jakiejś wewnętrznej walce. Tak było do końca pielgrzymki. Po dwóch dniach, wieczorem 14 sierpnia, na osiedlu Aniołów w Częstochowie byłam świadkiem, jak ta rosyjska dziennikarka przyjęła sakrament chrztu świętego: «Poczułam w sercu wielką radość i wdzięczność, gdy odkryłam, że ta Malutka, ale w cuda potężna Gidelska Pani nie tylko uzdrawia ludzi z najprzeróżniejszych chorób, ale leczy również człowiecze dusze, a nawet kruszy kamienne i twarde serca».
Młoda rosyjska dziennikarka wyruszała na pielgrzymkę jako osoba niewierząca i atakująca wszystko, co związane z Panem Bogiem. Przed Matką Bożą Jasnogórską stanęła już jako ochrzczony człowiek i wraz z młodzieżą z całego świata zaśpiewała Bogu w obecności ojca świętego Jana Pawła II hymn dziękczynienia: Abba – Ojcze”.
Co za niezwykła historia!
W kaplicy znajduje się wiele wotów, które świadczą o wdzięczności za otrzymane od Maryi łaski. Wśród nich uwagę zwracają kule inwalidzkie. Jedna para należała do Krzysia. Od urodzenia nie chodził. Rodzice jeździli z nim do różnych lekarzy, na zabiegi, ale bezskutecznie. Poruszał się o kulach i na wózku. Dwa lata po pierwszej komunii świętej rodzina dowiedziała się o Gidlach, że tutaj Matka Boża wyprasza uzdrowienia. Wzięli go do samochodu z wózkiem i kulami. Kiedy przybyli do sanktuarium, słuchali ojca, który opowiadał pielgrzymom o sanktuarium. Krzysiu siedział na wózku i również z wielką uwagą słuchał, że wiele osób doznaje uzdrowienia. Patrzył na Maryję i w sercu powiedział do Niej: „Matko Najświętsza, jeżeli tylu osobom wyprosiłaś zdrowie, i mi możesz wyprosić u Pana Jezusa to, że będę chodził”. Otrzymał z okazji pierwszej komunii świętej różaniec. Obiecał: „Będę się do Ciebie codziennie modlił na różańcu tak długo, aż będę zdrowy”. Wierzył w to, że może wyprosić łaskę. Wyjechali, a Krzysiu, tak jak przyrzekł, codziennie modlił się na różańcu. W niedziele rodzice zabierali go do kościoła na wózku czy o kulach, ale tego dnia tak dziwnie wyglądał, że mama bała się z nim wyjść i powiedziała: „Krzysiu, zostań w domu, my pójdziemy i się za ciebie pomodlimy, a ty pomodlisz się w domu”.
Rodzice poszli do kościoła, a on zaczął odmawiać różaniec. Kiedy skończył, czuł, że coś się w nim zmieniło. Coś mu mówiło: „Krzysiu, wyjdź z wózka”. Bał się, bo był sam. „Krzysiu, wyjdź z wózka”. Odważył się. Bez kul wyszedł z wózka, wyszedł z domu na drogę, którą spodziewał się, że rodzice będą wracali z kościoła. Gdy zobaczył mamusię, zaczął biec. Kobieta nie wierzyła własnym oczom: jej syn nie ma kul i biegnie! Przytuliła go i rozpłakała się z radości. Chcieli z nim wracać do domu, ale Krzyś chodził do kościoła, zatem wiedział, o której są msze. Wiedział, że wkrótce jest kolejna. „Mamusiu, byliście w kościele, ja nie, a dziś niedziela, jestem zdrowy”, powiedział i niemal pobiegł do kościoła. Spowiedź, msza, komunia. Niedługo potem przyjechali do Gidel, by podziękować. Zostawili kule jako znak całkowitego uzdrowienia. Krzysiu pochodził z Rybnika, z dzielnicy Gotartowice.

Pan Jerzy Ciemniewski, który chorował na nowotwór, zawierzył się naszej Matce Bożej i po udanej operacji i rekonwalescencji wykonał dla niej piękną metalową różę. Kiedy składał świadectwo, powiedział: „Pijąc uświęcone Twoim dotknięciem gidelskie wino, czułem przy sobie Twoją bliskość. Ty, Maryjo, pozwoliłaś na pomyślne wykonanie operacji (…). Dziś dziękuję Ci za to, że żyję, że odzyskałem zdrowie i po niedługiej rehabilitacji mogłem wrócić do pracy zawodowej. A teraz, Gidelska Królowo, stoję ponownie przed Tobą i w najniższym ukłonie, z gorącym sercem pragnę złożyć u Twoich stóp ten skromny dar. Jest to róża, którą wykonałem dla Ciebie z metalu. Dziękuję Ci, Matko, za siłę, która pozwoliła mi wziąć do ręki kowalski młot i wykuć dla Ciebie ten niewiędnący kwiat. Każdy liść, płatek róży, a także każdy kolec wykuwałem z myślą o tym, jak dobra jesteś dla mnie, moja Najświętsza Matko”. Jako kolejny wyraz wdzięczności pan Jerzy rozbudował naszą słynną ruchomą szopkę gidelską.
Pewna dziewczynka miała wadę wzroku minus 14 dioptrii. Pomodliła się do Matki Bożej. Posmarowała sobie oczy gidelskim winem. Wada zniknęła w czasie podróży z Gidel do Tychów.
U pana Mateusza z Wrocławia przy okazji rezonansu głowy wykryto duży i nieoperacyjny guz rdzenia kręgowego szyjnego. Lekarze powiedzieli, że nie są w stanie już pomóc, bo guz zajmował całą przestrzeń rdzenia kręgowego. Jednak dzięki modlitwom do Matki Bożej Gidelskiej udało się znaleźć młodego lekarza, który powiedział, że może się podjąć operacji, lecz nie daje gwarancji powodzenia. Pan Mateusz wcześniej pojechał do Gidel, prosząc o cud, i smarował to miejsce winem gidelskim. Operacja się udała, co lekarz uznał za wyjątkowy przypadek. Ten pan teraz regularnie pielgrzymuje do naszego sanktuarium.
Przekonał nas Ojciec, cuda dzieją się tu i teraz!
Teraz świadectwo, które lubię opowiadać. Spotkałem osobiście młode małżeństwo, które przyjechało do nas ze swoim „małym-wielkim cudem”. Tak powiedzieli. Cud ma na imię Wiktorek. Chłopczyk urodził się jako wcześniak w maju 2023 roku w 28 tygodniu ciąży. W chwili narodzin ważył tylko 1 kg. Miał wylew czwartego stopnia, co oznaczało nieodwracalne zmiany w mózgu. Chłopczyk dostał sepsę, do tego doszła retinopatia wcześniacza. Postanowili ochrzcić go już w szpitalu. Potem przyplątała się druga sepsa, dużo gorsza od pierwszej. Lekarze powiedzieli, żeby szykować się na najgorsze, bo jeśli z tego wyjdzie, będzie tygodniami dochodził do siebie.



Mama Wiktorka otrzymała od swojej szefowej wino gidelskie i obrazek Matki Bożej Gidelskiej. Zaczęli się modlić za przyczyną Matki Bożej Gidelskiej. Byli także w Gidlach, prosząc o życie i zdrowie dla synka. W szpitalu też modliła się nad nim, robiła krzyżyki na ciałku dziecka i smarowała je tym winem. Tata obiecał Panu Bogu, że jeśli synek będzie zdrowy, nie będzie pił alkoholu do osiemnastki Wiktorka. Następnie po 1,5 tygodnia usłyszeli od lekarzy, że dziecko oddycha samodzielnie, nie potrzebuje maski ani respiratora i pokonało sepsę. To było jednoznaczne, że pomogła im Matka Boża Gidelska. Dziecko ma zdrowy mózg, zdrowe oczy, bardzo dobrze się rozwija. Co ciekawe, rodzice żyjący w związku niesakramentalnym przeszli taką przemianę, że wzięli ślub kościelny. Teraz innym opowiadają o tym, co się im przydarzyło. W szpitalu na sali z Wiktorkiem leżała chora dziewczynka. Powiedzieli jej rodzicom o Gidlach. Przyjechali modlić się o życie córki. Wyzdrowiała.
Jest takie powiedzenie, że Matka Boża Częstochowska uzdrawia duchowo, a Gidelska fizycznie. Niektórzy pielgrzymi mówią również, że w Częstochowie Maryja wysłuchuje, a w Gidlach spełnia. Mają takie doświadczenie, że złożyli prośby Matce Bożej na Jasnej Górze, a otrzymali łaski tutaj, w Gidlach.
Czy w Gidlach jest cudowne źródełko?
Ludzie pytają o źródełko, ale tutaj akurat go nie ma. Jest za to unikalna tradycja „Kąpiółki”, czyli zanurzania cudownej figurki w winie. To na pamiątkę pierwszej kąpiółki, czyli obmycia figurki wodą. Kiedy niewidomi ludzie, Jan Czeczek i jego bliscy, przemyli sobie oczy wodą, która miała kontakt z figurką, odzyskali wzrok. W pierwszą niedzielę maja jest u nas odpust, na który przyjeżdżają każdego roku tysiące pielgrzymów. Wtedy zanurza się figurkę w błogosławionym winie. Jest ono rozdawane pielgrzymom, można je otrzymać w naszej zakrystii. To jest takie miejscowe sakramentalium. Ludzie modlą się do Matki Bożej Gidelskiej i korzystają z tego wina – piją je lub smarują chore miejsca.