Historia obrazu Matki Bożej Pompejańskiej

Photo of author

Autor: Bartolo Longo

„Jak to się mogło stać, że ja, obcy przybysz w tych stronach, stałem się narzędziem opatrzności Bożej do pełnienia nadzwyczajnych dzieł i naprawiania zepsutych relacji społecznych? Jak mogło dojść do tego, że znaleziono obraz Matki Bożej Różańcowej, który dziś wprawia świat w zdumienie swoimi cudami? Jak to się stało, że wzniesiono nową świątynię, która promienieje po dziś dzień blaskiem swojej wspaniałości? – O tym wszystkim opowiem ku duchowemu pożytkowi wszystkich czytelników” – pisał Bartolo Longo w „Historii sanktuarium w Pompejach”. Przypomnijmy fragment „Boskiej epopei” z okazji jubileuszu 150-lecia przybycia obrazu do Pompejów.

Historia obrazu Matki Bożej Pompejańskiej

© Fot. arch. red

Kochani Czytelnicy!
91% artykułów na naszej stronie jest dostępnych bez ograniczeń. Nie znaczy to, że nie istnieją koszty ich przygotowania i publikacji. Będziemy wdzięczni za zaprenumerowanie naszego czasopisma albo wsparcie naszej Fundacji. Dziękujemy za zrozumienie.
Redakcja

„Jak to się mogło stać, że ja, obcy przybysz w tych stronach, stałem się narzędziem opatrzności Bożej do pełnienia nadzwyczajnych dzieł i naprawiania zepsutych relacji społecznych? Jak mogło dojść do tego, że znaleziono obraz Matki Bożej Różańcowej, który dziś wprawia świat w zdumienie swoimi cudami? Jak to się stało, że wzniesiono nową świątynię, która promienieje po dziś dzień blaskiem swojej wspaniałości? –  O tym wszystkim opowiem ku duchowemu pożytkowi wszystkich czytelników” – pisał Bartolo Longo w „Historii sanktuarium w Pompejach”. Przypomnijmy fragment „Boskiej epopei” z okazji jubileuszu 150-lecia przybycia obrazu do Pompejów.

Przejdźmy do historii obrazu Matki Bożej Różańcowej, wyrażonej słowami Bartola Longo, któremu zawdzięczamy przywiezienie obrazu oraz budowę sanktuarium pompejańskiego.

Księga III: Cudowny obraz

Trzej misjonarze, którzy głosili kazania o różańcu, a szczególnie ksiądz Michele Gentile, upominali lud, aby to nabożeństwo odprawiano regularnie. Po zakończeniu misji widziałem, że spełniły się moje pragnienia i dziękowałem za to Bogu z całego serca.

Aby jednak utrwalić zwyczaj wspólnego odmawiania różańca i umożliwić uzyskanie odpustów, potrzeba nam było obrazu Matki Bożej Różańcowej. Na razie wisiała tylko litografia, którą podarowałem księdzu proboszczowi. Tymczasem według przepisów liturgicznych, do dostąpienia odpustów podczas nabożeństw publicznych potrzebny jest obraz olejny. Postanowiłem taki obraz sprowadzić jeszcze przed zakończeniem misji, czyli przed 14 listopada 1875 roku, aby misjonarze zostawili go mieszkańcom Doliny na pamiątkę. 

W tym celu pojechałem 13 listopada 1875 roku do Neapolu. Przybywszy do miasta zacząłem zastanawiać się nad tym, gdzie ten obraz można nabyć. Nagle przypomniało mi się, że w pobliżu placu Świętego Ducha często mijałem galerię z obrazami. I przebijał mi się przez pamięć wiszący w niej wizerunek Matki Bożej Różańcowej. Poszedłem tam w niezbyt miłym nastroju, nie lubiłem bowiem targowania się o cenę, co w Neapolu jest powszechnym zwyczajem. „Gdybym tylko mógł wziąć ze sobą ojca Radentego – pomyślałem. – On, neapolitańczyk, wiedziałby najlepiej, jak dobić targu. Ale gdzie go teraz szukać?”. Wiedziałem, że po państwowej kasacie klasztoru świętego Dominika, zamieszkał z dwoma braćmi w wynajętym domu i codziennie odprawiał Mszę świętą w kościele Matki Bożej Różańcowej przy Porta Medina. 

Tak więc postanowiłem mimo wszystko udać się sam do galerii. Jeżeli taka wola Boża, to spotkam tego mojego przyjaciela i kapłana. Jeżeli nie, to kupię obraz jak będę umiał. I rzeczywiście! Opatrzność, która już zaczęła czynić cuda swą niewidzialną ręką, sprawiła, że w pobliżu galerii natknąłem się na ojca Radentego. Tego Bożego człowieka niebo zesłało mi po raz pierwszy w czasie największego przełomu w moim burzliwym życiu. W innym miejscu opowiem jeszcze wiele o tym i o cnotach zakonnika. Teraz tylko wspomnę, że znaliśmy i przyjaźniliśmy się od 1865 roku aż do jego śmierci w 1885 roku. Przyjaźń, jaką mnie on zaszczycał, była powodem tego, że będąc w kłopotach myślałem najpierw o nim.

Powitałem go z wielką radością na placu Świętego Ducha i opowiedziałem natychmiast o tym, co wydarzyło się w Pompejach. – O odwiedzinach biskupa z Noli, postanowieniu zbudowania kościoła, Bractwie różańcowym i w końcu o zamiarze kupna obrazu.

– Pracownia malarska Foggiana jest w pobliżu, chodźmy – powiedział ojciec.

Weszliśmy do pomieszczenia, w którym stał obraz Matki Bożej Różańcowej. Nie miał on odniesień do tajemnic różańcowych i miał zaledwie metr wysokości. 

– Po ile ten obrazek? – spytał ojciec Radente.

– Czterysta lirów – odpowiedział artysta.

– O, to za wiele.

Sam byłbym skłonny do kupna, ale ojciec skinął na mnie i wyszliśmy na ulicę. Tam powiedział:

– Po co wydawać tyle za jeden niewielki obraz, kiedy liczy się każdy grosz na budowę świątyni? Przypomniałem sobie, że parę lat temu podarowałem stary obraz Matki Bożej Różańcowej znajomej zakonnicy, Marii Concetcie de Litali. Mieszka ona w klasztorze pod wezwaniem Różańca Świętego przy Porta Medina. A obraz kupiłem u przekupnia na ulicy Sapienza za trzy liry i czterdzieści centów. Idź i go obejrzyj. Jest on podniszczony ale jeżeli ci się spodoba i uznasz, że jest odpowiedni, to siostra na pewno ci go odda. Taki obraz pewnie wystarczy mieszkańcom w Pompejach na nabożeństwa różańcowe.

Pobiegłem natychmiast do wskazanego klasztoru.

– Proszę zawołać siostrę Marię – poprosiłem przy kracie rozmównicy. Po krótkiej chwili nadeszła siostra, którą znałem już od kilku lat.

– Przysyła mnie ojciec Radente i prosi, by siostra zechciała podarować mi obraz Matki Bożej Różańcowej, który ma od niego. Biedni ludzie w Pompejach nie otrzymają odpustu bo nie mają obrazu. A jeszcze dzisiaj wieczorem mam przywieźć obraz misjonarzom. 

– Bardzo się cieszę, że ten zaniedbany obraz będzie służył tak pięknemu celowi. Przyniosę go natychmiast! – zawołała z radością. Wyszła i niebawem wróciła z obrazem. 

Gdy spojrzałem na obraz, o mało się nie wystraszyłem… Było to stare, zniszczone malowidło. Twarz Maryi nie miała tego łagodnego, miłego wyrazu, jaki zazwyczaj widzimy na wizerunkach świętych.

– Kto mógł coś podobnego namalować? – z moich ust wymknął się jęk rozczarowania. Pomyślałem, że biedni mieszkańcy Doliny na widok tak szpetnego obra­zu nie będą z miłością i ochotą odmawiać różańca. Poza tym niemiłym wyrazem twarzy Maryi zauważyłem, że u góry brakowało sporego kawałka płótna. Malatura była popękana i podziurawiona przez mole, a w niektórych miejscach farba się wykruszyła. Także wizerunki świętych Dominika i Róży nie wyróżniały się urodą.

Cała kompozycja obrazu była nietrafiona. Królowa Różańca została namalowana w postawie siedzącej i bez korony na głowie. Maryja podawała różaniec świętej Róży zamiast świętemu Dominikowi, który otrzymywał różaniec od Dzieciątka Jezus. Zastanawiałem się, czy w ogóle zabierać obraz ze sobą. Obiecałem jednak misjonarzom i mieszkańcom Doliny, że przywiozę obraz jeszcze tego wieczoru na zakończenie misji. Nie wiedziałem, co robić.

– Niech pan o tym nie myśli – odezwała się pobożna zakonnica – ale weźmie obraz taki jaki jest. On zupełnie wystarczy do odmówienia przed nim różańca.

Nie miałem wyjścia. Zdecydowałem się wziąć go ze sobą, choć sprawiało mi to niemałą trudność. Musiałem dowieźć go do Pompejów, ale był on na tyle duży, że nie mógłbym go wnieść do przedziału kolejowego. Miał 140 centymetrów wysokości i metr szerokości. Zakonnica poradziła:

– Niech go pan weźmie na ręce. Trzeba będzie trochę się nagimnastykować, ale przecież będzie pan trzymał na rękach samą Najświętszą Pannę!

Ponieważ oznaczałoby to jazdę na stojąco czwartą klasą, nie zgodziłem się na propozycję siostry. Kazałem obraz spakować i zanieść do mojego mieszkania. Jeszcze nie wiedziałem, jak go dowiozę na miejsce. Wtedy przypomniało mi się, że właśnie tego dnia Angelo Tortora, jedyny woźnica z Pompejów, który regularnie jeździł do Neapolu, miał wracać do domu ze swoim ładunkiem. Pracował on przy oczyszczaniu stajni w Neapolu, a zebrany nawóz sprzedawał okolicznym chłopom. Zawołałem więc po niego. Właśnie miał odjeżdżać do Pompejów z pełnym wozem, gdy znalazł go mój posłaniec. Przybył do mnie natychmiast. 

– Angelo – powiedziałem – zrób mi tę przysługę i zanieś jeszcze dziś wieczorem ten obraz do kościoła w Dolinie. Skoro z nim przybędziesz, oddaj go natychmiast któremuś z misjonarzy.

Ograniczony dostęp

Całość przeczytasz w "Królowej Różańca Świętego". To wydanie jest wciąż dostępne w sprzedaży, dlatego ma ograniczony dostęp. Nasze czasopisma możesz nabyć w cenie już od 2 zł. Zamów i wspieraj różańcowe inicjatywy!

Photo of author

Bartolo

Longo

Doktor prawa, adwokat, społecznik, członek trzeciego zakonu dominikańskiego, założyciel sanktuarium w Pompejach i Miasta Miłości.

Mogą zainteresować Cię też:

0 0 głosów
Oceń ten tekst
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments