Franciszek Karpiński, jeden z przedstawicieli polskiego Oświecenia, urodził się w roku 1741, za panowania Augusta III Sasa, w Hołoskowie na Ukrainie. Wzrastał w ubogiej, ale bardzo wierzącej rodzinie. Matka przyszłego poety była bardzo pobożna, ojciec – bezgranicznie uczciwy i prawdomówny.
Kochani Czytelnicy! 91% artykułów na naszej stronie jest dostępnych bez ograniczeń. Nie znaczy to, że nie istnieją koszty ich przygotowania i publikacji. Będziemy wdzięczni za zaprenumerowanie naszego czasopisma albo wsparcie naszej Fundacji. Dziękujemy za zrozumienie. Redakcja
Franciszek Karpiński, jeden z przedstawicieli polskiego Oświecenia, urodził się w roku 1741, za panowania Augusta III Sasa, w Hołoskowie na Ukrainie. Wzrastał w ubogiej, ale bardzo wierzącej rodzinie. Matka przyszłego poety była bardzo pobożna, ojciec – bezgranicznie uczciwy i prawdomówny.
Wychowywali oni swoje dzieci w karności i w poszanowaniu innych. W swoich „Pamiętnikach” Karpiński wspomina epizod z dzieciństwa, kiedy to w kościele, „stojąc z przyjacielem moim Malickim, podczas kazania śmialiśmy się i łokciami, żartując z drugich, potrącali.
Ojciec mój (…) widział z ławek nieprzyzwoitą w kościele swawolę moją i zaszedłszy poza ławką, z tyłu stanąwszy za mną, ciężki mi wyciął policzek, przydawszy głośno: «złego i w kościele biją», a potem poszedł do swojej ławki i spokojnie kazania słuchał; prawda ze strony ojca, a wstyd z mojej strony, przypomniały mi na potem skromność w kościołach”.
W wieku dziewięciu lat Karpiński rozpoczął naukę w kolegium jezuickim w Stanisławowie, a następnie kontynuował ją w akademii jezuickiej we Lwowie, gdzie studiował filozofię i teologię. Po ukończonych naukach arcybiskup lwowski, Wacław Sierakowski, usilnie namawiał go do obrania stanu duchownego. Niestety, Karpiński nie poszedł w ślady swego brata Antoniego, który był księdzem. Jak zapisał w swoich „Pamiętnikach”, wolał być „znośnym [świeckim] człowiekiem niżeli niedobrym księdzem”.
Podejmował pracę w różnych zawodach. Był prawnikiem, nauczycielem, pełnił również funkcję sekretarza A.K. Czartoryskiego i… pisał. Zadebiutował jeszcze podczas studiów sentymentalnym lirykiem: „Do Justyny. Tęskność na wiosnę”. Dzisiaj jest znany jako autor sielanki „Laura i Filon”. Nie każdy wie, że Karpiński pisał też utwory dramatyczne, teksty prozą, że pracował nad przekładem psalmów, który został wydany przez warszawskich pijarów pt. „Psałterz Dawida (a następnie „Psałterz Dawidów…”) nowo przetłumaczony”. Jednak najwybitniejszym osiągnięciem Karpińskiego był śpiewnik: „Pieśni nabożne”, który prawdopodobnie powstał na zamówienie zaprzyjaźnionych pijarów. Tomik ukazał się w Supraślu w 1792 r. i zawierał pieśni, które zapisały się trwale w polskiej literaturze religijnej. Są wśród nich m.in. takie utwory jak: „Pieśń poranna” („Kiedy ranne wstają zorze…”), „Pieśń wieczorna” („Wszystkie nasze dzienne sprawy…”), „Na procesję Bożego Ciała” („Zróbcie Mu miejsce…”), „Nie zna śmierci Pan żywota”, „Bracia patrzcie jeno” czy też królowa polskich kolęd, czyli „Pieśń o Narodzeniu Pańskim” („Bóg się rodzi…”).
Pozostajemy w niepowtarzalnym nastroju świąt Bożego Narodzenia. Spróbujmy zatem wczytać się w nieco zawiłe wersy pierwszej strofy tej kolędy:
Bóg się rodzi, moc truchleje;
Pan niebiosów obnażony;
Ogień krzepnie, blask ciemnieje;
Ma granice Nieskończony;
Wzgardzony, okryty chwałą,
Śmiertelny, Król nad wiekami!…
Pieśń rozpoczyna się opisem okoliczności, w jakich rodzi się Bóg. Już na pierwszy rzut oka wydają się one niezwykłe. Oto „moc truchleje” – czyli ktoś najwyraźniej boi się narodzin Bożego Syna. Wie, że Ten, który przychodzi, zagrozi jego panowaniu. Owa „moc” to szatan, który będzie musiał ugiąć się przed Dziecięciem z Betlejem. I dalej: „Pan niebiosów obnażony”, czyli Pan całego nieba leży nagi; „ogień krzepnie”, czyli zastyga, zamarza (w XVIII w. takie właśnie było znaczenie tego słowa); „blask ciemnieje” – czyli dzieje się coś przeciwnego naturze blasku, który przecież powinien jaśnieć; „ma granice Nieskończony”, czyli nieogarniona Boża wszechmoc, Jego „nieskończoność” ogranicza się do ciała Niemowlęcia; „wzgardzony, okryty chwałą”, czyli wielki, pełen chwały Bóg narodzony w stajni, a zatem „wzgardzony; śmiertelny, Król nad wiekami”, czyli odwieczny Król rodzi się jako śmiertelny człowiek. A zatem Boże Narodzenie w ujęciu Karpińskiego to niepowtarzalna chwila, pełna nadprzyrodzonych sytuacji, trudnych do zrozumienia dla przeciętnego człowieka. Warto dodać, że strofa ta oparta jest na oksymoronach, czyli przeciwstawnych – w tym przypadku – skojarzeniach.
Kolejne strofy pieśni są już proste w interpretacji. „Bóg porzucił szczęście swoje”, narodził się w „nędznej szopie”, gdzie „żłób Mu za kolebkę dano”. I tak „wszedł między lud ukochany”, prosty i ubogi. Jako pierwsi przybyli Mu oddać pokłon pasterze, którzy przynieśli swoje skromne podarki. Później dotarli królowie ze swoimi bogatymi darami, które zmieszały się „z wieśniaczymi ofiarami”, co oznaczało zrównanie biednych z bogatymi.
Uwagę przykuwa ostatnia strofa pieśni, będąca apostrofą do Bożego Dziecięcia. Zwrotka ta zdecydowanie nie pasuje do całego tekstu kolędy. Pamiętajmy, że utwór powstał w czasie, kiedy Polska traciła niepodległość i ten fakt tłumaczy odrębność tej strofy. Została ona jakby „dopisana” przez poetę pod wpływem gorących uczuć do Ojczyzny. W imieniu wszystkich Polaków prosi Karpiński Bożego Syna o błogosławieństwo i o dobrą radę.
Karpiński przeznaczył swój śpiewnik dla prostego ludu – chłopstwa i miejskiego plebsu. Chciał za jego pośrednictwem nauczyć prostych ludzi wiary, wpajać zasady katolickiej etyki i ukształtować w nich obraz Boga jako sprawiedliwego Ojca, który darzy szczególnymi łaskami ludzi prostych. Pod tym względem znamienne stają się właśnie słowa przywołanej kolędy. O tomiku „Pieśni nabożnych” pisał Mickiewicz: „Nie jest tu Bóg, jak sobie Go filozofowie i poeci wystawiają (…), nie jest groźny i karzący, jakim Go Dawid i same chrześcijańskie pieśni malują, ale wystawiony zupełnie w ludzkim, do serca mówiącym obrazie, do którego, jak do Ojca sprawiedliwych, cnotliwy naród z ufnością, a nieszczęśliwy z pokorą przemawia”.
Warto dodać, że Karpiński nigdy nie pozostawał obojętny na sprawy wiary. Na jego religijny światopogląd niewątpliwy wpływ miało domowe wychowanie i tradycyjny sposób postrzegania Boga. Trzeba też podkreślić, że poeta był zdecydowanym przeciwnikiem modnego wówczas oświeceniowego ateizmu i deizmu, które negowały dogmat nieśmiertelności duszy i działania Bożej Opatrzności w świecie.
Karpiński, choć jak pisał w „Pamiętniku”, przejawiał „skłonność do kobiet”, to jednak do końca życia pozostał człowiekiem samotnym. Zmarł w Chorowszczyźnie na Białorusi w roku 1825. Jego dość osobliwym życzeniem było, aby pochować go na… ścieżce prowadzącej do kościoła, jak mawiał za życia: „dla tej przyczyny, że każdy idący, myśląc o mnie, przesłałby za mną do tronu litości westchnienie”. Jego prośba niezupełnie została spełniona… Pochowano go na cmentarzu w Łyskowie, przy ówczesnym kościele misjonarzy, gdzie odprawiał spowiedź wielkanocną i blisko ścieżki, o której mówił.
W odpowiedzi na pytanie, czy autor „Pieśni nabożnych” jest w dzisiejszym świecie poetą znanym i docenionym, przywołajmy jakże aktualną wypowiedź Mickiewicza: „Nie! Dla współczesnych był Karpiński głównie śpiewakiem Justyny i Laury. Dzisiaj zapomniano o nim całkowicie, bo i dzieci, mówiące «Kiedy ranne…» lub «Wszystkie nasze…», i wierni, śpiewający «Bóg się rodzi…» lub «Zróbcie Mu miejsce…» nie wiedzą, że pieśni te napisał Karpiński”.
Izabela
Marciniak
Polonistka, w "Królowej Różańca Świętego" pisze głównie na temat sztuki sakralnej oraz o literaturze religijnej.