„Bogurodzica Dziewica. Bogiem sławiena Maryja. U Twego syna Gospodzina, Matko zwolena, Maryja”. Te słowa średniowiecznej pieśni, pierwszego polskiego hymnu narodowego, wysławiają jedną z najważniejszych prawd wiary – dogmat o Bożym macierzyństwie Maryi, który został ogłoszony na Soborze Efeskim (431 r.) i na Soborze Chalcedońskim (451 r.).
Kościół wyznaje, że „Jezus jest niepodzielnie prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem. Jest On prawdziwie Synem Bożym, który stał się człowiekiem, naszym bratem, nie przestając przez to być Bogiem, naszym Panem” (KKK 469), dlatego też „Maryja jest prawdziwie Matką Bożą, ponieważ jest Matką wiecznego Syna Bożego, który stał się człowiekiem i który sam jest Bogiem” (KKK 509).
Syn Boży z woli Ojca za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało, stając się człowiekiem. Jak każdy człowiek urodził się, żył w określonym miejscu i czasie, i umarł. Ale jako Bóg zrodzony został nie dwa tysiące lat temu, ale przed wszystkimi wiekami. Jak powtarzamy co tydzień w wyznaniu wiary: „Bóg z Boga, Światłość ze światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego, zrodzony, a nie stworzony współistotny Ojcu”. Dla naszego zbawienia przyszedł na świat i dla naszego zbawienia przyjmując ludzkie ciało, jak mówi Pismo Święte: „ogołocił samego siebie przyjąwszy postać sługi” (Flp 2, 7). To dlatego w czasie ziemskiego życia bóstwo Jezusa było niejako ukryte, choć przecież dał się poznać jako Ten, który ma władzę nad siłami przyrody (Mt 8, 23–27), nad chorobami (Mt 4, 23), nad szatanem (Mk 1, 8), a nawet nad śmiercią (J11). Został skazany na śmierć krzyżową za bluźnierstwo, bo sam siebie czynił równym Bogu (J 5, 34). Po dokonaniu odkupienia, chwalebnym zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu „Ojciec Go z powrotem nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się wszelkie kolano” (Flp 2, 9–10).
A teraz wróćmy do Maryi, Jego Matki. Maryja nie dała bóstwa Jezusowi, bo On miał je już od wieków. Jako służebnica Pańska, wypełniając wolę Ojca pozwoliła, by narodził się Jej w ciele. Skąd więc tytuł Matka Boga? Bo Chrystus jest jeden. W jednej osobie jako Bóg i jako człowiek. Maryja nie tylko fizycznie Go urodziła – Ona Go wychowywała, opiekowała się Nim, troszczyła się o Jego zdrowie i bezpieczeństwo, a stojąc pod krzyżem opłakiwała Jego śmierć. A więc była Matką w pełni tego słowa znaczeniu.
Jak pięknie ujmuje to Michel Quoist w swej książce Modlitwa i czyn:
„Mój najpiękniejszy pomysł to moja Matka. Brakowało mi Matki, więc uczyniłem Maryję moją Matką, zanim Ona mnie poczęła (…) Moja Matka jest tak piękna, że gdy porzuciłem wspaniałości nieba, nie czułem się przy Niej obco. A przecież wiem, co to znaczy – mówi Bóg, być niesionym przez Aniołów. Ale wierzcie mi, to niewarte ramion Matki”.
Cudownie jest pomyśleć, że najpiękniejsza ze wszystkich Matka Boga stała się pod krzyżem naszą Matką, która kocha każdego z nas jako swoje dziecko.