Pieszo do Fatimy

W tym roku przypada setna rocznica objawień fatimskich. 10 lat temu, aby uczcić ich 90. rocznicę, udałem się na pieszą pielgrzymkę do Fatimy Przez 74 dni przeszedłem pieszo z Lubonia koło Poznania, gdzie mieszkam do Santiago de Compostela. Przez sanktuaria maryjne w La Salette i Lourdes. Z Santiago do Fatimy pozostało mi jeszcze około 450 kilometrów. Muszę je pokonać w 10 dni, ponieważ 28 października w niedzielę wieczorem mam samolot powrotny z lotniska w Lizbonie. Chciałbym być w sobotę wieczorem w Fatimie, aby móc się tam trochę pomodlić. Jednak dni są coraz krótsze, mam coraz mniej sił, a przejście każdego kolejnego dnia i około 45 kilometrów z ciężkim plecakiem, sprawia mi coraz większą trudność. Moje buty są tak zdarte, a moje nogi tak obolałe, że każdy krok sprawia mi ból. Najtrudniej jest wstać wcześnie rano i się rozruszać – boli mnie całe ciało i każda najmniejsza kość. Czuję się jak gdyby przejechał po mnie czołg. Chciałbym odpocząć, ale trzeba wstać i ruszać dalej, aby iść do Niej dopóki starczy tchu. Wielu powiedziałoby, że przecież Ona tego nie wymaga, że przecież mógłbym wsiąść w autobus, albo złapać autostop i przestać tak się męczyć. Przecież za parę godzin mógłbym już być w Fatimie i się modlić. Potem pojechać nad Ocean opalając się na plaży w ciepłych promieniach jesiennego słońca i ze spokojem zwiedzać Lizbonę. Mógłbym przecież przyjechać do Fatimy autokarem z Polski zamiast męczyć się i iść pieszo przez całą Europę. A ja idę jak wariat przed siebie, nie oglądając się na nic, mimo, że ledwo żyję padając ze zmęczenia i cierpienia.

Wytrwałość pomimo trudności

Ale może właśnie chodzi o to, aby iść i cierpieć? Przecież tylko cierpienie może zmienić świat i ludzi, jeśli ofiarujemy je za czyjeś nawrócenie. Być może właśnie po to jesteśmy na świecie, aby ofiarowując cierpienie za innych wraz z Jezusem i Maryją. Aby nie uciekać przed nim goniąc za wygodą, luksusem i przyjemnościami – choć goni za nimi cały świat. Przecież o tym właśnie mówiła Matka Niebieska dzieciom w Fatimie. To dlatego Franciszek i Hiacynta przyjęli na siebie cierpienie i śmierć, ofiarowując je za nawrócenie grzeszników – aby uratować ich od piekła. Idę więc dalej nie zważając na to, że samochody zatrzymują się, żeby mnie podwieźć i skrócić moje cierpienia. Staram się iść mało ruchliwymi drogami, choć nie zawsze się to udaje. Czasami ruch jest bardzo duży i nie jest zbyt bezpiecznie. Pogoda jest zmienna – zdarzają się dni upalne, chłodne, deszczowe – to już jesień. Każdego dnia przydaje się mój namiot, lecz prawie zawsze mam trudności ze znalezieniem odpowiedniego miejsca. Jest tutaj mało lasów. Nie nadają się one do dobrego biwakowania jak w Polsce. Droga wiedzie przez małe i większe wsie i miasta: Pontevedra, Viana do Castelo, Esposende, Vila do Conde. Porto z przepięknymi mostami, Oliveira de Azemeis. Coimbra, gdzie po objawieniach fatimskich, Łucja przebywała w klasztorze, aż do śmierci 13 lutego 2005 roku. Dalej Pombal, by wreszcie dotrzeć do Fatimy.

Na miejscu w Fatimie

Jest piękny, słoneczny dzień – sobota 27 października, kiedy o 13.30 mijam tablicę z napisem „Fatima”. To dokładnie o tej porze miał kiedyś miejsce cud słońca. Jednak teraz nic się nie dzieje. Na ulicach pustki. Pół godziny później, kiedy jestem na placu przed Bazyliką jest już trochę więcej ludzi. Do wieczora plac zapełni się tysiącami pielgrzymów, którzy przybędą tu z Portugalii i całego świata. Przez plac wiedzie specjalny chodnik – pielgrzymi pokonują go na kolanach. Wiedzie on do kaplicy stojącej w miejscu, gdzie kiedyś rósł dąb, na którym ukazała się Matka Boska. Teraz znajduje się tam Jej figura, a w Jej koronie – kula, która ugodziła Jana Pawła II. Po zamachu i cudownym ocaleniu papież Polak kazał ją tam umieścić, wierząc, że to Maryja ocaliła mu życie. Chociaż jestem zmęczony, a plecak strasznie ciąży, wstępuję na chodnik, aby odbyć ostatnią część mojej pielgrzymki. Oprócz mnie na ścieżce idą inni pielgrzymi – jedni poruszają się szybciej, inni wolniej, w zależności od wieku i stanu zdrowia. Niektórzy założyli specjalne ochraniacze ułatwiające im marsz na kolanach, dzięki czemu pokonują trasę szybko, inni zaś poruszają powoli. Tych wymijam, bo nie mogę posuwać się wolniej od nich, zwłaszcza, że plecak ciąży mi coraz bardziej. W marszu, na kolanach odmawiam różaniec dziękując Matce Bożej za Jej opiekę nade mną i nad całą moją rodziną. Dziękuję Jej, że pozwoliła mi tutaj szczęśliwie dotrzeć i przepraszam za wszystko, co było w moim życiu złe. W końcu docieram do kaplicy z figurą Maryi i modlę się przed Jej cudownym obliczem prosząc o szczęśliwy powrót i dalszą Opiekę na całe moje życie oraz błogosławieństwo dla wszystkich, którzy pomagali mi na drodze do Niej. Kaplica jest pełna i ciągle przychodzą kolejni wierni, dlatego wychodzę, aby zrobić miejsce następnym przybyszom. Teraz już normalnie, nie na kolanach, idę do Bazyliki, aby pomodlić się przy grobach Franciszka, Hiacynty i Łucji. Kiedy w 2001 roku byłem tutaj pierwszy raz, Łucja jeszcze żyła. Po swojej śmierci w 2005 roku spoczęła razem ze swymi przyjaciółmi z dzieciństwa, z którymi widziała Matkę Bożą. Akurat o 15.00 w Bazylice odprawiana jest Msza Święta, idę więc na nią, aby ukoronować moją pielgrzymkę akurat w Godzinie Miłosierdzia. Później podążam na plac pod Wielki Krzyż, pomnik Jana Pawła II oraz do nowej Bazyliki. Kiedyś ich tutaj nie było, gdyż powstały w ciągu kilku lat. Bazylika pod wezwaniem Trójcy Świętej, chociaż z zewnątrz nie robi wielkiego wrażenia, jest podobno czwartą na świecie co do wielkości i jest w stanie jednorazowo pomieścić ponad 8000 pielgrzymów. Później odwiedzam miejsce, gdzie w szklanej gablocie znajduje się fragment Muru Berlińskiego, umieszczony tutaj w podzięce za wyzwolenie Europy spod totalitarnego komunizmu. Za ostatnie pieniądze kupuję dewocjonalia dla rodziny w jednym ze sklepów. Następnie idę do Aljustrel: małej wioski oddalonej o 3 kilometry, w której urodziły się i mieszkały fatimskie dzieci. Obecnie można zwiedzać domy, w których kiedyś żyły. Panuje tam niesamowita atmosfera, zupełnie jakby czas zatrzymał się w miejscu i zaraz mieli się tam pojawić fatimscy pastuszkowie. Później idę do Valinhos, gdzie w 1916 roku dzieciom objawiał się Anioł, zapowiadający maryjne objawienia. Powoli nadchodzi wieczór. Na wzgórzu, pod figurą Anioła i dzieci, modlę się w samotności. Jest cicho i spokojnie. Dopiero po jakimś czasie przychodzą pomodlić się tu portugalskie dziewczęta, prawie tak piękne jak Ona. Jest w nich jakaś dziwna duma, moc i świętość, powodująca, że chciałbym modlić się razem z nimi. Jednak muszę iść, aby nie zakłócać ich samotności i zdążyć na Apel Maryjny, różaniec oraz procesję ze świecami na Placu przed Bazyliką. No i w końcu muszę coś zjeść, to znaczy resztki chleba z masłem czekoladowym, które mi jeszcze pozostały. Zjawiam się na placu krótko przed 21.00. Wierni modlą się przy kaplicy objawień, ale nie ma ich tak wielu, jak się spodziewałem. Z każdą chwilą jednak przybywa coraz więcej osób, aż w końcu o 22.00 plac jest prawie całkiem zapełniony. Okazuje się, że właśnie wtedy rozpoczyna się różaniec z procesją. Są tutaj ludzie z całego świata, którzy przybyli specjalnie dla Niej. Wszyscy mają zapalone świece. Ja także, bo dostałem jedną od kogoś nieznajomego. Wszyscy modlimy się odmawiając wspólnie tajemnice różańca – choć mówimy różnymi językami i przybyliśmy z różnych krajów, to w tej chwili jesteśmy jednością. Wszyscy rozumiemy co mówimy i dla kogo tu jesteśmy. Niesamowicie jest być tu i teraz, w tym morzu tysięcy płomieni świec i serc połączonych jedną modlitwą.

Podczas procesji

Widzę małą dziewczynkę, która modli się, trzymając zapaloną świeczkę i bardzo wzrusza mnie ten widok, gdyż przypomina mi ona, że to od takiej prostej, szczerej modlitwy dzieci wszystko się tutaj zaczęło. Maryja najbardziej kocha to, co czyste, piękne i niewinne, jak to dziecko, dlatego objawiła się tutaj właśnie dzieciom. Po skończonym różańcu rozpoczyna się procesja ze świecami. Ludzie rozstępują się robiąc miejsce i śpiewając „Ave Maria”, na melodię naszego „Po górach dolinach’”. Ze zdumieniem i radością widzę, że w wielotysięcznym tłumie, figura Maryi jest niesiona w procesji prosto na mnie, jakby chciała nagrodzić mnie, że przez 84 dni szedłem do Niej przez całą Europę. Wygląda to tak, jak gdyby Ona wychodziła mi na spotkanie. Mija mnie tak blisko, że mógłbym Jej dotknąć, co wywołuje we mnie łzy radości – to tak, jakby Matka przychodziła teraz do mnie. Niestety ta chwila trwa krótko. Maryja idzie dalej, do innych pielgrzymów. Dla tej chwili jednak warto było pokonać całą drogę. Po skończonej procesji figura wraca z powrotem do kaplicy, ludzie się rozchodzą. Jest około północy, robi się zimno, nie wiem gdzie się podziać. Jednak Matka troszczy się o mnie posyłając swojego posłańca, bo w pewnej chwili w rozchodzącym się tłumie zaczepia mnie ktoś i pyta gestami, czy mam gdzie spać. Mówię, że chciałbym gdzieś rozbić namiot, ale on pokazuje, żebym szedł za nim. Prowadzi mnie do darmowego schroniska, w którym mogę bez problemu przenocować. Daje mi również pieniądze, za które następnego dnia, po niedzielnej Mszy Świętej będę mógł pojechać autobusem do Lizbony, wieczorem zaś samolotem za 1 złoty polecę do Wiednia, stamtąd autostopem przez Częstochowę. Potem wrócę w końcu do domu. Za to wszystko Bogu niech będą dzięki i Matce Najświętszej i tym wszystkim, których mi Ona posyłała.
5 3 głosów
Oceń ten tekst
Photo of author

Krzysztof

Jędrzejewski

Odbywa piesze pielgrzymki do miejsc świętych w Europie, Polsce i Ziemi Świętej.

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x