Życie za… różaniec

Dnia 26 października 1980 roku, w drugim roku swojego pontyfikatu, Jan Paweł II ogłosił błogosławionym włoskiego adwokata, Bartola Longa. Tym samym ukazał światu niezwykłego człowieka, który po nawróceniu w 1865 r., w wieku 24 lat usłyszał wewnętrzny głos: „Kto szerzy różaniec, ten będzie zbawiony!”. Bł. Bartolo urodził się w rodzinie katolickiej, ale wiarę stracił podczas studiów na uniwersytecie w Neapolu, w czasie nasilonego antyklerykalizmu i krytyki papiestwa. Ceremonii przyjęcia go do satanistycznej sekty towarzyszyły nadzwyczajne zjawiska: ściany budynku drżały od grzmotów, a błyskawice rozbłyskiwały pośród bluźnierczych okrzyków. Bartolo zemdlał i przez kilka dni nie odzyskiwał przytomności. W efekcie tego przeżycia przestało mu dopisywać zdrowie – przez resztę życia miał słaby wzrok i problemy z trawieniem. Mimo to przez pewien czas gorliwie sprawował urząd satanistycznego kapłana, wygłaszając kazania, celebrując obrzędy oraz publicznie ośmieszając Kościół katolicki. Łaska Boża dotknęła Bartola dzięki jego długoletniemu przyjacielowi, który przypomniał mu o wierze rodziców i ich nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny. Bartolo wycofał się z sekty, przystąpił do spowiedzi i Komunii świętej, a następnie propagował różaniec przez całe życie. Temu dziełu był wierny do końca. Natomiast 16 października 2002 roku Jan Paweł II ponownie przypomniał światu postać błogosławionego Bartola, kiedy opublikował list apostolski „Rosarium Virginis Mariae”, który zakończył modlitwą ułożoną przez tegoż apostoła różańca. „Powierzam ten list apostolski czułym dłoniom Maryi Panny, korząc się w duchu przed Jej obrazem we wspaniałym sanktuarium wzniesionym dla Niej przez bł. Bartola Longa, apostoła różańca. Chętnie wypowiadam jego wzruszające słowa, jakimi kończy on słynną suplikę do Królowej Różańca Świętego: »O błogosławiony różańcu Maryi, słodki łańcuchu, który łączysz nas z Bogiem; więzi miłości, która nas jednoczysz z aniołami; wieżo ocalenia od napaści piekła; bezpieczny porcie w morskiej katastrofie! Nigdy cię już nie porzucimy. Będziesz nam pociechą w godzinie konania. Tobie ostatni pocałunek gasnącego życia. A ostatnim akcentem naszych warg będzie Twoje słodkie imię, o Królowo Różańca z Pompejów, o Matko nasza droga, o Ucieczko grzeszników, o Władczyni, Pocieszycielko strapionych. Bądź wszędzie błogosławiona, dziś i zawsze, na ziemi i w niebie«”.

Moc różańca

Papież we wspomnianym liście apostolskim uczy, że różaniec nie jest ucieczką od problemów świata. Wręcz przeciwnie – „skłania nas, by patrzeć na nie oczyma odpowiedzialnymi i wielkodusznymi, i wyjednuje nam siłę, by powrócić do nich z pewnością co do Bożej pomocy oraz z silnym postanowieniem, by we wszelkich okolicznościach dawać świadectwo miłości, która jest »więzią doskonałości«”. Różaniec dostosowuje się do każdej grupy ludzi i do każdego intelektu. Jest ulubioną modlitwą dla ludzi świeckich i kapłanów, jak również codzienną modlitwą papieży, a noszenie zaś różańca jest znakiem przymierza z Maryją. Szereg paciorków, które składają się na różaniec, stanowi tajemniczy łańcuch, łączący konkretną osobę z Matką Bożą w niebie. Jest duchową drabiną, która umożliwi nam wejście do niebieskiej ojczyzny. Kiedy senator, Robert Kennedy (1925-1968), został śmiertelnie raniony 5 czerwca 1968 r. przez zamachowca-Palestyńczyka, Sirhana Bishara, jego ostatnią czynnością – co zarejestrowała telewizja – było sięgnięcie do kieszeni, wyjęcie różańca i umieszczenie go z czcią na sercu. Ojciec dominikanin, Gabriel Harty, gdy komentował ten bolesny fakt, wyraził słowa o następującej treści: „Osoba, która bierze do ręki różaniec, ma większą władzę niż prezydent Stanów Zjednoczonych”. Jeżeli niektórzy z szyderczą pychą odrzucają różaniec, to niewątpliwie niezliczona liczba świętych mężczyzn i kobiet zawsze go bardzo ceni. Ci ludzie z wielką pobożnością i w każdej chwili korzystają z niego jak z potężnej broni, aby zmusić demona do ucieczki. Są też i tacy, którzy oddali życie za różaniec, dając tym samym świadectwo wiary. Wśród tych świadków wiary są między innymi błogosławieni: Zefiryn Giménez Malla i ks. Władysław Demski.

Zefiryn Giménez Malla

Zefiryn Giménez Malla urodził się w 1861 r. w Benavent de Lerida w katolickiej rodzinie hiszpańskich Romów i jako dorosły człowiek został ochrzczony. W 1912 r., mając 51 lat, ożenił się z Teresą Gimenez Castro, a osiem lat później osiedlił się w Barbastro, gdzie był katechetą dzieci romskich, dyrygentem chóru i kierownikiem kółka różańcowego. Kiedy owdowiał, wstąpił do Trzeciego Zakonu Franciszkańskiego i stał się wzorem modlitwy. Nie rozstawał się z różańcem. Odprawiał go z dziećmi, modlił się z chorymi i sam w kościele. Każdego dnia odmawiał cały różaniec. Kiedy w 1936 roku wybuchła wojna domowa, komunistyczne władze republikańskie rozpoczęły prześladowania wiernych Kościoła katolickiego. W sobotę, 25 lipca, Zefiryn był świadkiem, jak żołnierze maltretują młodego kapłana. Zawołał: „Maryjo Dziewico! Tylu ludzi przeciwko jednemu, i to niewinnemu”. Chciał udzielić mu pomocy, ale żołnierze zatrzymali go, zrewidowali i znaleźli różaniec. Był to wystarczający powód, by go zaaresztować. Pozostał przez 15 lub 16 dni w więzieniu, które mieściło się w zarekwirowanym klasztorze sióstr klarysek – kapucynek. Więźniowie, którzy przeżyli, określali Zefiryna jako „zawsze pogodnego, spokojnego i modlącego się”. Jeden z wpływowych anarchistów i przyjaciel Zefiryna, na prośbę rodziny, chciał mu dopomóc. Radził mu: „Nie afiszuj się zanadto z modlitwą i schowaj różaniec, a ja cię uwolnię”. Zefiryn podziękował, ale nie usłuchał jego rady. Rankiem 9 sierpnia, wraz z dwunastoma innymi skazańcami, wśród których był również biskup Florentino, został przewieziony ciężarówką na cmentarz. Kierowca pojazdu wspomina, że Zefiryn podczas podróży nie przestawał wołać: „Niech żyje Chrystus Król”, a potem umierał z różańcem w ręku. Ciało Zefiryna wrzucono do wspólnego dołu i już go nie odnaleziono. Zefiryn został zabity nie dlatego, że był Romem, lecz dlatego, że był praktykującym i kochającym różaniec katolikiem.

Władysław Demski

Ksiądz Władysław DemskiDrugą osobą, która oddała życie za różaniec był kapłan, Władysław Demski, którego Jan Paweł II – podczas swej apostolskiej pielgrzymki do Polski w 1999 roku – ogłosił błogosławionym wraz ze 108 męczennikami ostatniej wojny. Przyszły męczennik urodził się 5 sierpnia 1884 roku w Straszewie. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, zaangażował się w działalność Związku Polaków w Prusach Wschodnich. Po przegranym plebiscycie, szykanowany przez władze niemieckie, opuścił rodzinne strony i przybył do Archidiecezji Gnieźnieńskiej. Pracował w Inowrocławiu: najpierw jako prefekt w Gimnazjum im. J. Kasprowicza, a po ukończeniu dodatkowych studiów na Uniwersytecie Poznańskim, był nauczycielem języków klasycznych. Przez swoich uczniów był wysoko ceniony jako „kapłan według Serca Bożego i prawdziwy wychowawca”, który dawał wiele, ale także wymagał. Wybuchła wojna. Kiedy zaaresztowano proboszcza parafii pw. Najświętszej Maryi Panny w Inowrocławiu, ks. Stanisława Kubskiego, ks. Demskiemu powierzono właśnie w tym trudnym okresie troskę o tę parafię. Jednak i on 2 listopada 1939 roku został zaaresztowany, a następnie wywieziony do obozów w: Inowrocławiu, Świeciu, Górnej Grupie, Gdańsku, Nowym Porcie i Stutthofie. Od 10 kwietnia 1940 roku ks. Demski przebywał w obozie w Sachsenhausen, gdzie zaczęły się jego szczególne cierpienia: przez dłuższy czas wyjątkowo źle był traktowany przez strażników i sadystycznego kapo. Któregoś dnia w obozie odbywał się okresowy przegląd odzieży więźniów, która była przechowywana w magazynie. Z jednego węzełka wypadła rzecz zakazana. Był to różaniec. Znudzeni esesmani przywołali znajdującego się właśnie w pobliżu 56­-letniego, postawnego, wysokiego księdza. Gdy nadbiegł, padło polecenie, by kapłan różaniec podeptał. Więzień odmówił, co potraktowano jako bunt! Strażnik rzucił różaniec w błoto i kazał go więźniowi ucałować. Ksiądz Władysław pochylił się i przy pomocy warg, w błocie, odszukał krzyżyk różańca. Ucałował go. Wtedy spadły na niego mocne uderzenia. Bito po głowie, po plecach, po nerkach. Wyczerpany kapłan upadł. Katowanie trwało nadal, ale z ust więźnia nie padło żadne słowo. Przez kolejne dwa dni kapłan wciąż był maltretowany. Po którymś z takich pobić powiedział jeszcze do patrzących nań ze współczuciem kolegów: „Wszystko trzeba ścierpieć, na nic się nie skarżyć”. Ksiądz Demski był u kresu sił. Wskutek doznanych wówczas obrażeń zmarł 28 maja 1940 roku. Umierając w oktawie Bożego Ciała, wyszeptał do młodego księdza: „Dziś prowadziłbym procesję u »Grzesia«”. Po wyzwoleniu świadkowie zapisali: „Tak umierali pierwsi chrze­ścijanie”. Ks. Władysław oddał życie, adorując krzyż – symbol wiary. Błogosławiony ks. Jan Henryk Newman (1801-1890), powiedział: „Wielka moc różańca polega na tym, że przekłada on wiarę na modlitwę. Naturalnie, wiara jest w jakimś sensie modlitwą i wielkim aktem hołdu oddawanego Jezusowi. Bywa, że nawet chrześcijanie, chociaż znają Boga, boją się Go, a nawet Go nie kochają”. Dlatego módlmy się o głębię wiary dla nas samych słowami swoistej prośby z „Księgi modlitw” polskiego pisarza i poety, Romana Brandstaettera:
Musimy zostać artystami wiary I nieustannie tę wiarę zdobywać I wciąż od nowa zdobywać jej głębię Jak zdobywamy nowe słowa w wierszu, Jak zdobywamy nowe dźwięki w muzyce I nowe barwy na płótnie obrazu, Każda rutyna i każda maniera Są śmiercią wiary i śmiercią sumienia. O, daj nam, Panie, natchnienie do wiary!
0 0 głosów
Oceń ten tekst
Photo of author

Józef

Orchowski

Kapłan katolicki, proboszcz parafii fatimskiej w Bydgoszczy, pisarz Maryjny i różańcowy.
Więcej tekstów tego autora

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x