Przez jesienną Serbię w drodze do Jerozolimy

W ostatnich numerach relacjonuję pielgrzymkę do Ziemi Świętej, którą odbyłem w 2005 roku wraz z moim przyjacielem Michałem. Ostatnio opisywałem drogę przez Macedonię i niebezpieczne nocne spotkanie z psami. Dzisiaj czas na Serbię, gdzie spotkała nas trochę inna przygoda.

Do Wojwodiny i Nowego sadu dostaliśmy się po przejściu Węgier i prze­kroczeniu granicy węgiersko-serbskiej między miejscowościami Roszke i Horgoš. Kilka dni szliśmy przez Wojwodinę, autonomiczny region w północnej Serbii, zamieszkały w większości przez prawosławnych Serbów (66%), a także przez Węgrów (13%), którzy są katolikami. Oprócz nich żyje tam też kilkanaście innych nacji różnych wyznań. Geograficznie teren ten jest częścią Wielkiej Niziny Węgierskiej, a politycznie był kiedyś częścią Austro-Węgier, dlatego, mi­mo że obecnie należy do Serbii, posiada znaczną autonomię.

Dolina rzeki

Pogoda nas nie rozpieszcza, cały czas jest pochmurno i raczej chłodno, ale na szczęście nie pada. Ruch na drogach jest niezbyt wielki, więc możemy nimi spokojnie i w miarę szybko iść, zwłaszcza, że są proste i równe, jak przystało na niziny. Idziemy przez miejscowości: Kanjiźa, Senta i Becej, leżące wzdłuż rzeki Cisa, by po trzech dniach dojść do położonego nad Dunajem Nowego Sadu, który jest stolicą Wojwodiny. To piękne akademickie miasto, w którym znajduje się wiele uczelni. Charakteryzuje się też dużą liczbą kościołów katolickich w przeciwieństwie do innych miast serbskich, gdzie przeważają cerkwie prawosławne. Widać też tutaj wpływ architektury z czasów monarchii austro-węgierskiej. Jednak nie mamy czasu, żeby tutaj dłużej zabawić, więc opuszczamy to piękne miasto i idziemy dalej, przez most na Dunaju. Sześć lat wcześniej, 23 kwietnia 1999 roku, w czasie wojny na Bałkanach, został on zbombardowany przez samoloty NATO, aby zmusić wojska serbskie do zaprzestania czystek etnicznych na Albańczykach w Kosowie. Musimy dojść jak najdalej przed zmrokiem, który wkrótce zapadnie, bo w październiku po 17.00 robi się ciemno, a trzeba jeszcze znaleźć miejsce noclegowe i rozbić namiot, by po ciemku nie chodzić i nie narażać się na potrącenie przez samochód. Kilka kilometrów za Nowym Sadem rozbijamy w końcu namiot w przydrożnych krzakach.
Belgrad

Następnego dnia wstajemy bardzo wcześnie i idziemy w kierunku Belgradu, stolicy Serbii. Chcemy dotrzeć tam jak najszybciej, aby zdążyć przejść przez miasto i rozbić namiot, gdzieś za nim. Jednak okazuje się to bardzo trudne, ponieważ Belgrad jest bardzo duży i rozległy, zamieszkały przez prawie 1,7 miliona mieszkańców. Na ulicach panuje bar­dzo duży ruch i nie wiemy dokładnie, w którą stronę iść. Zapada zmrok, a my ciągle jesteśmy w centrum miasta i końca nie widać. Całe szczęście światła rozświetlają ciemności.

Mijamy budynki Mi­­ni­­sterstwa Spraw Wew­nętrznych zbombardowane w czasie nalotów NATO. Jeszcze ich nie odbudowano. Podczas 76 dni trwania operacji zginęło około 500 osób, mimo że była ona skierowana w obiekty militarne i strategiczne. Nie doprowadziła do zaprzestania ludobójstwa i spowodowała wręcz odwrotny skutek, bo czystki etniczne się nasiliły, wywołując kryzys uchodźczy i humanitarny.

Zamek Maglič

Do dzisiaj Serbowie są zrażeni do Unii Euro­pejskiej, Stanów Zjednoczonych i NATO, a ta­kże są prorosyjscy. Jednak zawsze miasto by­ło tyglem kulturowym, gdzie od ponad 7 tysięcy lat mieszały się wpływy celtyckie, rzymskie, węgierskie, tureckie, austriackie i w końcu serbskie oraz jugosłowiańskie. Znajduje się tu wiele zabytków, ale niestety nie mamy czasu, żeby je zwiedzać. Mijamy cerkiew św. Sawy, jedną z największych na świecie świątyń prawosławnych, do której chcielibyśmy wejść, jednak niestety jest już zamknięta, więc możemy tylko podziwiać jej ogrom z zewnątrz. Szkoda, bo na pewno wiele w niej pięknych ikon z naszą Królową i chętnie pomodlilibyśmy się przed nimi.

W końcu mijamy stadion, gdzie odbywa się jakiś mecz, i około 22.00 dochodzimy do terenów zielonych na końcu Belgradu, gdzie możemy rozbić namiot i zmęczeni zasnąć snem sprawiedliwych.

Zamek Maglič

Kilka następnych dni przemierzamy górzyste tereny, zaczynające się na południe od Belgradu. Staramy się iść jak najprędzej, żeby uciekać przed opadami śniegu, zapowiadanymi w prognozach pogody, które odczytujemy w gazetach w przydrożnych stacjach benzynowych. Noce są bardzo zimne, ale wiemy, że idąc na południe, kierujemy się w stronę słońca. Na południu świeci jeszcze silnie, dając ciepło, ale nim tam dotrzemy, je­­szcze porządnie przemarz­nie­my, zwłaszcza nocami, dlatego staramy się szukać schronień. Jednej nocy śpimy w starym bunkrze. Później, idąc wzdłuż brzegu rzeki Ibar, mijamy miejsco­wość Kraljevo i tra­fia­my pod koniec dnia do zamku Maglič.

Święto Różańcowe Albrechta Dürera, Czy można źle odmawiać różaniec?, Jak chorzy do lekarza życia, Sanktuarium w Wąwolnicy, Niezwykły znak na niebie, Aleksander Wat i św. o. Pio, Matka Boża Kochawińska, Kaligrafia oświetla prawdę i jak zawsze świadectwa nowenny pompejańskiej. Wszystko na 60 stronach!


Ograniczony dostęp

To tylko fragment artykułu…

Całość przeczytasz w "Królowej Różańca Świętego". To wydanie jest wciąż dostępne w sprzedaży, dlatego ma ograniczony dostęp. Nasze czasopisma możesz nabyć w cenie już od 2 zł. Zamów i wspieraj różańcowe inicjatywy!


0 0 głosów
Oceń ten tekst
Photo of author

Krzysztof

Jędrzejewski

Odbywa piesze pielgrzymki do miejsc świętych w Europie, Polsce i Ziemi Świętej.
Więcej tekstów tego autora

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x