Jedno z moich pierwszych wspomnień z dzieciństwa związanych z Kościołem to niewielki obrazek smutnego świętego zawieszony w bocznej kaplicy mojego parafialnego kościoła, obok dużego wizerunku Matki Bożej. Jakby ktoś chciał schować tego chudego mężczyznę w obozowym pasiaku. Na piersi czerwony trójkąt i numer 16670. „Kto to jest?” – zapytałam mamę nieco wystraszona. „To Maksymilian Kolbe, poszedł na śmierć głodową za innego więźnia”. „Ale dlaczego jest taki smutny?” – zastanawiałam się.
Aż w końcu, po wielu latach, moje życie związało się na stałe z Niepokalanowem. Po zawierzeniu mojej przyszłości św. Maksymilianowi trafiłam do pracy w założonym przez niego Radiu Niepokalanów. Wtedy, patrząc na to niezwykłe miejsce, które stworzył dla Maryi, poznałam prawdziwego św. Maksymiliana. Nie tego ze smutnych obrazów, ale uśmiechniętego, pełnego pasji i pomysłów człowieka, który gotowy był na wszystko, by zdobyć świat dla Niepokalanej.
Młodość
Rajmund Kolbe urodził się 8 stycznia 1894 r. w Zduńskiej Woli. Rodzice, Juliusz i Marianna, zajmowali się tkactwem. Swym dzieciom dawali przykład głębokiej wiary, oboje należeli do Trzeciego Zakonu św. Franciszka. W małym domku Kolbów znajdował się ołtarzyk Matki Bożej Częstochowskiej z lampką olejną, którą zapalano w środy, soboty, niedziele oraz święta maryjne. Jedno z pierwszych wspomnień o Rajmundzie pochodzi od jego mamy, która po latach wspominała skłonności tego energicznego chłopca do dokazywania: „Był chłopcem bardzo żywym, bystrym, trochę łobuzowatym, ale z trzech moich synów wobec nas, rodziców, był najbardziej posłuszny. Miałam w nim prawdziwą pomoc. Kiedy z mężem udawałam się do pracy, Rajmund zajmował się kuchnią, robieniem porządków w domu, załatwiając również wiele innych rzeczy”. Jednak pewnego dnia, mama zdenerwowana jakimś psikusem Mundka, powiedziała: Co to z Ciebie będzie? Chłopiec przejął się do tego stopnia, że przy najbliżej okazji zapytał o to Maryję. Zobaczył wtedy, w parafialnym kościele w Pabianicach, Niepokalaną, która w dłoniach trzymała dwie korony: białą, symbolizującą życie w czystości, i czerwoną, będącą oznaką męczeństwa. Wybór chłopca był jedną z oznak jego niezwykłego charakteru. Wyciągnął ręce po obie.
Zamów to wydanie i wspieraj katolickie czasopisma!
Numer 62. Tematem numeru jest Duch Święty, rodzina Ulmów, Święta Anna i jej sanktuarium na Górze św. Anny. Ponadto: Julianną Wyszyńska, św. Katarzyna ze Sieny, glosolalia, Józef Bilczewski, Karol Antoniewicz. 60 stron.
Pod wpływem kazań misyjnych głoszonych w rodzinnej parafii przez franciszkanów 16-letni Rajmund wstąpił do małego seminarium braci mniejszych we Lwowie. Ojciec Bronisław Stryczny, kolega z lat szkolnych, wspomina: „Rajmund był wzrostu średniego. Twarz miał lekko owalną, piwne oczy, krucze włosy, ruchy ogromnie żywe. Z oczu promieniowała dobroć, miłość, stanowczość i przenikliwość. Zdawało się, że dla tego wzroku ciało nie stanowi przeszkody ni zasłony, że czyta nim w skrytości serca”. Pewne wyobrażenie o tym, jak fizycznie wyglądał o. Maksymilian, daje też figura świętego witająca pielgrzymów w Muzeum w Niepokalanowie. Została ona wykonana przez franciszkanów na kanonizację o. Kolbego, tak by oddać jak najwierniej jego wygląd i wzrost.
W szkole uczył się bardzo dobrze. Szczególne zdolności przejawiał w zakresie fizyki, matematyki i geometrii. Znajdował swój sposób na rozwiązanie nawet najtrudniejszych zadań, czym budził podziw pozostałych uczniów i nauczycieli. „Nie znosił słów «ja nie potrafię»” – wspomina inny kolega, ks. Władysław Dubaniowski. „Im większa trudność, np. w rozwiązywaniu zadania matematycznego, tym większy był zapał, i to natychmiastowy, u o. Maksymiliana, by tę przeszkodę usunąć”. Gdy, już na studiach w Rzymie, na jednych z zajęć usłyszał, że nie da się skonstruować perpetuum mobile, zaraz po powrocie do klasztoru zabrał się za jego projektowanie.
Paulina Wysocka
mariolog,
redaktor Radia Niepokalanów