Ks. Piotr Markielowski: Czym są dopowiedzenia różańcowe?

Photo of author

Autor: Marek Woś

O dopowiedzeniach, ich historii i wpływie na modlitwę różańcową rozmawiam z ks. Piotrem Markielowskim i Barbarą Klimek OCDS.

ks. Piotr Markielowski

, Fot. ks. Piotr Markielowski

Kochani Czytelnicy!
91% artykułów na naszej stronie jest dostępnych bez ograniczeń. Nie znaczy to, że nie istnieją koszty ich przygotowania i publikacji. Będziemy wdzięczni za zaprenumerowanie naszego czasopisma albo wsparcie naszej Fundacji. Dziękujemy za zrozumienie.
Redakcja

O dopowiedzeniach, ich historii i wpływie na modlitwę różańcową rozmawiam z ks. Piotrem Markielowskim i Barbarą Klimek OCDS.

Skąd wzięła się idea dopowiedzeń w różańcu i co one zmieniają w modlitwie różańcowej?

Ksiądz Piotr Markielowski: Z dopowiedzeniami spotykałem się zarówno w Niemczech, jak i w Austrii i na Śląsku. Dopowiedzenia stosowano tam często jedynie przy pierwszym paciorku modlitwy „Zdrowaś Maryjo”, jak gdyby miało zastąpić rozważanie całej tajemnicy przed dziesiątkiem, co w Polsce jest bardziej znane. Bardzo mi się one spodobały. Także w ruchu oazowym, założonym przez ks. Franciszka Blachnickiego, wciąż istnieje taka forma modlitwy. Jest ona bardzo podobna w formie do tej, którą propaguję z panią Barbarą. U ks. prof. Marka Chmielewskiego wyczytałem „Duc in altum”*, że dopowiedzenia mają dość długą historię. Można też o tym poczytać we wstępie do naszej książki „Różaniec z dopowiedzeniami” o sposobie na pogłębienie modlitwy. Podobnie też dokumenty Kościoła, autorstwa papieży Pawła VI i Jana Pawła II oraz Kongregacji ds. Kultu Bożego, potwierdzają, że dopowiedzenia są czymś wartościowym. Można je stosować we własnej modlitwie, aby była ona coraz doskonalsza, pogłębiona, bardziej satysfakcjonująca i przybliżająca nas do Boga.

Barbara Klimek: Kiedyś z ks. Piotrem wybraliśmy się wspólnie do Łagiewnik i w drodze w samochodzie odmawialiśmy różaniec z dopowiedzeniami wymyślanymi na bieżąco, improwizowanymi. Spodobało się to nam obojgu i stwierdziliśmy, że trzeba je zapisać, gdyż jest to ciekawy sposób na modlitwę.

Wytłumaczmy tym, którzy jeszcze nie wiedzą: na czym polega dopowiedzenie do różańca?

Barbara: Dopowiedzenie do różańca polega na tym, aby w każdej modlitwie „Zdrowaś Maryjo” po imieniu Jezus dopowiadać zdanie, które ma w sobie treść związaną z daną tajemnicą. Najprostszym dopowiedzeniem jest jedno i to samo zdanie, które powtarza się przez wszystkie dziesięć „Zdrowasiek”. Istnieje też „wyższy stopień wtajemniczenia”, który proponujemy w naszej książce, aby do każdego „Zdrowaś” dopowiadać inne zdanie, które jest jednak zawsze związane z daną tajemnicą. Tutaj pomoc może stanowić ta książka jako ściągawka dla początkujących.

Trzeci, najwyższy stopień, polega na tym, by takie dopowiedzenia samodzielnie konstruować podczas modlitwy. To pozwala zachować skupienie w modlitwie różańcowej, ponieważ musimy zachować czujność i cały czas myśleć, co chcemy dopowiedzieć. I to jest ideał różańca z dopowiedzeniami, bo chodzi o to, by modlitwa nie stała się automatyczna, co grozi nam, gdy stale, mechanicznie wypowiadamy to samo dopowiedzenie do każdej zdrowaśki lub gdy odczytujemy je z książki.

Ksiądz Piotr: Pracujemy zatem i duchowo, i intelektualnie. Pamiętajmy, że dopowiedzenie musi być logicznie i gramatycznie powiązane z imieniem Jezus. Cała modlitwa „Zdrowaś Maryjo” skierowana jest do Matki Bożej. Dopowiedzenie też jest więc zwrócone do Maryi, choć odnosi się logicznie do imienia Jezus.

Dopowiedzenie ma być w temacie tajemnicy, którą rozważamy.

Ksiądz Piotr: Tak. I nawet jak mamy do każdego paciorka, do każdej „Zdrowaśki” inne dopowiedzenie, to wszystkie one mają odnosić się do tej konkretnej tajemnicy, którą właśnie rozważamy. W pierwszej tajemnicy radosnej mogą to być np. słowa: „którego poczęłaś z Ducha Świętego”. Wszystko to powinno logicznie i duchowo współgrać. W dopowiedzeniu możemy także odnosić się do intencji, w której pragniemy ofiarować różaniec.

Odnoszę wrażenie, że dopowiedzenie pomaga nam utrzymać wyobraźnię w ryzach…

Ksiądz Piotr: …i nie zapomnieć, którą tajemnicę rozważamy. Abyśmy nie myśleli o wszystkim innym. Oczywiście, nie ma nic złego. w tym, że myślimy o cierpiącej osobie, za którą się modlimy. Ale myśleć o całym świecie podczas modlitwy to trochę za dużo. Dobrze byłoby myśleć o Panu Jezusie i Maryi.

Dla wielu ludzi dopowiedzenie jest czymś nowym. Jak wierni reagują na propozycję ich stosowania?

Barbara: Ludzie są zaskoczeni, że ta forma modlitwy różańcowej pomaga im się skoncentrować; że pomaga nie odpływać w modlitwie gdzieś na manowce, tylko trwać w skupieniu. Często zdarza się, że modląc się, tak naprawdę nie mamy na myśli Pana Jezusa, tylko nasze problemy i naszą własną osobę. Wtedy modlimy się w rzeczywistości sami do siebie. Kiedy modlimy się różańcem z dopowiedzeniami, nasze myśli krążą wokół Jezusa. A to jest cel każdej modlitwy.

Ksiądz Piotr: Dobrze jest, gdy modlimy się z kimś. Każdą część modlitwy „Zdrowaś Maryjo” wypowiada wtedy ktoś inny. Dopowiedzenie musi wówczas zostać dodane od razu, by osoba rozpoczynająca drugą część modlitwy od „…Święta Maryjo” nie zdążyła jeszcze wypowiedzieć pierwszych słów swojej części. Należy więc jednym tchem wypowiedzieć dopowiedzenie zaraz po imieniu Jezus. W przeciwnym razie będziemy się przekrzykiwać, a nie na tym modlitwa przecież ma polegać.

Jan Paweł II w „Liście o różańcu” pisał, że to „skarb, który trzeba odkryć”. Mam wrażenie, że mówiąc o dopowiedzeniach, odkrywamy nowy wymiar tej modlitwy.

Barbara: Myślę, że na pewno tak jest. Do każdej czynności wykonywanej przez nas systematycznie wkrada się rutyna. I gdy przez lata modlimy się codziennie różańcem w tradycyjny sposób, a więc bez dopowiedzeń, nie zawsze trwając przy tym w obecności Bożej, bo jest to różaniec np. w drodze do pracy, to bardzo często modlimy się mechanicznie albo nie przychodzą nam do głowy żadne natchnienia. Jeśli jednak dzięki dopowiedzeniom skupimy się, to okaże się, że Pan Bóg prawdziwie przychodzi i działa. Nie jest przecież tak, że modlitwa to tylko praca naszego intelektu. To Bóg podsuwa nam myśli, natchnienia, a my ze swojej strony mamy się na nie otworzyć przez maksymalne skupienie na Nim. Na tym właśnie polega modlitwa. My jesteśmy do dyspozycji Boga, a Pan Bóg nas przemienia.

Jakie były wasze początki z różańcem?

Barbara: Pochodzę z rodziny ateistycznej i w domu byłam odizolowana od treści religijnych. Niemniej Matka Boża przyprowadziła mnie do wiary za pomocą znalezionego cudownego medalika, co wydarzyło się jeszcze w dzieciństwie. Później, mając 14 lat, przyjęłam wszystkie sakramenty w tajemnicy przed rodzicami. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie przyszła „durna i chmurna” młodość, kiedy od Pana Boga w ogóle odeszłam na ładnych parę lat. I właśnie wtedy z pomocą przyszła Matka Boża z różańcem.

Kiedyś na ulicy przypadkiem spotkałam znajomą z dzieciństwa siostrę zakonną, która zaprosiła mnie do siebie i ofiarowała mi różaniec. Ten różaniec był bardzo dziwny. Nie dał się włożyć do szuflady ani odłożyć na półkę. Po prostu czułam, że on mnie woła. Musiałam go bez przerwy trzymać w dłoni. Prosty drewniany różaniec, nie jakiś tam nadzwyczajny. To było tak dziwne uczucie, że stwierdziłam że muszę sobie przypomnieć, jak się na nim modlić. Zaczęłam odmawiać najpierw dziesiątkę w drodze do pracy. Z tym różańcem spałam, trzymając go w dłoni. Modlitwa doprowadziła do mojego nawrócenia, do spowiedzi po wielu latach. Jestem wierna tej modlitwie od 25 lat. Mam takie przywiązanie do różańca, że nawet gdy idę wyrzucić śmieci, to muszę mieć różaniec w kieszeni. Bo jak nie, to wracam po niego do domu z pełnym workiem śmieci.

A dla księdza?

Ksiądz Piotr: Byłem w seminarium na jednym roku z kolegą, który jest misjonarzem na Sycylii. Kiedyś spacerowaliśmy po seminaryjnym ogródku i odmawialiśmy różaniec z dopowiedzeniami. Już wtedy ta forma modlitwy była mi znana, a od tamtej chwili minęło ponad 30 lat. Przez ten czas pracowałem w szpitalach. Często towarzyszyły mi osoby współpracujące i jadąc wspólnie do szpitala, po drodze modliliśmy się różańcem, by nie zmarnować tego czasu. Był to zwykle różaniec z dopowiedzeniami.

Warto mieć różaniec w samochodzie. Trzymanie go w dłoni przeszkadza w kierowaniu autem, ale jest na to rozwiązanie. Wymyślono różańce podobne do liczydła. Są to dwa rządki paciorków nałożone na sztywne pręciki. Na jednym pręciku jest pięć paciorków a na drugim dziesięć. Pięć odpowiada za 5 modlitw „Ojcze nasz” na początku konkretnej tajemnicy, a te dziesięć –za dziesiątkę „Zdrowaś Maryjo”. Dzięki temu można modlić się, prowadząc auto, pracując w kuchni czy pieląc w ogródku.

Barbara: Są też różańce rowerowe, wygodne do odmawiania na rowerze. Jest to urządzenie bardzo podobne do dzwonka rowerowego**.

Często pojawia się opinia, że różaniec jest narzędziem walki duchowej, że to „strzelanie do szatana” albo że każde „Zdrowaś Maryjo” wstrząsa piekłem. Czy akcentowanie walki duchowej nie redukuje wartości kontemplacji różańcowej?

Ksiądz Piotr: To bardzo dobre spostrzeżenie, lecz powiedziałbym, że jedno drugiemu nie przeczy. Można poruszyć aspekt walki, a zarazem też aspekt kontemplacji. One się nawzajem uzupełniają, ponieważ zarówno różaniec, jak i kontemplacja są walką duchową. Myślę, że są to jakby inne spojrzenia na tą samą rzeczywistość, którą jest różaniec.

Jak przekonujecie ludzi do różańca? Z jakimi rekcjami się spotykacie?

Ksiądz Piotr: Jeżeli chodzi o rozdawanie różańców w szpitalu, to mam taką praktykę, że kupuję około tysiąca koronek i rozdaję je przy spowiedzi lub przy udzielaniu komunii świętej. Często pytam pacjentów, czy mają różaniec, czy zabrali z domu. Wyciągam różańce z kieszeni i rozdaję.

Poza tym trzeba się po prostu modlić, żeby te osoby dały się przekonać do różańca. I tu warto zwrócić uwagę na słowa księdza Dolindo: „Panie Jezu, Ty się tym zajmij”. Ty stwórz taką okoliczność, w której będzie można tej osobie przedstawić bogactwo różańca. To na pewno pomoże.

Barbara: Zachęcając innych do różańca, staram to przedstawić taki sposób, że każdy chce być szczęś­liwy, chce mieć siłę do pokonywania różnych przeciwności, a nie możemy tego osiągnąć bez Pana Boga. A taką mocną liną, po której można się wspiąć do Pana Boga, jest właśnie różaniec. Można go też nazwać „kołem ratunkowym”, które Matka Boża rzuca, albo „lassem”, na które nas łapie, albo smyczą, na której nas krótko trzyma, żebyśmy nie zeszli na manowce. Kiedy dajemy komuś różaniec, warto opowiedzieć jakieś świadectwo, dać przykład i poprosić tę osobę, żeby po prostu miała go przy sobie, a Matka Boża już na pewno sobie poradzi.

Byłam kiedyś proszona o przedstawienie swojego świadectwa młodzieży w szkole, podczas rekolekcji. Zawsze brałam ze sobą różańce, które później rozdawałam. I młodzież bardzo chętnie je przyjmowała. Mówiłam, żeby spróbowali tak jak ja: jeżeli mają jakieś kłopoty, jeżeli nawet nie wierzą, żeby się nie rozstawali z różańcem. By nie traktowali go jak amuletu, ale żeby to było takie wołanie do Matki Bożej: „Pomóż mi w tych moich problemach!”. Matka Boża bardzo na serio bierze takie deklaracje i w pewnym momencie wkracza z wielką siłą.

Dziękuję za rozmowę!

Photo of author

Marek

Woś

Redaktor naczelny, polonista, filmoznawca, edytor, ekonomista i wydawca.

Mogą zainteresować Cię też:

0 0 głosów
Oceń ten tekst
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments