Święty Szarbel żył w Libanie w XIX wieku. Nie jest więc wcale tak nam odległy, a jednak jego realia życia wydają się zupełnie niepasujące do naszych czasów. Mnich żyjący w ubogim eremie, całkowicie oddany ścieżce, którą wybrał. Szarbel, który przed złożeniem ślubów miał na imię Yusuf, był często niezrozumiany, a nawet wyśmiewany zarówno przez swoich krewnych, jak i współbraci. Zmagał się z bólem, który ukoić w nim mógł tylko Bóg. Wiodąc życie pełnie poniżeń, zasłużył sobie na wywyższenie ponad wielu innych. Współcześnie wiele osób zanosi do niego prośby i prosi o wstawiennictwo, jednocześnie składając przyrzeczenia stawiania go sobie za wzór. Tylko co to tak naprawdę znaczy, szczególnie dla osoby nieżyjącej w klasztorze? Aby to zrozumieć, trzeba pochylić się nad przynajmniej kilkoma faktami z jego życia.
Chcieć być jak Szarbel
Szarbel nie zostawił po sobie żadnych pism. Wszystkie cytaty, którymi dysponujemy, pochodzą z relacji na jego temat, z pieczołowicie zachowanych wspomnień. Część pochodzi z czasów Szarbela, więc są bardzo wiarygodne. Sam Makhlouf był jednak tak zajęty codziennością i tak niechętny żadnym splendorom, że nie pokusił się o pisanie dzieł teologicznych.
Kiedy miał 23 lata, uciekł z domu, aby wstąpić do klasztoru. Jego rodzina wcale nie była zachwycona tym pomysłem. Jeśli ktoś sobie wyobraża, że jego pobożna matka przyklasnęła pragnieniu wstąpienia do zakonu, to nic bardziej mylnego. Przeciwnie, przybyła do klasztoru i błagała syna, aby wrócił do domu. Z uwagi na upór matki Yusuf poprosił o przeniesienie do bardziej odciętego od świata klasztoru. Tak oto trafił to klasztoru św. Marona w Annaya. Pomimo zamieszania wokół obranej przez niego drogi 1 listopada 1853 r. złożył pierwsze śluby zakonne. W chwili przywdziania habitu zdecydował też, że odtąd przestał istnieć dla swoich ziemskich bliskich. Ponoć nie zgodził się nawet na spotkanie z matką. Z czasem, kiedy z jakichś istotnych powodów jego krewni chcieli się spotkać, zaczął wychodzić przed klasztor, ale już nigdy nie wrócił do rodzinnej wioski. Wierzył, że gdyby to zrobił, musiałby na nowo przystąpić do nowicjatu. Jego życie wypełniało w całości oddanie Bogu.
Mnich, który umarł dla świata
Mimo niechęci do wszystkiego co światowe, pokornie poddał się decyzji o wysłaniu go na pięcioletnie studia teologiczne do Kfifane. Choć tam okazał się jednym z najzdolniejszych studentów, wrócił do Annaya i zrezygnował z potencjalnej kariery. Od swojego mistrza i kierownika duchowego, św. Nimatullaha Al.-Hardiniego, nauczył się wszystkiego, czym żył przez resztę swojej ziemskiej drogi. Odtąd priorytetami dla niego była pokora, reguła zakonna, a także posty i umartwienia.
Kiedy bratanica Szarbela przybyła do klasztoru po śmierci jego brata w celu rozwiązania kwestii spadkowej, Szarbel napisał dla niej karteczkę. Choć nie wpuścił jej do klasztoru, podał jej dokument i odprawił. Kobieta sądziła, że otrzymała zwykłą rezygnację z części majątku, ale przeczytała następujące słowa: „Mój brat umarł kilka miesięcy temu, podczas gdy ja jestem martwy od czterdziestu czterech lat, od dnia, gdy przywdziałem strój zakonny i złożyłem śluby. Tak więc zmarły nie może ani otrzymać spadku, ani go też zostawić, z tego powodu sprawa ta nie jest w mojej kompetencji. Nie mogę scedować ci czegoś, czego nie posiadam”.*
Orędownik dla naszego dobra
Święci patroni zawsze słyszą nasze prośby, ale niekiedy zdają się na nie nie reagować. Jest kilka przypadków, w których nasze modlitwy zwyczajnie nie mogą zostać spełnione. Z punktu widzenia Ducha Świętego każda otrzymana łaska ma nas przybliżać do łaski zbawienia.
Wszystko to, co otrzymujemy, powinno nas ubogacać, przybliżać do Boga. Pani Janina** ze wstydem wspomina jak doświadczyła ją modlitwa za wstawiennictwem libańskiego mnicha: „Prosiłam Szarbela żeby mi pomagał finansowo. Tak naprawdę miałam dość, ale bardzo chciałam zaimponować rodzinie rozbudową domu. Chciałam, żeby moja siostra zazdrościła nam posesji, garażu. Odmawiałam modlitwy, zabiegając o wstawiennictwo w tej sprawie, ale zamiast poprawy sytuacji, coraz trudniej mi było odłożyć pieniądze na remont. W końcu zapytałam zaprzyjaźnionego księdza, czy rozumie, dlaczego tak się dzieje. Byłam zszokowana odpowiedzią. Ksiądz, który zresztą wcześniej zachwalał pośrednictwo Szarbela, zapytał, czy moja prośba jest podyktowana dobrymi pobudkami i czy przyczyni się to do zbawienia mojej duszy”.
Natalia Klimczak
* Za: P. Cattaneo, „Szarbel. Święty niezwykłych uzdrowień i cudów”, s. 46–47.
** Imię zmienione na życzenie rozmówczyni