Wierzyłam, że wszystko będzie dobrze
Chciałam podzielić się z wami historią mojego synka i wieloma łaskami, którymi obdarowała mnie Maryja. Synek urodził się o czasie przez cesarskie cięcie. Niby wszystko było w porządku, ale mały strasznie płakał. Przez kilka tygodni nie chciał spać, był nerwowy. Lekarze uspokajali, że wszystko jest dobrze. Chłopcy tak mają. Ale moja intuicja podpowiadała, że dzieje się coś niedobrego. Postanowiłam jeszcze chwilę obserwować synka i zauważyłam, że nie wodzi wzrokiem, żyje w swoim świecie, praktycznie mogłam mu włożyć palec do oka i nic (miał wtedy około 2 miesięcy).
Zaczęłam odmawiać nowennę pompejańska, drugi raz w swoim życiu. Bardzo chciałam, żeby było lepiej. Po tygodniu odmawiania nastąpiła jakby niewielka poprawa – synek raz reagował, a raz nie. Na leżąco jeszcze podążał za głosem (od czasu do czasu odwracał głowę, gdy do niego mówiłam, ale nie zawsze, natomiast w pozycji pionowej nie reagował nawet na dźwięki). Zrobiłam synkowi badania USG głowy – okazało się, że mały ma dość dużego guza w okolicy przysadki mózgowej (ponad centymetr), który może uciskać nerw wzrokowy. Załamałam się, przestałam się modlić. Coś we mnie wstępowało na samą myśl o modlitwie. Ogarniały mnie lęki, to było dość przerażające. Trafiliśmy do szpitala, czekaliśmy na rezonans. Stwierdziłam, że nie ma co się bać i trzeba zaufać Matce Boskiej. Ponownie podeszłam do odnawiania nowenny. Modliłam się, ale przekręcam słowa, podsypiałam zapominałam treści podstawowych modlitw, ale koniec końców udało mi się odmówić nowennę.
Podczas rezonansu również modliłam się, żeby wszystko było dobrze. I tu ku mojemu zaskoczeniu lekarze poinformowali mnie, że guza nie ma. Powiedzieli, że wszystko jest w porządku i możemy wrócić do domu. Szok i niedowierzanie – przecież sama widziałam guza na USG. Na zdjęciu również został uchwycony. Ale synek dalej żył w swoim świecie. Wizyta u okulisty też nie napawała optymizmem. Diagnoza: pomniejszona tarcza nerwu wzrokowego z zanikiem obwódki. Brak było jakiejkolwiek poprawy.
Dalej trwałam w modlitwie, wierzyłam, że wszystko będzie dobrze i nie może się tak skończyć. Dzień za dniem mijał, a mnie ogarniały myśli samobójcze. 22 czerwca nastąpiła nagła poprawa. Synek pierwszy raz spojrzał na mnie – nie obok czy przeze mnie, jakbym była niewidzialna, ale prosto w oczy i do mnie głużył, zaczął się uśmiechać. Myślałam, że mam omamy wzrokowe. Ale to się stało naprawdę. Uśmiecha się, patrzy, obserwuje, wodzi wzrokiem, zaczął oglądać sobie rączki. Z dnia na dzień jest coraz lepiej. Jestem wdzięczna Matce Boskiej za ten cud, a w zasadzie cuda, którymi mnie obdarowała. Módlcie się i zawierzajcie swoje trudne sprawy Bogu i Matce Boskiej. Cuda się zdarzają i jestem tego najlepszym przykładem.
Liliana
Uzdrowienie z rozpaczy
Chciałam bardzo podziękować Maryi, za to że uleczyła mnie z rozpaczy serca po odejściu ukochanego mężczyzny. Moja rozpacz, samotność, smutek i depresja trwały ponad rok. Mimo że rozum podpowiadał mi „już dość”, nie umiałam na nowo obudzić się do życia.
Do pracy chodziłam z przymusu, z przyklejonym uśmiechem. Wspomnienia pięknych chwil, tęsknota odbierały mi radość życia. Godzinami klęczałam przed Najświętszym Sakramentem, co przynosiło mi ulgę. Pragnęłam, aby wrócił (choć wiedziałam w głębi duszy, że nie będę do końca szczęśliwa, bo nie da mi tego, czego pragnę) – lepsza jednak wtedy była dla mnie marna chwila z nim niż nic. Nadszedł w końcu taki moment, że wiedziałam, że sama sobie nie poradzę.
Zaczęłam nowennę pompejańską w intencji uleczenia serca, uwolnienia. Było ciężko i trudno. Bywały momenty, że mówiłam wręcz na siłę, wbrew jakiejkolwiek nadziei. Nie poddawałam się jednak, a Maryja przyjęła moją marną modlitwę. Po nowennie pompejańskiej zmówiłam jeszcze nowennę do Matki Bożej rozwiązującej węzły. Dziś jest już rok od zakończenia modlitw. Serce moje zostało uleczone. Nie czuję już miłości do tego mężczyzny, nie czuję rozpaczy.
Jestem wolna, cudownie wolna od udręki serca. Maryja, nasza Matka, uleczy każde serce, tylko trzeba chwycić za różaniec i patrzeć z ufnością w Jej Serce, nawet jeśli wokół szaleją burze i wydaje się, że wszystko jest już stracone. Nigdy nie zostawia swojego dziecka samego.
Dziękuję, Maryjo, za łaskę, że wysłuchałaś mojego biednego serca.
Agnieszka
„Chcę się cieszyć czekaniem…
…na Twoje rozwiązanie” – tak brzmi fragment jednej z piosenek uwielbieniowych. Utożsamiam się mocno z tymi słowami, gdyż nie należę do osób cierpliwych. Zazwyczaj jestem nastawiona na szybki efekt, a najlepiej taki spektakularny, a gdy go długo nie widać, szybko się zniechęcam i poddaję. To moja wewnętrzna pokusa i na pewno nieobca dla wielu z was. W moim świadectwie chciałabym podkreślić, jak ważny jest pokój serca i wiara w słowa, że Bóg wszystko czyni we właściwym czasie.
Zacznę od tego, że moją intencją było znalezienie dobrej pracy w zawodzie. Pracę dyplomową obroniłam pod koniec października 2021 r. i kolejne dwa miesiące stanowiły dla mnie mocno stresujący i dołujący czas. Przyzwyczajona byłam bowiem, że od pierwszego roku studiów prócz nauki zawsze dorywczo się gdzieś pracowałam, aby zarobić na swoje wydatki. Koniec studiów wiązałam jednoznacznie z rezygnacją z dorywczych prac, chciałam znaleźć się w miejscu, gdzie mogę wykorzystać moją wiedzę ze studiów i poczuć się „dorosło i odpowiedzialnie”. Kierunek, który studiowałam, oznaczał pracę poza usytuowaniem miejskim. Jednocześnie chciałam zostać w mieszkaniu, do którego przeprowadziłam się z akademika, i w którym się zaaklimatyzowałam. Nie miałam również auta i byłam przywiązana do znajomych i zajęć, w których uczestnictwo i spotkania dawały mi namiastkę rodzinnego domu, który był oddalony o 150 km i do którego po studiach raczej nikt od razu nie chciałby wracać.
W międzyczasie moja nowa znajoma, która dopiero poznawała relację z Jezusem, nosiła w swoim sercu marzenie spotkania chłopaka, z którym mogłaby stworzyć rodzinny dom. Z natchnienia (które raczej nie są przypadkami w świecie duchowym) postanowiłam podjąć się nowenny i zaprosić do niej moją znajomą. Rozpoczęłyśmy 1 listopada, aby idealnie 24 grudnia przypadał jej ostatni, dziękczynny dzień. Chociaż miałam w sobie wiele nadziei, że Bóg się mną zaopiekuje, to jednak chwilami było mi ciężko. Krótkie jesienno-zimowe dni i brak stałego zajęcia mimo wysyłanych CV wzbudzały we mnie poczucie marnowania czasu i narastającego smutku, że nie jestem taka zaradna jak sobie wyobrażałam. W grudniu zdecydowałam, że pójdę do jakiejkolwiek pracy, aby nie nakręcać swoich negatywnych myśli i nie czuć się przegraną. Przefiltrowałam oferty tak, aby wyniki były jak najbliżej mojego miejsca zamieszkania. Pracowników poszukiwał między innymi znany sklep z literaturą i muzyką – stwierdziłam, że mimo niskiej wypłaty i mało ambitnej pracy, jaką jest obsługa klienta, będzie mi miło mieć do czynienia z literaturą i sztuką. Chociaż tyle dobrego w tym trudnym czasie. Wysłałam więc CV, a kilka godzin później już otrzymałam telefon, odbieram i widzę, że to najszybsza rozmowa rekrutacyjna w moim życiu. Zaprosili mnie od razu na próbny dzień i tak zostałam tam 5 miesięcy do wiosny, wysyłając w międzyczasie CV do miejsc, gdzie mogłabym pracować w zawodzie. W międzyczasie moja znajoma 26 grudnia poznała chłopaka, który dzięki niej wrócił do Boga, a pisząc to świadectwo, mogę potwierdzić, że nowenna została wysłuchana, gdyż obecnie są małżeństwem.
Wracając do mojej sytuacji w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że mimo fajnych współpracowników i bliskiej lokalizacji (8 minut rowerem) nie mogę dłużej trwać w takim systemie; kierowniczka była młodsza ode mnie i nie za bardzo potrafiła organizować obowiązki, narastała we mnie niechęć, czułam się jak studentka a nie dorosła kobieta, która chciałaby w przyszłości mieć rodzinę i odpowiedzialne obowiązki. Pod wpływem impulsu złożyłam wypowiedzenie. Czułam strach, ale i wolność. Usiadłam do komputera i zaczęłam żywo przeglądać jeszcze dokładniej oferty, które wcześniej odrzucałam. Moją uwagę przykuł staż. Firma była z mojej branży, jednak zajmowała się całkowicie innymi produktami, niż oczekiwała moja ambicja. Jednak zaryzykowałam. Wysłałam maila i dołączyłam moje skromne CV.
Dość szybko otrzymałam odpowiedź zwrotną. Rekruterka zaprosiła mnie na spotkanie do firmy. Rozmowy rekrutacyjnej nie było, zostałam oprowadzona po firmie i opowiedziano mi, czym dokładnie się ona zajmuje. Ku mojemu zaskoczeniu pracowały tam osoby, które wcześniej znałam ze studiów bądź z moich dorywczych prac! Byłam podekscytowana, ale i zdezorientowana. To nie był przypadek. To było dla mnie ewidentne działanie opatrzności wyższej. Na 15 stałych pracujących osób aż 5 było mi znanych z widzenia bądź mieliśmy wspólnych przyjaciół. Martwiłam się również o transport, że będę jeździła godzinę drogi, ale ku mojemu kolejnemu zaskoczeniu okazało się, że moi znajomi mieszkają wszyscy w mojej dzielnicy, jeżdżą codzienne razem autem i mają dwa wolne miejsca. Zamiast 50 minut autobusami 20 minut jazdy wygodnym autem! Spędziłam tam 3 miesiące, ucząc się pilnie, jak funkcjonuje firma, czym zajmuje się każdy z działów i jak wszystko prężnie się rozwija od środka.
Początek stażu był dla mnie nadzieją, że być może uda mi się zaczepić w owej firmie. Tak się jednak nie stało. Owszem było mi przykro, zżyłam się z ludźmi i zaznajomiłam z atmosferą, jaka tam panowała, wiedziałam jednak, że skoro Bóg mnie tam przyprowadził, to znaczy, że to była rozgrzewka i ma dla mnie kontynuację i wypełnienie nowenny w innym miejscu pracy. Chciałabym również dodać, że zarówno przy pierwszej pracy, jak i przy drugiej był postawiony krzyż. Widząc je, miałam w głowie myśl, że nasza praca, nasze przystanki wśród ludzi i życiowych ścieżek to takie nasze drobne drogi krzyżowe. Dodawało mi to otuchy. W międzyczasie również szefowa owej firmy była jedną z mocniejszych charakterowo osób. Niektórzy się jej bali, inni mieli z nią nieprzyjemne zdarzenie, ja również nie czułam się swobodnie w towarzystwie tej mocnej jak na swój wiek kobiety o silnym charakterze. Na koniec jednak przygody stażowej przy pożegnaniu i otrzymaniu referencji owa właścicielka pożegnała się ze mną serdecznym uściskiem, co było dla mnie ale i dla innych pracowników dużym zaskoczeniem. Nikt nie spodziewał się wyrazów serdeczności okazanych w taki sposób jak dotyk. Dla mnie był to kolejny symbol Bożego działania.
Chciałabym również dodać, że po odejściu z pierwszej pracy na moje miejsce przyszła moja siostra, maturzystka. Dla niej ta pierwsza w życiu praca była szkołą wakacyjnego życia. Mimo introwertycznej natury musiała przełamać się w kontakcie z ludźmi oraz doświadczyć na własnej skórze, jak to jest samemu zarabiać pieniędzy i troszczyć się o codzienne drobne obowiązki, gdy nie ma wokół rodziców. Jestem ogromnie wdzięczna za te pół roku do zakończenia nowenny. Mimo oczywistych dobrych momentów, które opisałam, były również chwile zwątpienia i smutku, jednak szybko z nich powracałam na tory nadziei. Aktualnie znów składam CV, bogatsza o wpis prestiżowego stażu, który ukończyłam.
Nadal ćwiczę moją cierpliwość i zaufanie i jeśli ktoś jak ja czyta i wątpi, to chcę dzisiaj wlać promyczek nadziei, że krok po kroku Bóg działa. Dodam, że prócz regularnej modlitwy, jaką jest nowenna, dodatkowo od czasu do czasu pościłam czy wpłacałam jałmużnę na cele charytatywne czy kościelne inicjatywy. Wierzę, że dopiero te trzy zobowiązania razem (modlitwa, post i jałmużna) mają moc zmiany nas i naszego położenia. Proszę więc was o modlitwę, nawet króciutką, żebym otrzymała łaskę i w międzyczasie nie zwątpiła! Ja również będę miała was, czytających, w sercu! Trudne mamy czasy, ale nie możemy pozwolić, aby stres i brak miłości wyjałowiły nasz pokój serca i zaufanie.
Alicja
Zamów to wydanie "Królowej Różańca Świętego"!
…i wspieraj katolickie czasopisma! Mnóstwo ciekawych tekstów o duchowości pompejańskiej oraz świadectwa!
Zobacz Zamów PDFUzdrowienie z zakrzepicy
Nowenna pompejańska jest dla mnie od ponad dwóch lat codziennością. Może dwa albo trzy razy miałem kilkudniowe przerwy między kolejnym odmówieniem nowenny. Modliłem się w przeróżnych intencjach.
Ostatnią nowennę odmawiałem we własnej intencji – ogólnie o błogosławieństwo Boże dla siebie. Pan Bóg najlepiej wie, co trzeba zmienić w moim życiu, abym był jeszcze lepszym człowiekiem. Wcześniejsze intencje również dotyczyły błogosławieństwa Bożego dla kolejnych członków mojej rodziny. Dzięki sile tej nie do odparcia nowenny, nie sposób opisać mojej radości, gdy obserwuję coraz szczęśliwszych członków mojej rodziny w wielu aspektach ich życia codziennego. Mimo odmówienia, a właściwie głównie wysłuchania kilkunastu pełnych nowenn, pierwszy raz zdecydowałem się opisać świadectwa.
Jedna z pierwszych intencji, później jeszcze raz powtórzona, niestety do dziś nie jest spełniona, a bardzo mi na niej zależy, chociaż nie dotyczy mnie osobiście. Pomyślałem, że być może przyczyna tej sytuacji leży w tym, że nie dzielę się moją radością z odmawiania tej nowenny nie do odparcia. Ostatnio już nawet obiecałem Maryi, że po spełnieniu tej intencji pojadę do Pompejów, być może nie tylko z członkami mojej rodziny, gdyż mam za co dziękować.
Ogólnie mogę powiedzieć, że zmienił się odbiór mnie przez otaczających mnie ludzi w sensie pozytywnym. Czasem aż mi głupio z tego powodu. W pewnym momencie poczułem potrzebę podzielenia się niektórymi świadectwami wśród moich znajomych. Czynię to też teraz, pisząc to świadectwo. Spełnienie intencji, którą chcę się podzielić, dotyczyło mojego uzdrowienia. Szczerze mówiąc, nie wierzyłem, że to możliwe, gdyż od lat mam wiele chorób przewlekłych. Jedna z tych chorób dotyczy przeżytej przeze mnie zakrzepicy w prawej dolnej koniczynie. Stwierdził to lekarz neurolog, przeprowadzając USG dopplerowskie. Oświadczył, że do końca życia skazany będę na tabletki i kolanówki uciskowe. Po tej wizycie, nie pamiętam dokładnie po jakim czasie, odmówiłem wspomnianą nowennę w intencji mojego uzdrowienia. Następnie po roku i trzech miesiącach od wcześniejszej wizyty ten sam lekarz stwierdził coś niewiarygodnego, po prostu, jak się wyraził: „cud, Panie Władysławie” – ta żyła, która była całkowicie niedrożna, w 50 procentach się udrożniła. Nie wiem o innych chorobach, ale pewne jest, że nie ma pogorszenia, a to bardzo ważne. Tak więc teraz czekam na całkowite udrożnienie.
Wszystko w rękach Boga. Udało mi się też przekonać innych ludzi do odmawiania tej nowenny nie do odparcia. Myślę, że z przyjemnością podzielę się kolejnymi świadectwami oraz że będę miał powód, aby jechać do Pompejów, aby podziękować Maryi za wszystko, co dzięki niej otrzymałem od Boga.
Władysław
Historia sanktuarium w Pompejach - opr. twarda Bartolo Longo
Nowenna pompejańska, Sanktuarium w Pompejach, Obraz Matki Bożej Pompejańskiej… Nie mielibyśmy tego bez Bartola Longo! Jeśli chcesz poznać, kim był i o czym pisał, powinieneś poznać jego wielkie, poruszające dzieło życia. "Historia sanktuarium w Pompejach" to zapis łask Matki Bożej Pompejańskiej i tego, jak opuszczone i biedne Pompeje zamieniły się w kwitnące wiarą i miłosierdziem miejsce, z którego zaczęły promieniować łaski na cały świat!
Nowenna pompejańska o miłość
Z nowenną po raz pierwszy zetknęłam się na początku liceum, może nieco infantylnie, byłam podłamana, że inne koleżanki mają chłopaków, mają z kim iść niedługo na studniówkę, a ja nie. Zaczęłam wtedy odmawiać nowennę bardziej bądź mniej skrupulatnie. Nie widziałam wtedy, by modlitwa podziałała, choć fakt faktem, miałam z kim pójść na tę studniówkę. Chłopak był, ale wraz z liceum, wyjazdem na studia wszystko się skończyło, do tego dość burzliwie Przyszły studia, początek zdalnych zajęć, bez znajomych, większego kontaktu z ludźmi, były tylko jakieś przelotne i też bardzo burzliwe znajomości. Zaczęłam się zastanawiać, co jest nie tak.
Gdy w końcu zetknęłam się z nowym miastem i ludźmi, znów dostrzegłam, że czuję się samotna, mimo wielu koleżanek. Była jesień, dopadła mnie chandra i tak też znowu przeszło mi przez myśl, że może spróbuję nowenny, w tej samej intencji, chociaż nieco ją zmieniłam, bo prosiłam już nie o chłopaka, ale o poznanie kogoś wartościowego, kto mógłby być moim mężem. Trochę biłam się z myślami, no bo przecież tu studia, a ja tyle tych różańców będę odmawiać. Ale podjęłam wyzwanie. Odmawiałam wieczorem, rano, miedzy nauką, czasami w myślach w tramwaju. Skończyłam w Boże Narodzenie. I czekałam, nic.
Nadszedł marzec i pierwsze cieplejsze dni. Siedziałam ze znajomymi ze studiów najpierw nad rzeką, potem w barze. Gdy chciałam zadzwonić do jednej z koleżanek, przyszła mi wiadomość na Messengerze. Nie wierzyłam własnym oczom. Kolega jeszcze z liceum i podstawówki, w rodzinnym mieście mieszkający ode mnie z kilometr dalej, na luzie napisał, co słychać, a że byliśmy razem na studiach w jednym mieście, od razu umówiliśmy się na spotkanie następnego dnia. Na spokojnie, bez większego zaangażowania. Popisaliśmy trochę, zobaczyliśmy się następnego dnia i przeszliśmy się po starówce. Nie mogliśmy się nagadać. Wychodziłam na to spotkanie z lekką obawą, że może nie będzie wspólnych tematów, że idę na maksymalnie dwie godziny. Tymczasem spędziliśmy razem około pięciu godzin, wróciłam zziębnięta do domu przed północą. Ale nie żałowałam. Wiedzieliśmy też, że na pewno się jeszcze spotkamy. Następnego dnia, spontanicznie, spotkaliśmy się w przerwach między zajęciami. Potem wróciliśmy na weekend do naszej miejscowości i też umawialiśmy się na spacery. Można powiedzieć, że głównie spacerowaliśmy, ale dzięki temu mogliśmy się lepiej poznać, bo buzie nam się nie zamykały.
I spotykaliśmy się przez około miesiąc, coraz bardziej utwierdzając się w tym, że dobrze nam ze sobą. Święta Wielkanocne spędziliśmy już jako para, bo właśnie podczas wietrznego, zakończonego gradobiciem spaceru w Wielką Sobotę utwierdziliśmy się w tym, że chcemy spróbować.
Póki co naprawdę nam to wychodzi i modlę się, by wychodziło nam dalej. Choć ta relacja nie zaczęła się od burzliwych zawirowań, fajerwerków i motylków w brzuchu, to mam poczucie, że właśnie dzięki tym spokojnym spacerom, które do dziś pielęgnujemy, udało nam się zbudować szczery związek, z przyjaźnią u podstawy.
N.
Uratowane dziecko
Zaczęłam odmawiać nowennę na samym początku ciąży, jak tylko dowiedziałam się, że spodziewam się dziecka. Modliłam się o szczęśliwe rozwiązanie. Byłam spokojna, bo w moim otoczeniu wszystkie ciąże przebiegały pomyślnie i byłam pewna, że u nas też tak będzie, a nowenna tylko pomoże w tej kwestii. Jednak Boży plan był inny. W połowie ciąży, po odmówieniu już przeze mnie nowenny, okazało się, że moje dziecko ma ciężką i nieodwracalną wadę wrodzoną. Załamałam się i nie mogłam uwierzyć, że nowenna nie pomogła, a moje dziecko zachorowało. Ale okazało się też, że wada ta powstaje ok. 6 tygodnia ciąży, czyli gdy rozpoczynałam nowennę, córka najpewniej była już chora, a ja nic o tym nie wiedząc, modliłam się o szczęśliwe rozwiązanie.
W tym momencie córka ma prawie rok. Chociaż wiele przeszła, ma za sobą cztery operację, liczne wizyty u specjalistów, rehabilitację, to jest pogodnym i radosnym dzieckiem. Jeśli ktoś nie zna jej historii, nigdy nie pomyślałby, że jest chora. Dlatego też oficjalnie to napiszę: Maryja uratowała życie mojego dziecka. Moja intencja o szczęśliwe rozwiązanie nabrała zupełnie innego znaczenia, niż myślałam. Nie chcę myśleć, co byłoby w sytuacji, gdybym się nie modliła.
Nowenna pompejańska ma ogromną moc!
Agnieszka
Nowenna pompejańska o wyście z nałogu
Szczęść Boże. Kilka razy próbowałam napisać świadectwo, ale najwyraźniej szatan nie chciał, abym podzieliła się tą radosną wiadomością, że odmawiając różaniec, możemy otrzymać wiele łask.
Odmówiłam kilka nowenn, m.in. za uratowanie małżeństwa i wyjście z nałogu mojego brata. Od ponad roku mój brat tworzy szczęśliwą rodzinę z dwójką dzieci i od tamtego momentu nie pije ani kropli alkoholu.
Modliłam się też za 18-letniego wówczas bratanka, który uległ bardzo poważnemu wypadkowi podczas pracy. Kilka operacji ratujących życie, lekarze kazali przygotować się na wszystko… Dzięki modlitwie do Matki Boskiej chłopak żyje, pracuje… Wiele innych łaski otrzymałam.. Maryja słucha, przytula, nie opuszcza w potrzebie… Módlcie się i ufajcie, bo Bóg jest Miłością.
Danuta
Pomoc w staraniach o dziecko
Odmawiałam nowennę pompejańską w czasie ciąży o szczęśliwe rozwiązanie i zdrowie dla mojego maleństwa. Mikołaj jest już z nami, a za mną ciąża, w której przeżywałam dużo stresu. Niestety, nie mam tak silnej wiary, żeby wszystko zawierzyć Bogu przez ręce Matki Bożej. Ale mimo moich zwątpień doświadczyłam ogromnej łaski.
Wiem, że to zasługa najlepszej z matek, Maryi, która za nami zawsze się wstawia.
Moja pierwsza ciąża zakończyła się nieszczęśliwie śmiercią dziecka w trzecim trymestrze, druga w niespełna ósmym tygodniu, trzecia była biochemiczna. Podczas tej ostatniej dowiedziałam się, że mój genotyp jest nieprawidłowy. Z jednej strony byłam zrezygnowana i pogodzona z tym, że dziecko nie jest mi pisane, z drugiej miałam nadzieję.
Cała rodzina, znajomi szturmowali niebo modlitwami o szczęśliwe rozwiązanie, a ja wiem, że te modlitwy, a przede wszystkim opieka Maryi, sprawiły, że zostałam mamą.
Dziękuję Matko Boża za opiekę. Moje dziecko jest Twoim dzieckiem..
Beata
Prowadzona za rękę
Czując wezwanie do tej nowenny, nie miałam przekonania czy podołam, bo nie chciałam jej przerywać. Podjęłam się modlitwy i okazało się, że czas się znajdował.
Przy odmawianiu nowenny czułam się prowadzona za rękę i nadal tak się czuję. Otworzyłam się na głębię tajemnic wiary i wiem, że moja intencja spełni się w czasie, w jakim ma się spełnić, czyli wtedy, gdy będzie taka wola Boża przez wzgląd na dobro mej duszy. Jestem bardzo szczęśliwa, że podjęłam się tej nowenny. Zdroje łask z niej płynące co dzień są nie do opisania dobrem i pięknem tej modlitwy.
Cudowna duchowa głębia.
Anonim
Syn zapisał się do AA z własnej inicjatywy
Długo się zastanawiałam, czy napisać swoje świadectwo. W końcu się przełamałam. Mam syna, który nadużywa alkoholu. Nic nie pomagało, żadne rozmowy albo zakaz wychodzenia z domu. Długo się modliłam w tej sprawie, aż znalazłam nowennę pompejańską. Po jej odmówieniu stało się coś niezwykłego. Mój syn zapisał się do klubu AA z własnej inicjatywy. Wciąż nie mogę wyjść z podziwu, jak to możliwe. A jednak!
Polecam każdemu nowennę pompejańską.
Kamila
Cudowny mąż dzięki nowennie pompejańskiej
Moja historia z nowenną rozpoczęła się w 2017 r. – wtedy to miał odbyć się mój ślub z mężczyzną, który w tamtym czasie wydawał mi się miłością mojego życia. Jakież wielkie było moje zaskoczenie, gdy ten mój idealny mężczyzna, na cztery miesiące przed ślubem, nagle zerwał zaręczyny. Okazało się, że wpadł w uzależnienie, które skrzętnie przez dłuższy czas ukrywał. Byłam załamana, płakałam całymi nocami.
Pewnej nocy wpisałam w Google „powrót narzeczonego”. Jednym z linków okazało się świadectwo o nowennie pompejańskiej – jakaś kobieta pisała, że dzięki niej narzeczony do niej wrócił. Nie byłam w tym czasie wierząca, jednak postanowiłam, że nie zaszkodzi zacząć się modlić. Po kilku dniach poczułam, że odzyskuję wiarę w Boga. Nabrałam pewności, że narzeczony do mnie wróci, ślub dojdzie do skutku i razem zaczniemy wspaniale życie. Po części błagalnej nic się jednak nie wydarzyło.
Część dziękczynna rozpoczęła się jeszcze większym rozczarowaniem – dostałam od niego maila, w którym pisał, że nigdy nie wróci, bo będąc ze mną, czuł, że jednak czegoś do pełni szczęścia mu brakuje. Odmawiałam nowennę z zaciśniętymi zębami, przeklinając w złości, krzycząc na Boga, że tak mnie źle traktuje. Siłą woli dotarłam do końca nowenny, płakałam, że żaden cud się nie wydarzył. W międzyczasie znalazłam kanał ojca Szustaka – Langusta na Palmie. Zaczęłam oglądać jego konferencje, powoli odzyskiwałam spokój. Ojciec Szustak w listopadzie rozpoczął akcję modlitwy nowenną pompejańską. Było to już po dacie zaplanowanego ślubu. Postanowiłam jednak pomodlić się raz jeszcze – tym razem nie o powrót narzeczonego, ale o dobrego męża. Dotrwałam z nowenną do końca – znowu wydawało mi się, że bez efektu, jednak tym razem byłam spokojna.
Po kilku miesiącach, gdy przepracowałam już zerwanie zaręczyn i zaczęłam być szczęśliwa sama ze sobą, poznałam cudownego mężczyznę. Dziś jesteśmy już po ślubie, a pisząc to świadectwo, trzymam na rękach nasze nowo narodzone dziecko. Bóg dał mi więcej, niż mogłabym kiedykolwiek zamarzyć. Związek z moim mężem okazał się milion razy cudowniejszy niż moja poprzednia relacja. Jesteśmy razem bardzo szczęśliwi. Piszę to świadectwo, by pokazać, że nawet jeśli Bóg nie spełni naszych oczekiwań, które na czas modlitwy po ludzku wydają się tym, co najbardziej ma nas uszczęśliwić, to tylko dlatego, że On widzi szerszą perspektywę każdego zdarzenia i przygotowuje coś o wiele wspanialszego. Nie poddawajcie się w modlitwie – jestem najlepszym przykładem na to, że warto.
Myślę, że w tej nowennie Maryja ze swoim spokojem i skrupulatnością rzucała światło na te wszystkie ciemne zakamarki serca, które wymagają naprawy, wymagają zmiany – kawałek po kawałku. Pokazuje, że nasze ludzkie wnętrze jest słabe i grzeszne. Ale Maryja nie zostawia człowieka w takim właśnie stanie, daje promień nadziei, że dzięki Bożemu Miłosierdziu i jego łasce możemy zmienić swoje wnętrze, swoje postawy, niedoskonałości i uleczyć rany naszych serc.
Czy nowenna została wysłuchana? Tego nie wiem, czas studiów przede mną, ale widzę, że Maryja dokonała czegoś ważniejszego. Ściągnęła z moich oczu ciemne filtry i pozwoliła mi przyjrzeć się wnętrzu mojego serca, pokazała miejsca, nad którymi warto się wysilić, aby nasze serce stawało się bardziej podobne do Jej serca i serca Jej syna.
Uważajcie na nowennę pompejańską, potrafi zmienić sposób patrzenia na siebie i świat.
Ola
Apostolat Nowenny Pompejańskiej
Zapraszamy wszystkich Czcicieli Matki Bożej Pompejańskiej do naszej wspólnoty.
Dołącz, jeśli pragniesz z nami rozpowszechniać nowennę pompejańską!
Więcej na stronie: www.apostolat.krolowa.pl
Moja córka zaczęła mówić
Prosiłam Najświętszą Maryję Pannę o dar mowy dla mojej 4-letniej córki. Dwa lata temu stwierdzono u niej autyzm dziecięcy i jest ona dzieckiem niemówiącym. Z tego powodu jest jej bardzo ciężko funkcjonować w społeczeństwie. Nam – rodzicom i innym osobom w jej otoczeniu –również jest ciężko zaspokoić jej potrzeby, kiedy nie jesteśmy w stanie zrozumieć, czego w danym momencie chce.
Prosiłam Świętą Maryję Pannę o dar mowy dla niej. Po kilku tygodniach od zakończenia nowenny, moja córka zaczęła się komunikować z nami pojedynczymi wyrazami! Teraz jesteśmy w stanie ją zrozumieć i zaspokoić jej potrzeby.
Wiem, że to nie działa jak magiczny „pstryk” i już dziecko mówi pełnymi zdaniami. Ale wierzę, że Maryja wysłuchała mojej prośby i to jest mały kroczek do tego, aby moja córka w pełni mówiła!
Gabriela
Nowenna o dobrego męża
Nowennę pompejańską o dobrego męża odmówiłam w wieku około 27 lat. Modląc się, myślałam o konkretnym kandydacie, który bardzo mi się podobał. Przed odmówieniem nowenny przez dwa lata ukrywałam swoją miłość do niego. Wiązałam z nim wielkie nadzieje i byłam przekonana, że to on jest moim najlepszym przyjacielem, a będzie wspaniałym mężem i ojcem naszych dzieci. Jednak po skończeniu nowenny wszystko się popsuło. Zraził się do mnie, gdy wyznałam mu uczucie. Nie rozumiałam tego i bardzo cierpiałam. Łudziłam się, że coś się zmieni przez kolejne dwa lata, nie mogłam jakby odpuścić tej miłości. Odmowa była dla mnie prawdziwym ciosem, ale jeszcze karmiłam się jakąś nadzieją. Nic jednak się nie zmieniło.
Przed moimi 30. urodzinami poprosiłam Matkę Bożą, żeby mi pomogła, ponieważ bardzo chcę kochać. Bez większych nadziei założyłam konto na kilku portalach randkowych, niektóre wymagały opłaty kilkuset zł i miały hasło „dla ludzi z wartościami”. Na tych portalach chciałam poznać kogoś, kto kocha Boga, żyje w czystości i nie jest rozwodnikiem. Spotkało mnie tam trochę przykrości i komentarzy typu „powodzenia w szukaniu, skoro masz takie wymagania”. Jednak w sercu czułam siłę od Matki Bożej, żeby to znieść. W tamtym czasie zrozumiałam, że ludzie wierzący, przyjmujący sakramenty, modlący się i kochający są jak gwiazdy na Bożym niebie, które ktoś chce strącić na ziemię, złamać, żeby weszły w grzech, były smutne i umarłe. W sercu podjęłam decyzję, że nigdy tak nie będzie, choćbym miała być sama do końca, ponieważ mimo moich pragnień to Jezus jest najważniejszy. Powiedziałam też Matce Bożej, że na pewno ma wśród swoich dzieci kogoś dla mnie i z tą nadzieją szłam spać, wstawałam, pracowałam i żyłam.
Wreszcie założyłam profil na randkowym portalu chrześcijańskim i tam – po nieudanych konwersacjach i spotkaniach z różnymi osobami – wreszcie poznałam męża. Wyświetlił mi się w zakładce odwiedzających mój profil. Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że opowiadamy sobie o wszystkim godzinami. Po 20 dniach pisania przyszedł czas na pierwsze spotkanie na żywo, które było wspaniałe, mimo że było zimno, a w lokalach, które odwiedzaliśmy, nie było już wolnych miejsc dla nas. Cieszyliśmy się z siebie. Ja wiedziałam, że odnalazłam perłę. Aby się spotkać, musiał pokonać w sobotę 150 km ze swojego miasta rodzinnego do mojego. W dodatku jechał po tym, jak wrócił z pracy zza granicy. Potem tego samego dnia wracał, a w niedzielę po kościele wyjeżdżał z Polski znów do pracy… Tak bardzo się starał, aby się spotykać w weekendy, że zadziwił mojego tatę, który stwierdził „Mi by się nie chciało”.
Nie musiałam iść na żadne toksyczne „kompromisy”, typu mieszkać z nim przed ślubem czy „sprawdzać się”, ponieważ mąż od początku kochał mnie czystą miłością, tak jak ja jego. Pewnego dnia jako narzeczona zapytałam „Skąd wiesz, że mnie kochasz?”, a on zamyślił się i odpowiedział „Bo chcę się dla ciebie poświęcać”. Oświadczył się po 9 miesiącach. Pobraliśmy się pół roku później, a po roku od ślubu pojawiło się na świecie nasze dziecko. Dziękuję Matce Bożej Pompejańskiej, że uchroniła mnie przed złymi decyzjami i skrzyżowała życiowe drogi: moją i męża. To prawdziwy cud!
Maryjo, Tobie powierzam wszystkich, którzy będą to czytać, aby Twoje serce prowadziło ich ku nadziei powołania, tak jak mnie prowadziło.
Joanna
To piękna modlitwa
W moim życiu było wiele zła. Nawróciłam się dzięki Bożej Łasce i jedyne, czego pragnę, to kochać i poczuć mocno miłość Bożą. Wierzę, że ona jest wielka i że właśnie mnie Bóg kocha indywidualnie tak jak każde swoje stworzenie. Chcieć – to doznawać i to jest najważniejsze, moim zdaniem, o to chodzi w miłości.
Nowenna pompejańska to piękna modlitwa, na którą stać każdego, kto tak naprawdę chce. Warto się modlić i myśleć o Bożych sprawach i wierzyć w dobro.
Iwona
Telefon o pracę
To już chyba moja czwarta nowenna, tym razem o dobrą pracę. Jestem jeszcze w trakcie jej mówienia, ale już mogę się podzielić świadectwem.
Gdy zaczęłam część chwalebną, powiedziałam sobie i innym: „w tym tygodniu na pewno zadzwonią w sprawie pracy, bo właśnie zaczęłam część chwalebną”. Dokładnie tak się stało! Zatelefonowano, przeszłam dwa etapy rekrutacji i zaczynam nową pracę w dużej fajnej firmie, która ma płaską strukturę zarządzania, na czym też mi bardzo zależało (nie chciałam pracować w korporacji).
Dziękuję Maryi za kolejną wysłuchaną prośbę! Nowenna to wielkie wsparcie psychiczne, duchowe i zawsze wysłuchane prośby. Niektóre od razu, a inne po latach, ale zawsze widzę owoce modlitwy.
Justyna
Już czas na… Twoje świadectwo!
Odważ się podzielić świadectwem o łaskach uzyskanych przez różaniec i nowennę pompejańską!
Napisz na: swiadectwa@krolowa.pl lub na adres redakcji… już dziś!