Nowenna pompejańska za mojego brata
Nowennę odmawiałam dwa lata temu w intencji mojego brata alkoholika. Mój brat bardzo pił, cierpieli rodzice i jego rodzina: żona i dwoje dzieci. Przez alkohol odsunął się od Kościoła, rodziny, nie zajmował się dziećmi, stracił prawo jazdy.
Nie było mi łatwo, ponieważ nie jestem osobą, która nawet w codziennej modlitwie potrafi się pomodlić w skupieniu. Ale bardzo wierzyłam, że tylko ta nowenna może pomóc mojemu bratu.
Szatan walczył o mojego brata, dopiero po roku brat zapisał się na leczenie i od roku nie pije. Wierzę, że Matka Boża ma go w opiece, bo diabeł dalej go nie opuszcza – w dniu wyjścia ze szpitala z leczenia żona go zostawiła. Zawalił mu się świat, a mimo tego nie wrócił do alkoholu. Chodzi do kościoła, przyjmuje komunię świętą, znalazł nową pracę, robi prawo jazdy i ma świetny kontakt z dziećmi.
Dziękuję Matce Bożej za opiekę nad moim bratem, bo on tak naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, kto walczy o niego z szatanem. Po tych dwóch latach wracam do różańca i wierzę, że Matka Boża mi pomoże.
Marzena
Łaski od Maryi
Od kilku lat jestem zawierzona Jezusowi przez ręce Maryi. Jeśli nie podejmuję się pompejanki, to każdego dnia odmawiam różaniec. Maryja mnie chroni i prowadzi w tym niełatwym życiu. Jest cichutka i pokorna i tak właśnie objawia się Jej obecność w mojej codzienności.
Mam 40 lat, jestem panną, bezdzietną, mimo że mam rodzinę, to często ogarnia mnie pustka i smutek, praca mnie wykańcza i każdego dnia zadaję Panu Bogu pytanie, czy to dla mnie właściwa droga, skoro tak mi idzie jak po grudzie. Wiem, że gdybym się nie modliła, to już dawno bym zrezygnowała, jednak Duch Boży mnie umacnia i daje siłę do walki.
Pompejanek odmówiłam wiele, w różnych intencjach i wiele z nich nie zostało wysłuchanych, przynajmniej na razie nie dostrzegam (np. na bycie żoną i matką, już chyba straciłam nadzieję).
Matka Boża jest mi potrzebna, z Nią czuję się bezpiecznie, nie przestanę się modlić na różańcu.
Tota Tuua, Maryjo!
Marta
Nowenna o dar potomstwa
To moje pierwsze świadectwo. Nowennę pompejańską po raz pierwszy odmówiłam pod koniec 2020 roku. Od dwóch lat staramy się z mężem o potomstwo. Pierwszą ciążę, niestety, straciłam. Przeszliśmy wiele wizyt u specjalistów, szereg badań, cały czas wierząc, że wszytko pójdzie w dobrym kierunku. Wraz z mężem zaczęliśmy się wspólnie modlić o dar potomstwa.
W trakcie odmawiania nowenny dowiedziałam się, że w mojej piersi wykryto niepokojący guzek, który trzeba zbadać. Przez kilka dni żyłam w strachu i obawie. Na szczęście okazało się, że guz jest niegroźny.
Pod koniec odmawiania nowenny okazało się, że jestem w upragnionej ciąży. Było to dla mnie dużym zaskoczeniem, gdyż na jednej z ostatnich wizyt lekarz powiedział, że w tym cyklu nie ma szans na ciążę. Kolejne zaskoczenie przyszło na wizycie kontrolnej, kiedy to lekarz poinformował mnie, że to ciąża bliźniacza.
Obecnie jestem w 12. tygodniu ciąży. Nie ustaję w modlitwie, rozpoczęłam kolejną nowennę o zdrowy przebieg ciąży. Z całych sił wierzę, że wszytko będzie dobrze, gdyż Maryja jest przy nas. Królowo Różańca Świętego, módl się za nami.
Ela
Uratowana psychika
Wszystko zaczęło się na IV roku studiów. Wieczne problemy miłosne, wcześniej problem z pewnym chłopakiem, nie dostałam się na medycynę dwa razy mimo ogromnego nakładu pracy, problemy zdrowotne, kompleksy i tak to wszystko doprowadziło do problemów z psychiką. Powoli narastały moje lęki, problemy ze snem, strach, stany depresyjne, nie wiedziałam, co mam robić. Mimo wsparcia chłopaka, rodziny i przyjaciół nie potrafiłam sobie pomóc.
13 maja na mszy świętej w mojej głowie pojawiła się myśl: „zacznij odmawiać nowennę”. Pierwszy tydzień to była ogromna walka, ale wiedziałam, że nie mogę się poddać. Kilka modlitw było przez sen, może nawet się nie liczyły. Nie wiem, jak to się stało, ale nie odpuściłam do ostatniego dnia. I tak powoli wszystko zaczęło się wyciszać, a ja wypracowałam sobie różne techniki, aby radzić sobie z natłokami myśli, zaakceptowałam swój problem i od tego czasu jest o wiele lepiej.
Ta modlitwa ma ogromną moc, nie potrafię wyrazić tego, jak bardzo byłam szczęśliwa, kiedy ją zmawiałam. Potem w moim życiu zaczęły dziać się niesamowite rzeczy.
Dziękuję, Maryjo, za to, że jesteś i mogę się do Ciebie zwrócić w tej modlitwie. Teraz zaczynam kolejną!
Kornelia
Zaczęłam traktować Ją jak swoją Matkę
Swoją pierwszą nowennę pompejańską zaczęłam odmawiać rok temu, kiedy moje małżeństwo się waliło, a zarówno ja, jak i mój mąż, mieliśmy ogromny problem ze złością, która potrafiła przeradzać się w agresję. Nasza relacja przenosiła się na dzieci i na całe nasze życie. To wtedy po raz pierwszy poczułam, że nie mam już siły dalej tak żyć i że wszystko, co się wtedy działo, to równia pochyła w dół.
Znałam różaniec i słyszałam o nowennie pompejańskiej, ale znajdowałam setki wymówek. Wydawało mi się to niemal niemożliwe, by odmówić cały różaniec, mając pod opieką trójkę małych dzieci, dom na głowie i całą masę obowiązków. Przecież w ciągu dnia nie miałam dla siebie nawet krótkiej chwili. Ale to właśnie wtedy, kiedy poczułam, że jestem na dnie, zrozumiałam, że Maryja jest moją ostatnią deską ratunku.
Odmawiałam nowennę najpierw o uleczenie ze złości i z gniewu mojego męża, potem kolejną za mnie w tej samej intencji. W trakcie odmawiania nowenny pojawiało się wiele przeciwności i dziwnych sytuacji, które miały mnie zniechęcić do modlitwy. Nie poddałam się jednak i coraz bardziej zakochiwałam się w tej modlitwie. Nowenna pompejańska wypełniała każdą moją wolną chwilę – kiedy szłam odebrać dzieci ze szkoły, z przedszkola, kiedy je usypiałam, a potem kończyłam, gdy już spały.
Bardzo długo wydawało mi się, że Matka Boża nie słucha moich próśb. Przez jakiś czas nawet buntowałam się i miałam żal, że nie otrzymuję tego o, o co proszę, że nic się nie zmienia. Jednak z perspektywy czasu widzę, że Maryja uratowała wtedy nasze małżeństwo. Mamy jeszcze oboje problem ze złością, ale jesteśmy świadomi tego, że jest to problem, i pracujemy nad sobą.
Od dawna w naszym domu nie było przemocy słownej i agresji. Jeśli się kłócimy, to nie towarzyszy temu agresja jak do tej pory. Zaczynamy nareszcie rozwiązywać problemy. Do tej pory zamiataliśmy je pod dywan. Jeszcze długa i ciężka praca przed naszym małżeństwem, ale jesteśmy i chcemy być razem.
Jest jeszcze jeden piękny owoc nowenny pompejańskiej. Przez wiele lat, mimo że znałam różaniec, nie potrafiłam zbliżyć się do Maryi. To za sprawą nowenny pompejańskiej zaczęłam traktować Ją jak swoją Matkę.
Planuję już następną intencję, tym razem o opiekę Matki Bożej i Boże prowadzenie leczenia mojej chorej córeczki. Długo zwlekałam z napisaniem tego świadectwa, ale jestem to winna Maryi.
Katarzyna
To więź z…Matką Bożą
Chciałbym przytoczyć moją historię z Matką Bożą i nowenną, dzięki której zdałem egzamin na prawo jazdy za pierwszym razem. Mam młodszego brata, który szybko nauczył się jeździć samochodem, ja zaś zawsze byłem od tego odpychany – rodzice mówili, że się do tego nie nadaję. Gdy zaczął się rok zdawania prawka przez moich kolegów, to i ja zostałem zapisany na kurs. Dziadkowie, słysząc to, właściwie mnie wyśmiali.
Przed kursem rozpocząłem nowennę, wierząc, że Maryja poprowadzi mnie do celu, i tak było. Trafiłem na świetnego instruktora, który po dwóch godzinach pierwszej jazdy zabrał mnie do miasta o dużym ruchu. Koledzy dziwili się, że pojechałem tak szybko. Z każdym dniem nowenny rozpalała się we mnie siła do życia. Ostatecznie trafiłem na najgorszego egzaminatora i finalnie zdałem za pomocą Maryi. Wiem że ta modlitwa jest najprawdziwszą więzią z Matką Bożą.
Kamil
Nigdy nie trać nadziei
Bardzo długo ociągałam się z napisaniem tego świadectwa. Rok temu zakończyłam nowennę pompejańską, modliłam się w intencji zjednoczenia narodu polskiego, jednak gdzieś w środku miałam nadzieję, że Maryja wstawi się za mną i dostanę łaskę bycia mamą. Straciłam dziecko w 2015 r. i od tej pory nie mogłam zajść w ciążę.
Po kilku dniach od rozpoczęcia modlitwy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Radości nie było końca. Nasze szczęście trwało dwa tygodnie. W połowie odmawiania nowenny pompejańskiej, dokładnie 21 grudnia 2020 r., badanie ultrasonograficzne wykazało że ciąża jest martwa. W ogromnym cierpieniu roniłam moje nienarodzone szczęście. Tego bólu nie da się opisać, nie przerwałam jednak nowenny, a cierpienie ofiarowałam Najświętszej Panience. W ten rok moja wiara osłabła, ale walczyłam i nie poddawałam się, czułam mimo wszystko, że Pan jest przy mnie.
Miesiące mijały, po zrobieniu szeregu badań okazało się, że mam problemy z tarczycą i zajście w ciążę z moimi wynikami jest niemożliwe. Jako że nie stać mnie na leczenie prywatne, czekałam na rozpoczęcie leczenia, które miało się rozpocząć w końcu stycznia tego roku. W grudniu poczułam, że coś jest nie tak. Dokładnie 21 grudnia 2021 r., równo rok po stracie dziecka, zrobiłam test ciążowy – wynik był pozytywny. Zamiast się cieszyć się i dziękować Panu, wpadłam w czarną rozpacz, bo wiedziałam po ludzku, że kolejny raz stracę dziecko, że wyniki badań były jednoznaczne, nie utrzymam ciąży. Ponieważ był okres przedświąteczny, a ciąża wczesna, do lekarza dostałam się 3 stycznia 2022 roku. Lekarz powiedział, że w moim stanie niemożliwe jest zajście w ciążę, a co dopiero jej utrzymanie, jednak po wykonaniu USG i innych badań okazało się, że dzidziuś żyje, ciąża rozwija się prawidłowo i wszystko wskazuje na to, że stał się cud. Mimo że nie rozpoczęłam leczenia na czas, moje wyniki znacznie się poprawiły i wszystko się unormowało.
Trwamy z mężem w modlitwie i wierzymy, że tym razem się uda. Chwalcie Pana i nigdy nie traćcie nadziei, dziękuję Najświętszej Panience i przepraszam, że tyle zwlekałam.
Iwona
Maryja wie, w czym tkwi twój problem
Była to moja pierwsza nowenna, niestety, nie udało mi się dotrwać do końca, nie dlatego, że już mi się nie chciało. Z innego powodu. W czasie odmawiania doświadczyłam wiele łask od Maryi. Pomogła mi na nowo otworzyć się na ludzi.
Bardzo często miewałam lęki związane z kontaktami z drugą osobą, źle o sobie myślałam, czułam się gorsza od innych. Bałam się ludzi. Dzięki Maryi powoli zaczęło się to zmieniać. Nieraz dodawała mi otuchy w ciężkich chwilach, gdy się załamywałam. Pomogła mi rozwiązać parę spraw, które cały czas mnie dręczyły i okazały się powodem moich negatywnych myśli. Dodała mi odwagi, by zrobić ten jeden krok dalej i bez niej nie udałoby mi się tego dokonać. A odmawiałam nowennę w intencji pomocy w zdaniu egzaminu na prawo jazdy, który jest jeszcze przede mną. Najświętsza Maryja Panna zaczęła te przygotowania od rozwikłania źródła moich problemów, a miałam o to prosić w następnej nowennie. Dzięki niej uczę się na nowo cieszyć życiem i nie bać się tego pędzącego świata.
Nie bójcie się zaufać Maryi. Nigdy nie zwlekajcie, by poprosić ją o pomoc i trwajcie w niej do końca, bo ona nas kocha i pragnie nam pomóc.
Zostańcie z Bogiem.
Agnieszka
Niebo dla rodziców w kryzysie
Małżeństwo moich rodziców od zawsze miało status „to skomplikowane” – alkohol, przemoc, narcyzm, rozdzielność, kobiety, a teraz – tocząca się sprawa rozwodowa. Chciałam im pomóc, ale nie wiedziałam, co jest dla nich dobre, o co powinnam się dla nich modlić. Stwierdziłam, że najważniejsze, by obydwoje trafili do nieba – nieważne którędy, Bóg zna najlepszą drogę – i w tej intencji odmówiłam nowennę pompejańską (trochę ponad rok temu).
Wydarzyło się kilka rzeczy, które pokazują, że Maryja zaczęła działać. Nie magicznie ani romantycznie, ale konkretnie. Mama zaczęła chorować przewlekle na żołądek – nic nadmiernie groźnego, ale przymusiło ją to do poszczenia. Później oddała się Maryi. Tatę Maryja zaczęła obierać jak cebulę z kłamstw, w których się chroni – nie będę o nich pisać ze względu na delikatność. Przeżył też śmierć swojej matki, a moja mama wyciągnęła podczas pogrzebu rękę do pojednania.
Maryja wsparła też moją relację z mamą, a dokładniej – pomogła nam uwolnić się od siebie. Mieszkałam z nią, bo nie chciałam zostawiać jej samej. Krótko po odmówieniu nowenny zaczęłam rozeznawać wyprowadzkę, bo dostrzegłam, że wspólne mieszkanie nie jest dobre, że mamie nie „służę”, tylko obydwie trwamy we wzajemnym uzależnieniu i strachu. Nie było w tym wolności i zaufania Bogu, tylko kurczowe trzymanie się siebie, smutek i frustracja.
To „uwalnianie” trwało rok, podczas którego wielokrotnie otrzymałam jasne słowo mówiące mi „wyprowadź się” – o Abrahamie opuszczającym ziemię ojczystą, o uchodzeniu w góry, o Jakubie odpoczywającym w nowej, własnej ojczyźnie, o Bogu wyrywającym żydów z Egiptu do ziemi żyznej i przestronnej. Pod koniec roku mieszkanie dosłownie spadło mi z nieba i od tygodnia mieszkam w pięknym, przestronnym i tanim apartamencie. Ten ostatni fakt jest właściwie nagłym i romantycznym zwrotem akcji, a nie modliłam się za siebie. Po raz kolejny przekonuję się, że Bóg daje więcej – i inaczej – niż go o to proszę. Spełnił co do joty obietnice, które składał mi podczas rozeznawania.
Wierzę, że Maryja działa w ukryciu, wytrwale i ostatecznie mimo różnych zawirowań moi rodzice spotkają się razem w niebie. Dziękuję Ci, Maryjo. Dziękuję, Jezu i Boże Ojcze.
Magdalena
Matka Boża ustrzegła nas przed wypadkiem
Pragnę złożyć świadectwo, które otrzymałam za wstawiennictwem Matki Bożej z Pompejów. Podczas odmawiania nowenny pompejańskiej byłam w aucie i czekałam na poboczu drogi. Czekałam na córkę, która była na lekcjach w szkole. Na tylnym siedzeniu auta w foteliku siedziała trzyletnia Antosia.
W momencie gdy chciałam przejechać na drugą stronę jezdni, przerwał mi się różaniec. Nie zważając na tę sytuację, naprawiłam różaniec i modliłam się dalej. Za krótką chwilę sytuacja się powtórzyła – gdy chciałam przejechać na drugą stronę jezdni, różaniec się rozsypał. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, co się dzieje, i modliłam się dalej. Zaniepokoiłam się dopiero wtedy, gdy sytuacja się powtórzyła trzeci raz. Zapytałam w duchu Matkę Bożą, co to znaczy. Wtedy nagle po drugiej stronie drogi doszło do kolizji.
W zatoczkę, w którą miałam wjechać, wjechał samochód osobowy, który chcąc uniknąć zderzenia z autem jadącym z naprzeciwka, wykonał niebezpieczny manewr i nagle wjechał w to miejsce, na którym miałam zamiar wcześniej stanąć. Gdybym wcześniej tam wjechała, nie uniknęłabym wypadku.
Wiem, że to Matka Boża nas uratowała. Dziękuję Ci, Maryjo, za ustrzeżenie przed wypadkiem.
Anna
Jego stan lekarze określali jako krytyczny
Nigdy wcześniej nie słyszałam o nowennie pompejańskiej, nie byłam też specjalnie pobożna, czasem chodziłam na mszę świętą, ale bardziej ze względu na córkę i wierzącego męża niż na swoje potrzeby. Nie modliłam się wcale.
Pod koniec listopada zeszłego roku mój mąż, walczący z powikłaniami pocovidowymi – ostrą niewydolnością oddechową spowodowaną rozległym covidowym zapaleniem płuc, które zajęło ponad 80 proc. jego płuc – z powodu nagłego pogorszenia trafił w intubacji pod respirator. Jego stan lekarze określali jako krytyczny, a jego niewydolność oddechową jako skrajną.
Na drugi dzień moja przyjaciółka powiedziała mi o nowennie pompejańskiej i zaczęłam jej odmawianie, traktując ją jako ostatnią deskę ratunku. Ona sama przyłączyła się do mnie i też zaczęła ją odmawiać od kolejnego dnia. Stan męża zaczął się powoli i stopniowo poprawiać. Respiratora wymagał zaledwie przez tydzień i po jego odłączeniu cały czas następowała poprawa. Kolejne dwie tomografie pokazały, że płuca zaczęły się regenerować. Jego stan ogólny był kiepski, mąż był bardzo osłabiony po dwóch miesiącach leżenia w łóżku w szpitalu, ale lekarze zdecydowali się pod koniec grudnia wypisać go do domu, twierdząc, że wśród bliskich szybciej stanie nogi. I tak też się stało. Początkowo w domu potrzebna była tlenoterapia poprzez koncentrator tlenu, ale po kolejnych niespełna dwóch tygodniach mąż był w stanie funkcjonować już bez niej.
Na dzień dzisiejszy mąż jest sprawny, samodzielny, oddycha sam i utrzymuje prawidłową saturację bez wspomagania. Czeka na termin rehabilitacji, która ma w pełni przywrócić go do normalnego życia. Lekarze, którzy go leczyli, powiedzieli, że można uznać, iż dostał drugie życie, bo to, że wyszedł z tego i to jeszcze w tak dobrym stanie, zakrawa na cud.
Teraz myślę, że ta sytuacja była po coś, wyciągnęliśmy z niej mnóstwo lekcji, a jedną z nich jest też powrót do wiary i modlitwy. Jestem ogromnie wdzięczna Matce Boskiej Pompejańskiej za to, że moja modlitwa w ramach nowenny naprawdę okazała się nie do odparcia.
Agnieszka
Dzięki Maryi ukończyłem studia
Depresja potrafi zniszczyć życie. Czasami powoduje, że zawalamy to, na czym do tej pory nam najbardziej zależało. I ja znalazłem się w takiej sytuacji. Zawaliłem wymarzone studia, w które moi rodzice włożyli dużo pieniędzy. Nie napisałem ani jednego zdania pracy magisterskiej. Skreślili mnie z roku. Była tylko jedna szansa – napisanie pracy na jakiś nowy, mniej przytłaczający temat i wznowienie studiów w okresie dwóch lat. Zyskałem dwa dodatkowe lata, ale kompletnie nie wiedziałem, jak wykorzystać ten czas. Byłem totalnie rozbity, załamany, pełen zniechęcenia. Nie widziałem rozwiązania tej sytuacji.
Tak minął pierwszy rok z owych dwóch lat. W końcu się zmusiłem i zacząłem coś w tym kierunku robić, jednak problem był ciągle ten sam – nie byłem w stanie napisać ani jednego zdania. Opór i zniechęcenie były ogromne. Wtedy po wielu latach przypomniałem sobie o Bogu. Bardzo liczyłem na Jego pomoc. W tym czasie odkryłem dotychczas mi nieznaną modlitwę – nowennę pompejańską. Postanowiłem ją odmówić w intencji obrony pracy magisterskiej. Nie wiem, skąd wziąłem siły na odmawianie tej modlitwy. Zabierała ona sporo mojego czasu i energii. Jednak Boża pomoc i wewnętrzna determinacja pozwoliły mi wytrwać do końca nowenny. Po pewnym czasie wszystko zaczęło się zmieniać. Krok po kroku, zdanie po zdaniu, akapit po akapicie…
Praca powstawała pomimo wszystkich dotychczasowych przeszkód, zniechęcenia, depresji, całego tego kryzysu. Ostatecznie praca liczyła prawie dwa razy więcej stron, niż było to wymagane! Historia ta skończyła się obroną i oceną bardzo dobrą na dyplomie.
Dzięki Maryi ukończyłem wymarzone studia. Ten dyplom naprawdę wiele dla mnie znaczył. Jego brak byłby całkowitym zawodem dla rodziców, moją osobistą klęską, końcem marzeń o wymarzonym zawodzie, moim końcem w dziedzinie, która od wielu lat była moją pasją. Jestem niezwykle wdzięczny za Bożą interwencję. Dziękuję Panu Bogu za to, że był ze mną, a Maryi za niezwykłe orędownictwo.
Dominik
Nowenna pompejańska o nawrócenie syna koleżanki
Nowennę odmawiałam już kilka razy. To świadectwo musiało czekać dwa lata. Postanowiłam je napisać, by umocnić wszystkich, którzy będą je czytać. Gdy ciężko mi jest przy modlitwie różańcowej, gdy boje się, że nie wytrwam, gdy nie mam czasu i różaniec spycham na późne godziny wieczorne, wtedy czytam świadectwa innych, ale tej samej intencji i to mnie bardzo utwierdza w tym, by wytrwać do końca.
Modliłam się za syna koleżanki, by się nawrócił. Młody chłopak, Paweł, któremu w życiu nic nie wychodziło, zaczął brać używki, spędził kilka miesięcy w więzieniu. Jest dobrym chłopcem z wielkim talentem muzycznym, dobrze wychowany, miły. Trochę się pogubił w życiu.
Chcę opisać, jakie znaki dawał mi Bóg, gdy kończyłam odmawiać nowennę za tego chłopca. Na zakończenie modlitwy chciałam napisać szybko świadectwo. Nigdy nie byłam dobra w pisaniu wypracowań, więc zaglądałam na inne świadectwa i oczom nie mogłam uwierzyć. Jakby ktoś moją intencję już dawno wstawił na stronę. Wszystko się zgadzało – intencja o nawrócenie chłopca, opis, jak ciężko było komuś odmówić nowennę, bo zły bardzo przeszkadzał, nawet imię było to samo. Mogłam z tym tekstem po prostu zrobić „kopiuj, wklej”. Nie mogłam w to uwierzyć, wiedziałam, że to bardzo mocny znak, że dobrze dobrałam intencję. Rodzina wiedziała, za kogo się modlę, ich zdumienie również było ogromne.
Następnym razem Maryja pokazała mi, że jest przy mnie, gdy poszłam zamówić mszę świętą za niego (od pewnego czasu po skończonej nowennę na koniec zamawiam msze świętą w tej samej intencji) – ku mojemu zdziwieniu data wolna przypadała w Święta Wielkanocne, w niedzielę, na głównej mszy Zmartwychwstania Pańskiego. Nie mogłam wtedy w niej uczestniczyć, ale modliłam się w innym kościele. Paweł w tym czasie był w więzieniu i z tego, co wiem od jego mamy, o tym czasie przyjął eucharystię. Wielkie znaki były podczas tej nowenny.
Paweł teraz uczciwie pracuje, stara się mocno. Raz jest dobrze, raz nieco gorzej mu to wszystko wychodzi, ale wierzę, że kiedyś się ustatkuje i jego mama już nie będzie mieć problemów przez niego. Do zakończenia tej intencji brakowało mi tylko tego świadectwa.
Ewa
Nastał u mnie jakiś spokój
Chciałabym podzielić się moim świadectwem, choć zwlekałam z tym bardzo długo. Zawsze byłam osobą wierzącą, przynajmniej tak mi się wydawało. Jednak jak teraz pomyślę z perspektywy lat, to długoletni związek z chłopakiem, nieformalny zakończony po latach wielkim fiaskiem raczej temu mojemu gorliwemu katolicyzmowi przeczy. Wtedy, będąc już grubo po trzydziestce, żyjąc w maleńkim miasteczku i przeżywając bolesne rozstanie, wydawało mi się, że już nic dobrego mnie w życiu nie spotka. Utwierdzali mnie w tym praktycznie wszyscy znajomi i bliscy, bo kogo tu poznać i gdzie? Często słyszałam takie teksty: samotna też może być szczęśliwa, poszukaj sobie jakiegoś zajęcia, spełniaj się zawodowo.
Na początku zaczęłam wariować, rzuciłam się w wir imprez, bo przecież tam w moim mniemaniu najłatwiej kogoś spotkam. Jak dziś wspominam, to ten czas też był mi potrzebny, ale kiedy zdałam sobie sprawę, że nie tędy droga, w końcu postanowiłam szukać pomocy gdzie indziej. Zaczęłam odmawiać nowennę podczas długiego urlopu, ponieważ obawiałam się, czy podołam tak wymagającej modlitwie. I, o dziwo, nastał u mnie jakiś spokój. Nie targały mną już nerwy, wątpliwości, odszedł smutek. Potem tak wdrożyłam się w odmawianie nowenny, że gdy ją ukończyłam, zaczęło mi brakować w ciągu dnia czasu na chwilę modlitwy i refleksji. Odmówiłam potem jeszcze raz nowennę w tej samej intencji – o dobrego męża. Uznałam wtedy, że już nie mam siły poszukiwać drugiej połówki i jak mam być sama, to też to przyjmę. Na zasadzie „nie moja wola, ale Twoja niech się stanie”…
I wtedy koleżanka przyszła z propozycją pielgrzymki na Jasną Górę. Pomyślałam, że to chyba już jakaś przesada. Ja i pielgrzym ka? Owszem, mogę się pomodlić, ale – nie obrażając nikogo – pielgrzymki zawsze kojarzyły mi się z dewocją. A że byłam raczej słabego zdrowia, wszyscy stwierdzili, że to byłoby szaleństwo. Wbrew wszystkiemu coś mnie popychało, by jednak podjąć to wyzwanie, więc poszłam. Tego czasu nigdy nie zapomnę, bo przeszłam niesamowitą przemianę. Jakbym stała się zupełnie innym człowiekiem.
Niedługo potem poznałam mojego męża, który był z drugiego końca Polski, więc to był jakiś cud, że udało nam się w ogóle spotkać i poznać. Do dziś niedowierzam, że to się zdarzyło. Po trzech spotkaniach zaręczyliśmy się, a po siedmiu miesiącach wzięliśmy ślub. Dziś wiem, że mój mąż jest mi dany z nieba, i nigdy nie zamieniłabym go na nikogo innego. Jestem szczęśliwa, że mimo tylu cierpień i upokorzeń mój stary związek się rozpadł, bo dał mi szansę na lepsze życie.
Maja
Braveheart – Waleczne serce
Pragnę podzielić się moim świadectwem spotkania się z Maryją przy nowennie pompejańskiej. Dość późno nauczyłem się modlitwy różańcowej, bo w wieku 37 lat. Religia towarzyszyła mi od zawsze, ale na zasadzie, że wypada, bo niedziela, bo święta. Postanowiłem zmówić pierwszy raz nowennę pompejańską w intencji mojego małżeństwa.
Totalnie oddaliłem się od żony, a ona ode mnie. Żona od wielu lat walczy ze straszną bestią – psychozą maniakalno-depresyjną. Na początku naszej znajomości już chorowała od kilku lat i od razu poinformowała mnie o tym. Ja niczym Braveheart oznajmiłem, że jej pomogę, że będę. Później już przed ołtarzem, że na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie…
Gdy przeszło półtora roku temu (po 9 latach naszego małżeństwa) znalazłem dowody na jej zdradę (okres manii w chorobie). Nie ukrywam, że dopadła mnie złość, agresja, pretensja, frustracja, że po tylu latach małżeństwa, pomagania jej w chorobie i wspierania, ona tak mnie zostawia, odtrąca, niszczy rodzinę (mamy 8-letniego synka), mówiąc, że się zakochała w kimś innym. Sam nie umiem wytłumaczyć racjonalnie tego, jak ten ciężki okres przetrwałem, a dodam jeszcze, że firma, w której pracowałem od wielu lat, rozpoczęła likwidacje działalności i zwolnienia. Pamiętam, że wtedy usiadłem, wziąłem do ręki różaniec i zacząłem odmawiać nowennę. Czasami ze łzami, czasami ze złością.
Czy było ciężko? Po okresie manii, przyszła depresja u żony, zbiegło się to w czasie z moją niepewnością zawodową. Żona musiała iść na zwolnienie lekarskie, gdyż nie była w stanie chodzić do pracy. Ja każdego miesiąca tkwiłem w niepewności co dalej z dość dobrze płatną pracą. Oczywiście, rozpocząłem poszukiwania nowej pracy, ale z marnymi skutkami. Wśród tego wszystkiego był nasz syn. Bałem się, aby nie dotknęło go to, co się działo w naszej rodzinie. Podobno dzieci bardzo dobrze wszystko wiedzą, słyszą, co dzieje się między rodzicami, a chłopak jest bardzo bystry i mądry, mimo wszystko staraliśmy się dawać mu jak najwięcej ciepła, miłości, co nie zawsze się udawało. Chęci swoje, a życie swoje.
Żona musiała iść do szpitala. Na szczęście mogła być leczona na dziennym oddziale psychiatrycznym, więc do południa spędzała czas w szpitalu, na resztę dnia i noc wracała do domu. Ja zajmowałem się domem i synem, bo pracy było coraz mniej, ale jeszcze ją miałem, a gdy żona lepiej się czuła, pomagała w obowiązkach. Ukończyłem nowennę mimo bardzo ciężkich chwil. Nie było błysków, śpiewów aniołów. Życie toczyło się dalej. Ale robiło się coraz jaśniej.
Trochę później, po kilku tygodniach, rozpocząłem ponownie odmawianie nowenny, tym razem w intencji uzdrowienia żony z choroby afektywnej-dwubiegunowej. Również ją ukończyłem.
Opisane wydarzenia miały miejsce przeszło półtora roku temu. Obecnie jest dużo lepiej z żoną. Nawet bardzo. Echa tamtych mrocznych dni nie milkną, ale w miniony wtorek (25 stycznia 2022 r.), razem byliśmy na mszy świętej w intencji dobrej i stałej pracy dla mnie, gdyż dopiero teraz po prawie półtora roku od ogłoszenia likwidacji firmy, gdy stan zdrowia żony się znacznie poprawił, ja otrzymałem wypowiedzenie i szukam akty wniej pracy. Zaczęliśmy bardziej dbać o nasz związek. Może jeszcze życie nie wygląda jak komedia romantyczna, bywają trudne dni, ale szybko potrafimy przyznać się do błędu, przeprosić, opanować złość czy odrzucić myśli o rozstaniu. Przede wszystkim zobaczyłem, co sam robiłem źle w naszym małżeństwie. Choroba żony „zmusiła” mnie do rachunku sumienia. Wyspowiadałem się z całego życia. Bardzo dbam, bym był wyspowiadany i mógł uczęszczać do komunii świętej.
Dziś jest mój 28. dzień kolejnej nowenny – o dobrą, stałą pracę. Nie będę chojrakował, boję się, mam czasami lęki, ale… czasami. Nie śledzę TV, wiadomości typu że inflacja, że COVID-19, że jest źle, bo wszystko drożeje. Owszem, mam pojęcie, co się dzieje w kraju czy na świecie, ale staram się nie dać temu zwariować. Ogarnia mnie dziwny spokój i pewność, że niebawem otrzymam dobrą i stałą pracę. Będzie lepiej. Jestem więcej niż pewny, że to efekty modlitwy różańcowej, nowenny pompejańskiej i częstej modlitwy. I wam wszystkim również życzę wytrwałości w modlitwach.
Sławek