Świętość może mieć różne oblicza…

Historia krótkich, aczkolwiek intensywnych, żywotów chłopców z „poznańskiej piątki” uświadamia nam coś więcej niż tylko wagę edukacji na odpowiednim poziomie. To stwierdzenie trąci w sposób oczywisty banałem i dlatego warto uzupełnić je o jeszcze inną kwestię. 

Warto wczytać się w historię dzieła ks. Jana Bosko, przyświecających mu idei, oraz sposobów ich realizacji. Ten pochodzący z północnej Italii zakonnik zrewolucjonizował w drugiej połowie XIX wieku myślenie o edukacji. Poprzez sieć zakładanych przez siebie różnych placówek – szkół i oratoriów – niósł pomoc młodzieży. Szczególną uwagą obdarzał osoby pochodzące z rodzin ubogich, jak byśmy dziś powiedzieli – zagrożone wykluczeniem czy wręcz demoralizacją. Stwarzał im możliwość nauki, zdobycia zawodu i zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych. Sposób, w jaki ks. Jan Bosko postrzegał wychowanie i edukację, był, jak na tamte czasy, bardzo nowoczesny. Nic więc dziwnego, że budził kontrowersje. Jednak wkrótce życie pokazało, że duchowny miał rację. Założone przez niego zgromadzenie zakonne, Towarzystwo św. Franciszka Salezego, rozrastało się w szybkim tempie. Przybywało kolejnych placówek. W 1898 r. pierwsi salezjanie zawitali na ziemie polskie. Pierwsze oratorium powstało w Oświęcimiu. 

Założenia oratoriów salezjańskich opierają się na czterech fundamentach. Oto one: dom, szkoła, kościół, boisko. Streszczona została w nich cała idea stworzona przez ks. Bosko. Dom – bo wychowankowie powinni czuć się w oratorium jak u siebie. Powinni też nawiązywać bliskie relacje. Szkoła – ponieważ oratorium stwarza warunki ku nauce i zdobyciu wiedzy. W razie kłopotów wychowankowie znajdą tam pomoc. Kościół – kształtowanie właściwych postaw życiowych nie może się odbywać z daleka od wiary. Boisko – nie samą nauką żyje młodzież. Powinna mieć również możliwość zabawy i uprawiania sportu. Można więc powiedzieć, że ks. Bosko stworzył program całościowego rozwoju młodego człowieka.   

Bohaterowie niniejszej historii byli związani z oratorium przy ul. Wronieckiej w Poznaniu. Czesław Jóźwiak, Edward Kaźmierski, Franciszek Kęsy, Edward Klinik, Jarogniew Wojciechowski – pięciu chłopaków pochodzących z nie najlepiej sytuowanych rodzin. Pięć różnych charakterów i typów usposobienia. Za to wszyscy byli gorącymi patriotami i głęboko wierzącymi katolikami. ­Aktywnie działali w środowisku oratorium. Mówiąc dzisiejszym językiem, byli animatorami – zarówno religijnymi, jak i kulturalnymi. Organizowali spektakle, koncerty, w których sami brali czynny udział. Ponadto dwóch spośród nich – Jóźwiak i Wojciechowski – byli harcerzami. 

Wybuchła wojna, w której jedynie Jóźwiak wziął udział jako żołnierz. Pozostali chłopcy zostali włączeni do plutonu Przysposobienia Wojskowego i wyruszyli w kierunku Warszawy, jednak wiadomość o klęsce nad Bzurą zmusiła ich do odwrotu.  

8 października 1939 r. Wielkopolskę, przemianowaną na Kraj Warty, włączono do III Rzeszy i zaplanowano całkowite jej zniemczenie. Gubernatorem mianowano Artura Greisera, wyjątkowo fanatycznego nazistę, nienawidzącego Polaków. 

W ślad za germanizacyjnymi planami okupantów podążyły wywózki ludności polskiej, pozbawienie Polaków jakichkolwiek praw, likwidacja polskiej prasy, oświaty oraz wszelkich stowarzyszeń itp. Odpowiedzią na te działania była żywo rozwijająca się konspiracja, na którą składały się lokalne ekspozytury Polskiego Państwa Podziemnego, oraz różne – mniejsze i większe – organizacje. Jedną z najważniejszych była Narodowa Organizacja Bojowa. W jej działania zaangażowani byli młodzi oratorianie. Dowódcą „piątki” został Czesław Jóźwiak. Przyjął on pseudonimy: „Piotr” i „Orwid”. Pozostali działali pod pseudonimami: „Sęp” – Franciszek Kęsy, „Ryszard” – Jarogniew Wojciechowski, „Ziuk” – Edward Klinik, i „Orkan” – Edward Kaźmierski. Zajmowali się kolportażem podziemnej prasy, prowadzili również rozpoznanie obiektów, zajętych przez Niemców. Zbierali też informacje dotyczące tych spośród Polaków, którzy złożyli wnioski o wpis na volks­listę. 

Aresztowano ich we wrześniu 1940 roku. Od pierwszych godzin po zatrzymaniu zostali poddani okrutnemu śledztwu. Najbardziej z całej piątki maltretowano Czesława Jóźwiaka, jako przywódcę grupy. 

Przetrzymywano ich w różnych miejscach. Wpierw w Poznaniu, skąd trafili do Wronek, następnie do Zwickau. Tam, w lipcu 1942 r., odbył się proces. Od początku do końca nieuczciwy, sfingowany, co w przypadku zbrodniczego państwa, jakim była III Rzesza, nie powinno dziwić. 31 lipca zapadł wyrok – kara śmierci dla wszystkich oskarżonych. 

W ostatnim akcie swojego dramatu, chłopcy zostali przewiezieni do Drezna. Tam, wieczorem 24 sierpnia, zostali zgilotynowani. W ostatnich chwilach swego życia chcieli patrzeć na krzyż, dlatego poprosili więziennego kapelana o to, by stał przy nich, trzymając krucyfiks w podniesionej ręce. To właśnie ów zakonnik, o. Franz Baensch, dał świadectwo ich bohaterstwa w chwili śmierci. Od początku był przekonany o świętości tych młodzieńców, i to on przez wiele lat pielęgnował pamięć o nich. 

13 czerwca 1999 r. Jan Paweł II wyniósł ich na ołtarze, wraz z ponad setką męczenników II wojny światowej. 

Czesław Jóźwiak
Czesław Jóźwiak. Fot. © Wikicommons

Czesław Jóźwiak urodził się 7 września 1919 r. w Łażynie koło Bydgoszczy. Obdarzony był naturalnymi zdolnościami przywódczymi, dzięki którym szybko stał się autorytetem dla pozostałych chłopców z Oratorium. Był aktywny jako organizator wszelkich zawodów sportowych i imprez kulturalnych, śpiewał też w chórze. Jako jedyny z piątki bohaterów został przyjęty do wojska we wrześniu 1939 roku. Walczył w bitwie nad Bzurą. Po klęsce, przebrany w cywilne ubra­nia, powrócił do Poznania. Tam spotkał się z przyjaciółmi z oratorium, uczestniczącymi w de­monstracjach i doma­gającymi się zorganizowania obrony Po­znania. Gdy wystąpienia te okazały się bezskuteczne, chłopcy postanowili wyruszyć w kierunku War­szawy. Po drodze wzię­­to ich do niewoli, jednak udało im się uciec i dotrzeć z powrotem do domów.  Przywódca „Poznańskiej Piątki”. 

Jarogniew Wojciechowski
Jarogniew Wojciechowski. Fot. © Wikicommons

Jarogniew Wojciechowski  urodził się 5 listopada 1922 r. w Poznaniu. Najmłodszy z „piątki”. Jego dzieciństwo nie należało do najłatwiejszych. Wychowywany był przez matkę, osobę bardzo wrażliwą i delikatną, ojciec z kolei, alkoholik, odszedł od żony i dzieci, kiedy chłopiec miał 11 lat. Rodzina egzystowała w bardzo trudnych warunkach materialnych, z powodu których chłopiec musiał przerwać naukę w szkole średniej. W trakcie śledztwa, podobnie jak postali chłopcy, był bestialsko katowany. W czasie świąt Bożego Narodzenia za śpiewanie kolęd został zamknięty w karcerze, gdzie musiał stać po kolana w wodzie. Pomimo zła, jakie jego rodzina doznała od ojca, w listach pisanych z więzienia zapewniał o swojej miłości. 

Edward Klinik
Edward Klinik. Fot. © Wikicommons

Edward Klinik, urodzony 21 lipca 1919 r. w Bochum, jako jedyny z grupy był uczniem szkoły salezjańskiej. Wychował się w prostej, aczkolwiek odznaczającej się religijnością, rodzinie robotniczej. Jego starsza siostra, Maria, wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Jezusa Konającego. Z kolei młodszy brat, Henio, również uczęszczał do oratorium, zachęcony przez Edwarda. Edward był chłopcem bardzo nieśmiałym z charakteru, jednak dzięki swej obecności w oratorium i nawiązanym tam przyjaźniom, stał się bardziej otwarty na otoczenie. W latach 1933–1937 mieszkał i uczył się w Oś­więcimiu, w gimnazjum prowadzonym przez salezjanów. Swemu pobytowi w tej szkole zawdzięczał swe ogromne nabożeństwo do Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych. „Do zobaczenia w niebie z Matuchną, Jezusem i św. Janem Bosko. Ja zrozumiałem moje życie dokładnie, poznałem powołanie życiowe i cieszę się, że w niebie się odwdzięczę” – pisał w dniu swej śmierci.

Edward Kaźmierski
Edward Kaźmierski. Fot. © Wikicommons

Edward Kaźmierski urodził się 1 października 1919 r. w Poznaniu. Jego krótkie życie nie należało do usłanych różami. Gdy miał raptem 4 lata, osierocił go ojciec. Matka została sama, z kilkorgiem dzieci. W wieku 17 lat Edward zmuszony był przerwać naukę i rozpocząć pracę. Znalazł zatrudnienie w warsztacie samochodowym jako ślusarz i mechanik. Był uzdolniony muzycznie, a w salezjańskim oratorium zyskał możliwość rozwijania swoich pasji. Grał na kilku instrumentach (akordeon, skrzypce, fortepian), śpiewał w chórze, grał w przedstawieniach, miał też na swoim kon­­cie próby kompozytorskie. Jego uzdolnienia muzyczne musiały być niebagatelne, skoro zostały dostrzeżone przez samego Stefana Stuligrosza. Był osobą barwną, odznaczającą się humorem i energią. W oratorium imponował pozostałym chłopcom tym, że zna się na samochodach. Marzył o założeniu rodziny i modlił się o dobrą żonę. Jednak inny los był mu pisany. Podobnie jak pozostali, nie poddał się. Swoją postawą w więzieniu wzbudził sympatię i szacunek nawet więźniów kryminalnych.  

Franciszek Kęsy
Franciszek Kęsy. Fot. © Wikicommons

Franciszek Kęsy urodził się 13 listopada 1920 r. w Berlinie. Był młodzieńcem wątłego zdrowia, bardzo religijnym. Nosił się nawet z zamiarem wstąpienia na drogę powołania zakonnego – chciał zostać salezjaninem. Choroba uniemożliwiła mu wstąpienie do Niższego Seminarium Duchownego w Lądzie. W oratorium był animatorem życia religijnego, dawał przykład kolegom, służąc codziennie do mszy i odmawiając różaniec. Nie udało mu się zaciągnąć do wojska we wrześniu 1939 roku. Dzięki pośrednictwu kolegi z oratorium, Czesława Jóźwiaka, podjął pracę w zakładzie malarskim. Jego słaba natura fizyczna stała w opozycji­ do jego charakteru. W więzieniu wykazał się odwagą i niezmąconą wiarą w Boga. W ostatnim liście do rodziców, pisanym tuż przed egzekucją, pisał: „Właśnie przyjąłem Najśw. Sakrament. Módlcie się czasem za mnie. Zostańcie z Bogiem. Wasz syn Franek. Już idę. Bardzo przepraszam za wszystko”.

0 0 głosów
Oceń ten tekst
Photo of author

Agata

Witkowska

Historyk sztuki, przewodniczka miejska, dziennikarka i podróżniczka.

Mogą zainteresować Cię też:

Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x