Figura Maryi, którą widzimy na zdjęciu, stoi przy ul. Jasnej w Olkuszu. Mało kto wie, że jej historia jest związana z człowiekiem, który znacząco przyczynił się do klęski Niemiec podczas II wojnie światowej. Na zdjęciu, zaraz za figurą, widzimy drewnianą, chłopską chatę*. To w niej, w 1902 r. przyszedł na świat Antoni Kocjan.
Wioska Skalskie, położona wówczas pod Olkuszem, była typową małopolską miejscowością, której mieszkańcy utrzymywali się z rolnictwa i rzemiosła. Rodzina Kocjanów nie była zamożna, za to bogata w wiarę i patriotyczne tradycje.
Antoni od młodości bardzo angażował się w pracę w gospodarstwie, pomagając schorowanemu ojcu. Wcześnie wstąpił do harcerstwa, służył w wojsku podczas wojny polsko-bolszewickiej. W dwudziestym pierwszym roku życia zdał maturę i rozpoczął studia na Politechnice Warszawskiej. Aby się utrzymać, udzielał korepetycji i pracował na nocnej zmianie w Urzędzie Pocztowym Warszawa 2. Tam poznał swoją późniejszą żonę, Elżbietę Zanussi, ciotkę urodzonego w 1939 r. Krzysztofa, znanego reżysera.
W 1931 r. rozpoczął pracę w Warszawskich Doświadczalnych Zakładach Lotniczych, by rok później zostać głównym konstruktorem Warsztatów Szybowcowych!
W okresie nauki Kocjan zaprzyjaźnił się ze studentami sekcji lotniczej Koła Mechaników Politechniki Warszawskiej, współpracujących w ramach tzw. zespołu RWD. Skrót stanowią inicjały nazwisk konstruktorów: Stanisława Rogalskiego, Stanisława Wigury i Jerzego Drzewieckiego, autorów serii udanych samolotów szkolnych i sportowych. Do nich należało wiele światowych rekordów wysokości i długotrwałości lotu. Kontakty Antoniego Kocjana z czołowymi polskimi konstruktorami i pilotami przerodziły się w prawdziwą pasję lotniczą. W 1929 r. ukończył kurs pilotażu, a rok później roku wygrał rywalizację podczas zawodów młodych pilotów. Bił światowe rekordy wysokości na RWD-2 i RWD-7. Niebagatelny wpływ na jego sukcesy miał fakt, że był on drobnej postury, dzięki czemu słabo obciążony samolot mógł uzyskiwać większe wysokości. W 1931 r. rozpoczął pracę w Warszawskich Doświadczalnych Zakładach Lotniczych, by rok później zostać głównym konstruktorem Warsztatów Szybowcowych!
Antoni Kocjan opracował projekty szybowców szkolnych („Czajka”, „Wrona”), treningowych („Komar”, „Sroka”), szybowca akrobacyjnego („Sokół”) oraz szybowców wyczynowych („Mewa” i „Orlik”). Jego pomysły były w dużych seriach realizowane w Polsce i za granicą, stanowiły podstawę polskiego szybownictwa. O ich jakości świadczą 44 krajowe i światowe rekordy przewyższenia, odległości i długotrwałości lotu. Dodać tu trzeba trzy rekordy motoszybowca „Bąk”, konstrukcji wyprzedzającej myśl techniczną o dwie dekady! Zmodyfikowany „Orlik Olimpijski” zajął drugie miejsce w konkursie na szybowiec XII Letnich Igrzysk Olimpijskich, mających odbyć się w Helsinkach w 1940 roku. Przegrana z niemiecką „Olympią-Meise”, którą cechowały gorsze właściwości pilotażowe, była dla koneserów niemałym zaskoczeniem i rozczarowaniem.
Jaki był Antoni Kocjan?
Z zachowanych wspomnień wyłania się postać A. Kocjana jako człowieka raczej skrytego i małomównego, wyważonego w swoich osądach. Jego wiara, pozornie mało widoczna, w rzeczywistości była silna i głęboka. Zawsze kierował się dobrem innych, darzył życzliwością i szacunkiem wszystkich swoich współpracowników, szczególnie tych najbiedniejszych. W swoich zakładach organizował system samopomocy, w trudnych sytuacjach życiowych wspierał pracowników nie tylko dobrą radą, ale także pomocą finansową. Ten miłośnik przyrody niemało troski poświęcał kotom-przybłędom, miał także słabość do kwiatów doniczkowych, uważając kwiaty cięte za… „zgilotynowane”. Sporo czasu spędzał na łonie przyrody, szczególnie na obserwacji owadów i ptaków. Dostarczało mu to inspiracji do nowych rozwiązań aerodynamicznych.
Warto zwrócić uwagę, że nowo powstające konstrukcje zwyczajowo nosiły nazwy będące inicjałami ich twórców, jak np. wspomniana seria RWD. Antoni Kocjan nadawał swoim szybowcom nazwy ptaków i owadów, w czym przejawiała się wielka skromność konstruktora, a zarazem jego umiłowanie przyrody, wyniesione z rodzinnego domu. Mimo życia w stolicy i pełnienia ważnych funkcji, zachował więź z rodziną. Jest wiadome, że zawsze, kiedy tylko była ku temu okazja, leciał nad Skalskie i Olkusz, by obejrzeć z lotu ptaka rodzinny dom i pola.
Sporo czasu spędzał na łonie natury, szczególnie na obserwacji owadów i ptaków
Kiedyś, podczas pobytu w domu, ufundował figurę Maryi, która stoi w tym samym miejscu już od ponad 80 lat. Rodzinna chata została już niestety rozebrana, ale dobrą wiadomością jest to, że została wiernie odtworzona w sąsiedztwie ruin zamku rabsztyńskiego, położonego 3 kilometry dalej. Za to figura Maryi w dobrym stanie wciąż pozostaje na dawnym miejscu, dając świadectwo wiary Antoniego Kocjana.
Można powiedzieć, że jego życie było drogą Maryi. Żył skromnie i w ciszy, blisko natury i Bożych stworzeń, ale nie w bierności i wycofaniu. Rozwijanie talentów i ofiarna praca przynosiły wspaniałe owoce. Oszałamiające sukcesy nie zawróciły mu w głowie. Bujał w obłokach – tylko dosłownie, zachowując rozsądek, zdrowy dystans i trzeźwy osąd.
Zadanie Opatrzności
Na tym nie można zakończyć opowieści o tym niezwykłym człowieku. Bo jak można pominąć wielkie zadania, jakie postawiła przed nim Opatrzność? Po wybuchu II wojny światowej Antoni Kocjan działał w konspiracji, opracowując dane o niemieckiej infrastrukturze lotniczej. Wskutek łapanki, 19 września 1940 roku, trafił do obozu w Auschwitz jako więzień z numerem 4267. Trzeba było dziesięciu miesięcy starań przyjaciół, aby doszło do uwolnienia go pod pretekstem przydatności dla przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy. Kocjan został zatrudniony w niemieckiej firmie, szybko jednak nawiązał kontakty z podziemiem, wykazując się niezwykłą odwagą. – Wiele elementów broni wytwarzał i zamawiał w niemieckich warsztatach na koszt wroga! Zaprojektował nowatorskie granaty przeciwczołgowe. Pełnił rolę doradcy technicznego w największej na świecie drukarni konspiracyjnej TWZW–4, która mieściła się w ukrytym pomieszczeniu, pod jego dawnymi warsztatami szybowcowymi. Wkrótce Antoni Kocjan na nowo podjął pracę w wywiadzie lotniczym, zajmując stanowisko kierownika Referatu Lotniczego i Pancernego. Jednym z jego zadań było rozpracowanie informacji nadchodzących z pomorskiej sieci operacyjnej „Lombard”. Pierwsze doniesienia wskazywały na torpedy powietrzne lub samoloty z napędem rakietowym.
Kocjan wraz z zespołem analizował dostarczane informacje. Ślady prowadziły do tajemniczych zakładów wojskowych na bałtyckiej wyspie Uznam. Jego raport z lutego 1943 r. dostarczono do Londynu, ale Anglicy przyjęli go bardzo sceptycznie. Tymczasem prace nad rakietami balistycznymi były bardzo zaawansowane – rozpoczęły się już w 1932 r. pod kryptonimem Aggregat. Projekt „Aggregat-4” przemianowano na „V-2”. Do produkcji rakiety przygotowywano się właśnie na Uznam. Miały 14 m wysokości, ważyły 13 ton, ich prędkość wynosiła 5500 km/h, a zasięg 380 km pozwalał zdalnie bombardować Londyn! Kiedy rakieta V-2 wybuchła w stolicy Anglii, dokonała tak potężnych zniszczeń, że – aby uniknąć zbiorowej paniki – ogłoszono Londyńczykom, że był to wybuch instalacji gazowej…
Antoni Kocjan jako więzień Auschwitz.
Równolegle trwały prace nad latającą bombą V-1. Hitler pokładał w nowych broniach olbrzymie nadzieje. Wydał rozkaz ich produkcji na skalę, która pozwoliłaby zrównać Londyn z ziemią jeszcze przed upływem 1943 r. oraz uzyskać przewagę militarną na wszystkich frontach. Na tym nie koniec. Diabelskie plany niemieckiego konstruktora rakiety, Wernhera von Brauna, zmierzały do zbudowania pocisku transkontynentalnego o wadze 85 ton, zdolnego pokonać Atlantyk z prędkością 12.000 km/h i precyzyjnie uderzyć w Nowy Jork! Rzeczowe raporty przesyłane przez Antoniego Kocjana w końcu zmusiły Anglików do podjęcia zdecydowanych kroków. W nocy z 17 na 18 sierpnia 1943 r. 597 bombowców zniszczyło zakłady w Peenemünde. Kocjan za swoje odkrycia otrzymał awans do stopnia podporucznika AK.
Bombardowanie spowodowało ponad półroczne opóźnienie planowanego ataku bombowego na Londyn. Produkcję przeniesiono w inne miejsca, a poligon doświadczalny usytuowano w miejscowości Blizna, w Polsce. Szczątki rakiet z poligonu były w miarę możliwości zbierane przez partyzantów, po czym wysyłano je do Warszawy. Kocjan osobiście analizował te szczątki, a także uczestniczył w akcji demontażu jednej z rakiet-niewybuchów, która spadła na bagna.
Było to niebywałe osiągnięcie. Kocjan miał osobiście dostarczyć części rakiety do Londynu. Niestety, wskutek wykrycia konspiracyjnej drukarni, z początkiem czerwca 1944 r. został razem z żoną aresztowany i uwięziony na Pawiaku…
Ostatnia próba
Ze śledztwa wychodził początkowo obronną ręką. 12 czerwca udało się wykupić Elżbietę Kocjanową. Niestety, Antoni tragicznym zbiegiem okoliczności, został zdekonspirowany jako konstruktor granatów. Rozpoczęły się wielogodzinne przesłuchania i nieludzkie, kilkutygodniowe tortury. Jego ciało tworzyło jedną, wielką ropiejącą ranę, a on sam z bólu nie miał siły ani jeść, ani spać. Mimo to mężnie zachowywał milczenie, nie ujawniając hitlerowcom żadnych informacji. Oprawcy nawet nie domyślali się, że ich więźniem jest człowiek, który wbił gwóźdź do trumny III Rzeszy.
Wkrótce wybuchło powstanie warszawskie. 13 sierpnia 1944 r. Antoni Kocjan został rozstrzelany w pobliżu kościoła św. Augustyna w Warszawie, w ostatniej egzekucji więźniów Pawiaka… Miesiąc po jego śmierci w Londyn zaczęły uderzać pierwsze V-1 i V-2. Jednak opóźnienia produkcji spowodowane zbombardowaniem Peenemünde, zmarginalizowały rolę tej broni. Gdyby ziściły się plany Hitlera, Londyn zamieniłby się w wielkie gruzowisko, a lądowanie aliantów w Normandii nie miałoby dużych szans powodzenia. Wojna z pewnością trwałaby dłużej i być może skończyłaby się dopiero atomowym atakiem na III Rzeszę.
Po wojnie niemieccy uczeni byli przechwytywani przez władze ZSRR i USA. W oparciu o ich projekty powstawały radzieckie i amerykańskie rakiety. Konstruktor V-2, major SS, Wernher von Braun nie został pociągnięty do odpowiedzialności za służbę Hitlerowi oraz śmierć tysięcy przymusowych robotników. Wywieziony do USA, pracował dla NASA, mając spory wkład w program kosmiczny (pracował nad pierwszym, amerykańskim sztucznym satelitą Ziemi oraz nad pierwszym lądowaniem na Księżycu). Był wielokrotnie odznaczany i traktowany ze szczególnymi honorami. Jego nazwisko nosi jeden z wielkich kraterów Księżyca! Budował coraz większe rakiety, jakby miały mu one pozwolić dosięgnąć… nieba. Jednak na zdjęciach widzimy niepokój w jego oczach, jakże kontrastujący ze spokojnym spojrzeniem Kocjana z jego zdjęcia z Auschwitz! Dopiero pod koniec życia opinia publiczna dowiedziała się o niechlubnej przeszłości von Brauna. Zmarł na raka trzustki. Na jego nagrobku umieszczono fragment Psalmu 19: „Niebiosa głoszą chwałę Boga, dzieło rąk Jego nieboskłon obwieszcza”…
Antoni Kocjan został pośmiertnie odznaczony orderem wojennym Virtuti Militari V klasy. Pozostaje postacią słabo znaną w naszym kraju, nie mówiąc o świecie, choć z pewnością to on wraz ze współpracownikami przyczynił się do skrócenia wojny, ocalenia Londynu i tysięcy ludzkich istnień. Miejsce jego pochówku jest nieznane. Lecz symbolicznym pomnikiem, jaki po sobie pozostawił, jest figura Maryi przed rodzinnym domem… Niech to będzie dla nas znakiem, że wielkie rzeczy dzieją się często w ciszy i zapomnieniu.
Chata Kocjana dziś
*Odrestaurowana chata Antoniego Kocjana znajduje się obecnie w pobliżu zamku w Rabsztynie.
Wspaniały tekst poświęcony osobie wybitnej, wykonany przez wspaniałego historyka!
Dlaczego takich ludzi nie uznaje się za świętych?
Dobre pytanie!