Zakochani… w Maryi! cz. 2.

Francja od tysiąca lat stanowiła  duchowe, kulturowo-cywilizacyjne centrum Europy. Kultura tego kraju zawsze była mocno zakorzeniona w Ewangelii, co po dziś dzień wyraża się wspaniałymi świątyniami – arcydziełami koronkowego gotyku.

Paul Claudel, wielki poeta dramaturg i dyplomata, w 1907 roku, w pierwszym liście pisanym z Chin do młodego literata Jakuba Rivière, wzywał go do wiary i miłości do Boga, dając tym samym wyraz swojej wiary.

Bądź moim bratem, bądź ze mną, Przyjdź do Boga, który cię woła. Wiem, że to chwila strasznej udręki, ale trzeba to uczynić… Nie wierz tym, którzy ci będą mówić, że młodość jest dla zabawy, młodość nie jest dla przyjemności, ale dla heroizmu. „Odwagi, Jam zwyciężył świat”. Nie wierz, że pomniejszysz się, przeciwnie, cudownie się powiększysz…

Paul Claudel urodził się 6 sierpnia 1868 roku w Villeneuve-sur-Fére. Ukończył Liceum im. Ludwika Wielkiego w Paryżu, które rozbudziło w nim zainteresowanie literaturą klasyczną i problematyką filozoficzną. Od 1885 roku studiował w Paryżu prawo. W tym czasie, pod wpływem lektury powieści Emila Zoli, sztuki areligijnej i modnego wtedy antyklerykalizmu, stracił wiarę. Odzyskał ją jednak na nowo, a swoje przeżycia z tym związane opisał w ten sposób:

Oto jakim był ów nieszczęśliwy młodzieniec, który 25 grudnia 1886 r. udał się do paryskiej Notre-Dame, by uczestniczyć w bożo­narodzeniowym nabożeństwie. Zaczynałem wtedy pisać i z bezbrzeżnym dyletantyzmem sądziłem, że w nabożeństwach katolickich odnajdę odpowiedni bodziec oraz materię do jakiejś dekadenckiej wprawki literackiej. W takim nastroju, rozpychając się w tłumie łokciami, uczestniczyłem w uroczystej mszy bez większej przyjemności. Następnie, nie mając nic lepszego do roboty, poszedłem tam znowu po południu, na nieszpory. Ubrani na biało ministranci oraz alumni niższego seminarium Saint-Nicolas-du-Chardonnet śpiewali pieśń, którą – jak dowiedziałem się później – był Magnificat. Stałem w tłumie obok drugiego filaru od wejścia na chór, na prawo od zakrystii. W tym momencie zdarzyło się coś, co zdominowało całe moje życie. 

W jednej chwili coś dotknęło mego serca i uwierzyłem. Uwierzyłem z tak mocnym przylgnięciem, z takim wzlotem całej mej istoty, z tak potężnym przekonaniem, z taką pewnością niepozostawiającą miejsca na jakąkolwiek wątpliwość, że – od tej pory – żadne rozumowanie, żadna okoliczność mego niespokojnego życia nie były w stanie podkopać mej wiary ani jej dotknąć.

W jednej chwili przeniknęło mnie głębokie uczucie niewinności wiecznego dziecięctwa Boga: objawienie, którego nie da się opisać! Starając się, jak to często robiłem, zrekonstruować chwile następu­jące po tym nadzwyczajnym momencie, odnajduję elementy, które tworzy jeden błysk, jedną broń, jaką posłużyła się Boża Opatrzność, żeby dotknąć i otworzyć serce biednego, zrozpaczonego chłopca: jak szczę­śliwi są ludzie, którzy wierzą! Lecz czy to prawda? Tak, to prawda! Bóg istnieje, jest tutaj. On jest kimś, jest bytem osobowym jak ja! Kocha mnie, wzywa. Zapłakałem, zaszlochałem, zaś pod wpływem łagodnej melodii Adeste Fideles jeszcze bardziej wzrosło me wzruszenie. […] Wieczorem tego pamiętnego dnia przeżytego w Notre-Dame – po powrocie do domu mokrymi od deszczu ulicami, które zdały mi się zupełnie obce – sięgnąłem po Biblię.

Dzieje Jezusa znałem tylko poprzez Renana, tego szalbiercę, któremu zawierzyłem. Nie wiedziałem nawet, że Jezus nazwał się Synem Bożym. Każde słowo, każdy wers z majestatyczną prostotą podważały bezwstydne twierdzenia [Renana – przyp. autora] i otwierały mi oczy. To prawda – wyznaję wraz z setnikiem – że Jezus jest Synem Bożym. Zwrócił się do mnie, Paula, i obiecał mi swoją miłość. Zarazem jednak, jeśli nie pójdę za Nim, pozostawia mi potępienie jako jedyną alternatywę. Och, nie potrzebowałem objaśnień, czym jest piekło: spędziłem tam swój sezon. Wystarczyło mi tych kilka godzin, żeby zrozumieć, że piekło jest tam, gdzie nie ma Chrystusa. Co mnie obchodziła cała reszta świata w obliczu tego nowego i cudownego Bytu, który odsłonił się przede mną?

Ubogacony wiarą stał się jej żarliwym apostołem – przez przykład swojego życia, korespondencję i twórczość literacką. W 1893 roku wstąpił do służby dyplomatycznej. W latach 1895–1914 przebywał na placówkach w Stanach Zjednoczonych, Chinach. Austrii i w Niemczech. Po I wojnie światowej natomiast pełnił funkcje ambasadora Francji: w Brazylii, Danii, Japonii w Stanach Zjednoczonych i Belgii. W 1946 roku został członkiem Akademii Francuskiej.

Zmarł w Paryżu 23 lutego 1955 roku. W pogrzebie uczestniczył pisarz François Mauriac, któremu do głowy cisnęły się myśli o zmarłym, zapisane później przez niego w Notatniku: Claudel… Ileż ja miałbym do powiedzenia! Nie można jednak powie­dzieć nic. Świat, rzekomo wielbiąc pewnych ludzi, napastuje ich, szkaluje i niszczy, ale nie znosi, gdy się próbuje dociec o nich całej nagiej prawdy. Dzieje Claudela sprowadzają się do dramatu Łaski, która nie zmienia ludzkiej natury. Stąd owe wewnętrzne sprzeczności, które w nim zdumiewają, irytują albo nawet gorszą. Uwierzył w Boga, świadczył o Nim niezłomnie i wiernie, ale pozostawał człowiekiem pełnych pożądań, jakim był natury, tym człowiekiem o mocnych szczękach, który został wybrany, tak jak wybierany bywa każdy z nas – TAKI, JAKI JEST.

Głębię miłości Claudela do Najświętszej Maryi Panny wyraża jego wiersz Matka Boska w Południe:

Jest akurat południe. Kościół otwarty, więc wejdę, o Matko Jezusowa.

Nie przychodzę się modlić ani daru dla Ciebie w zanadrzu nie chowam.

Przychodzę tylko, o Matko, spojrzeć w Twoje oblicze,

Spojrzeć, zapłakać ze szczęścia i nie wiedzieć o niczym,

Tylko o tym, że jestem Twoim dzieckiem i o tym, że Ty jesteś ze mną.

Przez chwilę, gdy świat w południe przycicha, jakby się zdrzemnął

Nic nie mówić, a tylko przyglądać się Twojej twarzy.

Pozwolić sercu śpiewać i szeptać w swojej własnej gwarze.

Chcę być z Tobą, Maryjo, razem z Tobą w milczeniu.

Nic nie mówić, lecz śpiewać… Jak kos w zielonym cieniu

wyrażam uparcie swą radość nagłym pogwizdywaniem –

Tak moje serce, już pełne, wciąż wzbiera uradowaniem,

że jesteś aż tak piękna, czysta, niepokalana,

Niewiasta znów przywrócona do pełnej łaski Pana,

Stworzenie Boże w pierwotnej swojej chwale i rozkwicie ostatniej godziny.

Znów takie, jak wyszło z rąk Boga w tamten wspaniały ranek – pierwszy i jedyny.

Nienaruszona i niewymownie czysta, bo Matka Jezusowa.

On Prawdą w Twoich ramionach, naszą jedyną nadzieją, 

a Ty go nam jak owoc słodki racz zachować.

Ach, bo Ty jesteś Niewiastą, Rajem pradawnej, już zapomnianej słodyczy.

Twoje spojrzenie dotyka mego serca i nagle z oczu tryskają łzy w wielkiej ciszy.

Bo oto jest południe, bo oto jestem tu przed Twoim obrazem,

bo jesteś tutaj ze mną, po prostu jesteśmy na zawsze razem.

Po prostu jesteś! I jesteś tak blisko – prawie w zasięgu mej ręki

Matko Jezusa i moja! Składam Ci za to dzięki.

ks. Józef Orchowski

JÓZEF ORCHOWSKI kapłan katolicki

Proboszcz parafii fatimskiej w Bydgoszczy, pisarz Maryjny i różańcowy.
Wyszukaj jego teksty.

3 2 głosów
Oceń ten tekst
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x