Pieszo do Montichiari. Polska

W zeszłym, 2019 r. początkowo chciałem iść do sanktuarium maryjnego w Knock w Irlandii, aby zdążyć jeszcze przed brexitem. Z powodu braku funduszy zacząłem jednak myśleć o jakimś bliższym miejscu, takim jak np. Wilno z jego Ostrą Bramą. Ale ponieważ do Wilna szedłem już parę razy i było trochę za blisko, postanowiłem pójść tam, gdzie jeszcze nie byłem – do Montichiari i pobliskiego Fontanelle.

Tam w latach 1946–1947 i od 1966 do 1976 r. Maryja objawiała się Pierinie Gilli jako Rosa Mystica – Róża Duchowna i Matka Kościoła. Wzywała do modlitwy za Kościół i kapłanów, zwłaszcza za tych, którzy porzucili stan kapłański, a także do obchodzenia we wszystkich kościołach 8 grudnia, między 12 a 13, godziny łaski i do ustanowienia 13 lipca dniem Jej święta. Poleciła również, aby chorzy i cierpiący czerpali wodę ze źródła w Fontanelle i aby wykonano figury z Jej podobizną, które będą pielgrzymowały po świecie. Jedna z takich figur 12. dnia każdego miesiąca gości u sióstr służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej w sanktuarium bł. Edmunda Bojanowskiego w Luboniu-Żabikowie, gdzie mieszkam.                    

Nie wiedząc o tym, całkowicie przypadkowo wyruszam do Montichiari 12 września, punktualnie o 13, z mojego domu, by po modlitwie w moim kościele parafialnym pw. św. Jana Pawła II udać się jeszcze po drodze do sanktuarium, żeby pomodlić się przy relikwiach bł. Edmunda Bojanowskiego. Tam widzę plakat z wizerunkiem Maryi Róży Duchownej, do której akurat wyruszam, informujący, że właśnie tego dnia o 18.30 odbędzie się spotkanie z różańcem, mszą świętą i modlitwą za kapłanów. Niestety nie mogę na nie czekać, bo tego dnia chciałbym jeszcze pokonać jakieś 30 kilometrów. Będę się modlił za nich w drodze, jak również za moich krewnych i przyjaciół, którzy są chorzy. Idę dalej przez Komorniki i Stęszew, gdzie mijam sanktuarium Matki Boskiej Stęszewskiej, które niestety jest zamknięte. Pod wieczór docieram do Strykowa, za którym w lesie rozbijam namiot na mój pierwszy nocleg. Noc jest ciepła i dobrze się wysypiam.

Książka: Maryja Róża Duchowna - Objawienia w Montichiari-Fontanelle

Maryja Róża Duchowna - Objawienia w Montichiari-Fontanelle ks. Alfons Maria Weigl, o. Thaddäus Laux, Stanisława Gamrat

Książka przedstawia historię oraz treść objawień Maryi w Montichiari-Fontanelle oraz towarzyszące im okoliczności (cud słońca, uzdrowienia). Ponadto zawiera krótką biografię widzącej, Pierini Gilli.

Zobacz

Robię zakupy w supermarkecie, wymieniam pieniądze w kantorze i przechodzę przez graniczny most na Nysie Łużyckiej, żeby znaleźć się w niemieckim Goerlitz. Nie mam już jednak czasu na zwiedzanie, bo jest po 9, a chciałbym zajść jak najdalej. Idę cały dzień spokojną drogą rowerową wzdłuż Nysy, mijając malownicze łużyckie miejscowości, takie jak Ostritz, i pobliski klasztor sióstr cysterek w Marienthal, który działa nieprzerwanie od 1234 r. i jest najdłużej funkcjonującym klasztorem w Niemczech. Jestem tam akurat o 15, więc odmawiam „Koronkę do miłosierdzia Bożego”. Dalej idę wzdłuż Nysy, co okazuje się błędem, bo jest ona dosyć krętą rzeką i nadrabiam drogi. Tak przechodzę przez następne łużyckie miejscowości: Rosenthal i Hirschfelde, z którego widać kominy polskiej elektrowni Turów, znajdującej się na przeciwległym brzegu Nysy, które strasznie dymią i szpecą krajobraz. Niestety chmurzy się i zaczyna padać. Idę jeszcze jakiś czas ścieżką rowerową biegnącą wzdłuż głównej drogi, wśród pól, aż dochodzę do przystanku autobusowego, na którym chronię się przed deszczem. Jest tu czysto i sucho i mógłbym właściwie tu zostać, żeby się przespać, nie mam jednak wody do picia i mycia i gdy przestaje padać, idę dalej. Mogę maszerować jeszcze godzinę, nim zapadnie zmrok, i dojść do Zittau, zwanego też przez Łużyczan zamieszkujących te tereny Żytawą. Po ok. 15 min dochodzę do schroniska dla rowerzystów, skąd od kobiety, która je prowadzi, dostaję wodę i informację, że nocleg tutaj kosztuje 25 euro, na co niestety mnie nie stać, więc wracam na darmowy nocleg na przystanku, zwłaszcza że znów zaczyna padać, i to porządnie. Martwi mnie tylko, że może mnie namierzyć policja, dlatego nie używając latarki, myję się, coś jem, rozwijam karimatę i śpiwór na ławce i idę spać, a deszcz cały czas uderza w drewniany dach przystanku. Dziękując Bogu, że pozwolił mi się pod nim schronić, zasypiam.

Krzysztof © Fot. K.Jędrzejewski

Rano budzę się z zimna jeszcze przed wschodem słońca, pakuję się i ruszam jak najszybciej w drogę, żeby się rozgrzać. Całe szczęście nie pada, chociaż jest pochmurno. Po 6 docieram do Zittau, na ulicach jest jeszcze pusto. W pewnej chwili widzę kobietę, która po polsku pyta jakiegoś Niemca, jak dojść do szpitala, ale on jej nie rozumie i odchodzi.  Gdy odzywam się do niej po polsku, z radości rzuca mi się na szyję. Okazuje się, że przyjechała spod Kielc, by odwiedzić koleżankę w szpitalu psychiatrycznym w Sieniawce, po drugiej stronie rzeki. Kobieta nie wiedziała, że jest on przy granicy z Niemcami, i gdy z rana wysiadła z pekaesu, poszła nie w tę stronę, co trzeba. Nieświadoma przeszła przez most graniczny i nie zauważyła, że jest w innym kraju. Zastanawiała się, co w Polsce robią sami Niemcy, których zapytała o drogę. Dopiero ja jej  uświadomiłem, że to my jesteśmy w Niemczech. Objaśniłem jej, jak ma wrócić do Polski. Całe szczęście, że się spotkaliśmy, bo jest tak roztargniona, że chyba poszłaby wgłąb Niemiec i nie wiadomo, co by ją tam czekało. Jest to jej pierwsza wizyta za granicą. Żegnam się z nią, mając nadzieję, że dotrze do szpitala, odwiedzi koleżankę i wróci szczęśliwie do domu.

Idę dalej do centrum Zittau, na rynek, który jest bardzo dobrze zachowany. Chciałbym wejść do jednego z kościołów, których jest tutaj wiele, wszystkie są jednak pozamykane. Robię parę zdjęć i opuszczam centrum, kierując się w stronę mostu na Nysie prowadzącego do Porajowa, niedaleko którego znajduje się trójstyk granic Polski, Czech i Niemiec. Przechodzę przez most i znowu jestem „u siebie”, aż nie chce się wierzyć, że jeszcze nie tak dawno to miejsce było pilnie strzeżone i trzeba było starać się o paszporty, żeby móc zrobić to, co przed chwilą zrobiłem z taką łatwością. A jeszcze wcześniej ludzie ginęli, próbując nielegalnie przekroczyć tę granicę, żeby dostać się na Zachód. Z tą myślą idę do trójstyku granic, dziękując Bogu, że tamte czasy – miejmy nadzieję – bezpowrotnie minęły. Prowadzi tam dębowa aleja, na której końcu znajduje się krzyż, u którego podstawy głosi napis w językach polskim, czeskim i niemieckim: „Jezus Chrystus Król i Pan naszych dziejów”, odwołujący się do chrześcijańskich korzeni naszych narodów. Dodatkowo umieszczony jest napis po polsku: „Wotum wdzięczności Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu za 1050-lecie Chrztu Polski i akt oddania Chrystusowi Królowi Miłosierdzia”. Pod krzyżem złożona jest wiązanka kwiatów i płonie znicz. Niedaleko powiewają flagi: polska, czeska, niemiecka i unijna. Jest piękny środowy poranek, 18 września 2019 roku. Szkoda, że nie dotarłem tutaj parę dni wcześniej, w sobotni wieczór 14 września, w święto Podwyższenia Krzyża, aby móc czuwać na krańcu Polski pod krzyżem, u stóp Chrystusa. Mam nadzieję, że inni się tu zebrali i nie był On tutaj sam, kiedy „cała” Polska zebrała się pod krzyżem we Włocławku. Modląc się pod krzyżem tu, na krańcu Polski, dziękuję Bogu, że pozwolił mi tutaj szczęśliwie do siebie dojść, i proszę Go o siłę i błogosławieństwo na dalszą drogę, która mnie czeka. Przede mną jeszcze Czechy, ponownie Niemcy, Austria i Włochy, jeśli tylko On doda mi swoich sił, abym szedł do Jego Matki do Montichiari.

Krzysztof Jędrzejewski

KRZYSZTOF JĘDRZEJEWSKI filozof

Odbywa piesze pielgrzymki do miejsc świętych w Europie, Polsce i Ziemi Świętej.
Wyszukaj jego teksty.

5 3 głosów
Oceń ten tekst
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x