Marsz dla Królowej Polski cz. 7

Ostatni etap mojego marszu rozpoczynam w poniedziałek rano 15 października w miejscowości Ariccia pod Rzymem. Mam stąd przejść do Watykanu, ponad 30 km, więc powinienem spokojnie zdążyć.Po drodze nawiedzam jeszcze sanktuarium Divino Amore poświęcone Matce Bożej Miłości. Znajduje się ono w Castel di Leva, gdzie kiedyś na wzgórzu stał średniowieczny zamek wybudowany pod koniec XIII w., który później popadł w ruinę. Do dziś pozostała z niego stara baszta, na której umieszczony był wizerunek Matki Bożej z Dzieciątkiem; teraz znajduje się tam jego kopia. To tutaj w 1740 r. wydarzył się cud, który dał początek sanktuarium. Pewien pielgrzym, który podążał do Rzymu, zabłądził w tej okolicy i został zaatakowany przez sforę psów, które chciały go rozszarpać. W ostatniej chwili dostrzegł wizerunek Matki Bożej na baszcie i zwrócił się do Niej z błaganiem o ratunek. Wtedy psy natychmiast pouciekały, a on z wdzięczności za to cudowne ocalenie przez Matkę Bożą – o czym był przekonany – zaczął wszystkim napotkanym ludziom to rozgłaszać. Pod wpływem jego entuzjastycznego świadectwa wieść o cudownym wizerunku Madonny na starej baszcie szybko rozniosła się po okolicy. Spowodowało to, że Castel di Leva zaczęły nawiedzać rzesze pielgrzymów, którzy przybywali, by prosić Maryję, aby pomagała im w ich problemach. Z czasem cuda zaczęły się mnożyć, a ruch pielgrzymkowy stał się tak intensywny, że władze kościelne zdecydowały o przeniesieniu fresku do pobliskiego kościoła Santa Maria ad Magos.

Obraz powrócił na pierwotne miejsce, z tym że nie na basztę, tylko do nowego kościoła, który wybudowano na ruinach zamku i konsekrowano w 1745 r., a w którym znajduje się do dziś. W związku z rozwojem kultu i coraz liczniejszymi cudami 13 maja 1883 r. kapituła rzymska dokonała aktu koronacji wizerunku Matki Bożej Miłości. Na początku XX w. sanktuarium zaczęło jednak podupadać, było coraz mniej nawiedzane przez wiernych i ulegało zapomnieniu. Ponowny jego rozkwit nastąpił za sprawą świętokradztwa, które miało tam miejsce. W 1930 r. skradziono srebrne wota i złoty płaszczyk ofiarowane Maryi. Ten skandaliczny czyn, nagłośniony przez prasę, spowodował oburzenie opinii publicznej i sprawił, że przypomniano sobie o sanktuarium, przeprowadzono jego renowację i ustanowiono w nim rektorat. Pierwszym rektorem został Umberto Terenzi, który przyczynił się do ponownego rozwoju pobożności maryjnej w tym miejscu. Między innymi założył żeńskie zgromadzenie zakonne córek Matki Bożej Miłości, a po wojnie męskie zgromadzenie synów Matki Bożej Miłości, które dzisiaj mają swoje domy na całym świecie.

Jednak najbardziej do rozwoju kultu Matki Bożej przyczyniło się to, że w czasie wojny, kiedy Rzymowi groziło realne zniszczenie, cudowny wizerunek Matki Bożej Miłości przeniesiono do Rzymu do kościoła św. Ignacego. Tam 4 czerwca 1944 r. zgromadzeni przed Jej wizerunkiem Rzymianie, prosząc o pomoc w ocaleniu miasta, złożyli Jej ślub, w którym zobowiązali się do odnowy życia moralnego i duchowego, wybudowania nowego sanktuarium i rozwijania dzieł miłosierdzia. Prośby mieszkańców zostały wysłuchane i Rzym ominęły wszelkie działania wojenne. Po wojnie wizerunek Maryi powrócił do sanktuarium w Castel di Leva, a ono zaczęło się dynamicznie rozwijać. Wybudowano dom dla sióstr zwany Casa della Madonna, w którym znajdują się sierociniec i warsztaty dla dziewcząt. Powstały także: nowoczesny dom opieki dla osób starszych i samotnych, kaplica spowiedzi i grota maryjna. W 1992 r., aby wypełnić obietnicę złożoną Maryi, rozpoczęto budowę nowej świątyni u stóp wzgórza, poza murami starego sanktuarium. Została ona poświęcona przez Ojca Świętego Jana Pawła II w 1999 r. Dziś sanktuarium jest najbardziej znanym w okolicy miejscem kultu maryjnego, do którego przybywają liczne pielgrzymki zorganizowane i indywidualne. Tu modli się młodzież o dobre żony i dobrych mężów, a także małżonkowie o szczęśliwe potomstwo. A Maryja Matka Miłości wysłuchuje ich próśb, o czym świadczą liczne zgromadzone wota.

Przychodzę tutaj ok. 11. Jest jeszcze czas do mszy, która ma być o 12, więc jem coś i zwiedzam sanktuarium. Oczywiście najpierw udaję się przed oblicze Maryi, by podziękować Jej, że mnie tu przywiodła, bo prawdopodobnie dlatego pobłądziłem wcześniej, aby dzisiaj móc stanąć przed Nią. Gdybym szedł nocą do Rzymu, jak chciałem pierwotnie, z pewnością minąłbym to sanktuarium, nawet do niego nie zachodząc, bo w nocy było zamknięte. Teraz mogę spokojnie spojrzeć w Jej dobre matczyne oczy i na wpatrzonego w Nią małego Jezusa. Po mszy, w której mimo że jest dzień powszedni, uczestniczy wiele osób, idę jeszcze do nowego sanktuarium, które jest w dole. Po drodze podziwiam widok z sanktuaryjnego wzgórza, z którego widać zarówno starożytne rzymskie ruiny, jak i samoloty startujące z pobliskiego lotniska w Ciampino, z którego wkrótce i ja będę odlatywał do Polski. Mijam jeszcze starą basztę z kopią wizerunku Matki Bożej. To tutaj kiedyś psy chciały pogryźć zabłąkanego pielgrzyma i to tutaj wszystko się zaczęło. Nowe sanktuarium jest wielką, nowoczesną, przeszkloną świątynią. W jej głównym ołtarzu znajduje się kopia obrazu Matki Bożej Miłości – Divino Amore – ze starego sanktuarium. Z boku znajduje się kaplica wieczystej adoracji, w której adoruję Pana Jezusa razem z innymi osobami. Następnie udaję się w dalszą drogę do Watykanu. Znowu dochodzę do Via Appia – starożytnej rzymskiej drogi, którą już szedłem wcześniej. Po drodze zwiedzam jeszcze katakumby św. Kaliksta, gdzie od połowy II do początków V w. grzebano zmarłych chrześcijan i do których kiedyś pielgrzymowano, aby nawiedzać groby świętych, męczenników i pierwszych papieży, pochowanych tutaj razem ze zwykłymi wiernymi. Pod ziemią panuje chłód i niesamowita atmosfera, którą potęguje świadomość, że miejscami schodzi się ponad 20 m i że kiedyś dokoła było pełno pogrzebanych ciał.

Królowa Różańca Świętego nr 41Zamów to wydanie "Królowej Różańca Świętego"!

…i wspieraj katolickie czasopisma!

Zobacz Zamów PDF

Po godzinnym zwiedzaniu wracam na powierzchnię do świata żywych, by iść dalej do Watykanu. Wchodzę jeszcze do przydrożnego kościółka zwanego Domine Quo Vadis, stojącego w miejscu, gdzie według legendy uciekający z Rzymu przed prześladowaniami Piotr spotkał Jezusa, który odcisnął tutaj ślady swoich stóp. W wyniku tego spotkania Piotr powrócił do wiecznego miasta, aby tam ponieść śmierć męczeńską. W kościele można zobaczyć fresk przedstawiający Maryję trzymającą małego Jezusa za stopę (dzięki czemu nazywa się Ją Madonną od Stóp), a także popiersie Henryka Sienkiewicza, który w swojej powieści „Quo vadis” rozpowszechnił tę legendę. Następnie Via Appia dochodzi do miasta i idę nią, mijając starożytny Circus Maximus, gdzie kiedyś odbywały się wyścigi rydwanów. Potem wzdłuż Tybru idę do samego Watykanu. Zachodzę jeszcze do kościoła św. Ducha, aby zobaczyć się z siostrą Ligią, która kazała mi przyjść, gdy tam dojdę. Niestety mimo szczerych chęci nie udało jej się załatwić dla mnie noclegu. Wszędzie wszystkie miejsca są pozajmowane, bo Polacy zjechali się na jutrzejszą 40. rocznicę wyboru Karola Wojtyły na papieża. Siostra daje mi kanapki na kolację i w prezencie koszulkę z podobizną Jezusa Miłosiernego, którą chciałem kupić w kościelnym sklepiku na jutrzejszą uroczystość. Dziękuję jej, a ona martwi się, gdzie będę spać. Ja się nie martwię, bo już wiem. Myję się w łazience w McDonaldzie, potem idę na plac św. Piotra pod kolumnadę. Znajduję wolne miejsce, rozkładam karimatę i śpiwór. W sumie jestem najbliżej jak się da. Ciekawym doświadczeniem jest spanie w takim miejscu. W wiecznym mieście pod kolumnadą, pod którą przez setki lat przewinęły się miliony ludzi. Czuję się tu bezpiecznie nie tylko dlatego, że co jakiś czas przejeżdża patrol policji, która pilnuje porządku. Czuję się bezpiecznie, bo wiem, że Maryja czuwa nade mną i to Ona przywiodła mnie tutaj, abym spokojnie, tak jak Jezus w Jej dłoniach mógł usnąć, by jutro znów się zbudzić.

O świcie budzą mnie polewaczki i ekipy czyszczące miasto. Trzeba się zbierać, zwłaszcza że już wkrótce na plac zaczną ściągać tłumy ludzi. Pakuję się i idę do kawiarni na poranne espresso i żeby skorzystać z toalety. Martwię się, czy ochroniarze przepuszczą mnie przez bramki bezpieczeństwa prowadzące na plac. Nie wykrywają jednak żadnych metali w moim plecaku, mimo że mam w nim szpile do namiotu i nóż. Ale przed wejściem do bazyliki ochroniarze zatrzymują mnie i każą zostawić plecak w przechowalni bagażu, która mieści się obok niej. Już bez niego wracam do bazyliki, mijam pietę Michała Anioła, zdążając do kaplicy św. Sebastiana, gdzie pod ołtarzem znajduje się sarkofag św. Jana Pawła II. O 7.30 ma się rozpocząć pierwsza msza święta. Mimo wczesnej pory jest już tutaj pełno ludzi. Klękam i modlę się przy sarkofagu, kiedy jakaś kobieta podchodzi bliżej i całuje płytę nagrobną, mówiąc do mnie, że teraz jest ostatnia szansa. Robię więc to samo i rzeczywiście zaraz płyta zostaje oddzielona od wiernych specjalną liną i ochroniarze pilnują, żeby nikt się do niej nie zbliżał. O 7.30 rozpoczyna się msza święta, którą koncelebruje kilkunastu księży. Wszystkie miejsca siedzące są zajęte, ale z pewnością byłoby znacznie więcej ludzi, gdyby nie ochroniarze, którzy nie wpuszczają już innych wiernych. Całe szczęście, że byłem wcześniej – dzięki temu mogę się cieszyć byciem na mszy w stulecie odzyskania niepodległości, przy grobie największego Polaka. Gdybym spał gdzie indziej, z pewnością nie zdążyłbym, żeby być tu i teraz.

Po mszy po raz kolejny zwiedzam bazylikę i modlę się przy grobie św. Piotra i innych papieży.  Czekam na następną mszę, na której o 10 ma być prezydent Andrzej Duda. Chciałbym być także na niej, jednak wkrótce okazuje się, że są na nią wpuszczani tylko wybrańcy, którzy mają specjalne wejściówki i są wyselekcjonowani przez BOR. Mimo że wcześniej mówiono, iż wejdą na nią wszyscy chętni. Może gdybym był kimś znanym lub miał na sobie strój góralski, toby mnie wpuścili, nie pomaga jednak nawet to, że mówię, iż przyszedłem specjalnie na tę mszę z Polski. Oczywiście mi nie wierzą. Modlę się wraz z innymi wiernymi za kotarą, za którą odbywa się msza, a którą zasłonięto szczelnie kaplicę św. Sebastiana, jakby chciano uniemożliwić nam uczestnictwo w niej nawet na odległość. Po mszy czekamy jeszcze, licząc, że może prezydencka para podejdzie na chwilę, nie mają tego jednak w planie i tylko kiwając, odchodzą otoczeni przez ochroniarzy, pozostawiając rozczarowany tłumek. Ja też już idę, pomodliwszy się jeszcze przez chwilę przy grobie św. Jana Pawła II, do którego pielgrzymowałem przez 48 dni z mojej parafii pod Jego wezwaniem w Luboniu, aby uczcić 40. rocznicę powołania Go na papieża i setną rocznicę odzyskania niepodległości, a także by podziękować za to naszej Matce i Królowej, którą On tak umiłował. Wspominam kraje i miasta, i Jej sanktuaria, które mijałem po drodze, takie jak: Górka Duchowna, Bardo, Brno, Mikulov, Wiedeń, Mariazell, Wenecja, Rawenna, Loreto, Lanciano, Pompeje, Neapol i Divino Amore. Dziękując Jej za opiekę przez całą drogę i za łaskę pielgrzymowania, a zwłaszcza za to, że jest Królową Polski.

W końcu opuszczam Watykan. Idę jeszcze raz do siostry Ligii, u której zostawiam swój plecak, aby  jeszcze pozwiedzać Rzym, gdzie właściwie na każdym kroku jest coś wartego zobaczenia. Idę od zamku św. Anioła przez Piazza del Popolo, Ołtarz Ojczyzny, Forum Romanum, do Koloseum, wszędzie po drodze wchodząc do kościołów. W końcu metrem wracam do Watykanu pod kolumnadę, aby tam się przespać i następnego dnia zobaczyć papieża udzielającego audiencji generalnej na placu św. Piotra. Później idę jeszcze do bazyliki św. Jana na Lateranie, a także oglądam święte schody i relikwie krzyża świętego w bazylice Santa Croce. Potem idę jeszcze do bazyliki Santa Maria Maggiore, aby nawiedzić żłóbek Pana Jezusa i ikonę Matki Bożej Śnieżnej, a także do kościoła św. Alfonsa, gdzie znajduje się oryginał obrazu Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Udaje mi się być tam na mszy świętej, podczas której modlę się w intencjach rodziny, przyjaciół i tych, którzy mi pomagali na mojej drodze. Niestety nie mam już zbyt wiele czasu, żeby pomodlić się dłużej. Muszę jechać autobusem na lotnisko Ciampino, aby samolotem wrócić w końcu szczęśliwie do Polski.                  

Pozdrowienia i podziękowania dla siostry Ligii za wielkie serce i troskę.

Krzysztof Jędrzejewski

KRZYSZTOF JĘDRZEJEWSKI filozof

Odbywa piesze pielgrzymki do miejsc świętych w Europie, Polsce i Ziemi Świętej.
Wyszukaj jego teksty.

0 0 głosów
Oceń ten tekst
Powiadamiaj mnie o odpowiedziach
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Czy podoba Ci się ten tekst? – Zostaw opinię!x